|
|
Tematy różnorodne » Na wesoło
Wizyta starszej pani Autor tekstu: Marcin Kruk
Ciotka
Felicja jest dentystką, więc dla zasady staram się nie otwierać przy niej
ust. Niestety słyszę co mówi. Zdaniem mojej żony nieładnie wtedy zgrzytam zębami i mam nerwowe tiki. Nie podzielam tej opinii, uważam, że podczas jej wizyt
jestem spokojny jak puls nieboszczyka.
Prawdą
jest, że uważam ciotkę Felicję za dyplomowaną idiotkę i wolałbym, żeby
nie darzyła mnie miłością, jak również, żeby zaniedbała swój święty
obowiązek matki chrzestnej dbania o zbawienie moje i mojej rodziny, ale nie
jest prawdą jakobym planował jej
uduszenie i poćwiartowanie, o co mnie niektórzy podejrzewają.
Ciotka
Felicja nawiedza nas kilka razy w roku, w nieoczekiwanych momentach, na co nigdy
nie jesteśmy psychicznie przygotowani. Zazwyczaj jest to powiązane z jej
odwiedzinami u mojej matki, a jej siostry, po których czuje się w obowiązku
zajrzeć, wiedziona nagłą misją wyprostowania moich dróg.
Od
progu wyraża radość, że dobrze wyglądam oraz nadzieję, że wreszcie uporządkuję
moje relacje z Kościołem. Zapewniam ją rytualnie, że moje stosunki z Kościołem
są uporządkowane, chociaż Kościół nadal trzyma mnie za członka.
Nigdy
nie wiem, czy parsknięcie mojej żony jest w tym momencie parsknięciem
ostrzegawczym, czy spontanicznym, ale ciotka Felicja ściąga gwałtownie usta i stwierdza, że musimy porozmawiać.
Nie
odczuwam tego przymusu, zgoła przeciwnie, ale w tym momencie jakiś atawizm na
widok ciotek każe mojej żonie serdecznie zaprosić na herbatę i pospiesznie
wyciągać jakieś ciastka.
Tym
razem ciotka Felicja przyszła jako emisariuszka oburzonych na cywilizację śmierci.
Najpierw jednak chciała ustalić fakty i zapytała od niechcenia, czy nadal
jestem ateistą. Odpowiedziałem, że moja łaska niewiary zachwiała się,
kiedy zobaczyłem znak na niebie. Ciotka spojrzała
na mnie podejrzliwie, więc wyjaśniłem, że od kilku stuleci wśród oświeconych
deistów istnieje koncepcja, że Bóg jest iksem w matematyce, tajemniczą
niewiadomą, ale nie ma powodu nawet próbować się domyślać, co się za tym
iksem kryje. Nie dodawałem już, że uważam to za piękną formę ateizmu
samookłamującego się, ale pozwalającego na złagodzenie konfliktów z rodziną i kolegami z partii oraz ucinanie ich religijnych wynurzeń arcymądrym
stwierdzeniem, że bóg jest Tajemnicą. Ciekawość ciotki Felicji wzięła górę
nad podejrzliwością i częściowo obrażonym tonem zapytała jaki znak?
Wyciągnąłem z szuflady zdjęcie i pokazałem jej.
Żona
podchodząca właśnie do stołu z tacą, na której była herbata i ciastka,
kopnęła mnie boleśnie w kostkę, co obniżyło jej akcje w moich oczach o dobre dwa punkty, zaś ciotka odsunęła z obrzydzeniem zdjęcie i ponownie
stwierdziła, że my naprawdę musimy poważnie porozmawiać. Domyśliłem się,
że alternatywą byłoby tylko wyrzucenie ciotki Felicji przez okno, co w cywilizowanych krajach jest zakazane prawem, mimo iż wielu sędziów mogłoby
prywatnie uznać okoliczności łagodzące, ale dojść do wniosku, że w przestrzeni publicznej należy oceniać takie postępki z całą surowością.
Podszedłem do okna i spojrzałem w niebo, żeby sprawdzić, czy nie ma na nim
dla mnie jakiegoś znaku oraz, żeby spojrzeć w dół i upewnić
się, iż jest dostatecznie wysoko.
-
Ilekroć próbuję z tobą rozmawiać zawsze robisz jakieś głupie żarty — powiedziała ciotka Felicja, nakładając sobie ciastko na talerzyk. Zastanawiałem
się, czy powiedzieć cioci, że nie musimy spieszyć się z kochaniem niektórych
ludzi, ponieważ będziemy mieli na to całą wieczność, ale nadal boląca
kostka uświadomiła mi, że mogłoby się to spotkać z krytyczną reakcją
mojej żony.
-
Staś nie poszedł do komunii — oznajmiała ciotka Felicja dobrze nam znany
fakt. Odpowiedziałem, że trochę mnie dziwi jej pytanie (gdyż za tym
stwierdzeniem ukrywał się oskarżycielski znak zapytania), bo przecież ciotka Felicja
była zawsze orędowniczką tezy, że rodzice mają prawo i obowiązek
przekazywania dzieciom swojej wiary, a my wierzymy święcie, że dziecko ma
prawo do samodzielnego myślenia. Będzie Staś chciał iść do komunii, to pójdzie — dodałem.
Żona
wyszła do kuchni, twierdząc podstępnie, że przypalają jej się konfitury,
które zamierzała smażyć dopiero po obiedzie. Nie po raz pierwszy ta
hipokrytka zostawiała mnie z ciotką Felicją, mimo, że jako osoba postronna miała
prawo do większej stanowczości. Zawsze
dbała o swój obraz osoby miłej i taktownej, ufając że moja lojalność nie
pozwoli mi na przytaczanie w dyskusjach jej
opinii wyrażanych za zamkniętymi drzwiami.
Ciocia
pouczyła mnie, że narażamy syna na dramat inności, że wyrządzamy mu krzywdę,
której może nam nie wybaczyć. Wyjaśniłem
cioci, że zdaję sobie sprawę z okrucieństwa chrześcijańskich dzieci, naśladujących
zachowania swoich rodziców, ale mój syn, nie jest już zarodkiem, jest
osobą zdolną do samodzielnego podejmowania decyzji i doskonale wie, że gotowi
jesteśmy je rozważyć i uszanować.
Ciocia
Felicja uznała, że mój stanowczy ton nie zaprasza do kontynuowania tego wątku,
bo zmieniała temat i zapytała, czy planujemy drugie dziecko. Odpowiedziałem,
że chwilowo o tym nie myśleliśmy, zdając sobie sprawę, że popełniam błąd
taktyczny i że właściwą odpowiedzią byłaby informacja, że są to sprawy
wewnętrzne jednostki planującej. Ostatecznie rodzina jest święta, a przez
rodzinę rozumiemy tu współżyjącą parę połączoną węzłem wzajemnej
sympatii. Moja zdawkowa odpowiedź okazała się oczywiście dla ciotki zaproszeniem do
okazania niepokoju i wyrażenia opinii, że teraz ludzie coraz częściej mają
problemy z płodnością.
Odpowiedziałem,
że opowieść o zwiastującym aniele mogłaby wskazywać na to, że również w przeszłości zdarzały się problemy z płodnością, ale współcześnie
pierwsze pytanie anioła brzmi bardziej konkretnie, czy kontaktowali się państwo z lekarzem.
-
Więc nie chcecie mieć więcej dzieci i pewnie używacie hormonalnych środków
antykoncepcyjnych — przerwała mi ciotka Felicja.
-
Przepraszam ciociu, ale to naprawdę jest wyłącznie
nasza sprawa.
-
Nie jest prywatną sprawą zabijanie niewinnych istot, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że żyjemy w cywilizacji śmierci?
Poczułem,
że mi gwałtownie rośnie ciśnienie i zacząłem w myślach odmawiać Pana Tadeusza, ale niechcący trafiłem na początkowy fragment z Matką Boską Częstochowską i Ostrobramską, co musiało mnie zirytować
jeszcze bardziej. Przypomniałem
sobie czytany niedawno znakomity artykuł i postanowiłem przejąć inicjatywę.
[ 1 ]
Ciociu — krzyknąłem — rozumiem co ciocia mówi. Godność jest godnością,
niezależnie od liczby komórek. Godność zygoty, blastocysty, moruli, embriona... — Żebyś wiedział.... — Ależ wiem, przez stulecia powoli wydłużała się średnia
ludzkiego wieku i teraz odkryliśmy, że same naturalne poronienia to 200 milionów
ludzi rocznie, a przecież zabijamy również miliony niewinnych ludzi stosując
środki antykoncepcyjne, licząc te śmierci średnia wieku spadła ponownie poniżej 30 lat. Żadna
wojna, żadna choroba nie sieje takiego zniszczenia, otacza nas śmierć gorsza
niż w średniowieczu, staliśmy się barbarzyńcami, którzy dla swojej wygody
myślą tylko o tych, którzy się rodzą, zapominając o losie nienarodzonych...
Ciocia
Felicja odsunęła talerzyk z ciastkiem — Jeśli tak na to patrzysz, to nic tu
po mnie — oświadczyła chłodno.
-Ależ
ciociu, przecież mówię, że doskonale ciocię rozumiem, sam z pożaru ratowałbym
lodówkę z zarodkami, nawet gdyby w pobliżu płonęły jakieś dzieci. Człowiek
musi mieć moralne priorytety...
-
Moja noga więcej w waszym domu nie postanie — powiedziała ciotka Felicja, łapiąc
za torebkę.
-
Już ciocia idzie — spytała moja żona głosem, w którym nigdy bym się nie
zakochał.
Trzasnęły
drzwi, żona spojrzała mi głęboko w oczy i rozpinając górny guzik bluzki powiedziała
szeptem — Jeśli potrzebujesz moralnego wsparcia, jestem gotowa na wszystko.
Przypisy: « Na wesoło (Publikacja: 26-07-2012 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8217 |
|