|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Teatr
Iwona. Adaptacja sceniczna dramatu Gombrowicza [3] Autor tekstu: Ewa Linow
W
końcu uczta. Iwonę przyprowadzają i sadzają na krześle, a ona choć
drży, nie panując nad swoim strachem — jak przerażone, dzikie zwierzę — godzi
się na to. Nagle zrywa się w panicznym odruchu ucieczki, ale Lokaj niczym kat
odprowadza ją na miejsce. Dziewczyna jeszcze raz się poderwie, usiłując
przeskoczyć stół i jeszcze raz wróci posłusznie na „miejsce egzekucji". W końcu zacznie jeść karaski, napychając sobie nimi usta. Krztusi się.
Umiera. Wtedy pojawia się pytanie: morderstwo doskonałe a może samobójstwo?
U Gombrowicza król interweniuje „z góry", u Jarzyny Iwona sama składa z siebie ofiarę. Po wyciemnieniu ostatni — „dodany"
obraz. Dźwięk spadających kropel, w kręgu światła klęczą: Król, Królowa,
Szambelan, dworzanie. Filip stoi za nimi, wpatrzony gdzieś w bok. Na wysokim
katafalku spoczywa ciało Iwony. W pewnym momencie zaczyna unosić się ku górze,
jak świetlista smuga nad krainą ciemności.
Jarzyna
odczytał „Iwonę" po swojemu, tekst zderzył się z jego wrażliwością i poczuciem estetyki i z tego zderzenia powstało dzieło teatralne (Sławińska).
Dzieło, któremu można zarzucać wiele odstępstw od tekstu dramatu, ale czy słusznie?
To prawda, że podczas gdy u Gombrowicza pocałunek Izy świadczy o zdradzie
dokonanej przez Filipa, Jarzyna idzie dalej pokazując erotyczne zbliżenie. To
prawda, że w dramacie ekspresja wydaje się być nastawiona na
„eksperyment" Filipa, w spektaklu — akcent położony jest na autentyczne
emocje Iwony. W końcu — to prawda, iż gombrowiczowska tragifarsa w wydaniu
Jarzyny pokonuje właściwie drogę od farsy do infernalnego dramatu. Ale czy to
źle? Czy to wbrew intencjom autora? Czy Jarzyna popełnił artystyczne
wykroczenie? Zdecydowanie nie. Wszystko bowiem w krakowskim spektaklu jest
autentyczne i Gombrowiczem podszyte — śmieszne i przerażające zarazem, prowadzące
powoli do celu nadrzędnego — artystycznego katharsis. Obraz i słowo Friedrich
Hebel pisał, że: „Dramat żyje tylko wówczas, kiedy pokazuje nam, w jaki
sposób indywiduum ludzkie przybiera formę i zaczyna prowadzić walkę między
swoim osobistym światem a światem zewnętrznym. Późniejsze modyfikacje i przeobrażenia działań bohatera (ekspresja wolności) wprowadzane są przez
warunki (ekspresja konieczności). To jedyny sposób, aby nadać życie
dramatowi". Wynika z tego, że dramatis persona funkcjonuje w świecie
przedstawionym jako dynamiczne indywiduum. Badacze francuscy pokroju Etienne’a
Souriau i Paula Ginestiera przyznają nawet prymat postaci dramatycznej nad
sytuacją dramatyczną (idąc być może śladem arystotelesowskiego poglądu na
temat komedii, gdzie w odróżnieniu od tragedii to postać ukształtowała fabułę).
Ginestier twierdzi, że poszczególne elementy dramatu tworzą rodzaj
architektonicznej konstrukcji, która jest zorganizowana wokół postaci
scenicznej. To właśnie zmiana jej położenia powoduje przesunięcia w całej
strukturze dramatycznej. A nie odwrotnie. Postać dysponuje możliwością ruchu w przestrzeni dramatu. Ale jak wpisać w tę teorię postać gombrowiczowskiej
Iwony? Dlaczego to tak trudne? Bo Iwona milczy. Ale milczenie Iwony nie jest
symptomem afazji czy brakiem elokwencji. Iwona jakby „mówi" milczeniem. To
fascynujące jak Magda Cielecka istnieje na scenie, mając do dyspozycji niemal
wyłącznie pozawerbalne środki ekspresji — gest, mimikę, ruch. Korzysta z nich
mistrzowsko. Ale trzeba zauważyć, że i u Gombrowicza, i u Jarzyny milczenie
Iwony jest po coś — to forma odmowy wejścia w dyskurs. Powstrzymywanie się od
mówienia to rodzaj prowokacji nadzwyczaj celnie wymierzonej — sądząc po
reakcjach dworzan. Bohaterka milczy przeciw innym. M. Żółkłoś podpierając
się opinią Luce Irigaray, która twierdziła, że „Miejsce w języku jest
przygotowane dla człowieka zanim jeszcze przyjdzie na świat i zawsze ma ono
charakter zdeterminowany ze względu na płeć dziecka" pisze wprost:
„odmowa zaistnienia w języku jest odmową wejścia w płeć". Ale problemem
płci i erotyki w „Iwonie" zajmę się później.
Wypowiedź
dramatyczna ma istotnie wiele funkcji do spełnienia. Wspomina o nich I. Sławińska
(Struktura dzieła teatralnego). Monolog czy dialog bowiem obsługuje
proces dramatyczny, zdarzeniowość dramatu, prezentuje postaci, przekazuje
tezy. Ale słowo także „jest władne rozwalać kulisy, wyprowadzać ku
wielkim przestrzeniom (...) może wypełnić scenę istną lawiną poetyckich
obrazów (...); może modelować upływanie czasu; dostarcza wstrząsów
emocjonalnych i intelektualnych; buduje znaczenia, opowiada, śpiewa, układa w rytmiczne frazy tok zwykłej rozmowy; wystrzela wspaniałą pointą — gnomą,
syntetyczną, zwartą jak w wierszu lirycznym". Biorąc pod uwagę aspekt
wielofunkcyjności słowa i przenosząc go na płaszczyznę konkretnego dramatu
tj. „Iwony…" nie sposób nie zauważyć, że spora część owych funkcji
ginie albo w ogóle nigdy się nie pojawia — tu słowo nie „rozwala kulis",
nie „wyprowadza ku wielkim przestrzeniom" itd. Jednak słowo w spektaklu
nigdy nie jest osamotnione. Wspomaga je i nieraz wyręcza: gest, mimika, światło, muzyka, ruch. Oczywiście ta
koegzystencja słowa i innych artystycznych środków najpełniej realizuje się w czasie spektaklu, lecz — jak podkreśla Sławińska — jest przewidziane i obecne
już w samym tekście dramatu, tam już się dokonuje. "Słowne i pozasłowne
elementy struktury oddają sobie wzajemne usługi, które można wyśledzić — zwłaszcza
usługi w budowaniu znaczeń. A język Gombrowicza jest bardzo autorski, silnie
indywidualny. Bo treść i forma są równie ważne. Sądzę, że możemy tu mówić o jakimś stylu gombrowiczowskim tak później czasem nieudolnie naśladowanym.
Dla dramatu jako rodzaju literackiego oczywistą konstantą jest dialog, ale u Gombrowicza ten dialog bywa monologiem albo tragiczną próbą porozumienia się,
wyciśnięcia ze słów esencji, a przy tym wypełnienia nie tylko illokucyjnej
funkcji dialogu, ale też tej najważniejszej, absolutnie nadrzędnej z założenia -
perlokucyjnej. Bardzo gombrowiczowskim jest choćby ten dyskurs:
KRÓL
(...) Szambelanie
SZAMBELAN
Najjaśniejszy
Panie?
KRÓL
(ciszej, ponuro)
Ukłoń
mi się… Potrzebuję, żebyś mi się ukłonił...
Myśli i rozwój postaci ujawniają się u Gombrowicza właśnie poprzez ową formę -
za pomocą gestów, słów czy symbolicznych zachowań zawsze blisko związanych z ciałem. Impulsy bohaterów „Iwony" istnieją i rozwijają się zawsze
wobec drugiego człowieka, wtedy nabierają wiarygodności, umacniają się.
Zresztą sam Gombrowicz pisał o tym, że w samotności nikt nie jest osobowością. To konfrontacja dopiero ujawnia
„ja", określa indywidualność. Bohaterowie „Iwony" komunikują się ze
sobą bardziej lub mniej nieudolnie, lecz w pewnym stopniu osiągają
porozumienie lub chociaż wymieniają informacje, bo poruszają się w jednej
konwencji, są jakby zamknięci w tej samej formie, tkwią w identycznych
konwenansach. Iwona jest spoza. Tym burzy standardową formę postaci scenicznej,
jawi się jako antybohaterka, lecz jako taka — w odróżnieniu od antybohatera Różewicza,
który wylewa z siebie potok słów, w ogóle nie działając — milczy. Iwona
Jarzyny jest na scenie bardzo dynamiczna, nie mówi, ale wciąż działa
(bohater Różewicza z mówienia uczynił zajęcie) — kręci się, drapie,
odwraca. Przesyła pozawerbalny komunikat i czyni to niezwykle sugestywnie.
Wyrazistość Iwony-Cieleckiej nie przekreśla jednak pewnej tkwiącej gdzieś
wciąż nieokreśloności tej postaci. Właściwa teatrowi dwoistość
wypowiedzi, podwójność języka, pozwalają danej postaci wypełniać funkcje
pośrednika noszącego w sobie tę organiczną sprzeczność, pośrednika między
tekstem i przedstawieniem, autorem a widzem, dalej — między sensem pierwotnym a końcowym. Świetnie ujmuje to Anne Ubersfeld w Czytanie teatru I — „Mowa
postaci — mowa, w której nie ma żadnej osoby, żadnego podmiotu — zmusza widza tą
pustką, niedostatkiem, jaki tworzy, do włączenia się ze swoją mową". Iwona-Cielecka taką lukę zostawia, zachęca do uczestnictwa.
Jednakże tak jak dramat to przede wszystkim słowo, tak o spektaklu
stanowi również w dużej mierze przestrzeń. Barrault twierdził, że teatr to
zapasy człowieka z przestrzenią. Czy miał rację? Zapewne tak. Teatr bowiem jest w znacznym
stopniu formą sztuki wizualnej, działającej na zmysł wzroku. Dlatego rozwiązania
scenograficzne są tak istotne i, rzecz jasna, nie tylko za sprawą wpływania
na wrażenia estetyczne widza, ale nakierowywania na odpowiednią interpretację
dramatu, odczytanie reżyserskiego zamysłu. W przypadku gombrowiczowskiej
„Iwony" — w ujęciu Jarzyny — trudno mówić o scenografii sensu stricte. Jest to raczej organizacja przestrzeni, ciekawie
zresztą pomyślana przez Barbarę Hanicką. Bo — jak już wspominałam — u Jarzyny gombrowiczowski dwór to raczej ziemiański dworek, nieco zaniedbany i przykurzony. Elżbieta Morawiec pisze, że to: "rzeczywistość i nierzeczywistość zarazem, sen uwięziony w szklanej klatce art deco. Jawa i sen sprzężona w jedno, fizyczna przestrzeń akcji z psychicznym teatrem wyobraźni". Cała scenografia w spektaklu Jarzyny to
raptem kilka ścian, nieco prowizorycznych, które tworzą różne konfiguracje,
ciekawie rozbijają przestrzeń, obcesowo zdradzając swoją funkcjonalność.
Królewskie rekwizyty są nieliczne: tron w czasie audiencji i korona, którą
Ignacy zmusza Małgorzatę do posłuszeństwa to właściwie żałosne resztki
minionej już formy, do której sami bohaterowie nie przywiązują wagi.
Przestrzeń teatralna jest zawsze skomplikowaną rzeczywistością autonomiczną a zarazem mimetycznym odtworzeniem tekstu teatralnego. Dla widza jest ta
przestrzeń przedmiotem postrzegania. Z założenia coś przedstawia, jest
znakiem. Łotman twierdzi, że: „Wyraźny model urządzania świata jest
zorientowany pionowo, gdzie dół jest znakiem materialności, góra -
uduchowienia. Kultura, świadomość — wszystko to są postaci uduchowione
uczestniczące w 'górze', a zwierzęcy, nietwórczy pierwiastek stanowi 'dół' wszechświata". Sądzę jednak, że organizacja przestrzeni w „Iwonie" Jarzyny wydaje się być zorientowana nie wertykalnie, lecz
horyzontalnie. Bohaterowie, którzy pojawiają się tkwiąc silnie w dworskiej
manierze, formie, tradycyjnej konwencji zachowań itp., dyktujące im właściwy
sposób mówienia czy wyprowadzania gestu, prawie zawsze znajdują się na
proscenium albo blisko niego. Ale gdy forma zostaje złamana, a tłumiona dotąd
zwierzęcość i ukryte instynkty nagle odsłonięte, bohater cofa się ku tyłowi
sceny, może tym samym wstydliwie uciekając w siebie? Iwona chcąca załatwić
fizjologiczne potrzeby będzie przemykała niepostrzeżenie tyłem sceny pod osłoną
nocy, z dala od wzroku innych. Król wspominając „grzeszki" młodości
cofnie się o krok, Małgorzata w szalonym akcie „czochrania się" znajdzie się w połowie długości sceny -
jakby w środku drogi miedzy normalnością a obłędem. W pewnym sensie Hanicka i Jarzyna idą w realizacji za słowami Łotmana o tym, iż: „różni
bohaterowie należą nie tylko do różnych przestrzeni, ale związani są też z różnymi, czasem nie dającymi się pogodzić typami podziału przestrzeni.
Jeden i ten sam świat tekstu okazuje się w różny sposób podzielony w odniesieniu do różnych bohaterów. Powstaje jakby polifonia przestrzenna, gra
różnymi sposobami jej podziału". Na czym to polega w tym konkretnym
przedstawieniu? Między Iwoną a resztą bohaterów (choć mam problem z zakwalifikowaniem Filipa nie-do-króla) przebiega jakaś cienka, niewidzialna
linia stanowiąca o podziale na przynależne im przestrzenie — te, w których
dominują, które skutecznie zawłaszczyli. Te przestrzenie koegzystują, ale
nigdy żadna z nich nie zostaje przekroczona. Dworzanom przypisana jest surowość i forma, Iwonie — naturalność i światło. Nie wiem czy to sprawa precyzyjnego oświetlenia czy kostiumu Iwony -
cienkiej, niemal przezroczystej prostej, białej sukienki — ale nie można oprzeć
się wrażeniu, że bohaterce towarzyszy jakaś dziwna świetlistość, nieokreślona
aura, jakby wciąż emanowała z niej jasność, ciepło, harmonia. W pamięć
szczególnie zapada jedna scena. Gdy Iwona przyjmuje los — decyduje się złożyć z siebie ofiarę — wycisza się. Z wzrokiem utkwionym w jeden punkt widowni
zaczyna powoli, w niesamowitym skupieniu cofać się, pokonując drogę od
proscenium do samego końca sceny. Wtedy pochylona w tyle ściana podnosi się.
To znak, że Iwona wchodzi w coś, co ją przytłacza. Kiedy idzie, zaczynają
wjeżdżać stoły, wchodzą goście. Ta niemal transowa koncentracja
Iwony-Cieleckiej i nagła,
wybuchająca dynamika elementów scenografii funkcjonują na zasadzie silnego
kontrapunktu, pozostawiając na długo niezatarte wrażenie.
1 2 3 4 Dalej..
« Teatr (Publikacja: 05-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4751 |
|