Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.182.748 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Zło ukrywane rośnie."
 Prawo » Filozofia prawa

Języki praw człowieka - w poszukiwaniu fundamentów [4]
Autor tekstu:

Jean Jacques Rousseau

Ostatnim przedstawicielem ius naturale omawianym w niniejszej pracy będzie Jean Jacques Rousseau.

Według niego człowiek w swym pierwotnym stanie (w stanie naturalnym) jest jednostką obdarzoną niczym nieskrępowaną wolą. Jest osobą wolną i przede wszystkim równą w stosunku do innych jednostek. Stan natury jest stanem równości pomiędzy ludźmi. [ 28 ] Jeżeli równość wypływa z ius naturale , to wszystko co nie jest z nią zgodne, nie jest też zgodne z naturą człowieka. Wobec tego wszelkie urządzenia społeczne, jak i samo społeczeństwo jest niezgodne z super normą, normą równości, albowiem pociągają za sobą nierówność wśród ludzi.

Rousseau przedstawia genezę powstawania nierówności. Upatruje początki tego procesu w powstaniu rolnictwa i uzdolnieniu się ludzi do obróbki metalu. [ 29 ] Ludność, aby lepiej wykorzystywać dobra przyrody zaczęła się łączyć w grupy. W ich ramach zaczął powstawać podział pracy, jaką poszczególne jednostki miały wykonywać. Jedne zajmowały się budową, inne rolnictwem itd. Spowodowało to sytuację roszczeniową, która polegała na tym, że każdy uważał się za uprawnionego do posiadania określonych „wyrobów” swojej pracy. Powstała własność, która dopełniła czary nierówności (jako stanu w którym jedni mają więcej od drugich). Następnie nierówność w tej materii powodowała, że jednostki nie posiadające tylu dóbr, co inne, w drodze podboju chciały zagarnąć dobra innych. Własność więc wywoływała ciągłe walki. One znowu spowodowały, że ludzie zapragnęli spokoju. Dla jego ziszczenia powołali na podstawie umowy państwo. Miało ono za zadanie uznać własność jednostek i stać na straży ich nienaruszalności. Jeżeli jest coś, co petryfikuje nierówność wśród ludzi, to tym samym jest coś (właśnie to), co jest sprzeczne z ius naturale . Tym, co to „czyni”, jest właśnie państwo, w ujęciu Rousseau’a. Z tego wynika teza, że jeśli ustrój społeczno-polityczny rozwija się w kierunku coraz większego sankcjonowania własności, to tym samym zmierza on do coraz większego zaprzeczenia prawu naturalnemu. Reguły ustalane przez władzę są tym samym „złem” czy też „najwyższym złem” z perspektywy naturalnych roszczeń człowieka. [ 30 ]

Na drugim biegunie — pozytywizm prawniczy

W tym miejscu zakończymy rozważania nad zawiłościami prawa natury i przejdziemy do omawiania koncepcji pozytywizmu prawniczego. Plasuje się on „na” opozycji w relacji do iusnaturalizmu. Jak wspomniałem wcześniej, te dwa kierunki (bynajmniej niebędące jednorodne) leżą na antypodach „podstaw poznawczych”. Rozumie się to poprzez sposoby uzasadniania określonych stanowisk wychodząc z pewnych założeń filozoficzno-prawnych.

Pozytywizm można rozpatrywać na dwa zasadnicze sposoby. [ 31 ] Mianowicie pierwszy z nich, to sposób patrzenia na prawo jako zbiór określonych dyrektyw postępowania, które zostały ustanowione przez osobę, czy też zespół osób powołanych (legitymujące się kompetencją) do stanowienia owych reguł. W tym ujęciu prawo posiada wymiar czysto decyzyjny, tzn. powstaje w wyniku określonych decyzji pewnych organów. Pociąga to za sobą także powinność dawania posłuchu tak ustanowionym normom.

Drugim sposobem patrzenia na pozytywizm prawniczy jest ujęcie go jako kierunku
w prawoznawstwie umiejscowionego w określonych ramach historycznych. Owe ramy to wiek XIX i początek XX.

W ramach pierwszego sposobu można by rozpatrywać ów pogląd w przestrzeni historycznej, jednak nie jesteśmy w stanie tego dokonać w ramach niniejszego zwięzłego referatu, tak więc autor skupi się na przedstawieniu pozytywizmu prawniczego, jako poglądu, ale w jego wersji skrajnej, a mianowicie w tej, która wykształciła się właśnie we wspomnianym okresie (jako kierunek w prawoznawstwie) i do dziś ma wielu zwolenników (tak więc łączy obydwa sposoby).

Aby ustalić podstawy językowe pozytywizmu należy zadać pytanie o fundamenty definicyjne, a mianowicie, co pozytywizm uważa za prawo.

Otóż prawem w rozumieniu powyższym „nazywa się normy ustanowione w odpowiedni sposób przez organy państwa, a wtórnie również normy ukształtowane w inny sposób, ale następnie przez organy państwa za normy obowiązujące prawnie uznane – przy tym normy, które nie zostały następnie w tej czy innej formie uchylone”. [ 32 ]

Prawem jest więc zbiór określonych norm na pierwszym miejscu uchwalonych przez organizację państwową, a na drugim — uznanych przez nią. Organ normotwórczy musi się ponadto legitymować kompetencją nadaną przez określoną normę prawną do tego, aby mógł wiążąco stanowić prawo. Prawo jest wytworem określonych organów powołanych do tego
i nie jest tak, że istnieje „prawo” niezależne od tych organów, któremu starają się one nadać adekwatny wyraz w tekście ustawy: „nie jest tak, że prawu 'istniejącemu' niezależnie od tych organów tylko nadają one, na miarę własnych umiejętności poznawczych, bardziej czy mniej trafny 'wyraz' w postaci odpowiednich przepisów prawnych”. [ 33 ] Z tego z kolei wynika konstatacja, że doktryna prawa jak i judykatura ma tylko jeden „obiekt” poznawczy, mianowicie jest nim ogłoszony w określony sposób przez kompetentne organy, ustanowiony zbiór przepisów prawnych. Nigdzie indziej nie można „sięgać” po to, aby odczytać prawo jak li tylko do tekstu ustawy (w uproszczeniu). Jak temu daje mocno wyraz J. Nowacki: „poza prawem stanowionym innego przedmiotu poznania, również 'będącego prawem', zwyczajnie nie ma”. [ 34 ]

Warto przedstawić jeszcze stosunek prawa pozytywnego, czy też zwolenników jego, zajmowany wobec postulatów zwolenników iusnaturalizmu. Otóż głoszą oni, że wszyscy ci, którzy głoszą istnienie innego „prawa” niż zbioru przepisów prawnych z zastrzeżeniami, które powyżej ustaliliśmy, twierdząc, że istnieje owo „prawo” poza prawem stanowionym czy też równoległe do niego, popełniają błąd przejścia ze stanowiska poznawczego na stanowisko oceniające, traktując je za poznawcze. Jednak trzeba poczynić tutaj pewne zastrzeżenie. Nie jest to stanowisko do końca zgodne z punktu widzenia naszego rozróżnienia języków. Mianowicie pozytywista prawniczy uderzając w iusnaturalistów, że zajmują postawę oceniającą a nie poznawczą względem „prawa” (jedynego, pozytywnego), używając własnych argumentów iusnaturalistycznych posługuje się aparaturą pojęciową swoją, należącą do pozytywistycznego warsztatu, a więc przypisuje im inne znaczenie, niż to czynią zwolennicy prawa natury (w jego języku odnoszenie się do „prawa” w sposób jaki to czynią iusnaturaliści – ale w oczach pozytywisty, jest oceną). Opiera się to na ignorancji aparatury przeciwników, albowiem po bliższym jej rozpatrzeniu z ich założeń (fundamentów) nie wynika wcale to, że zajmują stanowisko oceniające, wręcz przeciwne, mianowicie właśnie poznawcze i to
w dodatku słuszne względem prawa. Ponadto iusnaturaliści za „prawo” nie uważają z reguły prawa stanowionego, jak to czynią pozytywiści. Zachodzi tutaj zmieszanie języków „obcych”, a tym samym powstaje sytuacja niemożności adekwatnego rozpatrzenia tez przeciwnika. Jednak z drugiej strony, z punktu widzenia pozytywisty „zabiegi” intelektualne, jakich dokonują iusnaturaliści są mocno podejrzane i wobec „pozytywnej” aparatury są niemożliwością – tylko o tyle ten sąd jest „uprawniony”, czy też zrozumiały, jednak z założenia różnych języków niepoprawny.

Podsumowanie

Ramy tego referatu zmuszają nas do zakończenia powyższych rozważań. Jednak zanim to nastąpi należy wskazać, co właściwie wynika z naszych wywodów. Nie ulega wątpliwości, jak zostało wykazane, że język ogólny, czy też ściślej termin „prawa człowieka” w tym języku, jest wieloznaczny i mglisty. Pociąga to za sobą, że na jego gruncie nie jesteśmy w stanie dojść do porozumienia w sprawie nas interesującej. Ma to swoje źródło w wielości „źródeł znaczeniowych”, jakie są „kultywowane” przez określone szkoły filozoficzne, czy filozoficzno-prawne.

Ludzkość jest na tyle heteronomiczna pod względem własnych przekonań, że mało prawdopodobnym jest możliwość homogenizacji w tym aspekcie. Wieloznaczność według autora powstała właśnie poprzez rozwój myśli filozoficzno-prawnej opartej na różnych założeniach epistemologicznych. Im więcej „wyznań”, tym więcej „słusznych” poglądów. Jak dzieje pokazują, ów ruch „ubogacania” języka ma charakter dodatni, to znaczy, że poglądy się mnożą a nie minimalizują w rozumieniu ilości. Tylko gdyby ilość „szkół znaczeniowych” poczęła się zmniejszać, czy poprzez „naturalną śmierć” jako nie-akceptację wśród ludzi, czy poprzez dobrowolną homogenizację fundamentów, to wtedy można by twierdzić z pewną dozą słuszności, że jesteśmy na drodze do ujednoznacznienia, czy raczej przyjęcia jednej wersji „praw człowieka”. Dopóki tak się nie stanie, rozwiązania sytuacji należałoby szukać gdzie indziej. Autor ma tu na myśli dwie kwestie.

Po pierwsze kwestię „czystki znaczeniowej”. W sposób względny można wprowadzić ją poprzez „okopanie” się na terenie własnej, uznanej przez siebie koncepcji i z tej pozycji za pomocą pokojowych środków, takich jak rzetelna argumentacja, próbować na jej podstawie przekonywać innych co do kwestii prawidłowości i ostateczności swojej koncepcji. Nie wprowadzi to co prawda absolutnej spójności. Bynajmniej nie jest taki pomysł pozbawiony poważnego aspektu teoretyczno-praktycznego (czasem bardzo skutecznego).

Druga opcja wychodzi z podobnego założenia jak poprzednia, z tym że owo „argumentowanie” nie polega na pokojowym dyskursie, a na możliwości eliminacji fizycznej wszystkich tych co nie są „wyznawcami jedynej, prawdziwej, słusznej i ostatecznej” koncepcji.

Z tymi myślami Autor pozostawia Czytelnika.

Referat wygłoszony na konferencji Prawa człowieka — dialog dyscyplin na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego w dniach 7-8.5.2007.


1 2 3 4 

 Zobacz także te strony:
Poligamia, prawo naturalne i boskie zamysły
Prawo "naturalne", czyli o "naturalizmie" katolickim
Religijne i prawno-naturalne źródła praw człowieka: Samuel Puffendorf
Krótkie dzieje praw naturalnych
Teorie prawa natury
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Benedykt XVI - patron konserwatywnych tradycji
Kościół Homeopatyczny domaga się konkordatu z Ministerstwem Zdrowia

 Dodaj komentarz do strony..   


 Przypisy:
[ 28 ] Patrz przypis 16
[ 29 ] Jak wyżej
[ 30 ] Patrz przypis 7
[ 31 ] S. Wronkowska, Spory o sposób pojmowania prawa , [w:] Zarys teorii państwa i prawa , PWN, Warszawa 1993.
[ 32 ] Z. Ziembiński, Jurydyczne i filozoficzne koncepcje prawa pozytywnego i prawa natury , [w:] Z teorii i filozofii prawa Zygmunta Ziembińskiego , red. S. Wronkowska, Oficyna Wolters Kluwer, 2006.
[ 33 ] J. Nowacki, Studia z teorii prawa , Zakamycze 2003.
[ 34 ] Jak wyżej

« Filozofia prawa   (Publikacja: 25-01-2009 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Adam Szczerbiński
Publicysta
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 6318 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365