Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.149.134 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Musiała już minąć pierwsza pięciolatka po upadku komunizmu. Toczyły się wielkie spory o to czy zwycięstwo było klęską, czy klęska zwycięstwem. Tak wiele trzeba było zmienić, żeby kolejna generacja wybrańców mogła robić to co poprzednie – żyć kosztem najsłabszych w głębokim przekonaniu, że ich utrzymują? Kiedy nie dało się już dłużej być uczciwym i dobrym komunistą, trzeba było zacząć być..
 Kultura » Sztuka

Atak Kraka. Twórcownie czy akademie? [2]
Autor tekstu: Stanisław Szukalski

Zamarznięta młodość,
wersja pierwsza, w kamieniu, 1920Wysyłajmy gdzie warto stypendystów oddających się naukom ścisłym, a zamykajmy murami dostęp do cudzych poglądów na sztukę. Ostatnie odkrycia w dziedzinie fizyki są najlepsze, bo najkorzystniejsze, a zatem wysyłajmy do tych krajów, które przodują w technice, to jest Stany Zjednoczone, Niemcy, Belgja czy Francja. W technice mechanicznej niema narodowego sposobu patrzenia na tę dziedzinę, lecz w etyce i estetyce powinien być tylko nasz własny i dlatego nie wolno nam łamać naszego ducha rasowego przez wpajanie w nowe pokolenie poglądów pochodzących i opartych na innej rasowej dyspozycji.

W prawach etyki i estetyki niema „ostatnich wynalazków", gdyż esencją są tu koncepcie. Jeżeli ostatnie wynalazki w „inności" technik malarskich przyciągają do Paryża młodych artystów, to jest to na skutek tradycji, która przez ich pedagogów lub rodziców ich tam wysyła. Tak, jak jest tradycją, że pies pierwej się musi obrócić kilka razy, by trawę udeptać, nawet jeżeli się kładzie spać na posadzkę.

Starsze pokolenie jeszcze cierpi na te dawne przesądy o tem, jak to „talent nie może się rozwinąć bez cudownego wpływu Paryża". Profesorowie, mając „kulturę", radzą lub obiecują Paryż młodzieży nieprzewidującej ewentualnej zagłady ich cech narodowych i indywidualnych. Akademje nęcą stypendjami zagranicznemi i zachęcają do większego wysiłku, aby ukoronować „zadziwiające talenty" zawsze Paryżem. Czyż celem naszego wysiłku społecznego i jednostek utalentowanych jest służenie francuskiej kulturze? My możemy się chwalić Korzeniowskim, lecz przysporzył on wpływów kulturze angielskiej. Smutną prawdą jest, że Polsce więcej zawsze zależało na tem, że jakiś wielki człowiek był Polakiem, aniżeli na wyzyskaniu jego dorobku dla naszej narodowej kultury.

Zmierzch,
1915Podobno Pan Kiwacz i Pan Weiss są talentami rzadkiemi na dzisiejsze czasy, lecz cóż przez nich polska kultura estetyczna zyskać może? Uprawiają malarstwo francuskie, nie będąc również doskonałymi jak ich ideał, który naśladują. Francja ma lepszych. Ni tu, ni tam wartości nowych przynieść nie mogą. Więc pocóż to marnowanie ludzkiego materjału, siebie i swoich uczni?

Z czego się składa tak zwana kultura profesora Akademji (nie mówię tutaj o wielkich artystach)? Jest to orjentowanie się w historji sztuki, monografjach i anegdotach o wielkich ludziach, a przede wszystkiem to, że studjował on „wszystko", co jest uznane za godne do poznania. A zatem zagłębił się w filozofję sztuki i o sztuce.

Popularność książki jako środka komunikacyjnego kultury jest bardzo niedawną. Zaś popularne czytanie rozwinęło się od paru dziesiątek lat. Pisanie zaś o sztuce jest jeszcze późniejszem. Teoretyzowanie na temat sztuki zaczyna się (wiele znaczący symptom tęsknoty ku czemuś straconemu) dopiero paręset lat po śmierci renesansu, t. j. upadku wielkiej sztuki europejskiej. Narody europejskie coraz to pewniej wpadały w stan beztwórczości na polu sztuki, aż ostatnim symptomem tego upadku jest francuski łupież „izmów". Otóż ta sama estetyczna impotencja europejczyków wydawała z każdym stopniem końcowej bezproduktywności coraz to więcej teoryj o sztuce, jakby o raju straconym, mnożąc analizy, dedukcje, przepowiednie. Mnożyły się zastępy bezpłodnych teoretyków, manjackich adwokatów, anemicznych estetów, którzy się starali dać „inne" tory sztuce-lokomotywie, lecz zawsze zapominali o p a 1 i w i e, aby szła dalej. I tak jak stara panna, cierpiąca na chroniczną dziewiczość, dogmatyzowali o rodzeniu „nowej sztuki". Nie mając w sobie na tyle zdrowego rozsądku, by zrozumieć, że nie o n o w ą sztukę chodzi, lecz zwyczajnie o sztukę.

Zmierzch,
fragment — stopa, 1915Artysta, który szuka „nowej sztuki", „nowej drogi", a przez nie nowego siebie, ten czyni to z bardzo małostkowych pobudek, gdyż nie ma nowych koncepcyj dla swej techniki do ubrania. Odrębność uczuć daje odrębność koncepcyj, te zaś zniewalają pracownika lub kapłana tejże do dania najodpowiedniejszej formy swym myślom-wysłannikom. Na cóż jemu sukienki przepiękne, skoro nie ma tego, coby w nie ubrał i coby miłował ponad siebie? Ćwiczon był w błędnej modzie myślenia, bo nawet ośmieszano przed nim esencję twórczości największych artystów. Jakżeż mógł on zatęsknić do narodzenia się w nim duszy wielkiego człowieka? Jakże on może chcieć ubrać swą „duszę", z jej wielorakim wyrazem umiłowania i oburzenia świętego, w jak najwspanialsze, najczystsze, najskromniejsze, zależnie od jego dyspozycji, lecz zawsze najdoskonalsze szmatki, t. j. formę i styl, skoro zrobiono z niego kalekę nie mogącego doszukiwać siebie, czy Boga swego, tylko przy pomocy modeli? Zmuszonego już zawsze chodzić na szczudłach prozaiki optycznej, nie wiedzącego, na której stronie ma serce a w sobie noszącego już tylko trupa świętej pobudki do tworzenia? Pocóż im się wystrajać, gdy nie mają gdzie iść?

Z czasów wielkiej niewiary w siebie, kiedyśmy z zagranicy sprowadzali strawy kultury, któreśmy pożerali z owijką, przejęliśmy system pedagogiczny od ludzi i w czasach, kiedy sztuki już nie było między nimi. Zamiast sięgnąć do tych pierwotwórców sztuki, co tworzyli ją „na kolanie" i w umiłowaniu bez akademickich studjów, sprowadziliśmy sobie, jak gdyby słonia do zoologicznego ogrodu, profesorów, stoły dla modeli, cyrkle do pomiarów, sznurki z ciężarkiem dla znalezienia pionu i równowagi, trupy do sekcji anatomicznej, posadziliśmy naszych młodzieńców przed tem wszystkiem i po dziesięciu latach niecierpliwego wyczekiwania i pańszczyźnianych studjów spodziewaliśmy się pełnorosłych twórców.

Upadek
człowieka, 1920Jak już patetycznie wygląda ta cała komedja „studjów", to bawienie się w naukowość i czczą analizę, podróżowanie kolejami, okrętami i pytanie się cudzoziemców o drogę, by kiedyś! nareszcie! dotrzeć do własnego serca! Jakżeż patetycznie wyglądamy z naszemi akademjami w porównaniu ze sztuką i beztroskiem dojściem do niej Chin, Grecji, Indji i Romańczyków, Francji, ale przeszłej i bardzo dawnej? Wszakże oni wszyscy nie znali studjów. Oni dobywali z siebie nie zaś nabywali dla siebie, jak my dzisiejsi to czynimy.

Czyż nie widzicie, że ten system akademicki to jest droga nierzetelna dojścia do celu, wymyślona przez kulturę, która wcale sztuki nie wydała przez 400 lat? Czyż nie taką właśnie metodą chciałby dojść do celu ten, co przekonany jest, że w sobie twórczości nie posiada za grosz i stara się jednak swego celu dopiąć przez sekretne studjowanie z modeli w domu, przy zamkniętych drzwiach, by nagle po latach mozolnych studjów wyjść z ukrycia i udając dopiero-co urodzony genjusz, zajaśnieć jak żywy talent, któremu wszystko samo z siebie przychodzi?

Jest to krótsza droga zdobycia zewnętrznych cech talentu, to jest zdobywalnej techniki. Jednak poza techniką trzeba coś jeszcze dać, otóż to „coś" jest sztuką, a składa się ono z sentymentu i koncepcji, dopiero zewnętrznie ze stylu i formy.

Są dwie techniki, żywa i martwa. Pierwsza prawieczna, wyrosła z samoucznego wyrażania się ideograficznie osobistego prymitywu, dla wymodlenia swych uczuć, zaś druga, upokarzająco zdobyta mozołem pańszczyźnianych studjów i tropienia objektywnej rzeczywistości. Pierwsza wyrabia styl wprost od niechcenia, bez wyrafinowania — zbędnej intelektualizacji, druga jeszcze nienarodzony styl porania i skazuje niewolnika na galery wiecznej tułaczki po powierzchni objektywizmu.

Jąkający się
filozof, 1915Technika akademicką drogą zdobyta jest tylko wózkiem. Otóż cała walka między rozlicznemi dzisiaj bandami zniszczałych talentów jest około pytania „jaką formę" kółka, jaki typ ma mieć ten wózek.

Ja mówię, że dobry wózek wystarczy, lecz elementarną kwestją jest, co na ten wózek włożyć i obwozić. Otóż akademicki system ćwiczenia uczy robienia wózków, i stawia wózek za cel życia artysty. Ja zaś błagam, byście raz już przerwali ciągłość tej niszczycielskiej instytucji i zapoczątkowali metodę, która ćwiczy serce i myśl od pierwszego dnia, aby stworzyła coś, coby można na tym wózku wozić.

Gdybyśmy jako naród mieli nawet dziesiątki wielkich artystów, miary Matejki i Malczewskiego, to i tak dopóki systemu akademickiego nie wyplenimy, dopóty Polskiej Sztuki nie będzie, i jak dotąd, będziemy mieli zaledwie sztukę w Polsce. Różnica jest wielka i zasadnicza. „Polska Sztuka" miałaby indywidualne cechy kultury narodu, jako wielokrotne powtarzanie charakteru zewnętrznego (styl) i przeciągła łączność między jednym twórcą a drugim mimo ich odrębności osobistych. Wpływałaby na otoczenie pozostawieniem wpływów swoistych po sobie. Jak jedno uderzenie w wodę sięga swemi kołami niedaleko od źródła poruszenia i zamiera przez styk z powierzchnią stojącą dalej nieruchomie, tak powtórzenie wielo-wielokrotne, a ustosunkowane zmusza zewnętrzne nieruchome horyzonty neutralności do przyjęcia drgań, to jest przyjęcia pulsu naszej kultury. Tak więc i artysta wielkiej miary nie może być zwany artystą polskiej sztuki, lecz zaledwie swojej prywatnej. Aby dany styl pozostał narodowym a zatem wpływowym jako promieniejący element naszej kultury, musi być uprawiany przez więcej aniżeli tylko jednego, choćby wielkiego twórcę, musi być zaczynkiem nowej tradycji, bo tylko to, co jest tradycją, jest narodowem czy miejskiem, stosownie od obszaru swego wpływu. Jeżeli „coś" jest uprawianem tylko przez Kraków, nazwiemy to krakowskiem, polskim zaś nie będzie nawet Matejko, jeżeli jego styl nie osiągnie swej supremacji na późniejszych i młodszych artystach.

Fragment
powyższegoPrzyjęcie i spożywanie wartości twórczych jednostki i przyswojenie ich na większej przestrzeni kraju i czasu, stanie się narodową własnością, nawet gdyby je wniósł cudzoziemiec.

Polską sztukę mogą zrodzić pracownie z majstrem pedagogiem, zaś nigdy akademje. W akademjach poza niszczycielskiem działaniem studjów z modeli wyrabia się to śmieszne współzawodnictwo w znalezieniu jakiejś innej formy jako swego herbu jakości osobistej. Dzisiejsza sztuka, dana nam przez byłych uczni akademickiego systemu, jest to targowisko paranoików obwożących swe puste wózki, zgiełkliwie okrzykujących inność swoich wehikułów, nic zaś nie mających do ofiarowania.

Jeżeli spostrzeżemy nagle na horyzoncie pierwszego artystę architekta od 400-tu lat (nie inżyniera-budowniczego), to mimo że on może przynieść ze swojem urodzeniem nawet genjalne pomysły i style czystej a świeżej wody, to umrze jednak z nim jego styl, a Polska nawet się nie dowie, że miała w sobie twórcę polskiej architektury. Akademicko wylężeni plastycy mają zbyt mało twórczych zdolności by być skromnymi i każdy z nich cofnie rękę od pozostawionej stylistycznej spuścizny jak od gorącego żelaza. Jego „duma osobista" nie pozwoli na „poniżenie" się niesienia dalej wskaźni i dorobku wielkiego wymyśliciela. A przecież znacie dumę małych ludzi, znacie honorowość bezwartościowych ludzi broniących opinji o sobie drogą pojedynkową. Ich wartość jest zamknięta właśnie w tej „dobrej opinji" pozorami tylko wybudowanej, a nie w nich samych. Wolą ginąć dla tej reputacji. Cóżby oni przedstawiali za wartość, gdyby im ktoś ją skradł lub wystawił na deszcz?


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Szukalski: pogański gigant samorodny
Kopernik na indeksie – nieomawiane aspekty


« Sztuka   (Publikacja: 01-07-2005 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4211 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365