|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Filmy i filmoznawstwo
"Powrót" i "Pojutrze" jako filmy o ludziach i dla ludzi Autor tekstu: Jakub Jan Pudełko
Porozmawiajmy o filmie
Film opowiada historię — to tylko częściowa
prawda. Należałoby jeszcze koniecznie dopowiedzieć o sposobie jej
opowiedzenia; krótko mówiąc — o formie opowieści. Bowiem jak wszystkim
wiadomo, kiedy już zespolone zostaną ze sobą treść i sposób w jaki twórca
chciałby ją wyrazić, powstaje film — często — fabularny. Ten z kolei może
być filmem „O LUDZIACH" lub "DLA LUDZI". Przyjrzyjmy się bliżej temu
skromnemu podziałowi po to, aby łatwiej móc klasyfikować filmy na
dowolne, indywidualne sposoby. Klasyczny rozdział na gatunki jest już nieco zużyty i w sporej części nadwątlona została reputacja jego arbitralnego,
przejrzystego aspektu. Inicjatywę dokonywania nowych typologii w zakresie kinematografii światowej (w tym
rodzimej) można także uzasadnić oficjalnym wstąpieniem Polski do wspólnoty
europejskiej. Spróbujmy wobec tego wykreować coś "świeżego" w celuloidowej dziedzinie, przyłożyć
się jednostkowo do polskiego wkładu w rozwój kultury oraz estetyki filmu
Starego Kontynentu. Ów tekst warto potraktować zatem jako jedną z wielu
takowych propozycji.
Sprawa się ma następująco. W zasadzie każdy film o ludziach jest i dla ludzi. Nie każdy jednak film dla ludzi jest o ludziach. Co decyduje o tych
różnicach? Przede wszystkim jest nią wrażliwość twórcy i jego
artystyczne ambicje. Od owych dwóch czynników bardzo wiele zależy. Powstający
pełnometrażowy utwór kinematograficzny opowiadać może o człowieku, jego
codziennych zwykłych troskach w zmaganiu się z przeciwnościami losu lub
inaczej: o głębi osobowości bohatera i dużym stopniu skomplikowania jego
egzystencji i kontaktów z otoczeniem. Może być to film o miłości, nienawiści,
przyjaźni, poświęceniu — tematy
te są wciąż uniwersalne, aktualne dla wszystkich o każdej porze dnia i nocy, w każdym momencie dziejowym ludzkości.
Można zobrazować je szablonowo, schematycznie i zgodnie z wytycznymi żądań
rynku przemysłu filmowego. Da się naturalnie zripostować autorską realizacją
pełną finansowych wyrzeczeń, mniej rozbudowanego planu filmowego, z mniejszym
poziomem „patosu" produkcji. Nie czas jednak tutaj na wartościowanie, krytykę
„amerykańskiej komercji" i wychwalanie „artystycznego wyczucia Europy".
Podział ten również się zestarzał. Wydaje
się być dodatkowo zbędny w czasach relatywizmu w ogromnej ilości
dziedzin naszego życia. Tak więc szkoda czasu na bezsensowne starania
europejskiego recenzenta w walce z „komercyjną papką" Kontynentu — dla
odmiany — Nowego. Współistnienie rozrywki i obowiązku było od wieków i jest wciąż (przynajmniej stara się być) celem — choćby — filozofów.
Znajoma wydaje się przecież dewiza zalecająca we wszystkim umiar.
Zatem z jednej strony mamy podbudowującą, dającą do myślenia etyczną
przypowieść, z drugiej czystą bądź „zabrudzoną" przyjemność;
moralizatorstwo, głęboką refleksję lub odpoczynek od jej wagi. Pierwszą
frakcję reprezentuje dobitnie dzieło pt.: „POWRÓT" (2003), którego twórcą
jest rosyjski reżyser — Andrei Zvyagintsev (spolszczona wersja: Andriej
Zwiagincew). Jego debiut pod tym właśnie tytułem przypomniał "nieuważnym"
widzom o wschodnioeuropejskiej recepcie na film o człowieku, jego relacjach ze
światem i ludźmi. Istnieją także głosy, iż Zachód lubuje się ostatnio w tego typu rosyjskim kinie czego dowodem miałyby być Złote Lwy, które film
otrzymał na tegorocznym 60.
Festiwalu Filmowym w Wenecji. Co w nim jest wobec tego "o ludziach" i dlaczego z powodzeniem można zaliczyć go także do rubryki "dla ludzi"?
Primo („O ludziach"). Możliwość wielorakich interpretacji fabuły w jej sferze symbolicznej. „Powrót" jest opowieścią o dwóch chłopcach w wieku dojrzewania samotnie wychowywanych przez matkę. Po dwunastu latach
nieobecności do rodziny wraca
ojciec po czym zabiera ich na małą wyspę w celu spędzenia z nimi trochę
czasu. Powody jego nieobecności nie są znane. Jak widać powierzchniowy aspekt
fabuły filmu jest mało urozmaicony (nie oznacza to, iż nieciekawy), wręcz
ascetyczny. Analogicznie poprowadzona jest realizacja, ale o tym za chwilę.
Wszystko co najistotniejsze dzieje się wewnątrz bohaterów, zwłaszcza u młodszego
syna — Ivana (Ivan Dobronravov). To, co czyni z psychiką młodego chłopca -
syna pozbawionego ojca — nagły, zupełnie nieoczekiwany powrót tej jakże ważnej
postaci w życiu rodzinnym jest głównym źródłem wyżej zapowiadanej różnorodności w interpretacjach warstwy psychicznej bohaterów. Psychika bowiem staje się
nieodłącznym elementem każdorazowego podejścia analitycznego do debiutu
Zwiagincewa. Surowość relacji, sprawdzian męstwa na wyspie, brak widocznej miłości
ojcowskiej do synów — to już zdecydowanie bardziej widoczna motywacja
tragicznego (a może harmonijnego?) końca filmu.
Secundo („O ludziach"). Reżyseria, oprawa kompozycyjna w jej
warstwie obrazowej, kolorystycznej, przestrzennej. Opowieść byłaby niemal
niezauważona, gdyby nie tajemnicza konstrukcja postaci ojca (Konstantin
Lavronenko) oraz mgły niedopowiedzenia w jego stosunkach z chłopcami. I rzecz
chyba najważniejsza — rytmiczne tempo prowadzone w ciszy, skupieniu, pełne
pokory i rozwagi. Sporo ujęć wypełnionych przestrzeniami pozbawionymi na czas
jakiś bohaterów. Puste miejsca symbolizujące pustkę ich rodzicielskich związków,
pustkę miłości. Chłodne barwy = chłodne relacje. Wierzchnia warstwa
„Powrotu" wydaje się być lodową wręcz pustynią, nieprzyjazną, męską i trudno dostępną, pełną wyrzeczeń. Głębiej jednak kryją się emocje, które
swą intensywnością razić zdają się nasze serca i wrażliwsze strony
humanistycznych wartości i atrybutów człowieczeństwa każdego z nas. Iście
twórcze zajęcie zajmuje widzowi wynajdywanie wyżej wspomnianych wartości
aktualnych dalej bez względu na to, co przytrafia się nam na co dzień i nie
co dzień. Intensywność ich jest ogromna bowiem nic jej tak nie wzmaga jak tłumienie
tego, co w człowieku najcenniejsze — uczucia.
„Dla ludzi" natomiast poświęcony jest przede wszystkim stan
permanentnie podwyższonego napięcia fabuły (Hitchcock?), zdumiewająca swoją
konsekwencją nieprzewidywalność akcji (Hitchcock?) tkanej — jak już zostało
powiedziane — ze spokojem, rozwagą, bez pośpiechu.
W jednym z ostatnio przeprowadzonych wywiadów Roland Emmerich stwierdził,
że „widz chce nowych rzeczy; nie kolejnego odcinka serii czy kolejnej
adaptacji słynnego komiksu — szuka nowych wrażeń." Ów reżyser — twórca
choćby „Dnia niepodległości" (1996) czy „Patrioty" (2000) — świetnie
radzi sobie z monstrualnymi produkcjami katastroficznymi czego dowodzi najnowszy
jego obraz — „POJUTRZE" ("The Day After Tomorrow"). Film ten posłuży
nam za przykład filmu w przeważającej mierze „Dla ludzi".
Świetna, śmiała realizacja zarówno od strony reżyserii, scenariusza
jak i produkcji. Niemały w tym miał udział szesnastoosobowy zespół
specjalistów od efektów specjalnych. Nie jest to już wcześniejsza faza
rozwoju kina katastroficznego typu „Płonący wieżowiec" z 1974 roku, gdzie
napięcie budowane było z leniwą wręcz systematycznością w pierwszej połowie
filmu. U Emmericha rzecz się ma zgoła odmiennie.
U progu fabuły, zaraz po napisach początkowych, dostajemy informację z jakiego rodzaju globalnym zagrożeniem mieć będziemy tym razem do czynienia — pęka lodowiec. Następnie otrzymujemy krótkie informacje o głównych
bohaterach filmu, a dalej kolejne „nastrajające" nasz poziom adrenaliny wieści o zgubnych skutkach efektu cieplarnianego. Stopniowo krąg postaci zawęża się
do tych najistotniejszych — tych, którzy przeżyją i za których trzymamy
kciuki w ich walce z nadchodzącą w zawrotnym tempie nową epoką lodowcową.
Pożera ona półkulę północną pozbawiając życia niewyobrażalną liczbę
istnień ludzkich. Tworzy się nowy klimat ziemski, zmienia układ światowych
wpływów, odwraca się diametralnie wszystko. Czy jednak pyta ktoś o kondycję
człowieka w obliczu wyzwania rzuconego
kulturowemu aspektowi ludzkości? Nie, i nie jest to miejsce na zadawanie
tego rodzaju pytań; od czasu do czasu musi się znaleźć w końcu czas, aby od
nich odpocząć. W „Pojutrze" liczy się efekt, lecz nie jest to bynajmniej
efekt na niskim poziomie. Coś sprawia, że na dwie godziny zapominamy o całym
„poza-salo-kinowym" świecie wokół nas i przykuwa naszą uwagę od początku
do końca. To główny dowód na świetny warsztat twórczy Emmericha w tym
zakresie kinematograficznym (gibsonowski „Patriota" z kolei kipi niestety zbędnym
patosem).
Rzadko komu udaje się taka polifonia obrazowania rosnącej katastrofy
jak w tym przypadku. Wielość punktów widzenia na — choćby — rozmnażające
się tornada stara się być zaskakująco zobiektywizowana. Różne miejsca na
kuli ziemskiej, różne podejścia badawcze do — w pewnej mierze zagrażającego
nam — problemu oraz świetny pomysł spojrzenia na wszystko spoza perspektywy
mieszkańca Ziemi: z kosmicznej stacji badawczej. Żywe i sprawne — jak na tego
rodzaju filmy — ukazanie meteorologicznych dewiacji (destrukcyjny ogromny grad,
zalanie przez ocean Nowego Yorku, itp.), ujęcia o charakterze daleko (a może
nie tak znowu daleko?) idącej symulacji komputerowej przedstawiającej
zlodowacenie północnej części USA, wyobraźnia twórcy w postaci innych prócz
klimatycznych zagrożeń dla bohaterów jak choćby atak zgłodniałych wilków.
Składa się to wszystko na zgrabnie pomyślany formalny aspekt „Dla ludzi".
Jest i być musi w tego typu produkcjach słabsza strona filmu lecz na
szczęście można ją lekko przełknąć. Głównymi bohaterami fabuły
Emmericha prócz — naturalnie — wszystkich elementów zmierzających do zagłady
życia na górnej połowie świata jest — między innymi — trzyosobowa rodzina. Tak się składa, iż
tutaj trochę jak u Zwiagincewa ojciec również nieco zaniedbuje rodzinę.
Istnieje jednak widoczna różnica — w „Pojutrze" wątek rodzinny wpisany
jest całkowicie i bezdyskusyjnie w tło wydarzeń o skali globalnej. Jest to
także opowieść „o ludziach" lecz poprowadzona prosto, klarownie w sposób
gatunkowy. Ukazana jest bez dwuznaczności
siła, solidarność, wiara w rozsądek gatunku ludzkiego (człowiek uczy
się na błędach). Patrzymy jednakże na to z powierzchni, z dystansu efektów
specjalnych. Jednakowoż chodzi tu — przypomnijmy — o to, aby ów film
dostarczył nam przyjemności. W tym konkretnym przypadku jest to rozrywka
nieco gorzka w swej apokaliptycznej wersji lecz — jak udowodnił to
Emmerich — można się przy tym nawet nieźle zrelaksować. Nic nie straszy
tak bardzo jak gwałt zadany ludzkiemu poczuciu bezpieczeństwa. Tak nawiasem mówiąc:
Europę także pochłonął lodowiec...
„Świat jest pełen problemów a jego mieszkańcy
nie są w zestawieniu z nim mniej problematyczni". Czysty (?) truizm (?), lecz
jak go dobrze umotywować? Najlepszym na to sposobem jest napisanie książki
lub… scenariusza filmowego. Taki pisarz staje więc przed wyborem — jednostka
czy ogół, jeden człowiek czy może cała ludzkość? Pojedyncza lub masowa śmierć,
radość, miłość. Ambicje „Dla ludzi" i „O ludziach". Mimo wielu
zastrzeżeń jesteśmy ludźmi wolnymi. Tylko kij ma dwa końce. Warto rozpocząć
zatem poszukiwania innych dróg, nowych indywidualnych sposobów na mówienie o filmie, bardziej osobiście i twórczo przemyślanych przepisów na życie
póki nie będzie za późno. Śpieszmy się gdyż kto wie co nas czeka jutro, a nawet pojutrze.
« Filmy i filmoznawstwo (Publikacja: 02-08-2004 Ostatnia zmiana: 11-08-2004)
Jakub Jan Pudełko Student filmoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim. Zajmuje się historią i estetyką filmu. Ukończył 4-letnie warsztaty filmowe i dziennikarskie. Współpracuje z lokalnymi gazetami kulturalnymi. Mieszka w Jaworznie koło Katowic. Liczba tekstów na portalu: 11 Pokaż inne teksty autora Poprzedni tekst autora: Marzyciele Bertolucciego | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3547 |
|