Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.151.551 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
"Naszą bitwę o uczciwość przegrał Kazimierz Wielki, potem Jan Łaski, Frycz-Modrzewski i paru innych, dla Zamoyskiego ważna była już tylko kasa. Potem był syfilis romantyzmu oddzielonego od rzeczywistości zboczeniem chciejstwa... Szczepionka oświecenia była zbyt słaba i syfilis romantyzmu rozlał się jak zaraza, a wreszcie przyjął formę chronicznego i dziedzicznego schorzenia. Oświecenie miało niewielkie..

Dodaj swój komentarz…
Marcin Kurczewski - Nie Wolter...
To nie Wolter a kanclerz Zamojski. Warto pamiętać bo to ładny i nieczęsty przykład z naszej własnej tradycji
Autor: Marcin Kurczewski Dodano: 28-03-2007
Reklama
Michał Mądry - Jednoznaczność
Panie Piotrze, polecam książkę Jonosa Kisa "Aborcja" w której analizował problem kompromisu. Kompromis zawieramy nie dla tego, że jesteśmy słabi ale dlatego, że szukamy tego co łączy a nie dzieli. Niedawno rozmawiałem, z bardzo dobrze zorientowaną w sprawach wiary katechetką (autorką podręczników do katechezy) i może się Pan zdziwi, choć całym sercem jest po stronie Giertychy i Sobeckiej przeciwna jest zmianą w konstytucji! Rzadki to przypadek, ale jest w stanie zrozumieć argumenty drugiej strony i choć się z nimi nie zgadza nie chce tworzyć Państwa wyznaniowego. Są rzeczy moralnie jednoznaczne, co do których wszyscy się zgadzamy, aborcja do nich nie należy (w skrajnym przypadku może zajść konflikt pomiędzy życiem matki i dziecka) i może to przyjąć do wiadomości także katolik.
Katolicyzm nie jest monolitem jest w nim posłanka Sobecka i dajmy na to Hans Kung. W przypadku tej pierwszej mamy do czynienia z siermiężną wersją, która nie jest przez swą prostolinijność lepsza. Zgadzam się, że stanowisko jej jest w istocie stanowiskiem kościoła, ale nawet jeśli tak to kościół wypowiada się na ogół w kwestii moralnej a nie prawnej i w tym przypadku nikt nie jest odgórnie skazany na posłuszeństwo bo kościół to nie tylko hierarchia ale także ludzie. Ile to razy Rydzyk sprzeciwiał się wartościom chrześcijańskim - nikt go za to jakoś z niego nie wyrzucił. Co do "dobroci i uczciwości" też mam wątpliwości - można wyrządzać zło mając dobre zamiary i musi to Pan wziąć pod uwagę. Dajmy na to ktoś, kto zmusza matkę do urodzenia płodu z nieodwracalną i śmiertelną wadą jest zwykłym sadystą i jego katolickie intencje mnie kompletnie nie obchodzą.
Chce być Pan bardzo jednoznaczny moralnie, ale powiem Panu szczerze wolę jednak tych pseudo-katolików i nie mam najmniejszej ochoty ich edukować - może to po prostu indywidualny głos zdrowego rozsądku w ich głowach. Proszę nie biedować się nad nimi, niestety jak znam historię oni tego w stosunku do Pana nie zrobią i jak tylko będą mogli urządzą nam życie bez względu na jasność i bezkompromisowość naszych poglądów.
Autor: Michał Mądry Dodano: 28-03-2007
Michał Mądry - Jednoznaczność
Panie Piotrze, polecam książkę Jonosa Kisa "Aborcja" w której analizował problem kompromisu. Kompromis zawieramy nie dla tego, że jesteśmy słabi ale dlatego, że szukamy tego co łączy a nie dzieli. Niedawno rozmawiałem, z bardzo dobrze zorientowaną w sprawach wiary katechetką (autorką podręczników do katechezy) i może się Pan zdziwi, choć całym sercem jest po stronie Giertychy i Sobeckiej przeciwna jest zmianą w konstytucji! Rzadki to przypadek, ale jest w stanie zrozumieć argumenty drugiej strony i choć się z nimi nie zgadza nie chce tworzyć Państwa wyznaniowego. Są rzeczy moralnie jednoznaczne, co do których wszyscy się zgadzamy, aborcja do nich nie należy (w skrajnym przypadku może zajść konflikt pomiędzy życiem matki i dziecka) i może to przyjąć do wiadomości także katolik.
Katolicyzm nie jest monolitem jest w nim posłanka Sobecka i dajmy na to Hans Kung. W przypadku tej pierwszej mamy do czynienia z siermiężną wersją, która nie jest przez swą prostolinijność lepsza. Zgadzam się, że stanowisko jej jest w istocie stanowiskiem kościoła, ale nawet jeśli tak to kościół wypowiada się na ogół w kwestii moralnej a nie prawnej i w tym przypadku nikt nie jest odgórnie skazany na posłuszeństwo bo kościół to nie tylko hierarchia ale także ludzie. Ile to razy Rydzyk sprzeciwiał się wartościom chrześcijańskim - nikt go za to jakoś z niego nie wyrzucił. Co do "dobroci i uczciwości" też mam wątpliwości - można wyrządzać zło mając dobre zamiary i musi to Pan wziąć pod uwagę. Dajmy na to ktoś, kto zmusza matkę do urodzenia płodu z nieodwracalną i śmiertelną wadą jest zwykłym sadystą i jego katolickie intencje mnie kompletnie nie obchodzą.
Chce być Pan bardzo jednoznaczny moralnie, ale powiem Panu szczerze wolę jednak tych pseudo-katolików i nie mam najmniejszej ochoty ich edukować - może to po prostu indywidualny głos zdrowego rozsądku w ich głowach. Proszę nie biedować się nad nimi, niestety jak znam historię oni tego w stosunku do Pana nie zrobią i jak tylko będą mogli urządzą nam życie bez względu na jasność i bezkompromisowość naszych poglądów.
Autor: Michał Mądry Dodano: 28-03-2007
Michał Mądry - Jednoznaczność
Proszę nie biedować się nad nimi - chodzi mi oczywiście o katolików typu Sobeckiej, a nie jak wynika z tekstu (mój błąd) pseudokatolków.
Autor: Michał Mądry Dodano: 28-03-2007
nauczycielkomentarza powinien - Coraz trudniej z poczuciem ironii..
Poczucie ironii zaczyna być niezrozumiałe.. coraz częściej w społeczeństwie.

A tak gwoli prawdzie, jak płytka jest wiara głęboko wierzących katolików skoro sami dla siebie chcą ustalić zapisy prawne, surowe i karane srogo aby czasem nie ulegli niecnej pokusie posłania własnej córki czy żony na zabieg aborcyjny kiedy zaszły w niechciana ciąże w wyniku przestępstwa jakim jest np. gwałt. Jak katolicy nie ufają sami sobie skoro pragną zapisu konstytucyjnego, który nie powiedzie ich na pokuszenie.
Jak płytka jest ich wiara skoro nie są w stanie wychować własnego dziecka tak aby posiadało poczucie własnej godności nie sprzeniewierzało sie
zasadom moralnym wyniesionym a własnego domu.
Człowiek naprawdę wierzący nie potrzebuje miecza wiszącego nad jego głowa, a jeśli wie, że jest tylko ułomnością ludzka, a wie to z nauki KK, niech więc daje własna postawa przykład, że jest wyznawca wiary chrystusowej.
Niech nie kłamie, nie kradnie, nie zabija, nie cudzołoży, nie mówi fałszywego świadectwa itd.

Tymi "cnotami katolickimi" promieniują na każdym kroku wymienieni w artykule posłowie i posłanki, wierne dzieci Kościoła Powszechnego co chcą zbawić otoczenie i tym samym przebłagać swojego Boga za własne codzienne łajdactwa.

nauczyciel

ps. pierwszorzędne podsumowanie polskiego kołtuństwa. Gratulacje dla Autora.
Autor: nauczycielkomentarza powinien Dodano: 28-03-2007
Mieczysław - Spojrzenie...  -1 na 1
"Nie zgadzam się z tym, co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć" - dobrze powiedziane! Głębokość tej uwagi dostrzegam zwłaszcza ostatnio, kiedy przychodzi mi uginać się pod obstrzałem inwektyw za moje poglądy. Jestem osobą w wieku tzw. Chrystusowym, jednak pomimo tej aktualnej zbieżności nazwanie siebie przesadnie religijnym nie przyszło by mi łatwo, również mój stosunek do hierarchii Kościoła katolickiego jest dość ambiwalentny. Nie jestem też prawicowcem, tak jak i większość moich znajomych i ze zdziwieniem zaobserwowałem, że tym razem dość zasadniczo różnimy się w poglądach. Otóż w swojej (ich zdaniem) ignorancji ośmielam się twierdzić, że ochrona życia od momentu poczęcia jest dla mnie najbardziej naturalnym stanem. Uściślając - nie chcę podpierać się argumentami z obszaru wiary czy przykazań, wykładniami dostojników Kościoła, czy polityków - wystarczy mi własne sumienie i rozum. Dziwne...prawda? Przecież słuchając obecnych polityków, czy czytając powyższy artykuł właściwie można by wysnuć wniosek, że to niemożliwe! Wydaje się tak także i moim znajomym, którzy jednym tchem w rozmowie ze mną, zamiast argumentów i wysłuchania racji, wolą używać porównań, od Giertycha, Jurka i Sobeckiej poczynając, na Hitlerze i Stalinie kończąc (dla nie widzących związku - obaj panowie po dojściu do władzy zakazali aborcji). Nie jest mi miło znaleźć się w takim towarzystwie, z którym nic oprócz wspólnego poglądu na ochronę życia mnie nie łączy (zresztą z zupełnie innych pobudek, zwłaszcza jeśli o panów dyktatorów chodzi) - ale to nie jest ważne - skoro mam takie zdanie jak to towarzystwo - to najwyraźniej jestem przeciwko wolności wyboru, demokracji, postępowi, kobietom, zaliczam się do wstecznictwa, ciemnogrodu i innych równie sympatycznych kręgów. To jest właśnie to, co mnie przeraża - u nas nie można mieć swoich własnych przekonań - one zawsze są albo prawicowe, albo lewicowe, feministyczne, albo szowinistyczne, katolickie, albo ateistyczne, nigdy moje własne i jakoś po żadnej ze stron nie widać nikogo, kto oddałby życie za to, by umożliwić takim jak ja możliwość wypowiedzenia się. Z premedytacją użyłem sformułowania "takim jak ja" bo nie jestem jedyny - osobiście znam co najmniej kilkanaście osób, które myślą tak jak ja, a one znają kolejne. Dlaczego prawo do wypowiadania się mają tylko ekstremiści? Dlaczego po jednej stronie zawsze stoją feministki, a po fundamentaliści? Wiem - tak po prostu jest prościej! Jakże łatwo zamiast pomyśleć samemu, ulec pokusie zastosowania gotowego rozwiązania! Moje ciało - mój brzuch! Życie jest święte! Nie troszczycie się o narodzonych - wara od nienarodzonych! Cywilizacja życia - kontra cywilizacja śmierci! A gdzie miejsce dla nas samych? Czy rzeczywiście są tylko te dwie strony? Oczywiście, że nie. Są tez i inne, między innymi ta, którą reprezentuję ja - nie będąc prawicowcem, nie podpierając się Kościołem uważam, że życie powinno być chronione od momentu poczęcia. Pozwólcie wytłumaczyć dlaczego i mam nadzieję, że ewentualna polemika nie będzie polityczna, czy religijna tylko merytoryczna, choć siłą rzeczy będę musiał polemizować z politycznymi i religijnymi tezami więc nie ustrzegę się pewnych nawiązań.

O czym mówimy - o ochronie życia. Nie o bezwzględnym zakazie aborcji, nie o jej pełnej swobodzie, nie o problemach z wychowaniem w rodzinach wielodzietnych, nie o starzeniu się społeczeństwa - o ochronie życia. Ta ochrona to coś dla nas najbardziej naturalne, każdy z nas uważa, że życie jest cenne i trzeba go bronić - tu się chyba nie różnimy. Różnice powstają przy określaniu - czyje życie, za jaką cenę i od kiedy. Moja odpowiedź brzmi - każde, które może istnieć, za najwyższą możliwą cenę i od początku istnienia. Jest wiele zakusów aby te pojęcia relatywizować i zawężać, więc postaram się do tych najpopularniejszych zakusów odnieść.

Płód nie jest człowiekiem mówią, określenie człowieczeństwa przesuwając w niemożliwe do dokładnego określenia stadia rozwoju układu nerwowego, zdolności do przeżycia, czy uzyskania świadomości. Nikt tego nie jest w stanie określić czy w ogóle istnieje taka granica, kiedy "nic" przeradza się w "coś" - czy w ogóle istnieje "nic"?? Dla mnie nie istnieje - życie powstaje w momencie wniknięcia plemnika do komórki jajowej, kiedy następuje wymiana informacji pomiędzy nimi i powstaje odrębny organizm żywy z odmiennym od matki i ojca genotypem, z zaprojektowanym planem istnienia. Z tym faktem ciężko polemizować i choć oczywiście można prowadzić akademickie dywagacje, stosując masę terminów biologiczno-fizyczno-chemicznych, na temat tego, do jakiego stopnia to życie jest samodzielne i do czego zdolne na poszczególnych etapach swojego rozwoju to nie zmienia faktu, że powstaje w momencie zapłodnienia. Dlaczegóż zatem nie ma być chronione od tego momentu? Czy niekwestionowana niesamodzielność i pełna zależność od matki powinna pozbawiać go jego praw? Nie ograniczamy praw osób, których życie jest uzależnione od aparatury medycznej i nie są w stanie istnieć samodzielnie, czasem nawet w swych zdolnościach niewiele odbiegający od ich poziomu w najwcześniejszym etapie egzystencji człowieka - dlaczego w tym przypadku powinno być inaczej? Często słyszę od kobiet, że będąc mężczyzną wcale nie powinienem się wypowiadać na ten temat, bo nie ja noszę dziecko - nie mam prawa głosu dotyczącego ich ciał. Chwileczkę - jak to nie mam? Kto dał im wyłączne prawo do decydowania o czyimś życiu i śmierci? To nie jest własność kobiet - to odrębny byt, to nie paznokieć, który można obciąć. Poza tym, przynajmniej póki co, w naszym gatunku, mężczyzna też jest potrzebny do powstania życia. Pewnie, że nasza rola jest w porównaniu z rolą kobiety nikła, ale nawet tak jak przechodzień na ulicy zauważywszy wyrządzane zło, nie powinien stać obojętnie, tak i ja nie mogę tego zrobić. Zło... w końcu padło to słowo. Czy ktoś zaprzeczy, że aborcja jest złem? Wątpię - może być mniejszym (w pojęciu kogoś) złem, ale pozostanie złem. A skoro tak, to dlaczego do zła dopuszczamy? Nawet nie mamy śmiałości nazwać zła po imieniu! Automatycznie przechodzimy do wyliczanek, przytaczając, możliwe negatywne konsekwencje ochrony życia - zło wyrządzone, czy to kobietom, czy później dzieciom - zapominając, że alternatywą jest także zło. Czy mamy prawo wybierać mniejsze zło? Tu różnię się od większości zwolenników restrykcji antyaborcyjnych - moim zdaniem nie ma od tego ucieczki, ale ten wybór nie powinien być "wolny", a tym bardziej zastrzeżony wyłącznie dla matki. To, że życie powinno być chronione od momentu poczęcia, nie jest jednoznaczne, z tym, że ma ono absolutne pierwszeństwo przed wszystkim innym. Ochrona nie polega na faworyzowaniu, tylko na zapewnieniu podstawowych praw - prawa jednego nie mogą ograniczać praw drugiego, a jeśli się tak dzieje, to powinny wkraczać normy, według których rozsądzany jest spór, tak jak się to dzieje przez całe nasze życie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że za naruszenie czyichś praw poniesiemy tego konsekwencję, jednak zakładamy, że dotyczy to tylko wypadku, kiedy życie tej drugiej osoby, jest na jakimś, konkretnym etapie rozwoju, dobrze zdając sobie sprawę, iż granica ta jest tylko umowna - dla mnie to nie jest rozwiązanie. Naturalną ludzką ciągotą jest pęd do unikania odpowiedzialności, za swoje czyny i w tym kontekście rozumiem zachowania części społeczeństwa, jednak trzeba powiedzieć wprost, że jest to kosztem innych istnień. Kuriozalności aborcji z tzw. względów społecznych najchętniej bym tu wcale nie poruszał, ale temat ten wraca w rozmowach i chciałbym dlatego zapytać - kto ma zdolność przewidywania opanowaną w takim stopniu, żeby stwierdzić, że życie, które właśnie przerywa będzie nieszczęśliwe? A jeśli nawet - czy nieszczęśliwi, których widzimy wokół siebie nie mają prawa do życia? Jak nazwać kogoś, kto w imię bliżej nieokreślonego szczęścia (czyjego???) w nie dającej się przewidzieć przyszłości przerywa nić życia, nie pozwalając tej przyszłości nadejść, aby w wielu przypadkach mogła zadać kłam jego przypuszczeniom? Cisną mi się na usta różne określenia - żadne z nich, nie jest choć w ułamku pozytywne. Nierozwiązane w prosty sposób pozostaną chyba zawsze problemy ciąż zagrożonych, czy ciężkiego upośledzenia płodu, ale przecież problemy z zagrożeniem życia swojego i innych na skutek własnych działań i niedomagań, czy niemożnośc przewidzenia skutków leczenia - ma wielu ludzi na różnych etapach istnienia - wszyscy powinni mieć prawo do ochrony swojego życia, niezależnie, czy w konsekwencji uda się im je utrzymać, czy nie.

Życie jest, takie jakim go tworzymy, zamknięcie oczu nie spowoduje zniknięcia problemu, rzucanie w siebie nawzajem mięsem i sprowadzanie do politycznych targów, każdej polemiki, czy cytowanie świętych i mędrców Kościoła nie przybliży nas wystarczająco ku meritum. Każdy z nas musi choćby spróbować, na ile tylko może odrzucić ten polityczno-religijny nalot, gromadzący się niezwykle szybko na powierzchni każdej dyskusji i zagłębić się w nią z nadzieją, że poznanie zdania innych, za którą to sposobność obecnie nie musimy jak Wolter oddawać życia i jest to czymś czego nie sposób przecenić.

Mam nadzieję, że choć jedna osoba wyniosła coś pozytywnego z tego tekstu, coś co może zmieni jej nastawienie do sprawy ochrony życia, może choć natchnie do przemyśleń. Jeśli w kimś obudzi się gniew, sprzeciw - to też dobrze, szkoda by było najbardziej, gdyby pozostał obojętnym...
Autor: Mieczysław Dodano: 29-03-2007
Wiktor - Very nice
Już się nie mogę doczekać sytuacji, kiedy mądrale od "umierania za czyjeś poglądy" będą bronić prawa do ich głoszenia nawet takim indywiduom jak Dżugaszwili czy Schrickgruber.
Panie Szwajcer, wcale się nie dziwię, że znane tygodniki i dziennik odmówiły Panu opublikowania tego tekstu. To najlepiej znany przykład ideowego kapitulanctwa jakie znamy. Jak to śpiewał Kazik Staszewski: "Mądry głupiemu ustępuje
Ale co, gdy głupi się z tego nie raduje
Krzyczy z grubym kijem, że połamie ci kości
Że mądry ustąpił? To oznaka słabości
Do trzech razy sztuka...
Ale co, gdy za czwartym wypłynie ta nauka
Wtedy będzie za późno. Wkładaj głowę w pętlę
Ważne są zasady, czym głupsze tym lepsze ."
Autor: Wiktor Dodano: 29-03-2007
Marek Krakus - Aborcja-spór światopoglądowy
Dyskusje na temat aborcji zawierają wiele nieporozumień wynikających z nieprecyzyjności myślenia. Czy chronimy każde życie? Nie! Życie zwierząt (krowy, świnie itp.) nie jest chronione. A więc tylko życie człowieka. Kim jest człowiek? Istotą biologiczną gatunku homo sapiens wyróżniającą się od innych zwierząt tym, że potrafi myśleć i podzielić się tym myśleniem z innymi ludźmi.
Skąd się bierze ta umiejętność? Dla ludzi wierzących stąd, że człowiek ma duszę, będącą bytem transcendentnym.
A jaki jest pogląd człowieka niewierzącego?
Umiejętności myślenia na sposób ludzki człowiek nabywa w drodze uczenia się w wieku dziecięcym w procesie wychowywania i kontaktów językowych z innymi ludźmi. (Znane są przypadki znalezienia ludzi żyjących od dzieciństwa poza społeczeństwem, u których nie wytworzyła się umiejętność myślenia, pozostali na etapie zwierzęcym). Z tego wynika, że istota biologiczna homo sapiens przeobraża się w człowieka stopniowo w procesie wychowywania i proces ten może się rozpocząć dopiero po urodzeniu. Przed urodzeniem jeszcze nie jest człowiekiem.
Tak więc spór o aborcję jest z natury sporem światopoglądowym, a więc nierozstrzygalnym.
Autor: Marek Krakus Dodano: 29-03-2007
Maria R. - O rozum i miłosierdzie.   1 na 1
Są ludzie, którzy wierzą w rzeczy przeróżne i wyznają różne religie. Należy ich szanować za to, że są ludźmi ale nie za to, że wierzą tak lub inaczej. Na pewno mają prawo wierzyć ale czy mają prawo narzucać swą wiarę innym i stanowić bezkompromisowe, wynikające z tej wiary prawo? Cichy powszechny przeciw wielu ludzi wobec zaostrzenia prawa aborcyjnego wynika przecież z własnych ludzkich doświadczeń, szczególnie kobiet. Chyba trzy sprawy są tu najważniejsze:
1. Zapłodnione jajo kobiece jest nadal zapłodnionym jajem kobiecym. Nie jest człowiekiem, tak jak zapłodnione jajo kurze, z którego robimy jajecznicę, nie jest kurczakiem. Ma wygląd i właściwości zapłodnionego jaja kobiecego. Jest to początkowo jedna komórka, która zaczyna się dzielić. Dalej jednak nie jest człowiekiem, bo nie posiada żadnych ludzkich cech. Wielokrotnie zagnieżdżone już i zapłodnione jajo na skutek takiego lub innego poziomu hormonów zaprzestaje się dzielić i jest przez organizm kobiety wydalane. Mówimy wtedy, że spóźnia nam się menstruacja. I stąd kobiety wiedzą jak wygląda zapłodnione jajo (embrion, zygota). Jest zwykłym galaretowatym strzępkiem kobiecego ciała. Żadne tam rączki czy nóżki tylko obumarłe zapłodnione jajo. I co wtedy z takim strzępkiem ciała ma zrobić kobieta? Wątpliwości nie ma - po prostu spuszcza wodę. Co innego gdy ciąża jest wysoka i następuje poronienie. Wtedy i tylko wtedy możemy mówić o utracie dziecka. Gdy mówimy o dziecku w pierwszych tygodniach ciąży to zaprzeczamy rozumowi. Jeśli Bóg dał nam rozum to powinno się z niego korzystać.
2. Giertych chce bezwzględnej ochrony prawnej płodu, który nazywa "nienarodzonym dzieckiem" bo głęboko wierzy, że od razu jest to człowiek, dziecko. Co to oznacza dla kobiety - obywatela naszego kraju? Ano to, że jej prawo do życia, do godności ludzkiej staje się prawem podrzędnym. Następuje tu odgórne ustalenie, że większe prawo do zdrowia i życia otrzymuje obywatel, którego jeszcze nie ma a mniejsze, podporządkowane, obywatel, który miał szczęście urodzić się kobietą. I nie rozsądza spraw wątpliwych sąd tylko ustala się raz na zawsze, że to kobieta zawsze jest tu obywatelem drugiej kategorii. Jak przeżyje to dobrze, a jak nie przeżyje to trudno. Maksymilian Kolbe oddał życie za drugiego człowieka. Oddał, bo miał wybór. Poświęcił się. Kobiecie tego wyboru się nie chce dać: jeśli ciąża jest zagrożeniem dla kobiety, to ona niech umiera.
3. Bardzo lekko przechodzi się też nad problemem ciąży z gwałtu. Wydaje mi się, że uznanie duchowości człowieka powinno wymuszać zrozumienie, że duchowość ta wpływa na jego życie, zdrowie, postrzeganie siebie. A co dzieje się ze zgwałconą kobietą czy dziewczynką. Jej psychika, jej ludzka tożsamość rozpada się. Powiedzmy bez ogródek: czuje się ona jakby ktoś do jej wnętrza oddał mocz. I pozostawił tam swój ślad w postaci swojej spermy. Rozparci w fotelach politycy mówią lekko: "niech urodzi i odda". Dziewięć miesięcy ciąży i świadomość, że przestępca zasiał w twoim wnętrzu swoje przestępcze nasienie, które rozrasta się, przypomina brutalny gwałt i będzie przypominać przez całe życie nie ma dla tych ludzi znaczenia. Dobrze by było, żeby wyobrazili sobie, że ktoś wszczepia im do środka coś równie ohydnego jak nasienie przestępcy - gwałciciela i nakazuje nosić to, coraz większe i większe, przez 9 miesięcy.
Nie musimy być boscy, ale powinniśmy być ludzcy. I prawi. Przede wszystkim przy tworzeniu prawa.
Autor: Maria R. Dodano: 29-03-2007
Michał Mądry - Do Pana Mieczysława
Nie jest Pan osamotniony w swoim rozumowaniu, jest w istocie dość często spotykane. Nie zgadzam się z nim , dlatego pozwolę sobie na swoją refleksję nad nim.
Mówi Pan, że życie trzeba chronić od momentu poczęcia, bo jest faktem, że każdy inny moment jest arbitralny. Zgadzam się z tym, ale dlaczego arbitralny wybór ma być zły? Odwołam się do prostego przykładu. W rozmowie o aborcji wykorzystuje się bardzo często następujący argument. Gdyby przeprowadzono aborcję w twoim przypadku, nie było by Cię. Co wtedy odpowiadam? Niby truim, który nie ukrywam często zbija z tropu dyskutantów. Opowiadam - i co by się stało z tego powodu? Nie jestem specjalnie narcystyczny, ale ze wszystkich żyć najbardziej zainteresowany jestem swoim życiem i pewni bym dużo zrobił aby je chronić w przypadku zagrożenia. Jednak nie zmienia to prostego faktu, że jego niezaistnień nie było żadnym złem. I w tym tkwi sedno problemu. Ktoś powie, że to życie jednak zaistniało. Bądźmy uczciwi - na na każdą ciąże przypada kilka potencjalnych, naturalnie przerwanych przez nie zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki. I co, ubolewa Pan nad nimi, ale proszę szczerze. Nie znajdzie Pan prawdopodobnie nikogo co nad tym ubolewa. I tu tkwi problem. Chodzi tu w rzeczywistości o koncepcje, wedle której istnieje przełożenie między podejściem dopuszczającym aborcje a moralnością. Zwolennicy zakazów aborcji przyparci do muru takim rozumowaniem przyznają, że chodzi tu albo o koncepcję religijną albo troskę o stan moralności. I tu tkwi problem. Jestem człowiekiem (przynajmniej za takiego się uważam) wrażliwym moralnie, boli mnie, każde cierpienie, które sobie uświadamiam. Ale proszę sobie wyobrazić, że nie miałbym żadnych obiekcji np użycia środka, który zapobiegnie zagnieżdżeniu zapłodnionej komórki. Powie Pan, że to kwestia indywidualnej wrażliwości, wtedy proponuje wrócić do punktu naturalnie niezagnieżdżonych komórkach z prośbą o powtórzenie uczciwej odpowiedzi. Moim zdaniem chodzi o przekonanie, że taka osoba jak ja promuje pewien typ moralności, który może doprowadzić do braku wrażliwości moralnej. Niestety jest to moim zdaniem całkowicie nie prawdziwe i co gorsza tą nieprawdziwość można potwierdzić obserwując rzeczywiste postępowanie takich osób jak ja. Otóż powiem więcej kocham dzieci, uwielbiam je, jestem osobą bardzo prorodzinną. Myślenie w kategoriach mniejszego zła nie do końca jest tu odpowiednie. Należy wszystko zrobić, aby ludzie odpowiedzialnie podchodzili do seksu, stosowali nowoczesną antykoncepcje i przeżywali ciąże z radością a nie prawnie perswadować, że zarodek jest człowiekiem bo nie jest. Wracając do arbitralności - w całą odpowiedzialnością i świadomością stwierdzam, że wyznaczona arbitralnie granica oparta na kwestii tworzeniu układu nerowowego ma sens i pozwala uniknąć jakiegokolwiek cierpienia. Biorąc powyższe uważam, że zostawienie kwestii aborcji w początkowym okresie ciąży nie jest tak niemoralne jak niektórzy z niebywałą pewnością stwierdzają. Oczywiście jeśli ktoś ma przekonania, które jego zdaniem wynikają z religii to już inna sprawa i nie podejmuję się tutaj dyskusji.
Autor: Michał Mądry Dodano: 29-03-2007
ats42 - Wyrwać się z szufladki!   1 na 1
Nie jest tak, jak Pan Mieczysław pisze, że w Polsce nie można mieć swoich własnych poglądów, bo one zawsze są klasyfikowane jako jakieś tam, ale własne poglądy zawsze pasują do jakiegoś ogólniejszego wzorca i dlatego są tak, a nie inaczej, klasyfikowane, więc nie ma sensu nad tym ubolewać. Mówi się: trudno.

Jednakże wspólność poglądów a utożsamianie swojego interesu z interesem innych głoszących podobne poglądy- ma nóżki krótkie, jak prymitywne kłamstewko. Albowiem dopóki czlowiek sam nie znajdzie się w jakiejś konkretnej sytuacji, to deklarowanie swojego hipotetycznego zachowania się w niej- jest tylko pustą deklaracją.

Skoro w wpołeczeństwie- w większości katolickim- trwa spór o aborcję, to znaczy, że albo cały proces religijnej edukacji ludzi prowadzony przez Kościół od szczenięcego ich wieku- jest albo wielką porażką, albo dowodem na to, że wywodzenie zakazu aborcji z nakazów religii jest jak naciąganie kondoma na globus. W tym miejscu, oczywiście, należy długo i wytrwale wyjaśniać, czym jest globus, ludziom, dla których Ziemia dalej jest płaska, bo pojęcie kondoma Kościół rozpropagował już tak dokładnie, że nikomu nic klarować nie trzeba.

Osobiście wypraszam sobie narzucanie mi praw i rozwiązań wynikających z pobudek religijnych, z religii do której Kościół mnie nie przekonał, niby z rozkazów Boga, w którego nie wierzę. Wiara jako rzecz osobista niczym szczoteczka do zębów- nie może sobie uzurpować praw powszechnych obowiązujących wszystkich bez względu na światopogląd. To niewierzący mogą uznać pewne prawa mające umocowanie w religii jak swoje, gdy ich świeckie zastosowanie jest równie oczywiste, jak ich religijne korzenie. Ale wara wyznawcom bogów od narzucania swoich praw niewierzącym.

Spór o aborcję jest przede wszystkim wsadzaniem nosa w nie swoje sprawy w temacie niedotyczącym ani społeczeństwa, ani państwa, ani cywilizacji jako całości, bo to nie jest coś, co ktoś może, a nie powinien zrobić komuś, lecz to, co człowiek może zrobić samemu sobie. Chęć posiadania dzieci- czy jej brak- jest sprawą indywidualną. Tak, jak nie można nikogo zmusić do płodzenia potomstwa inaczej niż przez wychowanie, perswazję, wzorce kulturowe, tak nie powinno się skłaniać kobiet do rodzenia dzieci innymi metodami, niż te wymienione.

Nie można wyekstrahować problemu aborcji z ogólnej problematyki zachowań seksualnych i nastawienia społecznego do poszczególnych aspektów seksualizmu człowieka. Kiedy się mówi A, to trzeba powiedzieć B, a nie zbyć milczeniem resztę alfabetu.

Problem aborcji pojawia się w następstwie nierozwiązania problemu, jak uniknąć niepożądanej ciąży, a przed problemami wynikającymi z dokonania aborcji lub podjęcia się trudu urodzenia i wychowania dziecka.
Lokalizuje się więc dokładnie pośrodku ogólnej problematyki szerszego zagadnienia, a nie jest kwestią samoistną. Pozostawienie tego, co przed, jak i tego, co po w sferze niedomówień- stanowi o wadze decyzji z podjęciem której musi się uporać nie tylko potencjalna matka, ale i potencjalny ojciec. Rolą prawa i społeczeństwa, które to prawo stanowi, jest rozwiązywanie problemów w taki sposób, aby zminimalizować nie tylko ich skutki, ale nawet samą możliwość ich wystąpienia. Jednakże państwo- jako reprezentant społeczeństwa- nie podnosi rękawicy i nie stara się zminimalizować możliwości niechcianych ciąż przez odpowiednią edukację seksualną i propagowanie środków antykoncepcyjnych, a na domiar złego nie jest w stanie wspomóc matek- czy nawet przejąć w szczególnych sytuacjach ich obowiązków względem dzieci w takim wymiarze, na jaki dziecko ze swej ludzkiej istoty zasługuje. Społeczeństwo nie może więc od państwa wymagać zamordyzmu w sprawach aborcji jeżeli jednocześnie nie wyrazi zgody na zwiększenie obciążeń podatkowych z tytułu podjęcia przez państwo zwiększonych wysiłków w tych pozostałych kwestiach. Tak, jak w innych niż Polska krajach istnieje dobrowolne opodatkowanie się na rzecz religii, tak zwolennicy zakazu aborcji powinni się dobrowolnie opodatkować na rzecz wspomożenia jego podmiotów, a problem rozdzić, czy nie mialby znacznie korzystniejszy wskaźnik pozytywnych rozwiązań.

W sprawie aborcji moralność jest ważniejsza od nakazów prawa, jednakże na moralność pojedynczego obywatela wpływ społeczeństwa i państwa jest znikomy, lub wręcz żaden. Jak moralność podwyższyć, żeby nie stała się hipokryzją- nie wie nikt, wymagać od państwa można jedynie, aby obniżenie moralności nie następowało z pobudek egzystencjalnych. Żeby za złodziejstwem, bandytyzmem, narkomanią- a także aborcją- nie przemawiały bodźce ekonomiczne i środowiskowe.
Autor: ats42 Dodano: 29-03-2007
kimak - Idiotyczna konsekwencja
Szanowny Autorze!
Ci ograniczeni umysłowo ludzie, zjeżdżający się autokarami pod parlament, zachowują się jak idioci. Konsekwentni, ale idioci. Urządzją ogólnopolskie zjazdy w obronie nieco ponad setki aborcji dokonywanych rocznie w naszym skolonializownym przez Watykan kraiku. Mniej więcej na tyle w obecnym stanie prawnym wydawana jest zgoda. Ci ciemni ludzie ślepi są na statystyki nielegalnych zabiegów, krajowych i "turystycznych", ale ich to g... obchodzi. Taka postawę nazywa się fanatyzmem, ale mozna również konsekwencją. A o cyznizm dlatego oskarża się PiS i LPR, bo nikt tu nie jest naiwny. Każde dziecko wie, jakimi prawami rządzi się polityka. I niczego w tym kłębowisku żmij nie zmieni Jurek z Piłką. To tylko taki koloryt dodający jakoby autentyzmu całej politycznej szopce.
Autor: kimak Dodano: 29-03-2007
Tomasz Dec - Panie Mieczysławie, wyrazy szacunku!  -1 na 1
Chyle czoła przed prawdziwie ludzkim spojrzeniem Pana Mieczysława. Nie trzeba sięgać do polityki, światopoglądu, religii żeby być po prostu człowiekiem. Myślę że wszyscy (i ja , i Pan Michał Mądry, i Pani Maria R., a nawet Pan Andrzej Bogusławski, którego pozdrawiam) czujemy że aborcja jest złem - moim zdaniem - najczęściej większym niż mniejszym - i to także w wymiarze społecznym. Dlaczego mamy akceptować zło, dlaczego o nie walczymy. Czy nie lepiej walczyć o rozwiązania, które byłyby godne cywilizacji ludzkiej, humanistycznej? Dlaczego chcemy wyrzucić na śmietnik nasze cywilizacyjne osiągniecia i problemy zawsze załatwiać barbarzyńską interwencją chwytaków i pomp próżniowych?

Nie dziwię się że odmówiono publikacji Autorowi artykułu - jest tendencyjny, manipulatorski, powołuje się na wyrwane z kontekstu interpretacje dobudowując do nich kolejne półprawdy-półkłamstwa. Po co? Pewnie z równie czystych i bezinteresownych powodów, jakimi kierują się Sobecka czy Jurek. Tyle że Autor stoi po drugiej stronie lustra - tej postmodernistycznej, "racjonalistycznej", materialistycznej żeby nie powiedzieć marksitowskiej. A po prostu wystarczy być człowiekiem.

Do Pani Marii R. i Pana Michała Mądrego: proponuję ponownie przeczytać tekst Pana Mieczysława (ale w klimacie dobrej woli a nie uprzedzeń) i zadać sobie pytanie: Jak powinien postąpić CZŁOWIEK wobec tej zapłodnionej komórki?

P.S. Nie jestem lekarzem czy biologiem, ale wydaje mi się że utożsamienie spóźnienia menstruacji z naturalnym wczesnym poronieniem jest wysoce naiwne. Pani Mario! Dlaczego - na miły Bóg - nadaje Pani istocie człowieczeństwo wg kryterium czysto wzrokowego: "ma już nóżki czy jeszcze nie"??????

Pozdrawiam
Autor: Tomasz Dec Dodano: 30-03-2007
luxforos (Stanisław Pietrzyk) - Bez tytułu   1 na 1
Zacznę od początku. Czy słowa przytoczone na wstępie wypowiedział Wolter czy Zamojski? Jakie to ma znaczenie? Starożytni też to powtarzali. Nie jest to tak odkrywcze, aby kłócić się kto to pierwszy powiedział. W wolterowskim "Traktacie o tolerancji" jest tyle podobnych sformułowań, że nietrudno z nich sklecić analogiczne zdanie. Dalej: jaki sens mają polemiki, spory, kłótnie i wojny o to, czy połączenie gamet to już człowiek, czy jeszcze nie. O to, czy embrion, który ma już rączki i nóżki i również ogon - słowem w skrócie "wyświetla" darwinowską teorię, jest człowiekiem, ma duszę itp., itd.. No i, oczywiście, czy ma prawo żyć czy nie. Jakoś wysyłając ludzi (tych już narodzonych) na wojny, ci obrońcy życia nie protestują. Mało tego! Mówią: "Bóg, honor, ojczyzna". I wymagają, aby za te puste słowa umierać! Wychodzi na to i mam wręcz pewność, że tym "obrońcom życia" chodzi o mięso armatnie. Historia to potwierdza i nie muszę tego udowadniać. Teraz, zanim przejdziesz do kontrofensywy obrońco życia nienarodzonego, odpowiedz sam sobie (mi nie musisz odpowiadać, ja mam to gdzieś): czy pytałeś kiedyś człowieka nieszczęśliwego, czy życie sprawia mu radość? Czy pytałeś nieuleczalnie chorego, często od poczęcia, czy chce dalej żyć dla samego życia? Czy pytałeś w końcu kogokolwiek czy chciał przyjść na ten padół, skoro przyjście jest już początkiem odejścia? Czy ci "obrońcy życia" stają frontem za głodnymi, nędzarzami? Za tymi, których "opiekuńcze", "demokratyczne" państwo, państwo "prawa i sprawiedliwości", którego przywódcy mają na ustach slogany tak wytarte, że aż żałosne, że wyznają wartości ch. (ch.. wie jakie mają na myśli), natomiast z premedytacją dążą do unicestwienia ludzi starszych, słabszych, których już doszczętnie wyeksploatowano? Którzy stają przed pytaniem: kto mnie zabije? Głód, czy choroba? Jeśli tych "miłośników" życia to nie obchodzi natomiast z takim zapamiętaniem walczą o to, czego jeszcze nie ma, to pytam: czy prawo do życia ma życie nie narodzone, czy życie narodzone już nie ma prawa do życia? Kiedyś ktoś, uchodzący za mądrego, spytał mnie: "A gdyby ciebie wyskrobano?". No cóż, takie pytania mogą u nas stawiać tylko "mądrzy". Istota, jakakolwiek, ma świadomość śmierci tylko wtedy, o ile ma świadomość swojego istnienia. Jeśli ja nie wiem, że jestem, to również nie będę wiedział, że mnie nie ma. I że ktoś mi w tym pomógł. I jeszcze na koniec drugi problem. Problem odejścia na życzenie. Eutanazja, to w dowolnym, jednak bliskim dosłownemu, tłumaczeniu "dobra śmierć". "Jeśli życ już dalej godnie nie sposób, to chociaż mieć możliwość godnie umrzeć". Ale gdzież tam! Cierp, bo my tak chcemy! Idiotów się u nas namnożyło, że trudno porachować! I ciągle jeszcze ten nasz dom wariatów nie jest obiektem zamkniętym. Pozdrawiam autora i tych, którzy mają choć odrobinę poważania dla życia już narodzonego.
Autor: luxforos (Stanisław Pietrzyk) Dodano: 30-03-2007
Stach Głąbiński - błędy
Nie dziwię się poważnym tygodnikom, że odmówiły druku rzeczy, w której, podobnie jak w książce do nabożeństwa pana Longinusa Podbipięty, "dziwne jest materii pomieszanie". Autor bowiem wyraźnie nie odróżnia prawa do głoszenia swoich przekonań, od "prawa" do administracyjnego narzucania ich innym ludziom. Nie odróżnia również takich pojęć jak wiara i nauczanie kościelne, Kościół w sensie duchowym i kościół jako instytucja posiadająca swoją administrację, a wreszcie obowiązek sumienia i kazuistyka. Obawiam się nadto, że lista tych niezrozumień jest niepełna.
Powinienem sformułowany wyżej zarzut uzasadnić, wymagałoby to jednak obszernego i czasochłonnego wywodu. Poprzestaję więc jedynie na wypomnieniu Autorowi, że konsekwentnie, sporządzając listę uchybień katolików względem władzy kościelnej winien uwzględnić liczne inne obowiązki, których również Giertych czy p. Sobecka zaniedbują. Chodzi o to, że w swoim czasie papieże oficjalnie zakazali szczepień przeciw ospie, pobierania procentów od pożyczonych walorów, przyznali na własność wszystkie ziemie poza Europą królom Hiszpanii i Portugalii itd. i że żadna z tych czy innych decyzji (a wymieniłem drobną część bredni wygłoszonych i wypisanych przez przeszłych i obecnego biskupów rzymskich) nie została odwołana, unieważniona, czy jak tam zwał.
Autor: Stach Głąbiński Dodano: 30-03-2007
Bernard Korzeniewski - wolta definicyjna
W powyzszych komentarzach padly juz chyba wszystkie argumenty zwykle przytaczane w kontekscie aborcji. Chcialbym dodac jedno. Autor dokonuje przedziwnej wolty intelektualnej definiujac fanatyzm. Twierdzi mianowicie, ze Giertych i spolka nie sa fanatykami, poniwaz stosuja sie co do joty do przykazan katolicyzmu. Otoz katolicyzm w takim wydaniu, ze nakazuje zgwalconej kobiecie urodzic dziecko, nawet jesli jest ona niewierzaca (a przeciez o to chodzi w zaostrzeniu ustawy "aborcyjnej") jest w moim najglebszym przekonaniu systemem fanatycznym. Ktos, kto decyduje sie wyznawac system fanatyczny i zgodnie z nim postepowac automatycznie staje sie fanatykiem. Quod erat demonstandum, tu nie ma miejsca na zadne manipulacje definicyjne.

P.S. Przepraszam za brak polskich czcionek - pisze te slowa z Japonii
Autor: Bernard Korzeniewski Dodano: 03-04-2007
koluska   1 na 1
Nadmiar wiary prowadzi do fanatyzmu... Jeszcze raz usłyszę o tym, ze homoseksualisci sa be "bo tak", to chyba komus zrobie krzywde... A Kosciol nie ma prawa mieszac sie w polityke, chociaz ciagle to robi. Poza tym zakazu aborcji nie da sie wprowadzic w krajach, w ktorych jest wprowadzona kara smierci. Propozycja o rozszerzeniu takiego zakazu odpada. I jeszcze jedno-niech sie nie wypowiada o ochronie zycia instytucja, ktora zmiotla z ziemi mnostwo ludzi, tylko dlatego, ze mieli bledny swiatopoglad, np. uwazali, ze Ziemia jest okragla.
Autor: koluska Dodano: 07-04-2007
Xylomena - Walka o awans?
Nie widzę odzewu autora pomimo sznuru komentarzy i poniekąd mnie to nie dziwi. Nawet najsłuszniejsze stanowisko wyjaśniane cudzymi argumentami, albo nawet nie argumentami, tylko postawami znanymi publicznie (i powiedzmy że prywatnie też, bo chyba na tym cały artykuł polega żeby się pochwalić - kogo autor zna) jest praktycznie nie do obronienia.
Miło mi było napotkać artykuł antyaborcyjny w witrynie tak antykościelnej na oślep aż proaborcyjnej (a każdym razie moje artykuły tutaj, to ani razu nie przeszły ;)) - może redakcji przechodzi fanatyzm na starość i nadchodzi lepsze? Tym niemniej zaliczam wywód do niemerytorycznych. Powoływanie się na autorytety - czy osobowe, czy instytucjonalne - jest w stanie pomóc w klasyfikowaniu autora jako czyjegoś zwolennika, ale nie zwolennika poglądu, popierania którego nie stara się rozumieć.
Autor: Xylomena Dodano: 22-06-2007

Pokazuj komentarze od najnowszego

Aby dodać komentarz, należy się zalogować

  

Zaloguj przez Facebook lub OpenID..
Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto..

Reklama
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365