Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.062.152 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Marcin Kruk - Człowiek zajęty niesłychanie
Charlotte Roche - Modlitwy waginy
Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Kiwony

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Jeśli ludzie przestaną widzieć to, co wydawało im się że widzą, to przestaną widzieć w wojnie: służbę ojczyźnie, bohaterstwo wojny, chwałę wojskową i patriotyzm, a zobaczą to, co jest: nagą prawdę zabójstwa."
 Kultura » Idee i ideologie

Humanitaryzm a miłość bliźniego. Porównanie podatności na degenerację [1]
Autor tekstu:

Samo porównanie miłości bliźniego z humanitaryzmem czyli ukierunkowanym na doczesne życie człowieka czynnym poszanowaniem jego godności nie jest nowe. Jego korzenie tkwią głęboko w refleksji etycznej Oświecenia, zwłaszcza niemieckiego, między innymi w stawianym mniej lub bardziej otwarcie pytaniu o alternatywę dla miłości bliźniego. W sposób pośredni stawiali je sobie między innymi Immanuel Kant (1724-1804) i Johann Gottlieb Fichte (1762-1814), próbując zreformowania całej etyki w duchu rozumu, obowiązku i docześnie pojętego dobra wspólnego wszystkich ludzi. Ale najdobitniej, choć w sfabularyzowanej formie, ujął sprawę w Natanie mądrym (1779) Gotthold Ephraim Lessing (1729-1781). Przeciwstawił on chrześcijańską miłość bliźniego uniwersalnej miłości człowieka, która przekracza wszelkie granice religii i nie pyta nigdy o to, czy drugi człowiek dba we właściwy sposób o swoje szczęście po śmierci. Mimo że nie odwoływał się do autorytetu filozofów starożytnych, głosił humanitaryzm bliski stoickiej filantropii, choć może żarliwszy od niej i w większym stopniu kierujący się współczuciem.

W poniższym wywodzie niezależnie od potrzeby pamiętania o przemyśleniach tych i innych dawniejszych autorów historia filozofii i literatury pozostanie na boku. Wypadnie skupić uwagę na samym zaznaczonym w tytule zagadnieniu, które również dzisiaj rzadko bywa stawiane wprost: czy humanitaryzm i miłość bliźniego są podobnie podatne na wypaczenia, a jeśli nie, to na czym polegają główne różnice w tym zakresie. W próbie odpowiedzi na pierwszy plan wysunie się rachunkowy, by tak rzec, aspekt odmienności dzielącej obie porównywane ze sobą idee — ich swoiste sposoby gospodarowania wartościami.

Chrześcijańskie i świeckie ujęcie miłości do człowieka. Chrześcijańska miłość bliźniego w obecnych czasach osłabienia wiary w życie pośmiertne bywa traktowana jako niemal pełny, choć religijnie wyrażony, równoważnik humanitaryzmu — postawy czynnie wyrażanego respektu dla godności człowieka i jego ludzkich praw. Zwykło się uważać, że zaznaczające się tu odmienności odnoszą się raczej do sposobu mówienia niż do samej rzeczy, zwłaszcza że rzucają się w oczy bardzo istotne podobieństwa. Oto na przykład zarówno w religijnym przykazaniu miłowania bliźnich jak samego siebie, jak i w jego świeckim odpowiedniku odpowiedzialność za los drugiego człowieka oraz uwrażliwienie na spotykające go zło należą do podstawowych wartości etycznych. W słusznym skądinąd nastawieniu na poszukiwanie tego, co różne sposoby myślenia łączy ze sobą, giną z pola uwagi dwie ważne różnice, wynikające ze ścisłego związku miłości bliźniego z religią i z cechami swoistymi religii chrześcijańskiej. Pierwsza z tych różnic — to, nieobecna w świeckim ujęciu miłości człowieka, odpowiedzialność za zbawienie innych osób. Druga, podstawowa różnica polega na tym, że w odróżnieniu od względnej stałości i niezależności humanitaryzmu kształt chrześcijańskiej miłości bliźniego jest w wielkim stopniu zmienny i zależny od panującego w danym czasie sposobu pojmowania Boga, w szczególności od zakresu przypisywanej Bogu mocy, a także od rodzaju uczuć, które w przekonaniu wierzących Bóg żywi dla człowieka.

Współwystępowanie nakazu miłości z obawą o osoby zagrożone wykluczeniem z kręgu zbawionych zaznacza się już w Ewangeliach. Silny akcent na zasadę, że każdy osobiście ponosi skutki swego złego postępowania, góruje jeszcze dość wyraźnie nad napominaniem o możliwej współodpowiedzialności za wieczne potępienie drugiej osoby. Podobne umiarkowanie zdaje się cechować także te prądy starożytnego chrześcijaństwa, gdzie braterska miłość i równość ludzi stanowiła jądro politycznej ideologii wielkich mas biedoty oczekujących rychłego nadejścia sprawiedliwszego ładu społecznego. Jednakże lęk o możliwość przyczynienia się do wiecznego potępienia drugiego człowieka już w starożytności uległ znacznemu nasileniu. Przez wiele stuleci chrześcijańska miłość bliźniego była przeniknięta na wskroś niepokojem o zbawienie wieczne współbraci, i to nie tylko w pobożności średniowiecznej i kontrreformacyjnej. W etyce katolickiej jeszcze dzisiaj miłość i odpowiedzialność za cudze zbawienie pozostają w ścisłym związku. Różnica w stosunku do świeckich idei poszanowania godności człowieka ma z tego punktu widzenia znaczenie kapitalne.

Również głoszona przez kościoły chrześcijańskie zależność miłości bliźniego od czci okazywanej Bogu, a także od miłości Boga do człowieka, dosyć rzadko w naszych czasach pobudza do głębszej refleksji nad różnicami dzielącymi podejście świeckie od religijnego. Już samo odwoływanie się do miłości w sprawach człowieka bywa traktowane na podobieństwo uczuć religijnych. Dla wielu ludzi wierzących i etyczniewrażliwych poszanowanie ludzkiej godności tworzy z czcią okazywaną Bogu integralną, wewnętrznie niesprzeczną całość. Nie można tu jednak zapominać, iż z reguły ludzie w ten sposób odczuwający czczą i podziwiają Boga przede wszystkim dlatego, że widzą w nim uosobienie moralnego dobra i miłości, nie koncentrując swej adoracji na jego surowości i wszechmocy. Tymczasem właśnie na kulcie Boga wszechmocnego, groźnego i surowo karzącego grzeszników zasadzało się przez długi ciąg stuleci wiele nurtów religijności chrześcijańskiej, co po dziś dzień znajduje pewną kontynuację. Rzecz jasna, ten kult mocy nie mógł i nie może pozostawać bez ogromnego wpływu na sposób odczuwania miłości bliźniego, a także na propagowane jej modele. Trudno nie dodać tutaj uwagi o czynnikach ideologicznych: zarówno obraz Boga, jaki pojmowanie miłości bliźniego wykazuje w ciągu wieków zastanawiającą zgodność z politycznymi i gospodarczymi potrzebami kościołów.

Motywowana miłością odpowiedzialność za zbawienie bliźnich. Poczucie odpowiedzialności za rozwój duchowy drugiego człowieka, za jego uczynki i wyznawane wartości nie jest swoistością etyki religijnej. W takiej czy innej formie towarzyszy ono każdej dojrzałej miłości i każdej rzeczywistej trosce o dobro innych osób. W zasadzie zasługuje na wysoką moralną ocenę, choć kryje w sobie groźbę uszczęśliwiania miłowanego człowieka wbrew jego woli i ze szkodą dla jego wewnętrznego rozwoju. W ujęciu religijnym bywa niebezpieczne w sposób szczególny. Niebezpieczne jest zwłaszcza wtedy, gdy główny akcent ważności w pojmowaniu cudzego dobra spoczywa na życiu pośmiertnym z uszczerbkiem dla doczesności. Sprawa staje się jeszcze groźniejsza, gdy przy takim nastawieniu myśl kieruje się nie tylko ku złemu moralnie postępowaniu danej osoby, lecz również ku zgorszeniu czyli możliwości, że dawany przez tę osobę zły przykład sprowadzi innych ludzi na drogę grzechu i narazi ich na wieczne potępienie.

Że zagrożenia płynące z tak zorientowanego poczucia odpowiedzialności są realne, historia chrześcijaństwa poucza w sposób dramatyczny. Wojny religijne, zbrodnie Świętej Inkwizycji wobec heretyków i innowierców oraz powtarzające się do względnie niedawnych czasów prześladowania czarownic, wytaczane im procesy sądowe, likwidacje mienia, zabijanie i tortury nie wymagają przypominania. Dodajmy do tego wymykające się historycznym rekonstrukcjom skutki religijnej nadgorliwości w sferze prywatnej — zrodzoną z troski o wieczne zbawienie bezwzględną, okrutną surowość wobec dzieci, młodzieży, osób podwładnych, starych i chorych. Co w tego rodzaju czynnej i represywnej nietolerancji jest tutaj ważne, to to, że wywodzi się ona w istotnej mierze ze szczerej troski o dobro człowieka. Wspomniany przed chwilą Lessing w Natanie mądrym pokazuje to na przykładzie chrześcijańskiej dziewczynki wychowywanej w żydowskim domu, lecz w religii chrześcijańskiej — przez chrześcijańską opiekunkę. Żarliwa troska opiekunki o uchronienie powierzonego sobie ukochanego dziecka przed mękami wiecznej pośmiertnej kary przeradza się w jego nieustanne dręczenie, jak podkreśla poeta, z gorącej miłości bliźniego: „Jest chrześcijanką — z miłości musi dręczyć" (Natan, w. 430 i n.).

Odpowiedzialność za godne postępowanie drugiej osoby. Nieco inaczej wygląda sprawa represji i okrucieństw rodzących się z dbałości o godność człowieka jako dziecka bożego. Żądanie i stosowanie najsurowszych kar jest konsekwencją bezlitosnego potępienia moralnego szczególnie ciężkich, 'śmiertelnych' grzechów. Ten status miały i mają po dziś dzień, jak wiadomo, między innymi grzechy nieczystości, zwłaszcza konkubinat oraz wszelkie erotyczne anomalie dochodzące do głosu w czynach, słowach czy choćby w myślach. Odpowiedzialność za drugą osobę odgrywa tu rolę niewątpliwą, lecz nie jedyną i niepierwszorzędną. Ogrom takich grzechów polega w przekonaniu teologów na tym, iż przez 'nieczystość', czyli niedozwoloną przyjemność płciową ciało ludzkie zostaje zbezczeszczone, przez co ulega naruszeniu godność osoby ludzkiej w jej 'bożym dziecięctwie'. Zarazem bezmiar popełnionej 'obrzydliwości' jest tłumaczony złamaniem ustalonego przez Boga moralnego porządku, a także wstrętem odczuwanym przez Boga do tego rodzaju grzechów i grzeszników. Z tego względu, jak poucza między innymi teologia katolicka, w ocenie grzechu nieczystości nie odgrywa roli to, czy dotyczy on sprawy ważnej czy małej. Innymi słowy, nie ma w tym aspekcie znaczenia wielkość ewentualnych krzywd wyrządzonych drugiej osobie, która zresztą nie pojawia się tu w ogóle w polu widzenia. Również miłość do zagrożonej grzechem osoby, gdy się już pogrążyła w obrzydliwości, znika na nieuchwytnie dalekim planie. Na plan pierwszy wysuwa się sama przeraźliwość wstrętnego grzechu, a także, rzecz jasna, niebezpieczeństwo zgorszenia. Stosowane do niedawna w wielu krajach surowe sankcje prawa karnego za niektóre 'przestępstwa' z tej dziedziny odpowiadają domniemanej surowości samego Boga w podejściu do tych spraw.

W świetle wszystkich związanych z tymi sankcjami niepotrzebnych ludzkich cierpień troska o godność osoby ludzkiej jako dziecka bożego wydaje się niczym innym jak tylko dbałością o prestiż antropomorficznie pojmowanego Boga w jego roli władcy i prawodawcy. Również troska o nienaruszalność porządku ustanowionego przez Boga zdaje się być jedynie wyrazem identyfikacji z interesem instancji symbolizującej represyjną i bezwzględną moc. Ciekawe, że ten antyhumanitarny aspekt teologicznego wątku ludzkiej godności jest po dziś dzień sprawą czekającą daremnie na krytyczną analizę — na miarę nowoczesnej wiedzy psychologicznej o człowieku i w zgodzie z pogłębioną wrażliwością etyczną wielu osób naszego czasu.

Pobudka do wybierania między Bogiem a człowiekiem. Wskutek zespolenia w jeden kompleks czci dla Boga i miłości do człowieka czyhają na religijnego chrześcijanina między innymi dwa poważne zagrożenia wrażliwości etycznej. Jednym z nich jest zapomnienie o człowieku w wyniku całkowitego zanurzenia się w słodkiej adoracji Boga, przewyższającej wszelkie inne doznania szczęścia. Drugie niebezpieczeństwo tkwi w tendencji do działania na niekorzyść bliźniego wskutek zawarcia sojuszu z Bogiem. W obu wypadkach znaczenie podstawowe ma uwielbienie Boga jako istoty potężnej i czyniącej, przynajmniej w pewnych wypadkach, użytek ze swej potęgi. Ponieważ kult mocy i konieczny w miłości do człowieka szacunek dla istot słabych nie łączą się w spoistą i stabilną całość, porażki miłości bliźniego są niejako zaprogramowane od samego początku.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Miłość Bliźniego
Drewnowski, czyli humanitaryzmu model potencjalistyczny

 Zobacz komentarze (2)..   


« Idee i ideologie   (Publikacja: 08-08-2006 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jerzy Drewnowski
Ur.1941, historyk nauki i filozof, były pracownik PAN, Akademii Lessinga i Uniwersytetu Technicznego w Cottbus, kilkakrotny stypendysta Deutsche Forschungsgemeinschaft i Biblioteki Księcia Augusta w Wolfenbüttel. Współzałożyciel Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Pracował przez wiele lat, w Polsce i w Niemczech, nad edycją „Dzieł Wszystkich” Mikołaja Kopernika. Kopernikowi, jako uczonemu czynnemu politycznie, poświęcił pracę doktorską. W pracy habilitacyjnej zajął się moralną i społeczną samoświadomością uczonych polskich XIV i XV wieku. Od 1989 r. mieszka w Niemczech, wiele czasu spędzając w Polsce - w Jedlni Letnisku koło Radomia, gdzie wraz ze Stanisławem Matułą stworzył nieformalne miejsce spotkań ludzi duchowo niezależnych z kraju i zagranicy. Swoją obecną refleksję filozoficzną zalicza do „europejskiej filozofii wyzwolenia”. Nadaje jej formę esejów, wierszy i powiastek filozoficznych.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 24  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Niezapomniane oko Polifema. Opowiadanie dla licealistów
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 4975 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365