Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.038.894 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 654 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Kluczowym problemem marketingowym religii jest więc sposób zachęcenia klientów, by czekali.
 Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)

Wyrocznia [2]
Autor tekstu:

Sarapion: — Podtrzymuję! Najpierw — wstyd się przyznać — w swej głupocie obarczałem boskiego Apollona winą za swoje nieszczęście. Potem doszedłem do wniosku, że może to ja jestem winien, bo źle zrozumiałem słowa wyroczni? Ale w końcu prawda wyszła na jaw: okazało się, że winien jest ten nikczemny Onomakritos, który sam ułożył rzekomy tekst wyroczni. Dowiedziałem się od przyjaciół, że są to fragmenty jakiegoś starego poematu! Uwierzyłem mu, bo myślałem, że są to słowa boga i… (błagalnie) Dlatego bardzo proszę cię, panie, o surowe ukaranie tego bluźniercy!

Hipparch: — (po długim namyśle) Tak... Sprawa jest oczywista. Onomakritos dla zysku sfałszował wyrocznię boskiego Apollona. W dodatku uczynił to nie po raz pierwszy! Swoimi czynami ubliżył bogom Olimpu i przyniósł wiele krzywd ludziom. Obejmując władzę, obiecałem ludowi Aten, że będę pielęgnował dawne obyczaje i tępił wszelką nieprawość. Nie mogę więc pozwolić na to, żeby zło panoszyło się bezkarnie, żeby odór zgnilizny moralnej zatruwał nozdrza Ateńczyków! (uroczystym tonem) Dlatego niniejszym skazuję Onomakritosa na śmierć! Niech ten wyrok stanowi odstraszający przykład dla wszystkich bluźnierców, dla tych, którzy nie szanują wiary naszych ojców! (milczy przez chwilę) Dopilnuję, żeby ten wyrok został ogłoszony jeszcze dzisiaj i nie spocznę, dopóki nie zostanie wykonany.

Sarapion: — Dzięki ci, szlachetny władco! Nie zwróci mi to strat, ale przyniesie ulgę bogu, który tak podle został znieważony! (z ukłonem) Jak to dobrze, że nie ma już demokracji: zaczęliby debatować, aż w końcu zagmatwaliby wszystko w dyskusji, i nikt by już nie wiedział, kto jest winny! (kłania się ponownie) Czy mogę już odejść?

Hipparch: - Zaczekaj jeszcze chwilę… Jak już powiedziałem, jesteś obrotnym kupcem. Dlatego chciałbym ci coś zaproponować… Coś, co może choć w części zrekompensować twoje niedawne straty...

Sarapion: — (zaskoczony) Najłaskawszy władco, z góry przyjmuję twoją propozycję… (z radosną niecierpliwością) Cały zamieniam się w słuch!

Hipparch: - Jak pewnie wiesz, wkrótce rozpocznę wznoszenie wielkich gmachów publicznych, które upiększą nasze miasto i przysporzą mu chwały. Będą to świątynie Ateny, Zeusa i innych bogów, mających Ateńczyków w szczególnej opiece… Potrzebuję kogoś, kto zajmie się nadzorowaniem tych prac, kupowaniem i gromadzeniem materiałów, niezbędnych do budowy… Czy zechcesz wziąć na siebie te obowiązki?

Sarapion: — (z radością) Oczywiście! Dzięki ci, szlachetny i sprawiedliwy władco! Nie śmiałbym nawet marzyć o takim zaszczycie… Wielkie dzięki… (kłania się kilka razy)

Hipparch: - To znakomicie. Moim urzędnicy wprowadzą cię w te sprawy, nie zwlekając rozpocznij przygotowania do budowy. (z uśmiechem) Sprawiedliwości stało się zadość. Możesz już odejść, Sarapionie.

Sarapion: - Dzięki, wielkie dzięki! (kłania się kilkakrotnie i wychodzi)

SCENA TRZECIA

Delfy. Droga Święta, wiodąca do świątyni Apollona. Wrota świątyni są zamknięte.

Na środku drogi, tyłem do świątyni, stoi Kapłan w powłóczystych, białych szatach, z kapturem na głowie. Kapłan powoli zdejmuje kaptur, a potem zakładana głowę diadem z liści wawrzynu. Uważnie wpatruje się w dal, jakby na kogoś oczekiwał.

I rzeczywiście, po dłuższej chwili na drodze pojawia się zabiedzony młodzieniec w brudnych, podartych szatach, z kijem w dłoni. Młodzieniec jest zmęczony, idzie z wysiłkiem, podpierając się kijem, ale ożywia się na widok Kapłana.

Onomakritos: — Witaj, czcigodny starcze! (kłania się Kapłanowi, a potem staje przed nim, wsparty na swoim kiju) Chwała niech będzie boskiemu Apollonowi!

Kapłan: — Chwała! (po chwili) Witaj, wędrowcze… Co cię sprowadza do Delf? Chcesz zapytać boga o swoją przyszłość?

Onomakritos: — Przyszłość? Czy ja mam prawo mieć przyszłość? Od roku myślę tylko o tym, żeby ocalić życie! To bardzo trudne, codziennie zagraża mi śmiertelne niebezpieczeństwo! Nazywam się… (milknie, bo Kapłan ucisza go gestem dłoni)

Kapłan: — ...Onomakritos! (kiwając głową) Zostałeś skazany na śmierć przez ateńskiego władcę, Hipparcha… Wiedziałem, że prędzej czy później tu przybędziesz… Czekam właśnie na ciebie.

Onomakritos: — (zaskoczony) Czekasz na mnie? Skąd mogłeś wiedzieć...

Kapłan: — (żartobliwie) Jak to: skąd? Przecież jestem kapłanem boskiego Apollona, wszystko wiedzącego… (surowo) Wiele o tobie wiem. To ty fałszowałeś nasze pytyjskie przepowiednie! Hipparch rozgłosił na całą Grecję, że jesteś oszustem i bezbożnikiem.

Onomakritos: — (spuszcza głowę) Bardzo żałuję swoich czynów… Nigdy nie byłem tutaj, w Delfach, znałem świątynię Apollona tylko z opowiadań. I te zasłyszane opisy przedstawiałem jako swoje… Sam układałem przepowiednie, podając je potem jako słowa Pytii… Dopiero teraz jestem tu naprawdę.

Kapłan: — Czyniłeś zło...

Onomakritos: — Tak, jestem oszustem. Ale nie jestem bezbożnikiem, wierzę w bogów! (ogląda się za siebie) Ścigają mnie siepacze Hipparcha, nigdzie nie dają mi spokoju… Poszukują mnie też ci, których oszukałem. (klęka przed Kapłanem, błagalnie chwyta go za ręce) Nie mam się gdzie schronić, a niewielu jest takich, co mi pomagają… Ukryj mnie tutaj, boski sługo! Ocal moje życie! Jestem zmęczony i głodny… (wskazując na świątynię) Pomyślałem sobie, że tutaj, w Delfach, nikt nie będzie mnie szukał...

Kapłan: — Wstań, młodzieńcze! (Onomakritos wstaje z kolan) A zatem twoim postępowaniem kieruje tylko niska chęć ocalenia życia?

Onomakritos: — Nie, nie tylko to! Przez ten rok bardzo się zmieniłem. Od kiedy się ukrywam, jestem niczym dzikie zwierzę: żyję tylko po to, żeby żyć dalej… Tym wyraźniej dostrzegam, że do tej pory marnowałem czas, dany mi przez bogów. Że wokół mnie jest tylko lichota, czczość i pustka. (wzdycha ciężko) Kiedyś myślałem sobie: co te wszystkie przepowiednie są warte? Sądziłem, że jest to rzucanie słów na wiatr, w bezmiar możliwości, a nuż się spełnią… (z rosnącym zapałem) Teraz czuję, że się myliłem… Że za tym wszystkim naprawdę kryje się boska mądrość. Pragnę zdobyć choć trochę tej mądrości… (błagalnie) Czy dasz mi taką możliwość, czcigodny starcze? Czy wpuścisz mnie do świątyni? Czy pozwolisz mi tu zostać? (po chwili, półgłosem) Chciałbym nawet, jeśli to możliwe, zostać jednym z was - kapłanów Apollona… Wiem, to nie jest możliwe tak od razu, ale z czasem, kiedy się nauczę...

Kapłan: — (zaskoczony) Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? Że i teraz nie oszukujesz, jak to masz we zwyczaju?

Onomakritos: — Skoro boski Apollon tak wiele ci o mnie powiedział, to pewnie wyjawił i to.

Kapłan: — (odchrząkuje) Więc pragniesz zostać członkiem naszego kolegium kapłańskiego... Aż tyle nie mogę ci obiecać. (po namyśle) Ale do świątyni na pewno cię wpuszczę.

Onomakritos: — (uradowany) Naprawdę? To dla mnie wielka radość! Przecież wyrządziłem boskiemu Apollonowi tyle krzywd...

Kapłan: — Nie zaszkodziłeś Apollonowi, o to się nie martw. Choćbyś nawet chciał, nie byłbyś w stanie w niczym dotknąć boga! (tonem napomnienia) Zawiniłeś tylko ludziom. Niosłeś im kłamliwą nadzieję. Wiedziałeś, że jeśli ucieszą się z przepowiedni, to więcej ci zapłacą! Handlowałeś ludzką nadzieją, szczęściem, cierpieniem… (z ironią) Zachowywałeś się, niczym bóg! Czyżbyś chciał zastąpić Pytię?

Onomakritos: — Gdzieżbym śmiał tak myśleć! Ja? (rozkłada ramiona) Chciałem trochę zarobić, wykorzystując łatwowierność ateńskich bogaczy, to wszystko! Starałem się przy tym, żeby moje wróżby brzmiały przekonująco i żeby opowiadały się za tym, co wydawało mi się najrozsądniejsze...

Kapłan: — Mieszałeś się do spraw boskich, igrałeś z siłami, które mogły cię zetrzeć na proch...

Onomakritos: — Wszystko przez to, że prawdziwe przepowiednie zawsze były dwuznaczne i trudne do zrozumienia, zagmatwane… Jak choćby ta, którą tu otrzymał Krezus, król Lidii. Cała Grecja ją zna! (recytuje z pamięci) „Jeśli Krezus przekroczy z wojskiem graniczną rzekę Halys, wielkie królestwo przywiedzie do upadku…" Krezus zrozumiał, że upadnie królestwo perskie, więc przekroczył rzekę i najechał na Persję. I upadło królestwo Krezusa...

Kapłan: — (wzrusza ramionami) Co chcesz: przepowiednia się spełniła! Gdyby Krezus nie pytał wyroczni o radę, też przekroczyłby rzekę… Jeśli ludzie chcą znaleźć usprawiedliwienie dla tego, co i tak zamierzyli, to każdą wróżbę odczytają po swojemu. (z naciskiem) Słowa Pytii są jak linia prosta, zmierzająca prosto do prawdy… Mogą się wydawać zagmatwane, ale tylko tym, którzy nie umieją dojrzeć ich rzeczywistego sensu...

Onomakritos: — Przecież Pytia powinna tak układać przepowiednie, żeby były jasne dla każdego, przejrzyste...

Kapłan: — (przerywając mu) Dlaczego uważasz, że to Pytia układa przepowiednie? Mylisz się: w wyroczniach nie ma ani słowa, które by nie pochodziło od Apollona! Ba, czasem Apollon obwieszcza coś ustami Pytii, nie pytany o nic! W każdej chwili możemy usłyszeć jego boskie przesłanie… (wskazuje na świątynię) Chodźmy zatem do świątyni, skoro tak ci na tym zależy.

Onomakritos: — Chodźmy, chodźmy jak najszybciej! (odrzuca swój kij) Czy Pytia jest teraz w świątyni?

Kapłan: — Tak. (wolnym krokiem idzie w kierunku świątyni, a tuż za nim Onomakritos) Siedzi tam prawie zawsze, bo przecież nie wiadomo, kiedy Apollon zechce się wypowiedzieć...

Onomakritos: — (z radością wznosząc ramiona ku górze) Chwała niech będzie bogom Olimpu! Zaraz zobaczę Pytię! (po chwili) Co ona teraz robi?

Kapłan: — Pytia siedzi na trójnogu, w lewej dłoni trzyma czarę z wodą z Kastalii — boskiego źródła, a w prawej ma gałązkę wawrzynu...


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Zosimos, ostatni poganin
Wróżby i wyrocznie


« Jednoaktówki (L.B.)   (Publikacja: 15-03-2003 Ostatnia zmiana: 19-01-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2329 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365