|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Światopogląd » Dotyk rzeczywistości
Rzeźnia koszerna numer pięć [2] Autor tekstu: Stanisław Pietrzyk
Z bydłem było inaczej. Ostatnia droga w wyglądała podobnie, lecz na końcu
korytarza czekała na zwierzęta klatka, do której wprowadzano a raczej wpędzano
czy na siłę wpychano przestraszone zwierzę. Wymiary klatki ograniczały ruchy
zwierzęcia do tego stopnia, że w zasadzie zwierzę było całkowicie
unieruchomione. Stojący na podeście powyżej klatki rzeźnik przy pomocy
urządzenia typu Radykal pozbawiał
zwierzę świadomości a często życia, bowiem bolec stalowy o średnicy około 10 mm z ogromną siłą przebijał czaszkę zwierzęcia czyniąc spustoszenie w centralnym
układzie nerwowym. Zwierzę padało jak by mu podcięto nogi, po czym ściana boczna
klatki otwierała się a podłoga uchylała tworząc pochylnię, po której bezwładne
zwierzę ześlizgiwało się na posadzkę pod windą. Dalej podobnie jak w przypadku
świń. Za nogę, głową w dół, cios w tętnicę, parę wiader krwi albo i więcej,
wnętrzności do odpowiednich wózków a czasami na posadzkę. Zapach krwi, odchodów,
często treści żołądkowych. Wszędzie ślisko, mokro. Para wydobywająca się z ciepłych jeszcze trzewi, wokół dusząca
woń kwasów żołądkowych , bo poszczególne pomieszczenia kompleksu przetwórni były w bezpośrednim sąsiedztwie i łączyły się ze sobą
ze względu na linię produkcyjną i tor kolejki.
Wokół, oprócz pracowników
ubojni i przetwórni, pracownicy działu sanitarno-weterynaryjnego w białych
kitlach pobierali próbki do badań makro i mikroskopowych, na obecność chorób, na
pasożyty. Dbali o właściwy poziom higieny w miejscu, które na pierwszy rzut oka
niewiele miało z nią wspólnego. Szczególnie wtedy, gdy niezbyt precyzyjnie
„unieruchomione" zwierzę wstawało i oszalałe z bólu i strachu biegało bez celu tam i z powrotem, przewracając się co chwilę na
śliskim podłożu. Przy okazji przestawiało i dewastowało wszystko, co znajdowało
się na jej drodze. Tak mniej więcej wyglądał tradycyjny, „humanitarny" ubój na
skalę przemysłową na potrzeby polskich konsumentów, rynków bloku wschodniego ale
również i krajów zachodnich.
Od dawna też nasze ubojnie zaopatrywały rynki
bliskowschodnie. Te rynki jednak wymagały, aby ubój zwierząt był zgodny z regułami halal (w islamie) czy
szechita (w judaizmie). Technicznie
wyglądało to (i nadal wygląda) podobnie,
różniło się tylko szczegółami.
Obie religie zabraniają spożywania wieprzowiny i krwi zwierząt.
Odpowiednie zakazy znajdują się zarówno w Starym
Testamencie (m.in. Rdz. 9,4) jak i w
muzułmańskiej świętej księdze — Koranie (Sura 5,3). Jednak ani w jednej, ani w drugiej świętej księdze nie ma zakazu
ogłuszania zwierząt przed ubojem.
Rytualny ubój w zasadzie nie zmienił się i wygląda obecnie tak samo, jak przed
wiekami. Nie będę więc opisywał w szczegółach, gdyż wszystkie niemalże media
epatują drastycznością i okropnością tych praktyk od czasu, kiedy ten niecny
proceder został nagłośniony i poruszył opinię publiczną nie tylko w Europie
Zachodniej. Zwrócę jedynie uwagę na sakralizację tego procederu i tylko na
przykładzie tej konkretnej, gdyńskiej
rzeźni.
Jak pamiętam, zawsze, kiedy planowany był ubój rytualny, co nie odbywało
się często, wytyczano metalowymi barierkami miejsce w hali ubojowej. Grupa
muzułmańskich rzeźników (obowiązkowo praktykujących i religijnych) wyznaczywszy
kierunek (al-qibla) Mekki — czyli
kierunek, w jakim zwracają się podczas modlitwy muzułmanie na całym świecie,
przystępowała do rytuału uświęconego tradycją. Każde
zabijane zwierzę musiało być ustawione zgodnie z ustalonym kierunkiem. W meczetach kierunek ten wyznacza Mihrab,
nisza w geograficznie właściwej ścianie świątyni. W praktyce wyznaczenie tego
modlitewnego kierunku w ubojniach było i jest nieco mniej precyzyjne, gdzie
„nieco" jest- delikatnie mówiąc -
eufemizmem i zależy od znajomości geografii (w niektórych polskich
ubojniach był to kierunek północno-wschodni!). Na szczęście obecnie podobno
wystarczy, że to rzeźnik stoi z twarzą we właściwym kierunku, choć nadal bywa
problem z tym „właściwym". Kolejny punkt
rytuału to modlitwa a właściwie inwokacja, wstęp do modlitwy, który rozpoczyna
zarówno każdy rozdział (sura) Koranu
(za wyjątkiem 9) jak i każdą modlitwę.
Basmala a dokładniej Bismillah
brzmi mniej więcej tak: Bi-ismi Allahi
ar-Rahmani ar-Rahim… co się przekłada W imię Allaha Litościwego i Miłosiernego... po czym tak przygotowany rzeźnik
przystępował do „litościwego i miłosiernego" podrzynania gardeł przerażonych
zwierząt.
Wprawdzie nawet uśmiercanie po uprzednim pozbawieniu świadomości nie
wyklucza cierpienia i stresu z powodu choćby niewłaściwego lub niepełnego
ogłuszenia, jednak wynika to z błędu, niedopatrzenia lub braku odpowiednich
kwalifikacji.
Inaczej
jest z ubojem rytualnym. Tu zwierzę musi odczuwać strach i ból do ostatniej
chwili, bo tego wymaga religia. Może nie tyle sama religia, ile zbudowana na
niej tradycja. A tradycję trzeba kultywować, bo tego wymaga szacunek dla
przodków, dla ojców i dziadów. Tak więc dziadowska tradycja silnie motywowana
religią ma się nadzwyczaj dobrze nawet w XXI wieku. Dzisiaj dużo się mówi o tolerancji, swobodach obywatelskich i wyznawanych światopoglądach. Ale tylko
jeden światopogląd jest prawnie chroniony. I tylko on cieszy się wyjątkowymi i nieuzasadnionymi względami. Jeśli przyjrzeć się dokładnie wszystkim większym lub
mniejszym światowym konfliktom — tym lokalnym i o międzynarodowym zasięgu -
już na pierwszy rzut oka widać, jakie jest prawdziwe ich podłoże.
Najwyraźniej można to dostrzec na
przykładzie krajów Maghrebu i innych arabskojęzycznych. Niezadowolenie społeczne — skądinąd słuszne — opór wobec tyranii reżimów autokratycznych szybko
spacyfikowali przywódcy rozmaitych ugrupowań spod znaku półksiężyca i w ten
sposób ludzie trafili z deszczu pod rynnę. W miejscu braku demokracji lada
moment może zagościć szariat i
jedną tyranię zastąpi druga — dyktatura teokratyczna.
Nie wiem, czy tego pragnęli ci, którzy na ulicach Kairu, Trypolisu i innych
miast nad wyraz ekspresyjnie wyrażali swoje niezadowolenie. Jednak widząc tłumy
tych niezadowolonych, ich wykrzywione nienawiścią twarze wrzeszczące bezmyślnie
"Allahu Akbar!" mam ambiwalentne
uczucia i coraz mniej we mnie współczucia. To tacy ludzie, kierujący się
emocjami zamiast rozumem, ulegający pokrętnej retoryce ortodoksyjnych przywódców
religijnych, z nienależnym szacunkiem traktujący tradycję i religię — co w wielu
przypadkach jest synonimem — odwołują się do tolerancji i poszanowania swobód
religijnych, próbując wywierać naciski w kwestii uboju zwierząt na władzach
krajów, w których są mniejszością. I robią to skutecznie, co nie napawa
optymizmem i niedobrze rokuje na przyszłość postępowej części świata. W imię
politycznej poprawności, tolerancji i poszanowania praw mniejszości zezwala się
na barbarzyńskie praktyki, których miejscem dawno powinien być śmietnik
historii. Mówiąc wprost — władze krajów cywilizowanych dają zielone światło dla
obskurantyzmu, zacofania i braku tolerancji. Bo tolerować tych, którzy nie
respektują i nie szanują a tym samym nie tolerują praw krajów, które ich
przygarnęły — to tolerować nietolerancję. A na to godzić się nie można. Bo
dzisiaj rytualny ubój zwierząt, a jutro?
Jutro może jednak nie będzie jeszcze tak źle. Może, bo Unia Europejska (i
postępowa część świata) wymusza poszanowanie praw zwierząt i humanitarne ich
traktowanie w trakcie uśmiercania. A to wiąże się z wprowadzeniem „odpowiednich
procedur, precyzyjnie określonego sprzętu oraz pracowników, którzy będą
monitorować prawidłowe wykonywanie tych czynności". Dodatkowo fakt, że zgodnie z dyrektywą Rady Unii (93/119) z powodu nieprawidłowo przeprowadzonego ogłuszenia
może dojść do zatrzymania linii produkcyjnej a co się z tym wiąże — spowoduje
straty — wymusi przestrzeganie określonych procedur i wyeliminowanie wszelkich
nieprawidłowości. Tak przynajmniej ma być. A czy będzie, to w znacznej mierze
będzie zależało od tego, czy na humanitaryzm stać będzie polskich rzeźników czy
tylko humanistów.
Pisząc ten tekst nie miałem zamiaru dokonania zmian upodobań kulinarnych
czy wywołania odruchu wymiotnego u zwolenników schabu, golonki czy innych
mięsnych specjałów. Chciałem jedynie,
aby człowiek, jako istota wszystkożerna, nie wyróżniał się spośród innych
mięsożernych kręgowców wyjątkowym okrucieństwem i bestialstwem. I oby stać nas
było jeśli nie na empatię, to przynajmniej na odrobinę współczucia dla zwierząt,
które w takiej czy innej postaci trafiają na talerze tych, którzy ich walory
smakowe i odżywcze szczególnie cenią. I aby każdy wiedział, z jakiego uboju
pochodzi mięso, które spożywa.
I żeby wreszcie zwolennicy okrutnego rytuału przestali pleść bzdury o bezbolesnej i bezstresowej śmierci zwierząt zabijanych zgodnie z tradycją i religią. Wyniki
badań naukowych, które są dostępne i bez problemu można znaleźć na stronach
Internetu, nie pozostawiają cienia wątpliwości, że zwierzęta przed śmiercią
doświadczają ogromnego poziomu stresu i bólu. Natomiast nie ma żadnych dowodów
na to, co bredzą zwolennicy halal czy
szechity.
I oby rozum ludzki był miarą
wszelkich dokonań mierząc je tak, aby maksyma „Człowiek — to brzmi dumnie"
wypowiadana była z przekonaniem i bez rumieńca wstydu na twarzy. Bo, jak miał
mawiać Mark Twain,
Człowiek to jedyne zwierzę, które się
rumieni. I jedyne, które ma za co.
1 2
« Dotyk rzeczywistości (Publikacja: 06-03-2013 Ostatnia zmiana: 15-07-2013)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8801 |
|