Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
209.458.026 wizyt
Ponad 1064 autorów napisało dla nas 7362 tekstów. Zajęłyby one 29015 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy Trump wywoła kryzys ekonomiczny?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 97 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Religia ukrywa wiele szelmowstwa przed podejrzeniami".
 Kultura » Sztuka » Teatr

Polaroidy czyli kilka ostrych zdjęć
Autor tekstu:

Polaroidy czyli kilka ostrych zdjęć, tak Ravenhill określa w podtytule swój dramat. Oglądając jednak inscenizację tej sztuki na scenie Starego Teatru w Krakowie nigdzie tych „ostrych zdjęć" nie dostrzegłam. Ani w mieszkaniu Helen, ani w mieszkaniu Nadii, ani nawet w szpitalu, czy klubie, nawet na tarasie Izby Gmin (w polskich realiach na pewno w tym miejscu musiałoby wystąpić kilka takowych). A tutaj nic! Nie, nie byłam zawiedziona, raczej zrozpaczona. Dlaczego? Żyję, a raczej moje pokolenie żyje, pośród takich zdjęć, o których Ravenhill mówi Polaroidy i może dlatego mnie one nie szokują. Nas — ludzi XXI wieku — nic bowiem już nie wzrusza, porusza ani szokuje.

Ravenhill, tak jak Sarah Kane, to autor zaliczany do grona „nowych brutalistów", faktem jest że brutalizm u niego to nic w porównaniu z Oczyszczonymi czy Zbombardowanymi Sarah Kane. Może ten jego brutalizm już nas nie szokuje, bo jest „za bardzo nasz": za realny, naturalny, za zwyczajny i za często spotykany. Epizody dziejące się w mieszkaniu, klubie, na lotnisku czy w szpitalu są nam bliskie (jak nie epizody, to przynajmniej miejsca). W odróżnieniu do Sarah Kane — Ravenhill unaocznia i urzeczywistnia realne sytuacje; unika nieprawdopodobności i poprzez „zwyczajność" chce nam odpowiedzieć na podstawowe pytania, pokazać nasz „sposób" funkcjonowania w dzisiejszym świecie. Sarah Kane wprowadzała coś irracjonalnego w swoich sztukach — w taki sposób „uświadamia" człowiekowi egzystencję (pokazuje mu, że żyje). W Zbombardowanych wprowadza nagle w prozę życia wojnę: gwałtownie, niespodziewanie do zwyczajnego życia, zwykłego pokoju hotelowego, w środku prozaicznej rozmowy, wchodzi żołnierz z kałasznikowem i mówi, że osoby w pokoju się znajdujące — podobnie jak całe miasto- zostały zbombardowane i osaczone. Nagle coś co pozornie wydawało się dalekie, było obrazem w telewizji, zaczyna dotykać bohaterów. W tym momencie nasuwa mi się pytanie: jak blisko musi się coś znajdować, żeby nas zaczęło dotyczyć? Kilometr, dwa, a może sto tysięcy? Ravenhill trochę inaczej niż Kane odpowiada na to pytanie: nas już nic nie wzrusza, dotyczy i dotyka — bez względu na kilometry, milimetry i centymetry (Kane musiała doprowadzić w swojej sztuce do zbombardowania pokoju po to, aby „dotknąć" problemem wojny głównych bohaterów). U Ravenhilla ludzie nic nie czują, żyją w swoich światach - bezcelowo i bezsensownie.

Ravenhill opisuje życie codzienne, nazywa je — te scenki ze zwykłych dni — ostrymi zdjęciami. Te „kilka ostrych zdjęć" to dla nas zwykłe „polaroidy", bynajmniej już nie ostre (mówię o młodym pokoleniu, którego jestem częścią).

Nick w sztuce Ravenhilla, symbol dawnego pokolenia (starego, ginącego w dzisiejszych realiach); siedział w wiezieniu od 1983 roku (w imię idei o jakie walczył), wkracza w XXI wiek pewnie, a ta pewność jest burzona: przez chłopca w windzie, który sprzedaje narkotyki, bo musi sobie kupić Playstation, czy chociażby przez Helen, która zmieniła swoje zasady: pani radna, która próbuje skoordynować autobusy. Nick (Jacek Romanowski) po wyjściu z więzienia chce znów funkcjonować w „normalnym świecie", po latach nieobecności próbuje i chce do świata powrócić (przy pomocy Helen), chce poznać na czym polega i jakie mechanizmy nim kierują:

Scena 1: Mieszkanie Helen

Nick: Chcę się nauczyć… Chce zrozumieć jak funkcjonuje ten dzisiejszy świat. A co to, kurwa, jest to całe Playstation?

Helen: Mnie lepiej nie pytaj. Zaczyna się od drobiazgów, kapujesz? Krok po kroku robi się takie zwykłe rzeczy, nie szuka się szerszej perspektywy, nie generalizuje się.

Helen i pozostali są „na fali", „są cool", idą bezcelowo przez życie, które zabiera im:

- coraz więcej czasu, jak w przypadku Helen (Dorota Segda),

- coraz więcej siły, wiary i marzeń (początek depresji), Nadia (Sandra Korzeniak)

- coraz więcej bliskich, Victor (Michał Czarnecki) traci dom rodzinny - wyjechał z Rosji, w Londynie traci Tima — partnera,

- życie, Tim (Adam Nawojczyk), umiera.

A jaki jest ten ich świat? Tak, my wiemy o co chodzi — młode pokolenie, starsze niepewnie gubi się w natłoku tych „ostrych zdjęć" i nadal nie wie, nie tylko tego, co to Playstation. Tak, my młodzi często rozmawiamy o życiu...

Scena 2: Lotnisko

Victor: Ja uważam, że wszystko jest zwariowane. Cały świat jest zwariowany Co rano budzę się i mówię sobie: jeszcze jeden pieprzony, zwariowany dzień. Co ja dzisiaj będę robić?

Nadia: Masz piękne wnętrze. Jesteś taki otwarty.

Victor: Tak otwarty. Głodna-dziura.

Jakie jest to pokolenie? Konsumpcyjnie nastawione do życia. Nie ma już żadnych granic, ludzie przekraczają je, nie budują swoich własnych. W rezultacie nie kierują się żadnymi wartościami. Victor mówi tylko o swoim ciele i określa się przez nie. Nadia poszukuje drugiego człowieka, bo tylko przez niego może się określić. Helen w swoim zorganizowaniu, uporządkowaniu dostrzega pustkę. Tim — czujący, odnajduje brak uczuć u Victora, w rezultacie tłumi wszystko w sobie.

Wiele jest niedopowiedzeń, tak naprawdę o postaciach nie wiemy nic: są miałkie, puste. To wszystko zostało podkreślone scenografią Katarzyny Borkowskiej. Scenografia, którą, tak samo jak bohaterów, można nazwać pustą, ogólna pustka przestrzeni: narożnik w prawym rogu sceny, wsunięty w boczną ścianę pokoju, obok telefon i siedzenie: i wszystko to w jednej tonacji, wszystko jest białe, beżowe: telefon, półka na której stoi, długi narożnik, ściany, podłoga. Pustka postaci jest jeszcze bardziej podkreślona przez pustą przestrzeń.

Reżyser — Michał Kotański, skądinąd znany mi z inscenizacji Mr Love w krakowskiej PWST, doskonale przedstawił tę miałką rzeczywistość do której wchodzimy w klubie, mieszkaniu, na ulicy, czy szpitalu. Nie przerysowuje niczego, interesujące jest u tego reżysera pokierowanie aktorami tak (co też było widoczne w Mr Love — świetna rola Agaty Próchniewskiej), aby nie wydawały się nam nieznane, wymyślone, odrealnienie. Ubogość środków wyrazu, ważna rola aktora (najważniejsza!), umowna przestrzeń — bez zbędnych elementów, wydają mi się ciekawe u tego reżysera.

Rola Michala Czarneckiego, który gra Victora (wysoki chuderlak, który przyjechał „sprzedawać się" do Londynu z Rosji), może wydawać się na początku wręcz infantylna, lecz to tylko chwilowe wrażenie, które jest burzone przez gesty: przesadne eksponowanie ciała, lekkie podenerwowanie. Victor ma manię na punkcie swojego wyglądu i ciała — był wiarygodny w tym jak cielesność grał i wygrywał.

Jacek Romanowski (Nick) — jego rola nikła i bladła w konfrontacji z innymi, był bezosobowy, nie umiał się przebić. Ale czy Nick właśnie taki nie jest? My — widzowie mieliśmy poczucie jego ogromnej słabości; także ciszej mówił, ciągle jakby szeptem scenicznym! Może to była konfrontacja do „dawnego" Nicka, który w 1983 dużo krzyczał.

Sandra Korzeniak (Nadia), duża-mała kobietka, infantylizm w zachowaniu, dorosłość (z tekstu wynika, że tańczy „na scenie" w klubie), na scenę wchodzi w stroju, w którym pracuje w klubie. Zobaczyliśmy wrażliwą osobę, która ma początki depresji (ledwo mówi, cedzi słowa). Bardzo dobra rola.

Adam Nawojczyk (Tim), jego ruchy eksponują zachowanie typowe dla homoseksualistów, rola słabo zarysowana, bezosobowa (ale chyba o to chodziło w tej sztuce). Nie widzimy tu Faustów tylko zwykłych ludzi z dyskotek czy ulicy. Takich, którzy to najczęściej drażnią — zbytnim przystosowaniem, albo za małym, tym i tym grzeszą.

Dorota Segda (Helen), nie wiemy o tej postaci nic (pewnie o to chodziło!), rola bezosobowa, niby — kobieta sukcesu.

Ryszard Łukowski (Jonathan), kapitalista, starszy pewny siebie pan, urzędnik u władzy, jaki urzędnik nie drażni...(?)

Muzyka występuje tylko w przerwie między scenami, gdzie na telebimie ukazują się à la elżbietańskie napisy (tu jest mieszkanie Helen, lotnisko etc.), zabieg zastosowany po to, aby publiczność nie pogubiła się w miejscach akcji (jak już wcześniej pisałam, przestrzeń jest umowna). Muzyka oczywiście Go-Go, która podkreśla rutynowość… a raczej dziwność...


Polaroidy
Ravenhilla, 
przekład Małgorzata Semil
Reż. Michał Kotański
Scenografia Katarzyna Borkowska
Muzyka Jakub Ostaszewski
Reż. światła Piotr Pawlik
Projekcje Piotr Białas
Premiera 18.01.2003, Teatr Stary w Krakowie

Zdjęcia pochodzą ze strony Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie


 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Cisza, która boli. Gombrowiczowska Iwona
Teatr postdramatyczny a balet Piny Bausch

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (3)..   


« Teatr   (Publikacja: 06-04-2006 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Kinga Chabros
Współpracowała z krakowskim radiem internetowym "Bez Kitu", gdzie prowadziła audycje kulturalne.
 Numer GG: 4753883

 Liczba tekstów na portalu: 7  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Teatr postdramatyczny a balet Piny Bausch
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4692 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365