Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.139.315 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 304 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Wojciech Giełżyński - Wschód Wielkiego Wschodu
Ludwik Bazylow - Obalenie caratu

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Jeśli chodzi o religię dzisiaj, to jest to zakichane oszustwo. (...) Religia to same bzdury. (...) Wszystkie biblie są tworem człowieka".
 Kultura » Etnologia

Rytmy Życia [4]
Autor tekstu:

W Boże Ciało w Naramie i Michałowicach oraz innych wioskach, w których były kościoły odbywały się procesje. Nigdy jednak nie docierały one do wiosek od kościoła oddalonych.

W przeddzień Świętego Jana w domach pleciono wianki z liści kopytnika i z rozchodnika i poświęcano je w kościele, przynoszono i wieszano nad drzwiami domów. Jak wyjaśniała Prababcia, było to echo czasów minionych, których nie umiano wpleść w święta kościelne. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych tradycja ta zanikła, ale kiedyś, kiedyś wianki przygotowywały panienki na wydaniu. Pleciono je tak samo i z tych samych roślin, po to by w noc przesilenia wiosenno — letniego udać się z nimi nad rzeki, u brzegów, których rozpalano ogniska i obchodzona Noc Kupały. Śpiewano przy nich obrzędowe pieśni. W wiankach umieszczano ogień i puszczano je na wody rzeki. Już jednak nikt, łącznie z Prababcią nie pamiętał ani pieśni obrzędowych, ani obrzędów tej nocy.

W połowie lipca w niedzielę tygodnia, w który przypadało święto Matki Boskiej Szkaplerznej w Naramie odbywał się odpust. Od rana przed murami kościoła i plebanii rozkładano kramy: ze słodyczami i zabawkami. Tu można było kupić niemal wszystko: cukierki, czekoladki, lizaki na patyku; ciasta i ciasteczka; piszczałki, gwizdki, organki duże i małe; drewniane koniki zaprzęgnięte do wózeczków; koguciki drewniane na kółkach klaszczące skrzydełkami; korkowce, kolorowe piłeczki na gumce wypełnione trocinami; baloniki na druciku; chusty i chusteczki. Wszystko pachniało i mieniło się kolorami. Na placu przed szkołą ustawiano karuzelę i taką z konikami dla młodszych dzieci i wysoką, motorową z siedzeniami na łańcuchach. Przy karuzelach grała muzyka. Tłum ludzi przechodził pomiędzy straganami. Był gwar przepełniony dźwiękami zakupionych instrumentów muzycznych, strzelaniem z korkowców i pistoletów. Kawalerowie starali się podrywać panienki. Tym bardziej, że po południu w remizie strażackiej zaczynała się zabawa, trwająca do rana.

***

Gdy zbliżała się połowa sierpnia zmawiano się na pielgrzymkę do Kalwarii Zebrzydowskie, na obchody Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny, zwanej Matką Boską Zielną. W przeddzień 15 sierpnia kobiety przygotowywały w domach do święcenia ziele. Posyłały dzieci na łąki i do lasu by przyniosły zioła konieczne do wiązanki, którą się poświęcą. Wciąż jeszcze pielęgnowały tradycję przekazaną im przez ich babki i matki.

Prababcia opowiadała, że i to święto było kiedyś związane z kultem Matki — Ziemi zwanej też Matką Zielną. Zbierano wtedy zioła tak, jak dziś i układano je w wiązki, ale towarzyszyły temu pieśni i obrzędy. Gospodyni domu wychodziła jeszcze nocą boso, ubrana tylko w zgrzebną koszulę, by o świcie być na łąkach i skalistych zboczach. Gdy zaszła na łąki, zaczęła zbierać zioła, śpiewając:

Wyszłam o świcie boso
w czystej i zgrzebnej koszuli.
Nogi obmyłam rosą
aby nie kalać ziemi.

Zioła na łąkach zbieram
bym była zdrowa, szczęśliwa
by wszyscy moi zdrowi
i trzoda moja i przechodzień,
który zagrodę mą odwiedzi.

W świetlisty bukiet układam
trawy i życiodajne zioła
bo w nich jest moja nadzieja
gdy przyjdzie złe, spokój naruszy.

Nazbierawszy ziół wracała z nimi do domu i układając je w bukiet znowu śpiewała:

Układaj zioła, układaj
układaj zioła starannie
układaj zioła pomału
mięty, rumianku, dziurawca
nie żałuj, kobieto, nie żałuj,
piołunu, wrotyczu dodaj
dodaj, dodaj gałązkę
by zioła nie były gorzkie
lebiody skalistej dołóż
kłączami perzu obłóż.

Układaj zioła, układaj
układaj zioła starannie
układaj zioła pomału.

Może to dziwne, ale matka Mariana pamiętała jeszcze tę drugą piosenkę i przyśpiewywała ją sobie przy układaniu wiązki ziół, w której obowiązkowo musiały się znaleźć: mięta, rumianek, dziurawiec, lebioda skalista (nazywana lebiodką), krwawnik, gałązka wrotyczu i piołunu, kłącza perzu. Ułożony z nich pękaty bukiet obwiązywano łykiem z kory wiklinowej. Ziele święcono w kościele, przynoszono do domu i wieszano w suchym, osłoniętym od słońca i deszczu, przewiewnym miejscu. Tam wysychało. Po zioła sięgano w razie jakichś dolegliwości. Raz to po miętę, rumianek czy dziurawieć w razie kłopotów żołądkowych czy trawiennych. Po odrobinę piołunu gdy dzieciom nie dopisywał apetyt; po jeden lub dwa koralikowe kwiatki wrotyczu przeciw pasożytom. Sięgano też po nie gdy w zagrodzie wycieliła się krowa lub okociła owca. Gotowano wodę wlewano do wiadra, wrzucano do niej garść wybranych ziół. Gdy napar przestygł podawano go do picia krowie lub owcy.

Z czasem, kiedy coraz popularniejsze stawały się leki dostępne w apteka, gdzieś w latach 60-tych, ziele zanoszone do święcenia miło już znaczenie bardziej symboliczne, podtrzymywania tradycji niż praktyczne, nie dbano już o jego skład i zioła zaczęto zastępować kwiatami, najczęściej z własnego ogródka.

Być może jednak warto przypomnieć, co opowiadała Prababcia o uroczystościach Matki Zielnej: gdy mijała polowa dnia, kobiety wkładały na siebie odświętne stroje, zabierały z sobą resztki ubiegłorocznych ziół, zawiązane w czystą szmatkę oraz przygotowany bukiet i wędrowały z nimi na Łysą Górę - skaliste wzgórze pokryte ubogą roślinnością. Najbliższa taka, był gdzieś za Michałowickim Lasem w Kierunku Bibic, ale jeszcze po tej stronie granicy, to znaczy w zaborze rosyjskim. Musiały tam dotrzeć przed zachodem słońca. Na wzgórzu stał zbudowany z wikliny szałas i był ułożony stos drzewa i gałęzi na ognisko.

Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi i wszystkie kobiety były zgromadzone w kręgu wokół przygotowanego ogniska, z szałasu wychodziła kobieta z długimi, jasnymi i rozpuszczonymi włosami, przyozdobionymi kwiatami, w długie po ziemie białej szacie z wysoką, zakrzywioną laską w lewej dłoni. W prawej zaś z zapalonym łuczywem. Pozdrawiała zebrane i w chodziła do środka kręgu, do ułożonej watry. Czekała jak słońce zbliży się do horyzontu i zacznie się za nim skrywać. Wtedy rozpalała ognisko, mówiąc:

wrzućmy w ogień wszystko co stare,
nasze bóle, troski i żale.
wrzućmy w ogień uschnięte zioła,
niech powietrze sobą nasycą.
Bukiety wznieśmy nad czoła,
niechaj niebo nad sobą zobaczą.

Po tych słowach kobiety podchodziły kolejno do ogniska, rozwiązywały szmatki z resztkami starych ziół i wrzucały je w ogień, po czym wracały do kręgu. W tym samy czasie prowadząca uroczystość dorzucała do ogniska, przygotowane wcześniej gałązki jałowca, żywiczne gałązki sosny, uschnięte pnącza róży. Gdy powietrze napełniło się aromatami intonowała pieśni, podchwytywane przez zebrane. Śpiewając je okrążały ognisko, przemiennie zbliżając się do niego i okadzając w jego dymie, trzymane w ręku zioła. Po siedmiu okrążeniach, zatrzymywano się. Celebranka opuszczała na chwilę. Szła do szałasu. Tam zostawiała laskę i wracała z glinianym dzbanem w jednej ręce, w drugiej miała garść gliny. Podeszła do ogniska. Podniosła w górę dzban i zaczęła z niego wąskiem strumieniem wylewać wodę w płomienie ogniska, mówiąc:

Wlewam w ogień wodę czysta źródlaną
Wrzucam w ogień garść ziemi (wrzuciła)
Przywołuję wiatr.
Niech się żywioły połączą
Niech nasze zioła owioną
niech im mocy nadają.

Kobiety wyciągały zioła w kierunku ogniska, z którego unosił się gęsty dym i powtarzały chórem:

Niech się żywioły połączą
Niech nasze zioła owioną
niech im nadadzą moc.
Niech im nadają moc,
Niech im nadadzą moc.

Prowadząca zanosiła dzbanek do szałasu, wracała z laską w dłoni do kręgu i intonowała ostatnią pieśń. Była to ta sama, którą kończono uroczystości majowe:

Gdy trwoga nas ogarnie.
Matko wspomóż nas.....

Pod usłanym gwiazdami niebem przy graniu świerszczy kobiety wracały do domów.

Swoją drogą, to aż dziwne, że w kościelnym święceniu ziół istnieje pewne podobieństwo do kończącego rytu tamtego obrzędu. Najpierw ksiądz odmawia modlitwę, później przechodzi przez środek kościoła kropiąc zioła i ludzi wodą a następnie bierze trybularz z ogniem, sypie kadzidło i ponownie przechodzą przez środek okadza je.

Ostatnim akordem w rytmie chłopskiego roku były i pozostają dożynki. Jeżeli wierzyć Prababci, to święto, które zrodziło się z wdzięczności ludzi biednych - pańszczyźnianych chłopów. Gdy zakończyły się żniwa dziedzic pozwalał chłopom na skoszenie i zebranie resztówek, czyli pozostawionych tu i ówdzie zbóż oraz na zbieranie kłosów na polach. Po zbiorze chłopi wyplatali wieniec z kłosów i zanosili go w podzięce panu. Później, po uwłaszczeniu, gdy już mieli własną ziemię, po zbiorach wieniec składali wójtowi gminy. Szli do wójta z wieńcem w korowodzie, śpiewając piosenki i pieśni. Niektóre z nich przetrwały, między innymi, zaczynająca się od słów: Plon niesiemy plon.... Po przekazaniu wieńca urządzano zabawę na świeżym powietrzu. Śpiewano i tańczono. Gdy rozwinął się ruch ludowy świętu nadano charakter ludowego święta plonów. Dożynki organizowano w każdej gminie. Pleciono zbożowe wieńce, wypiekana chleb z nowych zbiorów i barwnym korowodem, lub na ustrojonych wozach i bryczkach ruszano do kościoła by wieńce poświecić. Po poświęceniu chleb i uroczyście wręczano gospodarzowi dożynek, po czym bawiono się na zorganizowanym festynie. W okresie dwudziestolecia międzywojennego zorganizowano po raz pierwszy ogólnopolskie dożynki prezydenckie.

Od wspominanych czasów minęło wiele lat. Już dobrze wkroczyliśmy w XXI wiek, jak to określa Zygmunt Bauman w „ponowoczesność". Michałówka istnieje jeszcze tylko w pamięci odchodzącego pokolenia. Określenie „chłop" już nie przystoi w stosunku do wielu mieszkańców, którzy przybyli tu z miasta i prawie nic a nic nie mają wspólnego z rolą i rolnictwem. Elektryczność, wodociągi, radio, telewizja, Internet wywarły poważny wpływ na styl życia a także na obyczaje. Żyjąc w „globalnej wiosce", w której w parę sekund możemy się skontaktować z ludźmi w odległych zakątkach ziemi, stykamy się wieloma kulturami i religiami a przecież staramy się zachować wartości przekazane przez dziadków i rodziców, bo jak napisał Konstanty Ildefons Gałczyński w Pieśniach:

Słońce wschodzi i zachodzi,
drzewa kwitną, liście ronią,
my strumień rzeczywistości
kształtujemy naszą dłonią.

[............................]

Jesteśmy wpół drogi. Droga
pędzi z nami bez wytchnienia.
Chciałbym i mój ślad na drogach
ocalić od zapomnienia.


1 2 3 4 
 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (3)..   


« Etnologia   (Publikacja: 28-08-2012 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marian Dziwisz
Filozof, poeta, nauczyciel, były redaktor "Zdania" a następnie "Pisma Literacko-Artystycznego" Redaktor lub współredaktor antologii tekstów z zakresu religioznawstwa: Buddyzm, Judaizm, Taoizm Wydanych w Bibliotece "Pisma Literacko Artystycznego"

 Liczba tekstów na portalu: 3  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Ponad uprzedzeniami i stereotypami
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8294 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365