Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.038.705 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 654 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Technologia, w wielu znaczeniach, jest najwyższą ekspresją ludzkości.
 Światopogląd » Wiedza, poznanie, hermeneutyka

Magia języka [2]
Autor tekstu:

Zamiast rozkładać XY-ka na atomy, możemy też stopniowo, postępując bardzo drobnymi kroczkami, tak zmieniać jego strukturę i funkcję, aby docelowo przekształcić go w innego mężczyznę, nazwijmy go XY2, o zupełnie innej aparycji i psychice. Dokonując nieco bardziej drastycznych modyfikacji, możemy dokonać transformacji pana XY w panią XX. Postępując dalej, tę z kolei można by zmienić w cokolwiek dowolnie innego, na przykład stwór rodem z Archiwum X.

Podsumowując wszystko powiedziane powyżej, XY nie istnieje jako absolutnie określony, o jasno zdefiniowanej tożsamości, obiekt lub fakt (lub nawet proces) świata, i to zarówno w aspekcie materialnym, jak i psychicznym. Rozbierając naszego „pacjenta" fizycznie, rozbieramy go też semantycznie. Powołanie XY-ka z ontologicznego niebytu do niepodważalnej egzystencji to magiczna sztuczka języka. Obywatel ten okazuje się być jedynie pewnym luźno, intuicyjnie i tylko z grubsza określonym, „rozmytym" zbiorem stanów. Mówiąc krótko, tak naprawdę pan XY w sposób ostry i absolutny po prostu nie istnieje.

Obywatel XY to niewątpliwie byt indywidualny. A co z bytami ogólnymi, takimi jak na przykład kategoria „człowiek", do której XY w naszym przekonaniu bezsprzecznie należy? Czy takim kategoriom można odmówić statusu absolutnej i autonomicznej egzystencji? Bez wątpienia tak, i to w sposób jeszcze znacznie bardziej zdecydowany i uzasadniony, niż bytom indywidualnym. Po pierwsze, człowiek powstał w trakcie ewolucji biologicznej z małpy (niedawno znaleziono skamieniałości gatunku nazwanego Sahelanthropus, prawdopodobnie blisko spokrewnionego ze wspólnym przodkiem szympansa i człowieka) (proszę mi tylko nie opowiadać niedorzeczności rodem ze szkoły, że człowiek miał jedynie wspólnego przodka z małpą; jest to kompletna hipokryzja — gdyby ten przodek żył obecnie, niewątpliwie zostałby zaliczony do małp). Proces ewolucji jest procesem ciągłym (chociaż okresowo zwalnia i przyspiesza) i w ciągu przodków człowieka żadna niearbitralną decyzją nie można wskazać punktu, w którym nie-człowiek przekształcił się w człowieka. To tak, jakby dwoje małpich rodziców nagle ni stąd ni zowąd spłodziło człowieka. Dotyczy to także wyłonienia się (samo)świadomości (o ile założymy, co wcale nie jest takie oczywiste, że np. szympans żadnych jej zaczątków jeszcze nie posiada). Ośmielę się zresztą wysunąć tezę, choć jest to bardzo niepoprawne polityczne, że różne żyjące obecnie grupy etniczne nie reprezentują dokładnie tego samego rodzaju i „poziomu" rozwoju ewolucyjnego psychiki (jest to z zasady niemożliwe, ponieważ przez długi czas ewoluowały one w izolacji i w odmiennych warunkach). Przy tym rozmaite grupy mogą wykazywać większe uzdolnienia, oczywiście statystycznie rzecz biorąc, w rozmaitych dziedzinach. Podziwiając ogrody Zen lub świątyńki shinto wciśnięte pomiędzy drapacze chmur, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Japończycy mają szczególne upodobanie i uzdolnienia w skupianiu się na szczegółach (oczywiście możliwe jest, że ma to źródło kulturowe, a nie genetyczne; z drugiej strony, czy genetyka nie sprzyja tworzeniu takiej a nie innej kultury?). Po drugie, w czasie ontogenezy (rozwoju embrionalnego) człowiek w swoim aspekcie fizycznym i, przede wszystkim, psychicznym, stopniowo wyłania się ze stadium zarodka (przy czym wcale nie jest oczywiste, czy oba te aspekty pojawiają się w sposób doskonale zsynchronizowany). Dogmat religijny jako absolutny początek człowieczeństwa określa moment zapłodnienia (połączenie się plemnika z komórką jajową i utworzenie zygoty), w którym to momencie zapłodniona komórka jajowa obdarzona zostaje duszą. Jednakże, zapłodnienie to nie żaden „moment", ale wieloetapowy, rozpisany na poszczególne zdarzenia i rozciągnięty w czasie proces (a więc, zgodnie z osią przewodnią niniejszego artykułu zapłodnienie nie jest żadnym absolutnym faktem świata; natomiast chciałaby go takim widzieć skrajnie magiczna ze swej natury religia). Po pierwszym podziale zygoty dwie powstałe w jego wyniku komórki mogą się rozdzielić i dać początek dwóm bliźniakom jednojajowym. Czy zatem bliźniaki takie mają przez całe swoje życie jedną duszę, czy też dusza jest podzielna? Z rzadka zdarza się, że zygota w wyniku rozwoju embrionalnego przekształca się nie w noworodka, ale w niezrożnicowaną kulę komórek. Co z duszą i człowieczeństwem takiej kuli? O ile można (choć wydaje się to kompletnie jałowe) dyskutować o biologicznym, strukturalno-funkcjonalnym początku człowieka trakcie ontogenezy, to jest oczywiste, że jego aspekt psychiczny może się wyłonić dopiero po uformowaniu się funkcjonalnych neuronów, a więc w raczej późnym okresie rozwoju embrionalnego. Z pewnością dorosły szympans posiada bogatsze życie mentalne (jakkolwiek by go nie definiować), niż zapłodniona ludzka komórka jajowa. Wiele etapów rozwoju zarodkowego (szczególnie początkowych) jest u szympansa i człowieka bardzo podobnych. Na przykład w pewnym stadium zarodek obu gatunków posiada szczeliny skrzelowe i ogonek — pozostałość po naszych rybich przodkach. Teza, wyznawana przez fanatycznych przeciwników aborcji, że embrion na tym etapie jest już człowiekiem, zakrawa na skrajną hipokryzję, w szczególności kiedy nie mają oni nic przeciwko zjedzeniu wigilijnego karpia. A wszystko to wynika z siły magii dogmatów — niezwykle potężnych, acz sztucznie stworzonych „faktów" świata z pretensjami do absolutu. Oczywiście „dusza" stanowi sztandarowy wręcz przykład powołania do istnienia urojonego bytu poprzez ukucie odpowiadającej mu nazwy językowej.

Jednakże, powyższe przykłady semantycznego niedookreślenia kategorii (bytu ogólnego) „człowiek" to jedynie nieliczne z ogromnej ilości rodzajów niedookreślenia. Otóż możemy wyobrazić sobie obiekty, fenomeny różniące się w dowolnie dużym (lub małym) stopniu pod względem jednej lub wielu z nieprzebranej ilości cech, które charakteryzują kategorię „człowiek" (pomijam tu pytanie, czy byłyby to twory funkcjonalne biologicznie). W obecnym okresie na naszej planecie kategoria ta wydaje się w miarę dobrze wyodrębniona i określona, ponieważ nie istnieją tu i teraz żadne „byty" bardzo podobne do człowieka (na przykład nasi bezpośredni przodkowie: Homo habilis lub australopiteki). Jednakże nie oznacza to, że takie byty nie mogą istnieć w zasadzie. Można sobie na przykład wyobrazić, że na innych planetach we Wszechświecie wyewoluowały (choć jest to niesamowicie mało prawdopodobne) organizmy dowolnie bardzo przypominające ludzi, lecz różniące od nich pod względem rozmaitych zespołów cech. W wielowymiarowym continuum takich możliwych organizmów ścisłe wyodrębnienie i zdefiniowane kategorii „człowiek" wydaje się po prostu niemożliwe, tak jak ścisłe (z nieskończoną dokładnością) wyodrębnienie purpury na ciągłej w swej istocie palecie barw (chociaż to ostatnie wydaje się o niebo prostsze ze względu na jednowymiarowość różnicy).

Zatem, analizując byty ogólne, kategorie, ponownie okazuje się, że są one stwarzane przez magię języka, a w tym przypadku magię nazw „desygnujących" takie byty. Jednakże, ta desygnacja jest o tyle pozorna, że desygnowane kategorie w najlepszym razem istnieją jedynie w sposób rozmyty, przybliżony, intuicyjny, a nie ściśle określony.

Podobną analizę możemy przeprowadzić w stosunku do bytów biologicznych, lecz pozbawionych świadomości oraz bytów nieożywionych. Chodzi tu zarówno o dane konkretne obiekty (dane konkretne jabłko, planeta Ziemia, kamień) lub kategorie obiektów (jabłko jako gatunek owocu, planeta jako kategoria obiektów astronomicznych). Myślę, że Czytelnik nie będzie miał żadnych problemów z przeniesieniem powyższego rozumowania przeprowadzonego w odniesieniu do człowieka na wspomniane obiekty/kategorie. Jako ciekawostkę można tu dodać, że niedawno Pluton został przez gremium uczonych pozbawiony statusu planety; jednakże decyzja ta nie została podjęta jednomyślnie, a przyjęte kryteria wzbudziły kontrowersje.

Poważniejszy problem napotykamy w przypadku takich niepodzielnych (przynajmniej wedle dzisiejszej wiedzy) obiektów, jak cząstki elementarne, na przykład foton, elektron lub jeden z kilku wyróżnionych rodzajów kwarków. Ponieważ są one niepodzielne, nie możemy odejmować od nich elementów. Wszystkie np. elektrony są „takie same" (mają takie same właściwości, np. ładunek, masę lub spin [choć nie jego znak]). A więc wydaje się łatwe wyróżnienie kategorii obiektów „elektron", jak i jednoznaczne wskazanie danego konkretnego elektronu. Przy bliższym spojrzeniu pojawiają się jednak pewne wątpliwości. Elektrony zajmują różne miejsca w przestrzeni, a więc nie można w zgodzie ze stanem rzeczywistym powiedzieć, że wszystkie właściwości poszczególnych elektronów są takie same. Kiedyś pojawiła się koncepcja, że wszystkie elektrony to de facto zwielokrotnione „odbicia" jednego elektronu (a pozytony — antycząstki elektonu — są elektronami poruszającymi się wstecz w czasie). Jednakże koncepcja ta wydaje się obecnie mocno przejrzała (wymagała ona przyjęcia założenia, że istnieją równe ilości materii i antymaterii) i jej przywoływanie mogłoby się komuś wydać naciąganiem faktów do przyjętej tezy. Idźmy więc dalej. Nie do końca rozumiemy, czym jest foton lub elektron. Wedle (standardowej) mechaniki kwantowej zachowują się one zarówno jak fale, jak i punktowe cząstki. Jako fala np. foton lub elektron może przechodzić przez dwie szczeliny naraz, a w ogóle jego położenie i prędkość określona jest jedynie z pewnym przybliżeniem, przy czym im dokładniej znamy położenie, tym mniej informacji mamy o prędkości (pędzie) i odwrotnie. Ale tak się dzieje tylko do momentu detekcji elektronu przez jakąś aparaturę, kiedy to następuje tak zwana redukcja funkcji falowej i elektron zostaje zlokalizowany w jakimś konkretnym miejscu w przestrzeni. Nikt nie ma pojęcia, co taka redukcja oznacza. Tak zwana koncepcja dekoherencji mówi, że im silniej elektron (lub foton) oddziaływuje z otoczeniem, tym bardziej traci on swoje właściwości falowe, staje się tym mniej „rozmazany" w przestrzeni. A więc właściwości cząstek elementarnych nie przynależą do nich samych, są także pochodną innych „obiektów". Dwie cząstki elementarne, na przykład dwa fotony lub para elektron-pozyton, które powstają razem w wyniku określonych procesów kwantowych, stanowią do pewnego stopnia swego rodzaju całość (tzw. splątanie kwantowe). Oznacza to, że właściwości tych cząstek są ze sobą związane, chociaż żadna cząstka z osobna nie ma tych właściwości ściśle zdeterminowanych. Jeśli cząstki takie rozbiegną się w przeciwnych kierunkach i znajdą od siebie w odległości, powiedzmy, jednego miliona lat świetlnych, to określenie takich właściwości dla jednej cząstki automatycznie i natychmiastowo określa właściwości drugiej cząstki (np. jeśli jakaś właściwość dla jednej cząstki przybiera wartość 1, to dla drugiej cząstki — 0). Innymi słowy, cząstki (ich właściwości) są ze sobą skorelowane — stanowi to przejaw tak zwanej nielokalności mechaniki kwantowej. Otóż w przeszłości Wszechświata, a w szczególności tuż po Wielkim Wybuchu, pary cząstek wielokrotnie ulegały kreacji oraz anihilacji, a więc mamy podstawy przypuszczać, że wszystkie one są wzajemnie ze sobą skorelowane. A wobec tego właściwości cząstek elementarnych określone są przez kontekst wszystkich innych cząstek elementarnych. W istocie, sprawa jest jeszcze bardziej zagadkowa. Otóż, przynajmniej wedle niektórych koncepcji, dodatnia energia związana z materią dokładnie równoważy ujemną energię wynikającą z oddalenia od siebie ciał obdarzonych masą w przestrzeni i wobec tego całkowita energia Wszechświata jest zerowa. Zatem można powiedzieć, że w Wielkim Wybuchu powstała jedynie informacja o wzajemnym rozdzieleniu się materii i przestrzeni. Wobec tego istnienie materii, a więc także cząstek elementarnych, byłoby zależne od istnienia przestrzeni. A w ostatecznej instancji istnienie czegokolwiek byłoby zależne od istnienia czegokolwiek innego. A więc np. elektron nie jest ani całkowicie autonomicznym obiektem (ani tym bardziej kategorią obiektów), który można analizować i któremu można przypisać jednoznaczne właściwości w izolacji od innych obiektów. Modna ostatnio teoria superstrun twierdzi, że wszystkie cząstki elementarne to takie same, tylko drgające w rozmaity sposób maleńkie struny (z czego te struny miałyby się składać teoria ta jednak, niestety, nie mówi). Przynajmniej do pewnego stopnia mamy zatem do czynienia z nie do końca określonym pojęciem, z nazwą magiczną, która stwarza pozory absolutnego i niezawisłego istnienia elektronów o określonych, jednoznacznych właściwościach. Mówiąc krótko, mając nazwę, wydaje nam się, że wiemy, co to jest elektron, oswajamy otaczającą go tajemnicę. Przy tym należy pamiętać, że, jak to dyskutuję poniżej, nazwy i pojęcia rozwinięte w ramach nauk ścisłych i przyrodniczych i tak znacznie lepiej korespondują z rozmaitymi aspektami i obiektami świata rzeczywistego, przystają do zewnętrznej rzeczywistości, niż te egzystujące na przykład w obrębie religii czy filozofii. Są przez to relatywnie znacznie mniej magiczne.


1 2 3 4 5 6 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Po co powstała (samo)świadomość?
O podważaniu ratio czyli Rozum w kulturze


« Wiedza, poznanie, hermeneutyka   (Publikacja: 21-10-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bernard Korzeniewski
Biolog - biofizyk, profesor, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagielońskiego (Wydział Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii). Zajmuje się biologią teoretyczną - m.in. komputerowym modelowaniem oddychania w mitochondriach. Twórca cybernetycznej definicji życia, łączącej paradygmaty biologii, cybernetyki i teorii informacji. Interesuje się także genezą i istotą świadomości oraz samoświadomości. Jest laureatem Nagrody Prezesa Rady Ministrów za habilitację oraz stypendystą Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. Jako "visiting professor" gościł na uniwersytetach w Cambridge, Bordeaux, Kyoto, Halle. Autor książek: "Absolut - odniesienie urojone" (Kraków 1994); "Metabolizm" (Rzeszów 195); "Powstanie i ewolucja życia" (Rzeszów 1996); "Trzy ewolucje: Wszechświata, życia, świadomości" (Kraków 1998); "Od neuronu do (samo)świadomości" (Warszawa 2005), From neurons to self-consciousness: How the brain generates the mind (Prometheus Books, New York, 2011).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 41  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Istota życia i (samo)świadomości – rysy wspólne
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5591 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365