Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
199.548.056 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 245 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Istnienie staje się, nieporównywalnie bardziej interesujące, gdy poszerza się nasz horyzont doznań, uczuć i przemyśleń. I gdy praktycyzm życiowy nie ogranicza widzenia świata do perspektywy tego co własne, jednostkowe. Nie wstydźmy się marzeń. Ich najgłębszym sensem jest bowiem pobudzenie nas do działania. Człowiek czynu stara się kształtować swoje życie na miarę własnych tęsknot i pragnień skrystaliz..
 Kultura » Etnologia

Rytmy Życia [2]
Autor tekstu:

W noc Andrzejkową zbierały się po domach panny, by sobie wróżyć. Wróżyły z lanego wosku. Z butów układanych od okna pokoju do wyjścia z domu. Ta której but jako pierwszy przekroczył próg mogła spodziewać się zamążpójścia. Wróżono ze szczekania i ujadania psów, że kawaler nadejdzie z tej strony z której rozlegnie się szczekanie. Jeżeli słyszano rwetes gryzących się psów, wróżono, że kawalerowie pobiją się o pannę, lub że we wsi grożą w ciągu najbliższego roku kłótnie i swary.

W kościele rozpoczynał się adwent, w którym o świcie słońca odprawiano roraty.

Tak więc jeszcze nocą wychodzono z domów z latarniami i niekiedy już latarkami elektrycznymi i wędrowano często już przez zaśnieżone pola do Naramy. Oczywiście najważniejszym był dzień 8 grudnia — święto Niepokalenego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Po nim rozpoczynały się przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Przygotowywano się w domach. Sprzątano, pieczona ciastka na choinki, przygotowywano ozdoby najczęściej wyrabiane ze słomek owsianych, przeplatanych kolorowymi bibułkami, pająki, świat z kolorowych opłatków. Owijano orzechy w staniol. Wybierano najbardziej kolorowe jabłka. W końcu ucierano mak na makowce i pieczono ciasta. We wsi wieczorami można już było usłyszeć kolędy, to u kogoś w domu przygotowywali się do występów kolędnicy.

Najważniejszym był wieczór wigilijny. W ten wieczór tylko w najbogatszych rodzinach było 12 potraw. W tych Okalicach jednak nie było na stołach ryb. W domach biedniejszych ograniczano się do paru potraw. Najczęściej były to: kapusta z grochem, zupa grzybowa, kluski z makiem i kompot z suszonych owoców. Przed wieczerzą ubierano choinkę, którą bądź to przywieszano na tragarzu u powały, bądź też jeżeli izba był dostatecznie duża ustawiano przy oknie. Na choince umieszczano owoce, słodycze — głównie ciastka, jeżeli ktoś miał to szklane bombki. Zawieszano ozdoby słomkowe i łańcuchy. Na gałązkach, w specjalnych uchwytach przypinano świeczki. Gdy choinka była już ubrana i wszyscy wykąpani, stół nakryty do wieczerzy, oczekiwano na pojawienie się pierwszej gwiazdki na niebie. Izby rozświetlały lampy naftowe i świece. Wraz z pojawieniem się gwiazdy zbierano się wokół stołu, na który oprócz potraw były wyłożone opłatki. Najstarsza osoba w rodzinie rozdawała opłatki wszystkim domownikom. Do niej podchodzili kolejno i składali życzenia pozostali. Później składali sobie życzenia nawzajem. Życzenia miały stałą, jak mantra formułę: „Życzę Ci zdrowia, szczęścia, fortuny, a po śmierci w niebie korony". Dopiero, później, gdzieś w latach sześćdziesiątych formuła zanikała na rzecz życzeń układanych przez siebie. Podczas składanie życzeń osoba je składająca odrywała kawałeczki z opłatka tego, komu je składała. Było to oczywiście cztery kawałeczki, bo tyle było życzeń. Dopiero kiedy skończyła, zjadała odłamany opłatek i podchodziła do następnej. Gdy wszyscy złożyli sobie życzenia zasiadano do wieczerzy.

Ten dzień i wieczór przesilenia jesienno — zimowego, posiadał jeszcze i inne uroki. Wiązano z nim różne wróżby i przepowiednie. Dobrze było jeżeli do domu zawitał jakiś sąsiad, czy gość i jeżeli to był mężczyzna. Pojawienie się jako pierwszej obcej kobiety wróżyło najczęściej waśnie i nieszczęścia. W niektórych domach, po wieczerzy, do izby wnoszono snop zboża. Stawiano go w kącie i siadano wkoło niego. Zawiązywano kolejno oczy i ten kto miał je zawiązane wyciągał ze snopka źdźbło zboża, chwytając go tuż pod kłosem. Z wyciągniętego źdźbła wróżono. Jeżeli znajdujący się na nim kłos był pełny i po zamknięciu w dłoni wystawał ponad nią, wróżyło to urodzaj w polu, dostatek i zdrowie. Jeżeli źdźbło wyciągnęła panna lub kawaler i liczba ziaren w kłosie była parzysta, to wróżyło to zamążpójście lub ożenek w nadchodzącym roku. Jeżeli słoma wyciągniętego źdźbła była nadłamana, oznaczało to jakąś chorobę, podobnie jeżeli był to kłos żyta, a w nim znalazł się sporysz, co oznaczało chorobę lub śmierć wśród bliskich. Trudno wyliczyć wszystkie wróżby, ale tak siedziano i wróżono do chwili, w które należało wyjść na pasterkę do kościoła, a ta odbywała się o północy. Wszyscy, którzy na nią szli, ubierali się w odświętne stroje, chociaż nie było ich widać spod płaszczy czy kożuchów. Zabierali z sobą latarnie lub latarki, chociaż bywało, że noc była księżycowa, niebo rozgwieżdżone i biel śniegu dawały tyle światła i blasku, że dodatkowe oświetlenie było zbędne. Po pasterce kolędnicy rozpoczynali swoją wędrówkę po wsi. Oczywiście na razie symbolicznie zaśpiewali pod oknem dwóch lub trzech domów. Będą mieli czas by obejść cała wieś, a może i inne zanim nadejdą zapusty.

***

Tradycja kolędnicza miała swój długi żywot, a prezentowana treść i forma przedstawień trwa od czasów międzywojennych. Grupa kolędnicza składała się: z Anioła, Diabła, Śmierci, króla Heroda, Ułana, Turka, Żyda i kozy (oczywiście aktora przebranego za kozę), organisty grającego na akordeonie. Stroje kolędników były bajecznie kolorowe. Ułan nosił mundur i czapkę oraz szablę prze boku. Turek miał obcisłe kolorowe spodnie, ozdobioną świecidełkami bluzę, ogromną czapkę w formie rogu przybraną drobnymi i grubszymi bombkami choinkowymi i dzwoneczkami, podobnie jak Ułan miał przypiętą szablę, tyle że nie prostą, ale zakrzywioną. Szable były autentyczne a nie jakieś atrapy. Król Herod miał oczywiście szkarłatny płaszcz ze złoconymi obszyciami, złotą koronę ozdobioną licznymi świecidełkami i berło. Żyd był odziany w chałat ze lśniącego materiału, miały maskę z brodą, zwój papieru i kawałek rurki z czarnej gumy. Diabeł był odziany w skórę, miał maskę z czerwonymi rogami i ogon. Śmierć na wierzchu ubrania była odziana białym prześcieradłem, miała trupią maskę i kosę z drewnianym ostrzem owiniętym srebrzystą folią aluminiową.

Kolędowanie rozpoczynali o zmierzchu. Podchodzili pod okna domów. Dzwonili dzwonkami obwieszczając: „Stała się nam nowina w Betlejem Panna urodziła syna". Organista grając na akordeonie intonował kolę i śpiewali. Zwykle kolędnikom towarzyszyła grupka dzieciaków i młodzieży, śpiewających wespół z nimi. Po zakończeniu śpiewania odczekiwali chwilkę na wyjście kogoś z domowników, podziękowanie i datek pieniężny, lub na zaproszenie do izby z przedstawieniem. Po podziękowaniu i otrzymaniu datku śpiewali: „Za kolędę dziękujemy, zdrowia szczęści wam życzymy na ten nowy rok". Gdy nie doczekali się podziękowania i datku, odchodzili ze śpiewem: „u powały wisi sadło proście Boga aby spadło". W domach, gdzie zwykle wpuszczano ich na przedstawienie, oczekiwali znajomi gospodarzy i wiele dzieci z wioski. Wchodził więc Anioł i dzwoniąc dzwoneczkiem jeszcze raz obwieszczał radosną nowinę. Proszono o krzesło dla króla Heroda. Ustawiano je na środku izby. Herod siadał. Swoją rolę rozpoczynał Ułan słowami: „Jam Ułan dzielny powracam z wojny…" i opowiadał gdzie z kim walczył i jakie odnosił sukcesy. Pod koniec opowieści na przeciw niego stawał Turek z obnażoną szablą. Ułan dobywał szabli i stawał mu naprzeciw. Odbywał się krótki zaimprowizowany pojedynek na szable. Krzyżowali je z sobą, uderzają o nie tak, że aż iskry leciały. W walce Ułan był raniony. Wtedy śpiewano piosenkę o Ułanie i kalinie. Po zakończonej scenie o walecznym ułanie. Rozpoczynał się sąd na Herodem, który kończył się podejściem Śmierci z kosą i zaimprowizowanym ścięciem głowy oraz porwaniem króla przez diabła do piekła, ze słowami: „za twe grzechy za twe zbytki, chodź do piekła boś ty brzydki". Aktorzy zabierali krzesło — tron Heroda i usuwali się w kąt izby, zostawiając pusty środek. W drzwiach izby pojawiał się stojący dotąd w sieni Żyd z kozą. Koza biegała po izbie. Bodła głównie panienki. Żyd wchodził na środek, rozwijał zwój papieru, udawał że go czyta, coś mamrotał, mało zrozumiałego, kiwał się przy tym i uderzał w zwój gumą. Koza chwiała się na nogach, aż w końcu padała. Śmierć groziła jej kosą, udając, że obetnie głowę. Rozlegały się okrzyki: „koza ci zdechła…". Żyd starał się ją przywrócić do życia. Podnosił, podpierał, ale ona znowu padała. Wtedy gospodarz lub gospodyni podchodzili do niej i dawali lekarstwo. Był to kieliszek wódki. Koza wypijała. Wstawała na równe nogi i rozpoczynała na nowo harce. Żyd wyprowadzał kozę. Jeżeli w izbie było dużo młodzieży, dzieci rozchodziły się do domów, panny i kawalerowie zostawali. Gospodarze stawiali na stół poczęstunek i alkohol. Rozpoczynały się tańce i zabawa trwająca do świtu. Jeżeli nie było młodzieży i woli do zabawy na tym przedstawienie kończono, składając podziękowanie za kolędę, życząc gospodarzom zdrowia, pomyślności, urodzaju, oczywiście w długiej, rymowanej przyśpiewce.

Bywało, że za oknami pojawiały się inne grupy kolędników z okolicznych wiosek. Niekiedy dzieci z szopka, niekiedy kolędnicy z gwiazdą i turoniem. Ci jednak nie dawali żadnych przedstawień, tylko śpiewali kolędy.

Karnawał kończył się ostatkami. Wtedy dzieci przebierały się za drobów lub drabów. Ubierały się w skurzane kubraki, futerkiem na wierzch, przepasywały się powrósłami. Twarz smarowały sadzą i chodziły od domu do domu zbierając jaja i datki. W Zielonkach i Bibicach przebierały się za pucheroków, ubierając kolorowe zrobione z bibuły czapy. Tam też pojawiała się Siuda Baba.

Należy jednak wspomnieć jeszcze o innych uroczystościach kościelnych pomiędzy Wigilią a końcem karnawału. W drugi dzień świat Bożego Narodzenia — w Szczepana ludzie na summę przychodzili z torebkami ziaren owsa. Ksiądz po zakończeniu liturgii mszy świecił owies, a wychodzący z kościoła obsypywali się nim, to na pamiątkę kamienowania Szczepana przed Świątynią Jerozolimską, za bluźnierstwo, poprzez stwierdzenie, że: „Bóg nie mieszka w dziełach rąk ludzkich". Obsypanie owsem wróżyło szczęście i w polu urodzaj, a pannom zamążpójście.

Przygnębiające były nieszpory w ostatnim dniu roku. Zbierano się już po zmroku. Celebrował je ksiądz ubrany w adwentową — fioletową kapę. Wygłaszał kazanie o Żydach, którzy zamordowali Jezusa, po czym rozpoczynały się modły o nawrócenie Żydów przeplatane śpiewaniem psalmów. Uroczystość była tym mroczniejsza, że ksiądz ani słowem nie wspomniał o wydarzeniach co tylko minionej wojny i holokauście. Z nabożeństwa o nawrócenie Żydów zrezygnowano dopiero w czasach II Soboru Watykańskiego.

Na wieczornym nabożeństwie w Trzech Króli pojawiały się w kościele grupy kolędników z całej parafii.

***

Po środzie popielcowej rozpoczynał się wielki post, w czasie którego nawet w niedziele nie jedzono potraw mięsnych, nie używano smalcu ale oleju lub margaryny, w kuchni królował nieokraszony żur z ziemniakami.

Drugiego lutego obchodzono święto Matko Boskiej Gromnicznej. Rankiem kobiety zbierały z domu świece i szły do kościoła na Mszę. Po zakończonej liturgii ksiądz święcił gromnice, a kościelny zapalał od wiecznej lampki ogarek i zapalał im świecę najbliżej stojącej osoby. Od niej zapalano następne. Po skończonym nabożeństwie, te osoby które mieszkały bliżej, osłaniając płomień niosły gromnice do domów. Mieszkające dalej gasiły je. Po przyjściu do domu wstawiano świece w specjalnie przeznaczone dla niej miejsce. Pełniła ona w domu bardzo ważną funkcję, chroniąc go przed złym, przed zarazą, chorobami, przed uderzeniami piorunów. Gromnicę stawiano i zapalano przy ciężko chorym. Gdy nadciągała burza, ustawiano ją w oknie, a gdy już nadciągnęła zapalano ją, klękano i modlono się, śpiewano pieśni nabożne: „Pod Twą obronę, Ojcze na niebie…" i „Kto się w opiekę odda Panu swemu". Dodać należy, że bardzo lękano się burzy. Większość zabudowań była wtedy kryta strzechą i do połowy lat pięćdziesiątych na żadnym z zabudowań nie było piorunochronu. Zdarzało się bardzo często, że w czasie burzy tu i ówdzie wybuchały pożary od uderzenia pioruna.


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (3)..   


« Etnologia   (Publikacja: 28-08-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marian Dziwisz
Filozof, poeta, nauczyciel, były redaktor "Zdania" a następnie "Pisma Literacko-Artystycznego" Redaktor lub współredaktor antologii tekstów z zakresu religioznawstwa: Buddyzm, Judaizm, Taoizm Wydanych w Bibliotece "Pisma Literacko Artystycznego"

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Ponad uprzedzeniami i stereotypami
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8294 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365