Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.550.129 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 245 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
System hipotez naukowych akceptowanych przez osobę w dowolnym czasie powinien być dla niej systemem prawd możliwych w tym sensie, że pomimo swych najgorętszych usiłowań, nie znalazła ona żadnej sprzeczności ani w tym systemie, ani pomiędzy nim a dostępnym jej świadectwem.
 Czytelnia i książki » Powiastki fantastyczno-teolog.

Akcja Arka [4]
Autor tekstu:

Noe spojrzał na synów, a oni spojrzeli na ojca. W ich wzroku był niemy wyrzut, jakby obwiniali go, że był w zmowie z Bogiem i wiedział, że to tak się skończy,… ale też jakby ulga, iż oni z rodzinami uratują się jednak.

Noe rozłożył tylko ręce w bezradnym geście, który mógł oznaczać: — „Czy mogliśmy się przeciwstawić woli bożej?" — a potem machnął ręką, odwrócił się i bez słowa odszedł, przygarbiony jakby nagle przybyło mu ze sto lat. Co im mógł powiedzieć? Tłumaczyć się, iż to był nie jego pomysł i że on nic o tym nie wiedział?… nawet jeśli uwierzą, czy to coś zmieni?… w tym przypadku każda próba tłumaczenia się, jeszcze bardziej czyniła go winnym… więc lepiej milczeć. Tej nocy upił się winem do nieprzytomności i odtąd powtarzało się to regularnie. Deszcz padał przez 40 dni i nocy. Wody podnosiły się coraz wyżej, unosząc na swych falach arkę, zakrywając wzgórza a potem nawet góry.

Pomimo, że deszcz przestał padać po 40 dniach i nocach, wody podnosiły się jeszcze przez 150 dni. Jak to się mogło stać?

A czyż dla Boga jest coś niemożliwego?… Po prostu: Wpierw spuścił na ziemię cały zasób deszczu będący w chmurach — a był to deszcz co się zowie; na dobę przybywało 60 metrów wody (i to na całej powierzchni ziemi), a kiedy to okazało się za mało, dalej już w cudowny sposób, podnosił poziom wód przez 150 dni, aż osiągnął zamierzony efekt; czyli poziom przekraczający najwyższe góry o 15 łokci.

Potem przez 150 dni wody opadały. Tak wyglądał potop z zewnątrz, ale co w tym czasie działo się z arkanautami?

Otóż ten bez mała rok pobytu we wnętrzu arki, jej pasażerowie zapamiętali chyba do końca życia. Czy ktoś próbował może karmić przez rok w osiem osób — najskromniej licząc — sto tysięcy różnych zwierząt?

Biegali po trzech podkładach arki (łączna powierzchnia ponad 11 tys.m.2) roznosząc każdego dnia tony żywności a wszystko to w obrzydliwym fetorze (bo wentylacja arki nie była przewidziana) i podczas bezustannego bujania, tak charakterystycznego dla płaskodennych statków. Taak… to było dla ludzi niezapomniane przeżycie, podejrzewam, iż do końca życia tych osiem osób nie pomyśli ani razu o hodowli najmniejszego zwierzątka… nawet mrówki.

Zdarzały się też dramatyczne chwile: Pewnego razu lew rozszarpał dorkasa łuskatego, który nieopatrznie wszedł do jego otwartej akurat klatki… innym razem wąż boa połknął parę krudelków, później parę piżwarków piżastych, nim dostrzeżono dziurę, którą wydostawał się ze swej klatki na polowania. Za jakiś czas zdechła para okazałych ryjorogów, bo okazało się, iż w pośpiechu zapomniano ważnego składnika ich pożywienia, jakim były błotniarki nakrapiane. Zaś świstuny padły z tęsknoty za współbraćmi, bo okazało się (po czasie oczywiście), że w ich związkach partnerskich występują po cztery osobniki, więc te dwa które zabrano to była zaledwie połowa związku (a i te okazały się z dwóch różnych rodzin). Drobniejszych „ubytków" nie ma sensu wymieniać; nie czas żałować róż gdy toną lasy...

Pojawił się też problem nieszczelności arki, ale z tym Noe poradził sobie w prosty i ogólnie znany sposób — więc nie ma potrzeby tu tego przytaczać.

Dni mijały wlokąc się niemiłosiernie, a wody potopu opadały strasznie powoli. Największe utrapienie mieli z ptakami, które chcąc latać odbijały się o przegrody. Przyzwyczajone do otwartych przestrzeni nie mogły wysiedzieć w zamkniętych klatkach. Denerwowało je to, i stale walczyły ze sobą, dlatego też padło ich niemało. Insekty zaś rozlały się po całej arce. Napotkać można je było wszędzie, w najmniej odpowiednim miejscu nawet, ale przynajmniej nie trzeba było je karmić — żywiły się same… zresztą, gdzie by na to mieli jeszcze czas?

Noe i jego synowie z niepokojem obserwowali jak pustoszeją coraz bardziej magazyny z żywnością. Im również zaczynało brakować już jedzenia. Uradzili w końcu, iż będą dożywiać się zwierzętami przewożonymi w arce. Liczyli na to, że Bóg i tak się nie doliczy.

Na pierwszy ogień poszła samotna samica dorkasa łuskatego… i tak zresztą nie chciała nic ostatnio żreć z tęsknoty za utraconym samcem. Jej mięso było delikatne i kruche, ale na długo go nie starczyło… Później zjedli bryndzydze, następnie marmuzle i smrodziarki...

Minął jeszcze jakiś czas aż wody potopu opadły całkowicie, a był to już czas najwyższy, gdyż dla wielu zwierząt zabrakło już paszy. Dopominały się więc, donośnie rycząc, becząc i gryząc przegrody swych klatek.

Jedno już teraz było pewne: arka nie mogła pomieścić jednocześnie tych wszystkich zwierząt i tych wszystkich ludzi, którzy pracowali przy jej budowie, nie mówiąc już o dodatkowej żywności dla nich. (Chyba, że zjadaliby zwierzęta z arki)… A to znaczyło, iż Bóg od początku nie nosił się z zamiarem zabrania do niej większej ilości pasażerów, niż Noego z rodziną. (Nawet teściowej nie pozwolił mu zabrać, za co Noe wyjątkowo nie miał o to do niego żalu).

No cóż… musieli w końcu pogodzić się z tą smutną konstatacją...

Aż nadszedł dzień, kiedy arka osiadła na stałym gruncie. Kiedy Noe otworzył okno i wyjrzał na świat, jego oczom przedstawił się okropny widok:

Cała ziemia jak okiem sięgnąć pokryta była błotem i szlamem.

Roślinność unicestwiona była doszczętnie; żadnej trawki, żadnego listka, żadnego żywego drzewa. Olbrzymia masa wody zniszczyła wszystko — od trawy do potężnych kilkusetletnich drzew włącznie… Przed nimi leżała martwa przestrzeń, a tę martwotę jeszcze bardziej podkreślała absolutna cisza, nie przerywana żadnym śpiewem czy trelem ptaka, żadnym brzęczeniem owadów… Jedynie wiatr smutno zawodził w nagich gałęziach i korzeniach poprzewracanych drzew, w sterczących ku niebu kikutach połamanych pni. Po pięknych i bujnych winnicach nie było nawet śladu.

Noe poczuł jak łzy napływają mu do oczu, a nogi same uginają się z wrażenia. I byłby zapewne upadł na pokład arki, gdyby mocne dłonie synów nie przytrzymały go. Na pokład arki, który pokryty był całkowicie ptasimi odchodami, zaschniętą krwią przemieszaną z piórami ptaków, które musiały zajadle walczyć o ten jedyny suchy skrawek powierzchni, pośród bezmiaru wód potopu. Nie było na jej pokładzie ani jednego wolnego kawałka deski, bez tych znamiennych śladów walki na śmierć i życie. To co tu się rozgrywało - podczas gdy oni siedzieli bezpiecznie zamknięci w jej wnętrzu — musiało przypominać dantejskie sceny .Stali tak wszyscy w milczeniu i trwodze, patrząc na ten martwy i obcy świat, nie poznając go i bojąc się uczynić ten pierwszy krok na tej zniszczonej obcej ziemi obiecanej… I staliby tak zapewne jeszcze długo drżąc i tuląc się do siebie, porażeni tym okropnym widokiem, gdyby nagle nie pojawił się Bóg i nie odezwał do Noego tymi słowy:

— „No co tak stoisz i gapisz się?! Wyjdź w końcu z tej arki z żoną, z synami i z żonami twych synów. Wyprowadź też ze sobą wszystkie istoty żywe: z ptactwa, bydła i zwierząt pełzających po ziemi; niechaj rozejdą się po ziemi, niech będą płodne i niech się rozmnażają". Bóg przerwał na moment a potem dodał:

— „No dobrze!… A teraz zbuduj ołtarz i złóż mi w ofierze całopalnej, ze wszystkich zwierząt czystych i z ptaków czystych po jednej sztuce" -

Noe spojrzał porozumiewawczo na synów, a oni odwzajemnili mu się tym samym spojrzeniem. W ich wzroku kryło się nieme pytanie: — „I co teraz ojcze?"

Tu należy od razu wyjaśnić, iż Noe stanął w tej chwili przed poważnym problemem i to nie jednym. Po pierwsze, nadal nie wiedział co miało oznaczać to rozróżnienie zwierząt na czyste i nieczyste. Nie wypadało teraz pytać Boga o to, bo wyszłoby na jaw od razu, że nie wypełnił wcześniejszego bożego polecenia. (A swoją drogą, czy dla Boga, który te zwierzęta stwarzał mogą one być czyste i nieczyste do tego stopnia, iżby nakazywał sam człowiekowi przestrzegać tego rozdziału przy składaniu sobie ofiary?). Po drugie, jeśli weźmie z każdej pary po jednym i złoży je w ofierze, to nie rozmnożą się i szlag trafi boży zamysł.

Po trzecie, irytował go i złościł ten obłędny pomysł z tą krwawą ofiarą; to oni tyle się namęczyli po to tylko, aby wiele z tych zwierząt zaszlachtować i spalić?

Po czwarte, Noe nie umiał odpowiedzieć sobie na pytanie: — „Za co właściwie oni mają składać Bogu tę krwawą ofiarę?" — Za to, że ocalił ich przed kataklizmem? Ale przecież to on sam go na ziemię sprowadził… a może, aby go udobruchać? A zatem ta ofiara z wszystkich tych, którzy zostali potopieni podczas potopu, nie wystarczyła mu?" — Choć Noe nie umiał tego wyrazić słowami, burzył się wewnętrznie na tę decyzję Boga, ale polecenie musiał spełnić. Po krótkiej naradzie z synami uzgodnili, iż na ofiarę pójdą tylko te zwierzęta, których samice już są zapłodnione, lub które mają już potomstwo, bo w wielu przypadkach tak już się stało. Z ptakami nie było tego problemu, bo te rozmnażały się szybko. Większym problemem było odróżnić ptaka czystego od mniej czystego; Brali więc w razie czego wyłącznie białe.

Zatem zbudowali ołtarz i złożyli na nim w ofierze setki zwierząt i ptaków. Przez parę dni zabijali je, a krwi zmieszanej z błotem było tyle, że aż brodzili w niej po kostki. Z martwych zwierząt i bierwion ułożyli ogromny stos i podpalili go z czterech stron. Drewno zrazu nie chciało się zająć - było zbyt mokre, ale któryś z synów — chyba Jafet — wpadł na pomysł, aby wykorzystać niepotrzebną już arkę. Powyrywali więc przegrody, klatki i ścianki działowe i dzięki żywicznemu drewnu z którego były zrobione, stos ofiarny zaczął palić się większym płomieniem. A potem gdy zaczął wytapiać się tłuszcz ze zwierząt, płomienie strzeliły wysoko sycząc i rozrzucając wokół iskry.

Ogień palił się przez wiele dni i nocy, rozjaśniając krwawą łuną koszmarny obraz po potopie, a w górę bił gęsty czarny dym. Smród spalonego mięsa można było wyczuć z dużej odległości.

Wreszcie gdy Bóg poczuł miłą woń spalonej ofiary zwierzęcej (dziwne upodobania jak na Boga, nieprawdaż?), zbliżył się i rzekł do siebie (na tyle jednak głośno, że Noe również to dosłyszał):

— „Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi, bo usposobienie człowieka jest złe już od młodości. Przeto już nigdy nie zgładzę wszystkiego co żyje jak to uczyniłem…" -

Noe gdy to usłyszał, o mało szlag go nie trafił na miejscu; Fala gorąca napłynęła mu do głowy i czerwony na twarzy ze złości, wykrzyknął w stronę chmury: — „A nie mówiłem, iż to na nic się nie zda?! Czy przed potopem nie wiedziałeś o tym Panie?! Rychło w czas ta konstatacja cię naszła… Zaiste, rychło w czas!" — wymachiwał rękoma i przebierał nogami, kręcąc się wokoło jakby postradał zmysły. — „Mówiłem, że to nic nie da!… Przecież mówiłem" — mruczał pod nosem, to wykrzykiwał w głos, szarpiąc za szaty swych synów i patrząc im w twarze jakby szukając tam aprobaty. — „Gdybym nie mówił… Ale mówiłem…" — mamrotał niewyraźnie, wodząc wokół obłąkanym spojrzeniem, a jego głos z wolna przechodził w niewyraźny skowyt.


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Akt stworzenia
Angelland - boski reality show

 Zobacz komentarze (12)..   


« Powiastki fantastyczno-teolog.   (Publikacja: 23-06-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lucjan Ferus
Autor opowiadań fantastyczno-teologicznych. Na stałe mieszka w małej podłódzkiej miejscowości. Zawód: artysta rękodzielnik w zakresie rzeźbiarstwa w drewnie (snycerstwo).

 Liczba tekstów na portalu: 130  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Słabość ateizmu
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2517 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365