Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.554.334 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 246 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Chrześcijaństwo jest średniowieczem ludzkości. Dlatego dziś jeszcze żyjemy w barbarzyństwie średniowiecza. Ale bóle porodowe nowej epoki zaczynają się w naszych czasach."
 Społeczeństwo » Społeczeństwo informacyjne

Internet w służbie oświecenia
Autor tekstu: Irridius

Lobotomia wirtualna i demencja indoktrynacyjna, indukowane są w nas od pierwszych dni życia przez własnych rodziców z wielkim zaangażowaniem w wyniku ich serwilizmu wobec czarnych i szarych eminencji, który to serwilizm tradycją przez tysiąclecia jest uświęcony. Aż do jego zupełnej mimowolności, aż do poziomu odruchów Pawłowa, aż do poziomu jakiegoś mimetyzmu społecznego, byle od hordy nie odstawać, bo stado odmieńca odrzuci i dumne ze swej spolegliwości przed ołtarzem zadepcze, orgiastycznie i orgastycznie uszczęśliwione dobrze spełnionym obowiązkiem...

Jakimże obowiązkiem — chciałoby się wrzasnąć — do jasnej cholery? Obudź się, człecze! — ale jak tu wrzeszczeć do noworodka, który w sali porodowej — zanim w oczy matce spojrzy — najpierw krzyż ze skazańcem na ścianie widzi… albo pingwina… Pokażcie pisklęciu, borykającemu się z resztkami skorupki cień sylwetki jastrzębia zamiast kwoki i trwajcie w tym „słusznym" dziele przez pierwszą dobę. Ogłupione ptaszę, skutkiem habituacji właśnie, rodzicielkę potem ledwie tolerować będzie, zaś ufnością obdarzać — jastrzębia cień. I już jest zgubione, aczkolwiek jest może zbawiona dusza jego...

Wiem, wiem, że pisklę ludzkie czymś więcej jest — nie bijcie od razu! No to i zabiegi wokół małego człowieczka czyni się nie przez dobę, a przez cały okres kształtowania umysłu — dom rodziców i dziadków, przedszkole, szkoła, harcerstwo, wojsko, urząd, praca itd., itd., aby z rytmu nie wypadł — wszędzie krzyż, czarna sukienka i pokropek. A potem też nie ustaje się poprzez zabiegi duszpasterskie, żeby skutecznie zaopatrzył w nawyki swoje z kolei dziecię i… kółko się zamyka. A jego samego, dzięki temu lub dzięki Bogu, doi się z mamony ad mortem defecatam, a i post mortem tudzież, do czwartego pokolenia (sic!). Przecież „nauka" i „katechizacja" kosztowała — ktoś za nią zapłacić musi. Jedynie po to, by złoty strumień nie wysechł raptownie, zygocie uświęconej prawem kanonicznym nakazuje się pod rygorem kary piekielnej rozwinąć się i urodzić. Cóż — każdy ma swego jastrzębia-stróża...

Jak więc krzyknąć do niemowlęcia lub niedorostka: Człecze, oprzytomniej zanim amputują Ci resztki instynktu samozachowawczego!? Kiedy niemal z pępowiną amputacja ta się dokonuje… I jako pamiątka po rozumku, na długie lata, zostaje Ci tylko ta blizna po matce w centrum brzuszka. Rozumek idzie spać każdego dzionka po grzecznie zmówionej zdrowaśce na dobranoc, za co mamusia pochwali i razem jeszcze „amen" dopowie, zamiast ostrzec kochaną dziecinkę, co wówczas się budzi...

Rozleniwia się rozumek pod codzienną presją, aż wreszcie usypia na stałe — autoamputacja lub przynajmniej atrofia. Lobotomia dokonała się. Teraz już tylko potrzebne podtrzymanie tego dementywnego stanu w szkole na kato-schizie, albo w oazie tekstów jedynie słusznych, albo poprzez pieszą wycieczkę na jakąś górę. Może być np. jasną, bo pod latarnią najciemniej, a lepiej się śpi, gdy ciemno. Ciemność, ciemność — nie jasnota… lulajże moja perełko, lulajże me pieścidełko. I tak sobie rozkwita umiłowany obskurantyzm religijny i ten serwilizm, co wiarę prawdziwą zastępuje. Wypróbowane przez wieki.

Ale jest szansa, ludzie!

Dobry Bóg nie do końca bowiem najpierw pojął, po co go kler i Święty Ojciec na obraz swój i podobieństwo swoje stworzyli. I jeszcze mu kobitkę gwałtem wyswatali, a do tego synka sklonowali — tak po prostu, bez przyjemności żadnej. A kiedy mu się potem nad tym dzieckiem znęcali, to go akurat chyba w domu nie było i zamieszanie się zrobiło. Ani się obejrzał, a już za niego dwa testamenty napisali i zatwierdzili, a potem jeszcze pozmieniali, jak było wygodniej. Normalnie, formalne i totalne, wszechobecne ubezwłasnowolnienie. Dobry chłop, a w jaką kabałę popadł? W żydowską chyba!

Nie zrozumiał w tej swojej nieograniczonej dobroci, a więc takiejże naiwności (bo jak mawiają wschodni mędrcy — добрых всегда ебут...) i przez wieki wieków nie dostrzegał, że agencja watykańska, dzięki której istnieje, ujeżdża jego samego i jego rodzinę jak starą kobyłę na zaściankowym derby koło Wąchocka. Mówią, że nierychliwy… Pewnie teraz też nadal nie pojmuje w tej swojej wszech-prostoduszności, że ciężko zgrzeszył swoją niesubordynacją przeciwko swojemu Ojcu Stworzycielowi, zesławszy na Ziemię Billa Gates'a i Internet powszechny, widoczny przez byle Okno™. No, ale chyba się w końcu wkurzył i zaszalał nieopatrznie, gdy opatrzność się zdrzemnęła. Toż to jednak grzech śmiertelny i byle czym Bóg się za odpust w Rzymie nie wykpi...

A za ten żart niewczesny, że tego handlarza dostępem do rozumu multimiliarderem uczynił i tymi miliardami poniekąd niezależnym od agencji zrobił, i jeszcze — co gorsza - nazwiskiem jak Wrota kazał mu się na czekach podpisywać… to niechybnie do Piekieł karnie zstąpić będzie musiał. I dobrze. Przynajmniej na jakiś czas schronienie będzie miał, a może i rady jakiejś zasięgnie. A może już emerytura mu się marzy? No, bo dokąd-to te Wrota? — pytam - Do szczęśliwości może? To trzeba było tak od razu: Lucky Gates… i po kłopocie, każdy by zrozumiał — nawet Alzheimer z chorobą Parkinsona lub na odwrót. A jeśli strach było wprost powiedzieć, że to Wrota aż do samego Rozumu, to chociaż niechby był Brian — ludzie ludziom pomogliby jakoś to zrozumieć… ale — Boże, na Boga — nie: Bill, jak jakiś tam prezydent, nie przymierzając. Ja przepraszam, ale to znowu są półśrodki. Tak samo, zamiast na „pentagramium", to tylko na „pentium" odwagi wystarczyło, aby się komu nie skojarzyło. Eeeh, szkoda gadać. No, dobrze chociaż, że się „intel" gdzieś w nazwie pęta; może jakoś to z inteligencją tym śpiącym rycerzom się skojarzy.

Próbował, biedny, najpierw być w zgodzie z doktryną, ale chyba się w końcu zorientował, że Wozniak to za mało, bo z katolandii się wywodzi, a i oklepany numer z jabłuszkiem nie jest marketingowo dobry. Co kiedyś było dobre, to nie teraz, bo ludzie wystraszeni są już tą rajską historią i wcale rozumku używać nie chcą, a jabłka wiedzy i poznania już raczej na pewno i na wszelki wypadek nie tkną. Może więc słusznie się obawiał i trochę konspiracji wprowadził. No, bo ile w efekcie tych Apple'ów i McIntosh'ów — 10% rynku zaledwie i do tego drogie. Dobre, ale drogie, a tu trzeba dostępu dla mas — Okna™ w każdym domu!

Jak mówił Lenin — ilość przejdzie w jakość… więc trzeba iść na całość, a nie — jak jeleń — czekać i czekać aż diabli wezmą mamonę, co ją ludzie na nowe Okno™ mają w skarpecie schowaną przed urzędnikiem fiskusa lub Janusa [ 1 ], lub jeszcze jakimś innym spod znaku Romusa [ 2 ]. Póki się da, niech się ludzie zaopatrują w te inteligentne pentagramotne pentiumy z Oknem™ na cały świat, to jakoś sprawę się popchnie.

A co to jest Okno™, moi mili? To jest takie coś, przez co na ukochany świat można powyglądać i zobaczyć kwiatuszki i łączkę w słonecznym świetle. A co to jest światło, dzieciaczki? To jest takie coś, co tak prędko się trzęsie i drga, że aż wokół panuje jasność, dzięki czemu się widzi… i diabła można zobaczyć.

No to niech stanie się JASNOŚĆ, do równie JASNEJ cholery, tak jak już wcześniej zaprogramowano. Powtarzam: jak wcześniej zaprogramowano w antyentropicznych trendach ewolucji! Niech będzie jasno — ale nie od bomby wodorowej, tylko od nieograniczonej mądrości niczym nie ograniczanego rozumu! Niech będzie tak JASNO, żeby w najciemniejszym mysim kątku rozumek nie mógł przysypiać. Niech do każdego dociera Słowo. Słowo przytomne, Słowo racjonalne, przywracające zdolność myślenia własnymi myślami. Niech wszystko stanie się JASNE i zrozumiałe! A każdemu wtedy: według potrzeb, możliwości, zasług i powinszowań — jego własny bóg, wewnętrzny i pojmowalny, albo brak boga… Ale też własny — też nie narzucony. Bóg intymny, bóg przyjaciel. Bez urzędników w koloratkach. Bez urzędników państwowych, wojskowych, administracyjnych, partyjnych i jakich tam jeszcze by nie wymyślono. Bez zebrań obowiązkowych z przymusowym aerobikiem… w domach kultury… albo domach bożych… Na miłość boską, oops… myślenie NIE BOLI i tylko niektórych trochę męczy.

STOP, STOP! Na chwilę, też ku jasności… żeby ktoś sobie nie pomyślał, że burzyć chcę jakieś budynki, a klęcznikami w piecu palić. Jeśli ktoś samodzielnie myśleć nie zdoła lub nie zechce, albo pasują mu cudze przekonania z dowolnego powodu, to — jego bogowie z nim, półksiężyc lub babka drożdżowa na drogę, Quetzalcoatl akbar [ 3 ]… czy jak tam i już; in saecula saeculorum, enter. Chcesz klękać, kucać, walić skłony wg kompasu — OK, potrzebne Ci do tego towarzystwo, zespół gimnastyki synchronicznej i kapitan drużyny — OK, potrzebny Ci zbór, parafia, kahał, obóz, stowarzyszenie czy sekta — Twój wybór i też OK. Ale nie narzucaj tego innym, daj im szansę wyboru świadomego; we własnym interesie zechciej żyć w państwie niewyznaniowym, niefundamentalistycznym, nieuczepionym jednej jedynie słusznej religii lub idei polityczno-społecznej. Zacznij bronić się póki czas, bo pewnego dnia zobaczysz, jak w szkołach, hufcach, garnizonach, czy urzędach ustawiane są np. telebimy-pręgierze. Bo zobaczysz na nich czarną listę dłużników, którzy nie uiścili zarządzonej składki wg kurii-ozalnego przykazania nr 5. Bo prędzej, czy później obróci to się przeciwko Tobie, choćbyś najwierniejszy jak pies był. Bo właśnie już tylko psem na smyczy będziesz...

Wróćmy jednak do meritum. Załóżmy, że już Okno™ kto chciał, to ma i od strony tzw. sprzętowej sprawa wygląda na załatwioną przynajmniej częściowo. Bo tu nie da się — tak jak wcześniej — żeby kolejne, nie wiem ile nakładów książek o kimkolwiek lub o czymkolwiek wykupić i zlikwidować, zanim dotrą do czytelników. To jest dostęp do informacji dla wszystkich, no prawie wszystkich, z wyjątkiem paru miliardów ludzi. Ale to się da nadrobić. W każdym razie jest ten dostęp również dla wielu milionów już zapewniony. Stan równowagi z wyraźną tendencją wzrostową. I ani Manitu [ 4 ], ani Dżipitu nic na to już nie poradzi.

Ale uwaga! To nie wszystko, niestety. Dobry Bóg zrobił, co mógł, a teraz pora na człowieka.

Można sobie żarty stroić, można śmiać się dla zdrowia, ale złotą, może najważniejszą zasadą strategiczno-taktyczną jest zasada dwóch NIE: nie wolno nie doceniać przeciwnika. Wśród tych milionów dostępów do zasobów Internetu (a więc i tworzenia tych zasobów) potencjalnie tylko jednakowy jest dostęp dla wszystkich; niezależnie czy są cywilami, czy noszą jakieś uniformy, a może koloratki, bo nie oznacza on dostępu ani sprawiedliwego, ani równego. Ten dostęp nie może być i nie jest ani trochę równy — to kwestia pieniędzy, których klerowi w walce o rząd dusz raczej nie zabraknie. I w ten sposób wracamy do punktu wyjścia. Przeciwwagą dla zdolności finansowych może być tylko jakość serwisu, jakość tekstu, jakość argumentów — muszą być prawdziwe, zrozumiałe, dowodliwe i nie tylko kpiarsko-ośmieszające. Bo po obydwu stronach linii demarkacyjnej, przebiegającej pomiędzy racjonalizmem a religijnym mistycyzmem, tak samo są ludzie różni: wykształceni i prości, mądrzy i głupi, przebiegli i naiwni, subtelni i prymitywni, oraz szczerze oddani swoim poglądom albo merkantylnie do nich nastawieni. Są też oczywiście i demagodzy, i wytrawni erystycy.

Odbiorca jest także znakomicie zróżnicowany i z reguły skrajnie wymagający. Oczekiwania tego, który tkwi w kawiarence internetowej są wręcz bardziej wysublimowane niż tego, którego stać na łącze permanentne. Tak właśnie jest, bo swoje wysupłane finanse na ograniczoną w czasie sesję MUSI móc wykorzystać nadzwyczaj efektywnie. Inaczej stać by go było na łącze w domu i w nosie miałby kawiarenkę. Podobnie ten, który krótką przerwę w pracy poświęca na szybki surf, korzystając półlegalnie z firmowej dostępności Internetu. W końcu też ten, który ma czasu i Internetu pod dostatkiem, powinien zostać czymś zmotywowany, by nie powiedzieć - przykuty do witryny, by za chwilę nie zniesmaczony i nie zawiedziony, nie pozostawił jej odłogiem na korzyść Kazaa lub kolejnej Dominy w seks-domenie.

A to oznacza, że akcja ratunkowa dla rozumu człowieka musi mieć wyłącznie cechy perfekcji i profesjonalizmu; musi być tak zróżnicowana, aby każdy mógł znaleźć coś dla siebie - zarówno ten o umysłowości (nie: poglądach!) Einsteina, czy Schoppenhauera, ale też może przede wszystkim — ten, co lokuje się bliżej Dyla Sowizdrzała, Pippi Pończoszanki lub Jasia Marii Kowalskiego. Każde z nich z osobna musi móc WIEDZIEĆ, że tekst został napisany właśnie specjalnie dla niego i czuć przemożną, szczerą chęć powracania do tego urokliwego miejsca w sieci, azylu dla jego myśli, niszy dla jego osobowości.

Dlatego jest dobrze, jeśli ktoś trafi tu i odczuje to wszystko, poczuwszy się jak w domu. Jest dobrze...


 Zobacz także te strony:
Dziecko, Bóg, religia
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Kultura WEB 2.0 - rewolucja czy upadek?
Tajemnice Internetu

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (1)..   


 Przypisy:
[ 1 ] Janus - staroitalski, starorzymski bóg wszelkiego początku i wszelkiego końca.
[ 2 ] Romus — i jego brat Romulus; legendarni założyciele Rzymu.
[ 3 ] Quetzalcoatl — Pierzasty Wąż, najważniejsze z panteonu bóstw tolteckich.
[ 4 ] Manitu — mistyczna, magiczna siła w religiach Indian północnoamerykańskich, niepersonifikowana jako bóstwo.

« Społeczeństwo informacyjne   (Publikacja: 08-12-2003 Ostatnia zmiana: 07-03-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3130 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365