|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki
Paradoks [2] Autor tekstu: Jerzy Neuhoff
Trochę gorzej wygląda to na polu biologii. Niebawem hipoteza Oparina, a zaraz po niej Haldane’a będą obchodziły swoje stulecia istnienia, doświadczenia
Millera i Ureya też już mają za sobą sześćdziesiąt lat, o całej reszcie świeższych nie ma co wspominać, ale 'sztucznego' życia, jeżeli życie może być
sztuczne, jeszcze nie stworzono. To pozwala na lansowanie tezy o niemożliwości dokonania tego albo o niedopuszczalnym przekraczaniu pewnych granic i
wchodzeniu na obszar zastrzeżony dla Stwórcy. Mimo gromów rzucanych na niektóre badania, a jeszcze większych na praktyczne zastosowania ich wyników,
badania trwają, w czym zapewne pomaga istnienie międzynarodowej konkurencji. Te najpoważniejsze prace, najbardziej zaawansowane, czasem nawet ryzykowne
przez swoje nowatorstwo, prowadzone są, na szczęście, w krajach, w których zdanie Kościołów jest ignorowane.
Dziś nikt nie chce występować otwarcie w roli hamulcowego w stosunku do nauki. Nawet Watykan wysupłał milion dolarów i przeznaczył go na wsparcie badań nad
komórkami macierzystymi nieembrionalnego pochodzenia. Ten postępek, jakkolwiek wynikał z pewnych ideologicznych przesłanek, ale nie co do pieniędzy, tylko
materii badań, można potraktować jako 'krok we właściwym kierunku', ale nie należy liczyć na jego powtórzenie, bo nie taką rolę ta instytucja spełnia.
Jednak z obrzydzania ludziom życia, straszenia ich klonami kilku niemiłych osób albo rodzeniem się osobników bądź to bruzdą bądź z zaprogramowanymi przez
mamę i tatę zdolnościami, nie zrezygnowano. W rezultacie, nacisk Kościoła słabnie w dziedzinie filozoficznej, ale przenosi się na stronę „moralną" badań,
bo strachem, jak nie od dziś wiadomo, też można sporo zdziałać.
Co jest przyczyną zachodzącej jednak zmiany tego stosunku? Jak wiadomo, niektórzy filozofowie, już w starożytności, kwestionowali boskie pochodzenie świata
oraz samo istnienie bóstw, lecz w wieku XVIII, a we wcześniejszych znacznie mocniejsza, wszechwładza Kościoła, dokładniej rzecz biorąc — wszystkich
Kościołów, bo luteranie, kalwini i anglikanie nie różnili się pod tym względem od rzymskich katolików, zmuszała uczonych do uległości. Kilku z nich, choćby
Giordano Bruno i Miguel Servet, 'świeciło' wystarczająco jasnym przykładem płomieni swych stosów, że inni, wśród nich nawet Newton, bali się oskarżenia o
herezję lub o sprzyjanie takowym. Wprawdzie istniała swoboda prowadzenia badań naukowych, nie było jednak bezkarnej swobody ich ujawniania, czego
przykładem może być choćby nasz Kopernik.
Trudno wyjaśnić rzeczywisty cel takiego postępowania, bo te deklarowane, moralne z nazwy, są jakoś mało przemawiające. Nie po raz pierwszy jednak atakuje
się to, co ludziom może przynieść jakąś poprawę bytu jednostkowego lub społecznego, więc może to jest tak duchowa tradycja.
Być może wynika to z zadawnionych ciągot politycznych, bo nie tak jeszcze dawno Kościół, szczególnie rzymski, posiadał realną władzę polityczną, ale mało
któremu państwu wyszło to na dobre, z Państwem Kościelnym włącznie. Jedynymi, w miarę pozytywnymi przykładami polityków w sutannach, jakie przychodzą mi na
myśl to kardynałowie Richelieu i Mazarini, ale to raczej wyjątki, w każdym razie, w naszym kraju kardynałów tej klasy nie było, choć współcześni ciągoty do
władzy przejawiają. Ponieważ osiągnięcia naukowe, obalając biblijne mity, czy choćby tylko je wyjaśniając, a przez to odzierając z boskiego splendoru,
pośrednio osłabiały władzę polityczną, można się więc było ich obawiać i ta obawa pozostała.
Może jest to powodowane nostalgią za dawną, wygodną sytuacją. Prawiąc o moralności w odniesieniu do badań naukowych lub powstałych dzięki nim medycznych
technik, dekretując, co może być badane, a co nie, co może być robione, a co nie, Kościoły samowolnie ustawiają się w roli zbędnych, co gorsza -
niekompetentnych cenzorów. Niektórzy hierarchowie zapewne woleliby, aby pewnych odkryć nie rozgłaszać, jak to czynił Newton, który zwlekał z opublikowaniem
prawie czterdzieści lat, by — jak motywował — nie dostały się w ręce niepowołane, to jednak nie uchroniło go od teologicznej krytyki a przyczyniło się do
sporu z Leibnizem o pierwszeństwo w odkryciu rachunku różniczkowego i całkowego. Dziś przeważa inna postawa — odkrycia się publikuje, bywa, że
przedwcześnie, jak to się zdarzyło z zimną fuzją, klonowaniem ludzkich zarodków, czy nadświetlnymi neutrinami. Przyznanie pierwszeństwa odkrycia daje
osobistą korzyść uczonemu, ot choćby nagrodę Nobla i prestiż, równie szybko znajdują się też ci, którzy potrafią na odkryciach zbić interes, przysparzając
majątku sobie i wygody innym, jest to więc sytuacja korzystna dla ludzkości.
Historia uczy, że próby zatrzymania nauki w rozwoju są skazane na porażkę, więc logiki w ich ponawianiu nie dostrzegam. Właśnie, à propos logiki. Podczas
emocjonującej dyskusji, którą wywołałem wcześniej, padło pytanie o rzeczywistą lub domniemaną logikę świata i o jej przejawy. Jeśli o mnie chodzi, to widzę
ją w materialności i notorycznej powtarzalności zjawisk przyrodniczych, i tylko w tym.
'Materialność', o co pytał nie tak dawno jeden z forumowiczów, jest pierwszą pochodną pojęcia materii, ta zaś jest filozoficzną kategorią służącą do
oznaczania obiektywnej rzeczywistości, która dana jest człowiekowi we wrażeniach, którą nasze wrażenia kopiują, fotografują, odzwierciedlają, a która
istnieje niezależnie od nich, jak to określił ów zapominany filozof. Notoryczna powtarzalność, to nic innego, jak pewność, że nie ma powodów, by
gdziekolwiek rzut ukośny odbywał się po innej krzywej, a nie po paraboli, by którakolwiek z odkrywanych obecnie planet poruszała się zygzakiem, a nie po
elipsie, atomy węgla na wszystkich możliwych planetach, asteroidach i gwiazdach nie tworzyły tlenku albo dwutlenku węgla, rezygnując z pięciotlenku, zaś
nasz ulubiony związek, czyli C2H5OH, gdzieś tam nie miał swoich sympatycznych właściwości.
Jednym słowem — cudów nie ma! I na tym polega cała logika i racjonalność świata.
P.S. Książka Edwarda Dolnicka, której pełny tytuł brzmi „Wielki Zegar Wszechświata. Wiek geniuszy i narodziny nowoczesnej nauki", napisana jest dobrze,
czyta się ją bez znużenia, bo rozdziały są króciutkie. Trochę się tylko zdziwiłem, że wydawnictwo Prószyński i S-ka przepuściło błąd w podpisie rysunku na
s. 183, no i kilka razy, na s. 253 i 254, wartość przyspieszenia ziemskiego równą 20 m/s2. Na stronie 272 jest natomiast błąd grubszego kalibru w
wyjaśnieniu przyczyn prawa odwróconych kwadratów. Jest to chyba błąd autora, bo nic nie wskazuje, aby pochodził od tłumacza.
1 2
« Recenzje i krytyki (Publikacja: 20-01-2014 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9548 |
|