Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
203.708.428 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 618 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Wiedza bez logiki nie jest nic warta."
 Kultura » Sztuka » Teatr

Polaroidy czyli kilka ostrych zdjęć
Autor tekstu:

Polaroidy czyli kilka ostrych zdjęć, tak Ravenhill określa w podtytule swój dramat. Oglądając jednak inscenizację tej sztuki na scenie Starego Teatru w Krakowie nigdzie tych „ostrych zdjęć" nie dostrzegłam. Ani w mieszkaniu Helen, ani w mieszkaniu Nadii, ani nawet w szpitalu, czy klubie, nawet na tarasie Izby Gmin (w polskich realiach na pewno w tym miejscu musiałoby wystąpić kilka takowych). A tutaj nic! Nie, nie byłam zawiedziona, raczej zrozpaczona. Dlaczego? Żyję, a raczej moje pokolenie żyje, pośród takich zdjęć, o których Ravenhill mówi Polaroidy i może dlatego mnie one nie szokują. Nas — ludzi XXI wieku — nic bowiem już nie wzrusza, porusza ani szokuje.

Ravenhill, tak jak Sarah Kane, to autor zaliczany do grona „nowych brutalistów", faktem jest że brutalizm u niego to nic w porównaniu z Oczyszczonymi czy Zbombardowanymi Sarah Kane. Może ten jego brutalizm już nas nie szokuje, bo jest „za bardzo nasz": za realny, naturalny, za zwyczajny i za często spotykany. Epizody dziejące się w mieszkaniu, klubie, na lotnisku czy w szpitalu są nam bliskie (jak nie epizody, to przynajmniej miejsca). W odróżnieniu do Sarah Kane — Ravenhill unaocznia i urzeczywistnia realne sytuacje; unika nieprawdopodobności i poprzez „zwyczajność" chce nam odpowiedzieć na podstawowe pytania, pokazać nasz „sposób" funkcjonowania w dzisiejszym świecie. Sarah Kane wprowadzała coś irracjonalnego w swoich sztukach — w taki sposób „uświadamia" człowiekowi egzystencję (pokazuje mu, że żyje). W Zbombardowanych wprowadza nagle w prozę życia wojnę: gwałtownie, niespodziewanie do zwyczajnego życia, zwykłego pokoju hotelowego, w środku prozaicznej rozmowy, wchodzi żołnierz z kałasznikowem i mówi, że osoby w pokoju się znajdujące — podobnie jak całe miasto- zostały zbombardowane i osaczone. Nagle coś co pozornie wydawało się dalekie, było obrazem w telewizji, zaczyna dotykać bohaterów. W tym momencie nasuwa mi się pytanie: jak blisko musi się coś znajdować, żeby nas zaczęło dotyczyć? Kilometr, dwa, a może sto tysięcy? Ravenhill trochę inaczej niż Kane odpowiada na to pytanie: nas już nic nie wzrusza, dotyczy i dotyka — bez względu na kilometry, milimetry i centymetry (Kane musiała doprowadzić w swojej sztuce do zbombardowania pokoju po to, aby „dotknąć" problemem wojny głównych bohaterów). U Ravenhilla ludzie nic nie czują, żyją w swoich światach - bezcelowo i bezsensownie.

Ravenhill opisuje życie codzienne, nazywa je — te scenki ze zwykłych dni — ostrymi zdjęciami. Te „kilka ostrych zdjęć" to dla nas zwykłe „polaroidy", bynajmniej już nie ostre (mówię o młodym pokoleniu, którego jestem częścią).

Nick w sztuce Ravenhilla, symbol dawnego pokolenia (starego, ginącego w dzisiejszych realiach); siedział w wiezieniu od 1983 roku (w imię idei o jakie walczył), wkracza w XXI wiek pewnie, a ta pewność jest burzona: przez chłopca w windzie, który sprzedaje narkotyki, bo musi sobie kupić Playstation, czy chociażby przez Helen, która zmieniła swoje zasady: pani radna, która próbuje skoordynować autobusy. Nick (Jacek Romanowski) po wyjściu z więzienia chce znów funkcjonować w „normalnym świecie", po latach nieobecności próbuje i chce do świata powrócić (przy pomocy Helen), chce poznać na czym polega i jakie mechanizmy nim kierują:

Scena 1: Mieszkanie Helen

Nick: Chcę się nauczyć… Chce zrozumieć jak funkcjonuje ten dzisiejszy świat. A co to, kurwa, jest to całe Playstation?

Helen: Mnie lepiej nie pytaj. Zaczyna się od drobiazgów, kapujesz? Krok po kroku robi się takie zwykłe rzeczy, nie szuka się szerszej perspektywy, nie generalizuje się.

Helen i pozostali są „na fali", „są cool", idą bezcelowo przez życie, które zabiera im:

- coraz więcej czasu, jak w przypadku Helen (Dorota Segda),

- coraz więcej siły, wiary i marzeń (początek depresji), Nadia (Sandra Korzeniak)

- coraz więcej bliskich, Victor (Michał Czarnecki) traci dom rodzinny - wyjechał z Rosji, w Londynie traci Tima — partnera,

- życie, Tim (Adam Nawojczyk), umiera.

A jaki jest ten ich świat? Tak, my wiemy o co chodzi — młode pokolenie, starsze niepewnie gubi się w natłoku tych „ostrych zdjęć" i nadal nie wie, nie tylko tego, co to Playstation. Tak, my młodzi często rozmawiamy o życiu...

Scena 2: Lotnisko

Victor: Ja uważam, że wszystko jest zwariowane. Cały świat jest zwariowany Co rano budzę się i mówię sobie: jeszcze jeden pieprzony, zwariowany dzień. Co ja dzisiaj będę robić?

Nadia: Masz piękne wnętrze. Jesteś taki otwarty.

Victor: Tak otwarty. Głodna-dziura.

Jakie jest to pokolenie? Konsumpcyjnie nastawione do życia. Nie ma już żadnych granic, ludzie przekraczają je, nie budują swoich własnych. W rezultacie nie kierują się żadnymi wartościami. Victor mówi tylko o swoim ciele i określa się przez nie. Nadia poszukuje drugiego człowieka, bo tylko przez niego może się określić. Helen w swoim zorganizowaniu, uporządkowaniu dostrzega pustkę. Tim — czujący, odnajduje brak uczuć u Victora, w rezultacie tłumi wszystko w sobie.

Wiele jest niedopowiedzeń, tak naprawdę o postaciach nie wiemy nic: są miałkie, puste. To wszystko zostało podkreślone scenografią Katarzyny Borkowskiej. Scenografia, którą, tak samo jak bohaterów, można nazwać pustą, ogólna pustka przestrzeni: narożnik w prawym rogu sceny, wsunięty w boczną ścianę pokoju, obok telefon i siedzenie: i wszystko to w jednej tonacji, wszystko jest białe, beżowe: telefon, półka na której stoi, długi narożnik, ściany, podłoga. Pustka postaci jest jeszcze bardziej podkreślona przez pustą przestrzeń.

Reżyser — Michał Kotański, skądinąd znany mi z inscenizacji Mr Love w krakowskiej PWST, doskonale przedstawił tę miałką rzeczywistość do której wchodzimy w klubie, mieszkaniu, na ulicy, czy szpitalu. Nie przerysowuje niczego, interesujące jest u tego reżysera pokierowanie aktorami tak (co też było widoczne w Mr Love — świetna rola Agaty Próchniewskiej), aby nie wydawały się nam nieznane, wymyślone, odrealnienie. Ubogość środków wyrazu, ważna rola aktora (najważniejsza!), umowna przestrzeń — bez zbędnych elementów, wydają mi się ciekawe u tego reżysera.

Rola Michala Czarneckiego, który gra Victora (wysoki chuderlak, który przyjechał „sprzedawać się" do Londynu z Rosji), może wydawać się na początku wręcz infantylna, lecz to tylko chwilowe wrażenie, które jest burzone przez gesty: przesadne eksponowanie ciała, lekkie podenerwowanie. Victor ma manię na punkcie swojego wyglądu i ciała — był wiarygodny w tym jak cielesność grał i wygrywał.

Jacek Romanowski (Nick) — jego rola nikła i bladła w konfrontacji z innymi, był bezosobowy, nie umiał się przebić. Ale czy Nick właśnie taki nie jest? My — widzowie mieliśmy poczucie jego ogromnej słabości; także ciszej mówił, ciągle jakby szeptem scenicznym! Może to była konfrontacja do „dawnego" Nicka, który w 1983 dużo krzyczał.

Sandra Korzeniak (Nadia), duża-mała kobietka, infantylizm w zachowaniu, dorosłość (z tekstu wynika, że tańczy „na scenie" w klubie), na scenę wchodzi w stroju, w którym pracuje w klubie. Zobaczyliśmy wrażliwą osobę, która ma początki depresji (ledwo mówi, cedzi słowa). Bardzo dobra rola.

Adam Nawojczyk (Tim), jego ruchy eksponują zachowanie typowe dla homoseksualistów, rola słabo zarysowana, bezosobowa (ale chyba o to chodziło w tej sztuce). Nie widzimy tu Faustów tylko zwykłych ludzi z dyskotek czy ulicy. Takich, którzy to najczęściej drażnią — zbytnim przystosowaniem, albo za małym, tym i tym grzeszą.

Dorota Segda (Helen), nie wiemy o tej postaci nic (pewnie o to chodziło!), rola bezosobowa, niby — kobieta sukcesu.

Ryszard Łukowski (Jonathan), kapitalista, starszy pewny siebie pan, urzędnik u władzy, jaki urzędnik nie drażni...(?)

Muzyka występuje tylko w przerwie między scenami, gdzie na telebimie ukazują się à la elżbietańskie napisy (tu jest mieszkanie Helen, lotnisko etc.), zabieg zastosowany po to, aby publiczność nie pogubiła się w miejscach akcji (jak już wcześniej pisałam, przestrzeń jest umowna). Muzyka oczywiście Go-Go, która podkreśla rutynowość… a raczej dziwność...


Polaroidy
Ravenhilla, 
przekład Małgorzata Semil
Reż. Michał Kotański
Scenografia Katarzyna Borkowska
Muzyka Jakub Ostaszewski
Reż. światła Piotr Pawlik
Projekcje Piotr Białas
Premiera 18.01.2003, Teatr Stary w Krakowie

Zdjęcia pochodzą ze strony Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Cisza, która boli. Gombrowiczowska Iwona
Teatr postdramatyczny a balet Piny Bausch

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (3)..   


« Teatr   (Publikacja: 06-04-2006 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Kinga Chabros
Współpracowała z krakowskim radiem internetowym "Bez Kitu", gdzie prowadziła audycje kulturalne.
 Numer GG: 4753883

 Liczba tekstów na portalu: 7  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Teatr postdramatyczny a balet Piny Bausch
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4692 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365