|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Prawo Strzeżmy się paraliżu legislacyjnego [4] Autor tekstu: Mirosław Soroka
Rozwiązanie problemu
Przedstawiłem wiele wybranych aktów prawnych i dowiodłem
ich rozlicznych wad. Mógłbym poświęcić cały semestr, a być może 10
semestrów na analizę innych aktów, które są równie kiepskie, a może nawet
jeszcze gorsze niż te, o których wspomniałem. Czyż mam przypominać Państwu
sławetną ustawę o zamówieniach publicznych? Przecież to ja będę pracował
na spektrometrze, wobec tego żaden urząd zamówień publicznych nie kupi go
lepiej ode mnie! Co więcej, mam rozliczne dowody, że skutki stosowania tej
ustawy są katastrofalne! A o legendarnej ustawie o psach? A o zakazie palenia? A pakiet ustaw o wychowaniu w trzeźwości? A o zapobieganiu narkomanii? A o
pornografii? A o ochronie zdrowia? Dlaczego nie mogę się kąpać w Odrze?
Dlaczego muszę w samochodzie zapinać pasy i wozić bezużyteczną gaśnicę
proszkową? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Nie znalazłem żadnej ustawy, która by spełniała inżynierskie
parametry. Będę wdzięczny, jeśli ktoś mi taką ustawę zarekomenduje ...
Jak w tej sytuacji funkcjonuje nasze państwo? Doprawdy nie wiem. Nie wiem jak
mogą w takiej sytuacji działać przedsiębiorczy ludzie? Wiem natomiast, że
czegokolwiek się człowiek nie dotknie, to wszystko idzie jak po przysłowiowej
grudzie. Jak zatem oczyma technokraty powinna wyglądać idealna
procedura legislacyjna? Jak powinna (w oczach technokraty) wyglądać
idealna procedura legislacyjna? 1.
Musi wystąpić konieczność wprowadzenia nowego aktu prawnego. Konieczność, a nie potrzeba,
lub co gorsza, czyjeś przekonanie. Konieczność oznacza, że społeczeństwo
nie może się bez takiej regulacji prawnej obejść, bowiem dotychczas istniejące
prawo, bądź powszechnie akceptowane obyczaje, nie uwzględniają pewnego
nowego obszaru funkcjonowania społeczeństwa. 2.
Ustawodawca musi mieć absolutną pewność, że
będzie możliwa egzekucja tego prawa. Oznacza to, że państwo
ma lub będzie miało (wówczas konieczne jest odłożenie) środki umożliwiające
wykrywanie łamania prawa, a także odpowiednią siłę do zastosowania przymusu
przestrzegania prawa. Jeśli tak nie jest, to uchwalenie tego prawa spowoduje
skutek odwrotny od zamierzonego. To prawo stanie się samo czynnikiem
kryminogennym. Integralną częścią tego punktu jest oczywiste stwierdzenie,
że nowe prawo będzie powszechnie
akceptowane przez społeczeństwo. Ojciec nie wydaje nigdy synowi polecenia, jeśli wie, że może to
wywołać gwałtowny sprzeciw! 3.
Musi być dokonana staranna analiza rachunku ekonomicznego, z której musi bez najmniejszych
wątpliwości wynikać, że nakłady finansowe poniesione przez państwo i obywateli w związku z uchwaleniem i wdrożeniem nowego prawa, nie będą
przypadkiem znacznie wyższe niż ewentualne straty, jeśli
takiego prawa nie będzie wcale. 4.
Resztę, drobniejszych spraw, musi rozstrzygać zdrowy rozsądek.
Akt prawny powinien być
oczywiście przeczytany przez polonistę i matematyka (logika) (niezależnych od
ustawodawcy!).
Jeśli nie ma któregoś z tych elementów, to żaden inżynier nie ośmieli
się, żeby komukolwiek dawać taki bubel do rozpatrzenia. Resztę spraw, a nawet większość z nich, możemy
spokojnie pozostawić rozsądkowi ludzi. Zresztą, tak je załatwiamy w naszym
życiu — jakoś sobie żyjemy i nikt z nas nie żyje z kodeksem w ręku.
Stosując tylko te trzy zasady, mógłbym z góry wykluczyć
każdy projekt ustawy, dużo, dużo wcześniej, zanim dojdzie do wdrożenia
procedur legislacyjnych. * Stosując tylko te trzy zasady można z łatwością z góry odrzucić
projekt, a nawet propozycję regulacji prawnych, zanim dojdzie do formalnego
wdrożenia procedury legislacyjnej, zanim doprowadzi się do wrzenia dyskutantów
na sali Parlamentu, czy w końcu — na ulicy. Weźmy jako przykład aborcję.
Ustawa nie powinna być rozpatrywana ze względu na pkt.1 i 2. Nie ma takiej
konieczności. Aborcja nie jest zabiegiem kosmetycznym. Jest nieszczęściem dla
kobiety, która i tak musi postąpić zgodnie ze swoim sumieniem. I będzie pamiętała o tym do końca życia. Jak zapewnić egzekucję tego prawa, nie naruszając
przy tym praw i godności kobiety? Jak zmusić dziesiątki milionów kobiet do
poddania się przymusowym testom ciążowym, wykonywanym pod przysięgą w odpowiednio zbudowanych i wyposażonych do tego celu laboratoriach. Tylko silne
lobby produkujące takie testy (lub ortodoksi) może się upierać przy takich
rozwiązaniach prawnych. Inny przykład, chemiczny.
Ustawodawca proponuje ograniczenie emisji toluenu do 1 ppb, a najnowocześniejsze
techniki analityczne umożliwiają wykrycie dopiero od 50 ppb. Po co takie prawo?
Po co bardzo kosztowne analizy? Większość ludzi uważa, że patent
chroni prawa wynalazcy. Nie chroni! Swoich praw wynalazca musi dochodzić
najczęściej w sądzie. Jeśli nie ma stosownego aparatu sądowniczego, to
patent udzielony mi na wytwarzanie jakiegoś paskudolu — jest patentem martwym. Ustawa „alkoholowa". Nie
widzę nic złego w piciu piwa przed sklepem. Odkąd pamiętam, zawsze tak było,
zwłaszcza na wsi. Dopiero wprowadzenie prawa, że nie wolno pić alkoholu w miejscu publicznym, czyni ów postępek przestępstwem. I pojawia się
natychmiast problem, którego przedtem nie było. Ściganie takiego przestępstwa w kraju, w którym człowiek od urodzenia do śmierci, wszystkie ważniejsze
uroczystości „zakrapia", jest niemożliwe. Skąd wziąć kilkadziesiąt
tysięcy trzeźwych funkcjonariuszy ...? Czy ktoś przy zdrowych zmysłach
wprowadziłby przepis: „obywatelowi zabrania się jedzenia muchomorów
sromotnikowych"? Nie? Nie jestem do końca przekonany. Ileż podobnych
przepisów można znaleźć bez trudu w rozmaitych aktach ... To prawo, a nie uczynek,
czynią najczęściej z człowieka przestępcę!
* Nadmierna legislacja prowadzi wprost do tego, że zmienia
się zasadniczo struktura aktywności społecznej. Zmienia się z twórczej,
produkcyjnej, inżynierskiej, handlowej, usługowej, itd., która decyduje o wytworzonym produkcie narodowym i wzroście dobrobytu obywateli, na
biurokratyczno-administracyjną, która daje pozorny produkt i pusty pieniądz,
nie tworzy bowiem rzeczywistej wartości dodanej. Oprócz tragicznych skutków
ekonomicznych taka działalność ma katastrofalny wpływ na obywateli. Zabija
wiarę, zabija pomysłowość, bądź kieruje ją na niewłaściwe tory, zabija
przedsiębiorczość, zwiększa znacznie barierę aktywacji. W sumie prowadzi to
do skutku odwrotnego niż przewidywał ustawodawca, do ograniczenia swobód
obywatelskich. Czy ktoś jest w stanie oszacować ile firm upadło tylko z powodu złego prawa? Przez prawo? Akcyza, cło, vat, gąszcz drobiazgowych
przepisów, lawina oświadczeń, papierów, itp. Przecież dla wielu firm zmiana
cła o głupie 10% może być istotną różnicą — różnicą między życiem a śmiercią! A miał być wolny rynek! Powiada się czasami: DURA LEX, SED LEX (twarde prawo, ale
przecież prawo), co w minionym okresie przerobiono w środowisku prawniczym na
"BZDURA LEX, SED LEX". Minęło kilkanaście lat od naszych przemian
politycznych, a to powiedzonko można już awansować do rangi przysłowia! Marzę od lat o leniwym parlamencie i o leniwych
parlamentarzystach! Takich, którzy na większość propozycji regulatorowych
odpowiedzą: "Eee tam! A po co to robić? Nie chce mi się! Szkoda na to
czasu! Kończąc ten wykład, chciałbym przypomnieć wierszyk, który
kiedyś napisał Janek Pietrzak, zatytułowany „Wolny
Obywatel" Zróbmy coś. Musimy zaprotestować. Nie możemy dopuścić
do tego, żeby o wszystkich naszych wspólnych sprawach decydował ktoś, kto
nawet nie ma czasu na to, żeby pomyśleć, żeby się chwilkę zastanowić,
chociaż parę minut! Nie możemy dopuścić do tego, żeby wszystkie sprawy w państwie były zcentralizowane. Sądzę też, że czas najwyższy, żeby nasz parlament,
nasz prezydent, może również premier, zatrudnili na etatach błaznów, których
jedyna rola polegałaby na wyśmiewaniu głupich pomysłów i mówieniu władcom
prawdy. Było to najtańsze rozwiązanie w autokratycznym państwie, więc
powinno być niedrogie w demokratycznym. Jak uczy historia, wielokrotnie było
to rozwiązanie skuteczne, aczkolwiek praca błazna nie zawsze należała do
bezpiecznych. Jak zresztą każda służba społeczna... Jeśli komuś wydaje się, że słowo „błazen" ma
obecnie zbyt pejoratywne znaczenie, to proponuję, wzorem procedur watykańskich,
wprowadzenie funkcji „advocatus diaboli", którego rola byłaby w istocie
podobna — szukanie potknięć, ewidentnych pomyłek i głupot legislacyjnych. Jeśli nic nie zrobimy, w niedługim czasie grozi nam całkowity
paraliż państwa. Dziękuję za uwagę. * POSŁOWIE: Wspólnym tematem I i II Międzynarodowej
Konferencji Naukowej organizowanych przez Wyższą Szkołę Menadżerską w Legnicy jest „Poszukiwanie modelu wyższej szkoły niepaństwowej". O ile
dwa lata temu, ten temat był jeszcze bardzo aktualny i perspektywiczny, o tyle
obecnie przestał być aktualny — ustawodawca bowiem wie wszystko znacznie
lepiej od nas, organizatorów i uczestników tych konferencji. Wie lepiej od
obywateli. Wie lepiej od studentów i nauczycieli.
W świetle nowych uregulowań
prawnych, a także nowych propozycji w tej materii, wszystkie uczelnie w Polsce, i te „akademickie", i te państwowe, i te „niepaństwowe", zostały
ubezwłasnowolnione i poddane całkowicie dyktatowi władzy politycznej. Rola
obywateli, a także rektorów i senatów, a także kanclerzy i założycieli, a przede wszystkim studentów i nauczycieli akademickich, została sprowadzona do
zera.
Przypomnę, że podstawowym celem edukacji jest
przygotowanie do spotkania z nieznanym. Jest to cel wspólny dla wszystkich
szczebli edukacji. Dodatkowym celem, w zasadzie uniwersytetów, jest generowanie
nowej wiedzy i konserwowanie już poznanej. Celem ubocznym może być nauka
zawodu, w tym zawodu nauczyciela i uczonego. Wobec tego, najistotniejszą rzeczą w systemie edukacji
jest to, co bym nazwał „educational diversity", czyli „różnorodność
edukacyjna". Jeśli nawiązać do kwantowej hipotezy edukacji [Soroki], z której
wynika nieoznaczoność edukacji, a zatem brak algorytmu uczenia się i nauczania, a w konsekwencji brak czegoś, co technokrata nazwałby technologią
edukacji, to jest czymś oczywistym dla każdego, że jeśli nie jest znana
technologia edukacji, to nie można budować gigantycznego molocha — koncernu
edukacyjnego, który w sposób jednolity wprowadza homogenny system edukacji w całym państwie, czy, w wyniku procesów globalizacji, na całej Ziemi. Jeśli
nie znamy celów istnienia i nie znamy technologii edukacji, jest rzeczą
oczywistą, że konieczne jest utrzymanie różnorodności edukacyjnej. Jest to
też najważniejsze przesłanie deklaracji bolońskiej. Z tą różnorodnością edukacyjną są sprzeczne
wszystkie postanowienia regulatorowe w naszym państwie, jak i również w Unii
Europejskiej, a wszelka standaryzacja w tej materii jest wysoce szkodliwa. Jeśli
zunifikujemy wszystkie programy nauczania i wszystkie systemy edukacyjne, to
katastrofa jest nieunikniona. Jeśli popełnimy pomyłkę, to będzie ona miała
charakter masowy, może nawet globalny, a skutkiem tej pomyłki będzie głęboka
zapaść cywilizacyjna na całej planecie. Różnorodność edukacyjna, czyli „educational
diversity", tak jak każda różnorodność — biologiczna, polityczna,
rynkowa, ideologiczna, itd., znacznie zwiększa szansę przetrwania, ponieważ
jeśli nawet większość systemów będzie błędnych, to zwiększa się szansa
na istnienie systemu, który będzie lepiej dostosowany do aktualnej, a zwłaszcza
przyszłej rzeczywistości. Zatem, to co się dzieje w naszym państwie można
nazwać sabotażem legislacyjnym, który może wprost doprowadzić do samobójstwa
gatunku. Różnorodność biologiczna ma nie tylko walory
funkcjonalne — odczuwamy ją także jako piękno, jako harmonię, jako coś, co
wzbudza w nas zachwyt. W przyrodzie istnieje rozmaitość organizmów, gatunków,
kształtów i kolorów. To nie szkodzi, że wiele z tych gatunków jest w stanie
permanentnej otwartej lub ukrytej wojny ze sobą i z nami, że nie są w stanie
równowagi, że są raczej w stanie quasi-równowagi. Widzimy to piękno i budzi
ono w nas zachwyt. Różnorodność taką można by nazwać pluralizmem
biologicznym. Przez analogię do natury optowałbym za pluralizmem edukacyjnym.
Optowałbym za tym, żeby były różne uniwersytety, żeby studenci mieli do
swojej dyspozycji prawdziwy rynek edukacyjny. Z reklamą, ale również z rzetelną informacją. Z prawem wyboru uniwersytetu, ale również z prawem
porzucenia go, jeśli student uzna, że na tym uniwersytecie coś jest niezgodne z jego oczekiwaniami. Że coś jest fałszywe. Wbrew pozorom, różnorodność
edukacyjna może zapewnić znacznie większe szanse przetrwania gatunku i cywilizacji, niż seks.
Narzucanie jakichkolwiek jednolitych rozwiązań ustawowych w tak
delikatnej materii, jaką jest edukacja, jest nie tylko zbyteczne, nie tylko
nonsensowne, ale może być bardzo, bardzo groźne dla przyszłych pokoleń, a być może nawet dla cywilizacji. Może naprawdę doprowadzić do katastrofy
cywilizacyjnej naszego kraju. Zatem apel do społeczeństwa, a zwłaszcza jego
przedstawicieli zasiadających w Parlamencie Rzeczpospolitej o różnorodność
edukacyjną, o pluralizm edukacyjny, jest znacznie ważniejszy, niż
jakiekolwiek inne apele środowisk akademickich, nawet ważniejszy od apelu o istotne zwiększenie nakładów finansowych na edukację i naukę.
1 2 3 4
« Prawo (Publikacja: 03-02-2005 Ostatnia zmiana: 30-01-2011)
Mirosław SorokaUr. 1942 r. Chemik, profesor Politechniki Wrocławskiej (Instytut Chemii Organicznej, Biochemii i Biotechnologii), w latach 1990-1996 dziekan Wydziału Chemicznego, reformator szkolnictwa wyższego. Specjalizacje: chemia organiczna, badanie mechanizmów reakcji, chemiluminescencja i spektroskopowe metody wyznaczania struktur związków organicznych. Zajmuje się poza tym etyką działalności naukowej. Liczba tekstów na portalu: 5 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Strzeżmy się paraliżu legislacyjnego | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 3922 |
|