Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.418.019 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 218 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
(..) przecież żadnych świadectw o istnieniu Abrahama poza przekazem z Księgi Rodzaju nie ma. Nie ma powodu do odrzucenia poglądu, że cały cykl Abrahamowy (..) jest zbiorem mitów.
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Atena i piraci - powiastka filozoficzna [1]
Autor tekstu:

Dwanaście lat mija od tamtego trudnego dnia. Jego blaknące wspomnienie nabiera nagle barw, gdy buszując — z nadmiaru czasu — w moim laptopie natrafiam na dość szczegółowy zapis tamtych godzin. Na opowiastkę filozoficzną, której początkiem było moje ówczesne wypracowanie szkolne, uznane przez życzliwych starszych przyjaciół za godne rozwinięcia i publikacji. Czytam ją poruszony zgodnością z tym, co wówczas rzeczywiście myślałem i co rzeczywiście zawarłbym w owym wypracowaniu, gdyby szkolne zwyczaje pozwalały powiedzieć więcej. Dopinguje mnie do myślenia o tamtym dniu potrzeba zajęcia umysłu czymś innym niż wyglądanie przez okno w wielkim obcym mieście wytrąconym z równowagi. Ale o tym — na końcu, na razie - sam ów dzień, albo raczej jego druga część.

*

„Mam wówczas" - dodaję dzisiaj — „szesnaście lat", jest grudniowe sobotnie popołudnie w Polsce. W Radomiu, w naszym mieszkaniu dość daleko od centrum. W pokoju zapada półmrok. Ogień płonący w kominku rzuca smugę ciepłego światła na empirowe biurko. Ulubiony sprzęt mego dziadka, filologa klasycznego. Na biurku od lewej mosiężna lampa, rząd słowników po środku, figura zbrojnej Ateny w prawym rogu.

Zostałem w domu sam, rodzice-lekarze — w szpitalu na dyżurze, wrócą późno. Korzystając z niemal doskonałej ciszy, zabieram się do wypracowania na temat Europy. Jest, a właściwie dobiega końca, rok niezwykły- tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty dziewiąty. W moim liceum, chyba z tego powodu, piszemy coraz to nowe prace o jej cywilizacyjnym dorobku. Tym razem trzeba odpowiedzieć na pytanie o wkład Europejczyków do kultury światowej. Zwlekam z rozpoczęciem, bo temat jest trudny, może za trudny dla człowieka w moim wieku. W dodatku jestem przeziębiony, czuję rosnącą gorączkę, choć nie mogę tego stwierdzić obiektywnie, bo przed chwilą przez nieuwagę stłukłem termometr.

Jakby z prośbą o pomoc spoglądam na figurę Ateny, ulubionej bogini dziadka. Ja również darzę ją sympatią szczególną, chociaż jako symbol ateńskiego państwa mogła budzić podejrzenie, iż usprawiedliwia jego przemoc wobec innych ludów. Ale w rzeczywistości — w naszym przekonaniu — moim i dziadkowym - postać ze wszech miar szlachetna, nie darmo przez wielu postrzegana tak właśnie. Opiekunka mądrości, sztuk, nauk, pokojowych prac w rzemiośle i na roli! Reformatorka Areopagu, obrończyni ludu przed tyranią możnych! Patronka sprawiedliwego pokoju i uczciwej walki o dobrą sprawę! Nieprzejednana przeciwniczka swego brata Aresa, krwawego boga wojny i pożogi! Nasza Sowiooka, piękna i dzielna Atena!

Siedząc naprzeciw, uważniej przyglądam się figurze, która w migocącym blasku ognia zdaje się nabierać życia i patrzeć na mnie. W pewnym momencie mam wrażenie, że jej głowa lekkim ruchem wskazuje na okno. Śmieję się z mego złudzenia, lecz wstaję z fotela i papierową chusteczką przecieram zaparowane szyby. Na dole moja ulica, jedna z zapuszczonych radomskich ulic, dzisiaj dzięki białej powłoce świeżego śniegu — czysta i odświętna.

Pod nieczynną latarnią majaczy ciemna sylwetka. Nieco zgarbiona, w zniszczonym płaszczu z kapturem. Zapewne znajomy sąsiad, jak zwykle pijany o tej porze. A może ktoś zupełnie inny, jakiś grecki cynicko-stoicki filozof, myślę żartem? Lecz w świetle rozumu — zwykły biedny naukowiec albo nauczyciel na rencie. Jak się wydaje, kompletnie sfiksowany. Trzymając się latarni prawą ręką, gestykuluje lewą i, z twarzą skierowaną ku mojemu oknu, przemawia głośno i strasznie poważnie jak z podręcznika starożytnej filozofii. O wspólnym dobru, powszechnym braterstwie, cnocie umiarkowania i panowaniu nad sobą. Nagle przerywa, jakby oświecony nową myślą lub skonfundowany. Lecz za chwilę, zatoczywszy ramieniem szeroki krąg, mówi dalej, nadal tak głośno, że słyszę doskonale.

Być może dzięki jego elokwencji, albo wskutek gorączki, zaczynam widzieć wszystko, o czym opowiada. Najpierw pod jasnym niebem i w pełnym słońcu świątynie na wzgórzach, z szeregami kolumn i malowanymi rzeźbami w tympanonach. Rolników schylonych przy pługach, biały lud na agorze i statki na morzu. Młodzież w gimnazjonach i filozofów z uczniami. Wszystko jak w opowieściach dziadka. Lecz zaraz potem — jakby dla kontrastu — znikają promienie słoneczne i zapada półmrok. Robi się bardzo głośno — zewsząd wrzawa, wołania i krzyki. Już teraz krzyki wielu ludzi. I szczęk oręża, wrzask komend wojskowych, jęki rannych i umierających w bitwie. Pohukiwania zwycięzców na gromady jeńców. Rozkazy rzucane niewolnikom.

Za chwilę znowu bitwa, młody oficer wygłasza mowę. W prostej, cezariańskiej, łacinie zachęca żołnierzy do dzielności w boju. W imię domowych bogów i najświętszej świętości wielkiego imperium. I jednocześnie jakby pohukiwanie młotków przybijających ciała do drewna, także przy drogach wiodących do stolicy. I zewsząd — płacz bliskich, i jęk karanych za nieposłuszeństwo. Ale także, w tym samym czasie — ciche i uspokajające poskrzypywanie rylców na tabliczkach, zapewne przy spisywaniu regulacji prawnych, wierszy miłosnych, pełnych szacunku dla człowieka rad filozofów. I zarazem odgłosy pracy na lądzie i ziemi, w portach, zakładach rzemieślniczych i na roli, jakby ktoś śpiewał: pax, pax, pax- pax od rana, do wieczora i w nocy — wszędzie, nareszcie, na zawsze.

Ale niedługo trwał ten spokój, bo już po chwili zaczynam słyszeć nowe głosy i odgłosy wojenne. Barbarzyńskie krzyki w przedziwnych językach, huk rozwalanych świątyń, grzmot kolumn padających na bruk ulicy. I przez dłuższy czas już tylko beczenie kóz na zburzonych imperialnych rynkach, porastających trawą coraz gęstszą, rozświerszczoną cykadami. Potem znowu odgłosy intensywnej pracy - nadzorców, robotników, niewolników budujących zamki, młyny, katedry, klasztory. Lecz zaraz znowu — strasznie nieprzyjemne dźwięki, jakby wołania torturowanych o litość i zmiłowanie. I zarazem potem, na pociechę, pieśni słodkie i odurzające jak kadzidło. Chwalące niewysłowioną moc dobra, miłości i współczucia wszystkich dla wszystkich.

Po kolejnej, tym razem dłuższej, przerwie — coś zupełnie innego: Szmer ożywionych rozmów i monologów tak eleganckich, pełnych swady i wycyzelowanych, że wyobraziłem sobie jasny salon o wielkich oknach i gromadkę postaci w białych perukach przy okrągłym stole. Muzyka — jakby samego Mozarta — dała się słyszeć z sąsiedniego pomieszczenia, a w głównym salonie ktoś rozprawiał — ostrożnie modulowanym głosem — i bardzo uczenie. O greckiej filantropii, rzymskiej humanitas i ciemnościach wieków minionych. A także o definitywnym nastaniu powszechnego światła i rozumu, niosącego wolność i braterstwo. Czy wspomniano równość, nie zdołałem usłyszeć, nagle bowiem zaczęły dolatywać z ulicy jakieś nieznane mi huki i stukoty. Jakby taszczonych szaf bibliotecznych i okrągłych stołów. Coś na kształt rewolucyjnej barykady zdawało się rosnąć za oknem.

Wytężywszy wzrok, dostrzegłem zarysy piętrzącej się zapory, tłumy ludzi po obu stronach, a na samym środku, na wysokim kiju - coś, co na pierwszy rzut oka zidentyfikowałem jako znak wojskowy o srebrzystym połysku. Po dokładniejszej obserwacji stwierdziłem jednak, że była to po prostu biała - lecz już mocno przybrudzona — peruka, jedna z tych, jakie mieli na głowach owi filozofowie, których jeszcze przed chwilą słuchałem w jasnym salonie. Jakby i ona miała swój udział w powstaniu całego tego zamieszania, na pewno krwawego w skutkach! Przypomniała mi się zaraz niedawna lekcja religii o racjonalnym humanizmie jako o przyczynie terroru, zepsucia moralności i rzezi. Niezdolny do przypomnienia sobie, co sam sądzę na ten temat, oddaliłem się od okna, dołożyłem drew do ognia, siadłem w fotelu na wprost kominka. Muszę nieco odpocząć, skupić myśli, nadać temu, co widziałem, sens wyrazistszy.

Ale nie siedzę długo: nagle słyszę, jak wyje syrena fabryczna, a wysoka latarnia przed domem, chociaż od dawna zepsuta definitywnie, jarzy się dość jasnym światłem. Podrywam się z fotela i jeszcze raz podbiegam do okna. Prószy śnieg, lecz dzięki zapalonej latarni widoczność jest całkiem dobra. Z lewej strony, od dzielnicy fabryk - nadciąga powoli, jak kiedyś podobno, ogromny, niekończący się tłum. Robotnicy, faceci w garniturach, młode i starsze panie w garsonkach, policja i wojsko w mundurach. Z głuchym pogrzmotem nadciągającej burzy wchodzą do śródmieścia. Przysadzisty facet w średnim wieku, z szeroką brodą jak święty Piotr, idzie na samym przedzie, pod lewym ramieniem trzyma grubą księgę i pałeczką trzymaną w obu dłoniach bije w bęben. W przerwach między bębnieniem woła coś do wszystkich ludzi świata, a dalsze jego słowa zlewają się w jedno z coraz głośniejszym pomrukiem tłumu.

Co się dalej działo na ulicy, nie wiem, ponieważ na moment zamknąłem oczy. Zamknąłem je, by skupić uwagę - straciwszy rozeznanie, jakie miejsce i jaki czas oglądam przez okno. Przeszłość czy teraźniejszość, tu i teraz rzeczywiście w naszym mieście? W dodatku właśnie w tym momencie rozległo się dudnienie stóp na klatce schodowej, huk otwieranych gwałtownie drzwi w kilku mieszkaniach na raz i wołanie przerażonym głosem: lekarza, lekarza, gdzie jest lekarz! Pomyślałem o ojcu i matce — niedobrze, że nie ma ich w domu w tak niespokojnych chwilach, a poza tym przydaliby się nie tylko tutaj w kamienicy, ale i tam na dole. Na wypadek, że to, co słyszę i widzę, jest realne, energicznie zasuwam ciężką zasłonę w oknie. Jeśli wpadnie jakiś rzucony z tłumu kamień, mniej uczyni zniszczenia w pokoju. Lecz nagle wszystko ucicha i za drzwiami mieszkania, i na zewnątrz budynku.

Z bijącym sercem staję przy biurku — z silnym postanowieniem niepodchodzenia do okna już ani razu. Ciąg dalszy naszej przeszłości jest mi znany i bez tego zbyt dobrze. Siadam i zapisuję gorączkowo: krew, podbój innych kontynentów, ujarzmienie słabszych ludów, znowu krew, wyzysk, bezrobocie, opór i bunt i znowu krew, oszustwo, agresja; wojna pełna krwi; prowadzona — nierzadko — pod hasłem wspierania potrzebujących, a także w imię cywilizacji i ludzkich wartości; a naprawdę dla chleba i mięsa, a zwłaszcza dla srebrzystych i czarnych diamentów, złocistego i czarnego złota, rynków zbytu i tak dalej. Jak w dawniejszej literaturze przedmiotu spoza szkolnego programu. I tu jeszcze przeszywające mrozem wspomnienia z rodzinnych opowiadań, filmów i książek — ogromne pola baraków, tory kolejowe, lasek brzozowy na horyzoncie i czarne dymy. Nie, nigdy więcej, dosyć myślenia o dziejach Europy!

Popatrzyłem na posążek Ateny i pomyślałem o niej jako o symbolu mądrości i chyba także filozofii. Może przynajmniej z niej, z filozofii, można być dumnym szczerze. Przynajmniej po części — z tej nieco dawniejszej i całkiem dawnej, zwłaszcza z tej „praktycznej", nad którą pracuje dziadek. Z namysłu nad sprawiedliwym państwem i rozumną myślą techniczną, ale też z twardej logiki prawdy i fałszu. Z odróżniania między krzywdą a słusznością, z mierzenia wszystkiego wedle owoców jak w wypadku pomidorów i drzew figowych. Z pojęcia sprawiedliwości i z etyki współczucia, ale też z solidarnej walki o lepszy świat, który — jak czytam we francuskim Internecie - jest możliwy.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Z ziemi egipskiej
Dlaczego jesteś ateistą?

 Zobacz komentarze (1)..   


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 12-02-2011 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jerzy Drewnowski
Ur.1941, historyk nauki i filozof, były pracownik PAN, Akademii Lessinga i Uniwersytetu Technicznego w Cottbus, kilkakrotny stypendysta Deutsche Forschungsgemeinschaft i Biblioteki Księcia Augusta w Wolfenbüttel. Współzałożyciel Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Pracował przez wiele lat, w Polsce i w Niemczech, nad edycją „Dzieł Wszystkich” Mikołaja Kopernika. Kopernikowi, jako uczonemu czynnemu politycznie, poświęcił pracę doktorską. W pracy habilitacyjnej zajął się moralną i społeczną samoświadomością uczonych polskich XIV i XV wieku. Od 1989 r. mieszka w Niemczech, wiele czasu spędzając w Polsce - w Jedlni Letnisku koło Radomia, gdzie wraz ze Stanisławem Matułą stworzył nieformalne miejsce spotkań ludzi duchowo niezależnych z kraju i zagranicy. Swoją obecną refleksję filozoficzną zalicza do „europejskiej filozofii wyzwolenia”. Nadaje jej formę esejów, wierszy i powiastek filozoficznych.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 24  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Niezapomniane oko Polifema. Opowiadanie dla licealistów
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 918 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365