Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.049.119 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 291 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Sursum corda, ale nie wyżej mózgu."
 Kościół i Katolicyzm » Historia Kościoła » Kościół w Polsce

Koła historii. Kilka kartek z Głosu Polskiego [2]
Autor tekstu:

Jak się to odbić musi na stosunku do zadań obrony krajowej obywateli innych wymagań, a przedewszystkiem obywateli dojrzałych do umiłowania osobistej wolności przekonań, wykraczającej poza wszelkie wyznania i dogmaty?

Żarliwość, z jaką kler w dobie obecnej oddał się na służbę klasom kapitalistycznym, stając na straży stanu ich posiadania, oraz ich przywileju społecznego, dostatecznie jest znana z wystąpień sejmowych ks. Lutosławskiego i Teodorowicza. Jakież spustoszenia czynić one muszą w szeregach armji, która w olbrzymiej swej części składa się przecież nie z synów obszarników i bankierów, ale z synów ludu pracującego wsi i miast? Te spustoszenia stanowią olbrzymi haracz, jaki kierownictwo spraw wojskowych, w osobie obecnego swego przedstawiciela złożyło u stóp interesu watykańskiego. Na ten haracz składają się wskazane wyżej uszczerbki, na jakie armję naszą narażają księża, generalskie noszący szarże w najwyższej instytucji wojskowej.

Najgroźniejszą bodaj stroną tego stanu rzeczy jest bezpośrednie na duszę żołnierza polskiego oddziaływanie kleru w kierunku wzmagania uwagi dla pierwiastków cudowności, nadprzyrodzoności i wogóle fantastyczności w dziele obrony kraju.

Dla kleru wygrane oręża polskiego w roku 1920 nie jest dziełem męstwa polskiego żołnierza i energji dowództwa; zwycięstwo jest aktem cudu niebieskiego, a sprawcami cudu są zasługi i modły kościoła. Tak to piękną legendę „Cudu nad Wisłą" przerabia duchowieństwo na rzecz wzmożenia swego stanowiska w narodzie.

A czyż ci, którzy istotnie nad bezpieczeństwem granic czuwać powinni, nie rozumieją, że kler, egzaltując w bezkrytycznych masach czynnik cudowności, niweczy w ten sposób wszelki w żołnierzu zmysł dla rzeczywistości, dla zagadnień konkretnych?

Na końcu jedna uwaga, będąca małem zestawieniem. W arcykatolickiej cesarsko-apostolskiej monarchji Habsburgów wystarczał w okresie dawnym jeden-jedyny generał w sutannie, na całą armję — jeden! U nas, w republice, niemającej żadnych szczególnych na rzecz Rzymu zobowiązań, posiadamy aż czterech generałów-księży.

Pytamy raz jeszcze; w imię czego Polskę obarczono tak straszliwym haraczem na rzecz Watykanu, haraczem płaconym najistotniejszemi wartościami w zakresie jedności, mocy i tężyzny naszej obrony krajowej? [ 2 ]

Wątpliwości autora co do lojalności kleru wobec państwa i narodu znalazły nieoczekiwane potwierdzenie trzy lata później, o czym będzie na samym końcu. W kolejnym artykule "Kler polski od strony Watykanu" pisał:

Charakteryzując kwalifikacje kleru katolickiego w Polsce, kwalifikacje obywatelskie i narodowe, miałem już sposobność zwrócenia uwagi na ich wysoce wątpliwą wartość. Większość infuł pasterskich oraz arcypasterskich wyrosła w cieniu dworów zaborczych Petersburga, Wiednia i Berlina, poza ośrodkami inicjatywy i woli polskiej.

Hierarchja kościoła katolickiego w naszem młodem państwie, w trzech czwartych swego składu personalnego, stanowi puściznę, przekazaną nam przez obce i wrogie monarchje. Z monarchji tych tylko jedna była katolicka; dwie inne stały w antagoniźmie do organizacji katolickiej i uchodziły za ostoję walki przeciwko niej. W zaborze rosyjskim, gdzie, jak wiadomo, biurokracja chętnie utożsamiała polskość z katolicyzmem, usiłowano ze szczególnym nakładem środków deprawować katolicyzm aby podkopać polskość. Że usiłowania te nie zawsze pozostawały bezskuteczne, świadczy pamiętny przykład Jasnej Góry: skoro tak wysokie progi nie oparły się w pewnej chwili pokusie zbrodniczej, cóż za rękojmię mogły dawać progi niższe, mniej czujną otoczone troską?

Rzeczpospolita, niepodległość swą utwierdziwszy na wyjarzmionych ziemiach, zajęła stanowisko niezależne i odporne wobec całego systematu walorów, ustalonych a raczej narzuconych w okresie niewoli. Odwróciła całą skalę hierarchji narodowo-politycznej: wyjątek, jak się okazało, uczyniła tylko dla hierarchji kościoła katolickiego.

Gdy wszystko, co nosiło na sobie pieczęć cesarską, padło w proch i zagładę, grzebiąc pod gruzami radę regencyjną, ten ostatni wyraz kompromisu z niewolą; gdy wczorajsi wygnańcy i tułacze obejmowali stanowiska ministrów i generałów; gdy wczorajszy więzień stanu stał się naczelnikiem państwa, jedynie stolice biskupie pozostały w posiadaniu dawnych hierarchów; jedynie infuły biskupie przekroczyły święty próg niepodległości z pieczęcią aprobaty cesarskiej.

A przecież Rzeczpospolita, w imię swego zwierzchniczego prawa, miała wszelkie po temu zasady, aby, bądź dokonać rozdziału kościoła od państwa, bądź też, zatrzymując kościół w obrębie instytucji państwowych, poddać jego hierarchję takiej samej weryfikacji, jaką przeprowadzono w innych dziedzinach życia państwowego. Państwo, płacąc pensję biskupowi, powinno wiedzieć, komu ją płaci, i czy osobnik odpowiada próbierzom, stawianym przez godność Rzeczypospolitej; udzielając mu cząstkę swej władzy, powinno wiedzieć, w jakie ją oddaje ręce.

Zaniedbawszy przeprowadzenia niezbędnej weryfikacji, rząd Rzeczypospolitej dopuścił się w stosunku do kościoła i jego funkcji w państwie takiej lekkomyślności, na jaką nie pozwolił sobie nawet wobec administracji samorządowej, albo szkolnictwa początkowego. A tymczasem nauczyciel ludowy lub burmistrz czyż mogą mierzyć się skalą wpływu ze stanowiskiem proboszcza, przeora, biskupa, arcybiskupa?

Ale tu, zapewne, niejednemu z czytelników wyrwie się zapytanie:

— A Watykan? Czyż naturalną władzą kleru katolickiego nie jest stolica rzymska? Czyż ona nie jest zarazem najwyższą rękojmią umysłowego i moralnego doboru hierarchji kościelnej?

Otóż na to pytanie trzeba odpowiedzieć, że żadnego kraju duchowieństwo tak nisko nie jest szacowane przez Watykan, jak właśnie duchowieństwo polskie. Jeżeli kwalifikacje jego od strony państwa polskiego przedstawiają się, w trzech czwartych, bardzo wątpliwie, to od strony Rzymu przedstawiają się bodaj jeszcze gorzej.

Episkopat polski znany jest w Watykanie tylko ze swego zamiłowania do intryg djecezjalnych, z parafjańskiej zaiste ignorancji nawet w rzeczach apologetyki i dogmatyki, prawa i filozofji scholastycznej. Przedmiotem niesmaku stały się w Rzymie ustawiczne prałatów i kanoników polskich pielgrzymki do Watykanu, będące prawdziwym popisem ambicji, wzajemnej obmowy, karjerowiczostwa i nieuctwa. Jeden przybywa tu w tajemnicy przed drugim; chyłkiem przekrada się do kancelarji watykańskich, by wyjednać, tytuł, zaszczyt, infułę, djecezję; poczem uchodzi również w sekrecie, unosząc ten lub inny „gościniec" lub zgoła żegnany ironicznem, urągliwem wejrzeniem tych, co istotną władzę kościoła sprawują.

Gdy bowiem episkopat polski wędruje do Rzymu po to, aby sycić swą próżność lub kłócić się między sobą o stanowiska i prebendy w kraju, duchowieństwo innych narodów tymczasem dzieli między siebie te olbrzymie kościelne obszary rządu i władzy, których stolicą, mimo wszystko, nie przestaje być wzgórze watykańskie. Mówią tu, rzecz prosta, o władzy politycznej, o potędze wpływów i oddziaływań społecznych, o sile sugestji, jaka na świat cały idzie z centrali katolicyzmu.

Polska płaci olbrzymią dań roczną do centrali rzymskiej; ale wpływ polityczny, jakim rozporządza, ustępuje wpływom Kolumbji lub Hondurasu. Maleńka Belgja, przeważnie protestancka Holandja ma w sferach rządu papieskiego stanowisko dziesięćkroć mocniejsze, niż największe państwo katolickie wschodu Europy — Polska. Ale bo też kler tych państw przybywa do Rzymu nietylko po kapelusze kardynalskie i szambelanje dworskie, ale po to, aby swą wiedzą, pracą, talentem, nieustępliwą żarliwością służby wejść, wedrzeć się w instytucję najwyższego urzędu kościoła; by zająć tam doniosłe posterunki wpływu; by narodowi swemu i swemu państwu zapewnić w ogólnej kościoła polityce poszanowanie jego odrębnych interesów, spraw dążeń i postulatów. Idą oni w służbę Watykanu, aby tam, w centrali stać na straży swoich praw narodowych; aby nie oddać narodu swego na narzędzie, ale przeciwnie, wpływy kościoła spożytkować na rzecz swego kraju. To też na wysokich i najwyższych urzędach kościelnych w Rzymie spotykamy niemców i anglików, belgów i brazyljan, Irlandczyków, chińczyków, obywateli Jawy, Sjamu, Patagonji, Kanady, Ziemi Ognistej: z pośród kleru polskiego znajdziemy jedną jedyną tylko osobistość, o której rzec można, że piastuje pewien urząd poważny w państwie watykańskiem; w mechaniźmie władzy papieskiej. Nie wspominam, rzecz prosta, o takich polakach, którzy zachowali jedynie nazwę swego narodu, ale utracili całkiem związek swój z ojczyzną i znaleźli nowa ojczyznę w Watykanie. Poza nimi wszakże, i poza tą samotną jednostką, o której nadmieniłem, możecie nietylko ze świecą, ale ze świecznikiem w ręku szukać sutanny albo infuły polskiej śród jedenastu tysięcy sal Watykanu, śród rozległych jego instytucji i urzędów: w poczekalniach petentów lub w przedpokojach znajdziecie tego lub owego; w ośrodkach władzy — nikogo.

Znaczy to: kościół katolicki w Polsce rządzony jest w Rzymie przez włochów, przez niemców, przez holendrów, przez wszystkich — tylko nie przez polaków.

Łatwo wysnuć stąd konsekwencje, bezpośrednio już, na gruncie czysto politycznym, dotyczących interesów Rzeczypospolitej i odbijające się w zakresie jej suwerenności.

Można bowiem, oczywiście, zająć stanowisko absolutnej negacji Watykanu, uchylić polityczne z nim stosunki i iść drogą konsekwentnej laicyzacji państwa; taką drogę wybrała Francja przedwojenna; do takiej zda się powracać obecna Francja Herriota, Poincarego i Bluma.

Ale nawiązywać z Watykanem konkordat, dopuszczać go do współudziału w rządach społeczeństwa, a jednocześnie nie mieć w jego instytucjach najmniejszego czynnika, wpływu i oparcia dla siebie, gdy mają go wszyscy nasi sąsiedzi i nasi otwarci wrogowie, jest to samo, co zasiadać do gry, z góry atuty wszystkie ustąpiwszy partnerowi.

Oto, jak pomściło się na Rzeczypospolitej zaniedbanie tego, co było obowiązkiem jego rządu nazajutrz po wielkim dniu Zmartwychwstania: zaniedbanie zdarcia ze siebie tych strzępów i łachmanów pleśni, które były szczątkami stuletniej niewoli. [ 3 ]


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (4)..   


 Przypisy:
[ 2 ] J. Przemyski. Straszliwy haracz. Głos Polski, 1922-08-19 R.5 Nr 226
[ 3 ] J. Przemyski. Kler polski od strony Watykanu. Głos Polski, 1924-09-19 R.7 Nr 257

« Kościół w Polsce   (Publikacja: 31-05-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jerzy Neuhoff

 Liczba tekstów na portalu: 97  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Paradoks
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8990 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365