|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka RP w zwierciadle globalnych bredni [1] Autor tekstu: Andrzej B. Izdebski
Młodemu człowiekowi wpadła w rękę Naturalna historia nonsensu
Bergena Evansa, stając się dla niego jedną z kilkudziesięciu
ważniejszych książek wpływających na dalsze lektury i światopogląd. Po czterdziestu latach nastąpił rozwój nauki,
wzrósł poziom wykształcenia, wschodnia Europa odzyskała
wolność i demokrację. Medialni mędrcy przeczą, iż „wszelki
rozwój dokonuje się po spirali", a tymczasem
dojrzały pan dostaje do przeczytania Francisa Wheena Jak
brednie podbiły świat. I cóż ma on dziś sądzić? Że
stoimy w miejscu, że zatoczyliśmy koło — czy też, że masy [ 1 ], „nie pamiętając o przeszłości, łykają stary
kit w nowym opakowaniu"? Książka F. Wheena
ukazuje nagromadzenie głupoty, która nas otacza, a nawet
osacza. Konsekwentnie piętnuje wszelakie odstępstwa od
najważniejszej zdobyczy Oświecenia — wiary w rozum. Dla
wprowadzenia w stanowisko autora warto zacytować wyimki z artykułu sprzed 80 lat — „Homo Neanderthalensis" H. L.
Menckena — przywołane w tekście: "Nietrudno zrozumieć,
dlaczego
człowiek z gminu nienawidzi nauki.
Nienawidzi
jej, ponieważ jest złożona, ponieważ w sposób niemożliwy do
zniesienia obciąża jego ograniczoną zdolność pojmowania.
Szuka więc zawsze drogi na skróty. Takimi skrótami są
wszelkie przesądy, które mają uprościć, a nawet uczynić
oczywistym to, co niezrozumiałe. Podobnie dzieje na pozornie
wyższym poziomie. (...) Kosmogonie, jakimi zabawiają się
ludzie wykształceni, są niezmiernie złożone. Zrozumienie
nawet ich zarysu wymaga ogromnej wiedzy oraz nawyków myślowych. (...
) Kosmogonia zawarta w Księdze Rodzaju jest wszędzie tak prosta,
że pojmie ją każdy kmiot. Jest wyłożona w kilku zdaniach.
Ignorantowi oferuje nieodpartą sensowność nonsensu. Akceptuje
on więc on ją z entuzjazmem, i ma jeszcze jeden powód, by
nienawidzić mądrzejszych od siebie".
Wiele osób w naszym
kraju drwi z „moherowych beretów", uważając się za coś
lepszego. Poprzez: formalne wykształcenie, poziom zamożności
czy też odgrodzone miejsce zamieszkania uzasadniają swoje
odcięcie się od plebsu. Dziś spokojnie można uważać się za
inteligencką elitę, gdy błogo się łyka kit opakowany przez
prezesów Dworaka, Waltera, czy Solorza, ale lekceważąc kit
Ojca Rydzyka. Gorzej mają się ci, którym do intelektualnej
strawy potrzeba czegoś więcej. W ofercie polskiej telewizji
podstawą programową są, najczęściej na żenująco niskim
poziomie, seriale i programy rozrywkowe, gęsto przetykane
ogłupiającą reklamą. Książki w stosunku do naszych płac
są przerażająco drogie. Prasa w swej masie
kolorowo-ogłupiająca. Parę lat indoktrynacji i już
inteligentowi wstyd publicznie czytać „Nie" lub nawet „Dziś",
ale nie jest wstydem publiczne czytanie „Faktu" czy „Super
Expresu", nawet wówczas, gdy na jednej stronie pomieszane jest
softporno z harddewocją.
Nie najlepiej o nas
sądził kilka lat temu profesor Stefan Opara: "Żyjemy w kraju, w którym od lat często zdarzają się przypadki, gdy: — ludzie głupi obdarzani są zaszczytami i wysokim
stanowiskami; -
czyny głupie
są wychwalane i powszechnie aprobowane;
— głupi
bohaterowie historyczni i literaccy stawiani są za wzór dla młodzieży". A profesor Bronisław Łagowski widząc aktualne wydarzenia
zauważa: „Do nieszczęścia dochodzi, gdy naród zostaje
poddany takiemu praniu mózgów, że staje się dziwadłem w Europie. W tym praniu mózgów partia uchodząca za liberalną
nie daje się wyprzedzić Radiu Maryja".
Lewica
intelektualnie skapitulowała i oddała rząd dusz
narodowo-katolickiej prawicy, a ona konsekwentnie uważa, że nie
wolno masom pozwolić na Sapere aude! — odwagę i umiejętność posługiwania się samodzielnie własnym rozumem.
„Każdy kanciarz robiący sztuczki z trzema kartami wie, że
powodzenie tricku zależy od tego, czy uda się zmylić całą
publiczność. Trzeba natychmiast uciszyć każdego człowieka z tłumu, który wskaże, że operacja jest szwindlem. Jeśli tego
nie zrobi, mało kto będzie chciał zaryzykować swoje
dziesięć dolarów". Serwilistyczne mass media, wspomagane z ambon, robią to doskonale.
Wheen bezwzględnie
wyśmiewa ideologię neoliberalizmu [ 2 ] i hipokryzję
etycznych uzasadnień stosowania nawet najbardziej drastycznych
metod przy wszczepianiu „jedynie słusznych",
angloamerykańskich wzorców. Autor wyposażony w solidną
wiedzę i predyspozycje analityczne, opierając się na faktach,
przedstawia nam przykłady decyzji politycznych, mechanizmów i teorii gospodarczych, które pomimo tego, że wyrosły na
głupocie, zajmują i zajmować będą coraz szerszą
przestrzeń. W oparciu o zebrane w książce fakty pokazuje „głębokość"
myśli Reagana, Thatcher, Bushów (wraz z dorobkiem wspierających
tych polityków instytucji) oraz efekty i jakość wdrożonych
już rozwiązań. Pokazuje, jak niepostrzeżenie ich złudzenia i niepotwierdzone empirycznie wymysły, wpisano do liberalnej nauki
ekonomicznej, a teraz w ramach praktyki realizowane w wielu
państwach pod postacią thatcheryzmu i reaganomiki — gospodarczych plag lat 80 XX wieku. Punkt po punkcie
demaskuje aberracje neoliberalnej szkoły ekonomicznej, mającej
być przecież dla każdego z zacofanych krajów filarem naprawy
ułomnej i nieefektywnej gospodarki.
Zaletą książki
jest duże poczucie humoru autora, ale należy przy tym ostrzec,
że wyśmiewając innych, czasem sam też próbuje lekko naciągnąć
interpretację zdarzeń do zamierzonych tez, a występujące
niewielkie braki w uwiarygodnionej informacji o faktach pokrywa
publicystyczną swadą. Czyni to rzadko i trzeba uważnej
lektury, aby go na tym przyłapać, a relacjonując przypadek
intelektualnej prowokacji profesora Alana Sokala [ 3 ], sam
ostrzega przed bezkrytycznym przyjmowaniem autorytetów.
Szczęściem dla
naszych polityków jest to, że autor niewiele miejsca poświęca
krajom środkowoeuropejskim, w tym naszemu zaściankowi. Jeszcze
bardziej szczęśliwym dla nich jest to, że niewiele osób w Rzeczypospolitej książkę tę przeczyta, a jeszcze mniej ją
zrozumie. Ale, moim zdaniem, właśnie dlatego warta jest
lektury, bowiem w lustrze wydarzeń z całego świata doskonale
odbija się ideologia przemian ostatniego szesnastolecia.
W czasach, gdy „ogłoszono
zgon socjalizmu i keynesizmu, a niepohamowany turbokapitalizm
stał się nową ortodoksją", w Polsce ideologiczną władzę
przejęli, pozyskani głównie z PZPR,
neoficcy
wyznawcy Miltona Friedmana i Friedricha von Hayeka,
którzy pod
dyktando Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku
Światowego wdrażali — ewidentnie szkodliwe dla kraju -
koncepcje oparte na dogmatach:
- o wyższości kapitału
finansowego nad kapitałem ludzkim wraz z koniecznością jego
pomnażania, nawet kosztem pauperyzacji większości
społeczeństwa, na które wzrost poziomu życia ma „skapywać" [ 4 ],
- o wyższości prywatnego zarządzania przedsiębiorstwami
nad wszystkimi innymi formami własności i konieczności
błyskawicznej wyprzedaży majątku państwowego (np. poprzez
drastyczne obniżanie wartości) — nawet kosztem utraty
ekonomicznej suwerenności państwa,
- o prymacie wzrostu PKB
(który, będąc wysoki, rozwiąże kwestię bezrobocia i zlikwiduje nędzę) nad równoważnym rozwojem społecznym wraz z szerokimi możliwościami samorealizacji jednostek (np. wmawianie
opinii społecznej przewagi w dynamice rozwoju oraz większej
efektywności rozwiązań angloamerykańskich nad
skandynawskimi).
W swojej książce Wheen bez litości i taryfy
ulgowej krytykuje wiele mitów przedstawianych nam w mediach jako
bezalternatywne prawdy.
Obecnie można
zauważyć w Polsce pewną prawidłowość. Szacowne kierownictwa
partii (poza bogobojnym PiS-em, kochającym wszystkich — co
prawda „kochającym inaczej", ale za to równo) patrzą na
prawo, a plują na lewo. I tak: PO chętnie podzieliłoby się
stołkami z PiS-em. Demokraci.pl chcieliby się związać z PO. SdPl z Demokratami. SLD z SdPl. Większości z nich brak
tożsamości w podobnym stopniu, jak wiodącym te partie
politykom brak wiedzy, rozumu i ideowości. Napawa smutkiem, że
na tym tle socjaldemokratyczni liderzy wypadają niewiele lepiej.
Zbyt często zachowują się irracjonalnie, np. szukając na
prawicy legitymizacji dla siebie i swoich poczynań. Nikt nas nie
uwiarygodni i nikt nas nie potrzebuje uwiarygodniać. To my sami
jako „ludzie lewicy" musimy zachowywać się uczciwie i godnie. Nie będziemy mieli własnej tożsamości i nie
zdobędziemy społecznego poparcia bez dumy z wartości
głoszonych ideałów, zakorzenionych w lewicowych tradycjach.
Bez wiary w możliwość realizacji — opartej na intelektualnym
dorobku uczonych z nami związanych — własnej
socjaldemokratycznej wizji rozwoju kraju. Wizji Polski w Europie, w której ludzie nie są segregowani według zamożności,
wyznania, preferencji czy poglądów, a każdy ma możliwość do
samorealizacji zgodnie z posiadanymi talentami oraz włożoną
pracą. Przecież europejska i polska lewica — pomimo
popełnionych w przeszłości błędów — ma ogromny pozytywny
dorobek i jest się do czego odwoływać i czym chwalić, tak
moralnie, jak i intelektualnie. Trzeba tylko go znać i dzierżyć wysoko na (czerwonych, a nie niebieskich) sztandarach.
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] Określenia
„masy" używam tu w aklasowym rozumieniu gassetowskim, w którym
wyróżnikiem tej grupy jest niska potencjalność krytycznej
refleksji intelektualnej, a nie miejsce i rola w społeczeństwie. Dlatego w jej skład mogą wchodzić
menedżerowie, specjaliści i biznesmeni, a nawet technokraci z socjaldemokratycznych partii. Zaś do elity mogą być zaliczani
nawet ludzie o niewielkim formalnym wykształceniu i niskiej
zamożności, ale posiadający zdolność samodzielnego myślenia i umiejętność krytycznej oceny sytuacji. W języku polskim
bliższe temu określeniu będzie słowo „motłoch" niźli
np. „lud". [ 2 ] Określenie „liberalizm", używane już od średniowiecza, do języka
polityki zostało wprowadzone przez parlament hiszpański w 1812
roku. Od XIX wieku po dzień dzisiejszy nabrało tyle odmiennych
treści, że niektóre z nich są ze sobą wprost rozbieżne. Do
tego znakomita większość polskich neoliberałów występujących w mediach nie zna współczesnej myśli liberalnej, a działania
polityków związanych nazwą z tą opcją są zaprzeczeniem
samego jądra podstawy dla ideologii liberalizmu: szacunku dla
jednostki i jej wyborów, postaw tolerancji oraz umiłowania
wolności. Natomiast w Polsce współczesny socjalliberalizm i to
ze zdecydowanym przechyłem na prawo, jest faktyczną ideologią
partii nazywających siebie socjaldemokratycznymi, a więc
partiami demokratycznego socjalizmu. [ 3 ] A. Sokal, J. Bricmont, Modne bzdury, Warszawa 2004. Sokal w książce pisze: „W celu sprawdzenia dominujących standardów
intelektualnych zdecydowałem się na wykonanie prostego (choć
przyznaję, w niezbyt wysokim stopniu kontrolowanego)
doświadczenia: sprawdzenia, czy wiodący amerykański periodyk
poświęcony badaniom kulturowym (...) opublikuje tekst pełen
nonsensów, jeśli (a) będą dobrze brzmiały i (b) będą
zgodne z zapatrywaniami ideologicznymi wydawców? Odpowiedź
jest, niestety twierdząca". [ 4 ] Trickle-down theory — „teoria skapywania". „Jeśli zachęcimy bogatych
do maksymalnego bogacenia się i stworzymy im do tego warunki -
poprzez niskie podatki wysokie pensje, opcje na zakup akcji i bonusy, dodatkowe świadczenia spłyną w czarodziejski sposób
do kieszeni najuboższych". Kolejni premierzy i ministrowie
finansów RP zapewniają, że gdy bogaci więcej zarobią,
natychmiast zainwestują posiadany kapitał, zwiększając poziom
zatrudnienia, albowiem jedyną pewną motywacją dla działań
kapitalistów jest zysk — np. uzyskany przez zapełnienie rynków
zbytu, na których lukę osiąga się w dwojaki sposób: przez
wzrost dochodów najbiedniejszych, choćby poprzez obniżanie im
podatków (wydają natychmiast posiadane środki) lub przez
polityczno-gospodarcze podporządkowanie innych krajów. « Państwo i polityka (Publikacja: 11-05-2006 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4765 |
|