|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Tematy różnorodne Bajka Numer 2 Autor tekstu: Andrzej S. Przepieździecki
Dokładnie tak samo nieprawdziwa jak poprzednia
(zob. str. 2846).
Na wstępie chciałem zaznaczyć, że podtytuł nie ma charakteru
symulacyjnego. Po prostu nie posiadam żadnych wiarygodnych informacji w kwestii
afery wiązanej z nazwiskiem (imieniem) Frania. Ponieważ prawdy się nigdy nie dowiemy, więc można jedynie w nieskończoność
wymieniać wersje możliwe. Oto wersja numer dwa.
Dawno,
dawno temu jeden z czołowych polskich dysydentów a równocześnie niewątpliwie
człowiek bardzo ciekawy intelektualnie siedział w więzieniu. Siedział i myślał, no bo w więzieniu nie
wiele więcej można robić. Myślał o możliwościach pokonania tego zgniłego
ustroju komunistycznego, który jak każda dyktatura wyklucza rzeczywiste użytkowanie
wolności obywatelskich, a głównie wolności słowa i druku. Bez tych wolności
każdy obywatel będący intelektualistą, czysty w swych intencjach jak łza
dziewicy, więdnie jak lilija. Oznacza to, że w ówczesnym społeczeństwie więdło
bez żadnego widoku na ratunek jakieś 5% słownie: pięć procent społeczeństwa.
Następne piętnaście procent więdło więdnięciem urojonym, ponieważ wydawało
im się, że są intelektualistami. Zaś dalsze sześćdziesiąt procent, do których
zaliczał się także piszący te słowa, nienawidziło komunistów szczerze i z
całego serca ze względu na rzeczywiste krzywdy doznane od nich, zupełnie nie
zastanawiając się jaka jest dla ówczesnego ustroju i rzeczywistości
alternatywa. Nie zastanawialiśmy się z prostej (psychologicznie) przyczyny: jeśli
wszystko co komunistyczne jest złe to wszystko co niekomunistyczne jest dobre.
Jak powszechnie wiadomo, na świecie są tylko dwie rzeczy nieskończone: Miłosierdzie
boskie i głupota ludzka. Słuszność tego twierdzenia widać (dzisiaj) w retrospektywnym spojrzeniu na pierwsze miesiące po tym co się niesłusznie
nazywa obaleniem komunizmu a co było raczej oddaniem władzy przez komunistów w sytuacji ekonomicznie bez wyjścia. Otóż w tamtych czasach
powszechnej euforii byliśmy pewni, że już jutro, no najwyżej pojutrze
będzie w Polsce raj na ziemi. Nikt w tamtych odległych czasach nawet w pijanym
śnie nie przewidywał, że ten raj na ziemi będzie wyłącznie dla wąskiej
grupy cwaniaków.
Nasz
główny bohater, późniejszy redaktor naczelny największego na świecie
czasopisma amerykańskiego wydawanego w języku polskim pod tytułem Miś
Puchatek siedział sobie w kiciu i dumał. Ten człowiek już wtedy widział
rzeczy oczywiste, truizmy, sprawy tak proste jak to że dwa plus dwa jest
cztery, ale były to sprawy, których nikt nie widzi przed ich zaistnieniem,
mimo, że w historii rzeczy te powtarzają się mnóstwo razy: otóż ten niewątpliwie
błyskotliwy intelektualista już wtedy, może właśnie dzięki historycznemu
wykształceniu, wiedział, że jedynie słuszny ustrój komunistyczny,
reprezentowany na naszej palniecie przez największą potęgę militarną świata
czyli ZSRR, jest już u kresu swych możliwości i sypie się jak domek z piasku.
Wreszcie się stało!
Natychmiast w Polsce zaczęły oddziaływać i zmagać
się różne siły zarówno naszego rodzimego pochodzenia jak i siły
napędzane obcym kapitałem. USA na skutek wielu klęsk militarnych, jak i politycznych, jest przez coraz szerszy krąg Europejczyków i nieliczny krąg
Polaków widziane jako kraj idiotów. Przyszły redaktor Misia Puchatka wiedział
doskonale, że każde supermocarstwo jest skazane na takie narastanie błędów.
Mało tego: każde supermocarstwo popełnia, oprócz nowych specyficznych dla siebie błędów,
także stare znane od początku świata
błędy i tak samo na nie reaguje. Kiedy w Imperium Romanum zaczęto zlecać
takie nieprzyjemne funkcje jak opróżnianie szamba i wywożenie trupów nędzarzy z ówczesnych slumsów germańskim gastarbeiterom, a następnie zezwolono tymże
Germanom na służbę w jednostkach rzymskich, a potem to szło dalej i dalej to
reakcja Rzymian była dosłownie taka sama jak reakcja Niemców po II Wojnie Światowej
na napływ gastarbeiterów z krajów południowoeuropejskich, a Francji na napływ
muzułmanów. Po prostu nic nie robiono, bo na to nie ma rady.
Ale wróćmy do naszych polskich realiów: Jak tylko w Polsce zaczęło się walić, to w USA wytworzyła się wielce przychylna
atmosfera dla dobijania komunizmu.
Amerykanie na dobijaniu pruskiego imperializmu w osiemnastym roku zrobili spory
szmalec. Na dobijaniu hitleryzmu zrobili ogromny szmalec, a więc nic dziwnego, że
spodziewali się na dobijaniu komuny w Polsce także coś niecoś uszczknąć. W przedwyborczej sytuacji w Polsce bardzo ważne było stworzenie ogólnokrajowego
silnego medium. Tą funkcję miał spełnić i w rzeczywistości spełnił
periodyk Miś Puchatek, którego redaktorem naczelnym został nasz Jasio. Był
to człowiek właściwy na właściwym stanowisku. Dokładnie właściwy dla obu
stron: Był on młody, ale nie za młody. Był czołowym polskim intelektualistą.
Niebagatelną zaletą było to że Jaś nie znał języka amerykańskiego. Dzięki
tej ostatniej właściwości jego wpływy na decyzje rady nadzorczej były
raczej takie sobie, bo zanim Jaś się dorozumiał w czom dijeło to mu mówiono — pana uwagi są niezwykle trafne i wielce cenne! Na pewno je w przyszłości
uwzględnimy, ale w aktualnie
omawianej sprawie decyzja już
zapadła. Jednak tu w kraju Jaś grał pierwsze skrzypce. Wszystkie ważne
sprawy załatwiał właśnie on, no chyba, że chodziło o sprawy bardzo
niebezpieczne, no to do takich spraw miał zastępczynię (czy nadzorczynię -
nie znam dokładnie hierarchii w redakcji Misia Puchatka) o imieniu łudząco
podobnym do jednej Polki, która wykąpała się w Wiśle ze skutkiem śmiertelnym.
To co powyżej to są w miarę nieprawdziwe fakty.
Dalej to już tylko komputerowa symulacja jednej z wielu możliwych wersji,
czyli zupełna fikcja. Fikcyjność tej fikcji opiera się głównie na tym, że
aby sprawy potoczyły się tak jak je tutaj opiszemy konieczne jest istnienie
tego co dla pełnego niezrozumienia przez pospólstwo nazywamy w języku polskim
„Vis Maior". Co to jest, trudno dociec, szczególnie takiemu chłopakowi ze
wsi jak ja, więc sięgnijmy do słownika Kopalińskiego: Vis maior — siła wyższa,
której wystąpienia ani skutków nie można było przewidzieć, ani im
zapobiec, która więc ZWALNIA OD ZOBOWIĄZAŃ UMOWY.
Teraz wróćmy do tych
niemiłych czasów kiedy to nasz Jasio siedział w kryminale. W miarę tego
siedzenia narastała w nim paląca nienawiść do ludzi ówczesnego reżimu.
Jednak kiedy już wyszedł i zorganizował Misia Puchatka, a Miś spełnił swą
rolę przedwyborczą na piątkę z plusem, to z powodu tego faktu ani Miś, ani
jego redaktor nie zniknęli w przestrzeni kosmicznej, lecz dalej działali. Działali
tu w Polsce a nie na Księżycu. No a tutaj rządzili ludzie z Polski a nie z Księżyca. A ci z Polski to raz ci a raz tamci, potem znowu tamci i tamci.
Tutaj dochodzimy do działania Siły Wyższej. Ta siła nakazała Jasiowi
utrzymywać dobre stosunki i z tymi i z tamtymi, a że akurat tamci trzymali
ster rządów zarówno zarządów
tych jak i tamtych, to już nie Jasia wina. Jaś się z tym pogodził i leciało
świetnie. Tamte zapiekłe urazy z czasów więziennych poszły w niepamięć.
Wspólnym spotkaniom, rautom, piknikom, łowieniom ryb nie było końca nad czym
pieczę sprawowała ta siła o łacińskiej nazwie. Do czasu.
Pewnego
dnia do Jasia przychodzi Franek z korupcyjną propozycją której wykonanie
gwarantują ci „tamci" i to z najwyższych sfer. Jasio słucha tej
propozycji, grzecznie potakuje skinieniem głowy, ale myślami jest w dawnych
dniach kiedy to on siedział w ponurej celi na Mokotowskiej, a „tamci"
siedzieli w drogich kurortach. Nie,
nie w drogich bo siedzieli tam za darmo, czyli na koszt społeczeństwa i bawili
się. On był wtedy śmieciem, szmatą. Był niczym!
Jaś rozmarzył się. Przypomniał sobie jak to razem z nim w celi siedział przedwojenny komunista Wacek i jak Wackowi było bardzo
ciężko to sobie cichutko śpiewał:
Krew naszą długo leją katy
Wciąż płyną ludu gorzkie łzy
Nadejdzie wreszcie dzień zapłaty
Sędziami wówczas będziem my.
Nagle Jaś wraca do rzeczywistości: no tak, okazja
jest (żeby stać się sędzią), ale ta Siła Wyższa może mnie rozgnieść jak
pluskwę. Po chwili następna refleksja: rozgnieść jeśli będę wrogiem ale
jeśli przyjacielem.… Jaś już jest całkiem wytrzeźwiony. Poleca Franiowi
przyjść za parę dni, kupuje magnetofony, nagrywa rozmowę i rozpoczyna grę:
Idzie do NWO nr 2
(najważniejszej osoby numer dwa) i w największym zaufaniu radzi się go
co z tym fantem zrobić. Oczywiście tak, żeby to nie zaszkodziło NWO nr 2.
Następnie idzie do NWO nr 1 i w największym zaufaniu i tajemnicy opowiada mu o SWOIM kłopocie i radzi się co zrobić. Następnie idzie do największego
plotkarza w Warszawie i radzi się go co ma zrobić mówiąc przy okazji o rozmowach z NWO nr 2 i nr 1. Potem jeszcze odwiedza kilka innych osób o wątpliwej
dyskrecji, a następnie wyjeżdża na wakacje zagraniczne. Kiedy po wystarczająco
długim czasie Jasio wraca do Warszawy zostaje zaproszony do teatru, gdzie na
scenie jest zmuszony opowiedzieć o tym i o owym, więc opowiada. Ze względu na
upływ czasu najważniejsze osoby, które wiedziały a nie powiedziały słysząc
cząstkowe opowieści Jasia stwierdzają, że są obsmarowane po szyje tym co
Rosjanie określają jako kawałek brązowego koloru podobny do czekolady ale
dalece mniej smaczny.
Sezon teatralny trwa. Ludzie słuchają kolejnych
spektakli. Mało inteligentni teleoglądacze, do których ja się zaliczam,
skupiają się na tym kto ma kurwiki w oczach, a kto chadza w kolorowych
skarpetkach. Bardziej dociekliwi czekają na finał. Finałową arię śpiewa
znowu Jasio, który tym razem jest zmuszony powiedzieć coś więcej. On się
broni. On robi rzeczy zagrożone karą, bo odmawia odpowiedzi na pytania, żeby
tylko nie powiedzieć czegoś, co mogłoby stanowić chociażby
najmniejszą aluzję do udziału NWOsób w korupcyjnej aferze . On się
zasłania tarczą tajemnicy dziennikarskiej. On aż się skręca żeby nie
powiedzieć, no ale musi, więc mówi, a ci co czuli się umazani po szyję teraz
już wiedzą, że nurkują w szambie. Ot i cała sprawa.
« Tematy różnorodne (Publikacja: 31-10-2003 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2872 |
|