Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.054.135 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
John Brockman (red.) - Nowy Renesans

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Niektórzy z moich przyjaciół chodzą czasem do kościoła lub wybierają inne spokojne miejsce, gdzie mogą rozmawiać z niewidzialną, wszechobecną istotą, która zawsze wie, co powiedzą, ponieważ wie wszystko.
 Czytelnia i książki » Recenzje i krytyki

Holandia według Iana Burumy [2]
Autor tekstu:

Nie we wszystkich prowincjach górne piętro drabiny społecznej zajmowali regenten, w prowincjach pozbawionych dostępu do morza o zdecydowanie rolniczej gospodarce, ich rolę grała typowa ziemiańska szlachta, podobna do niemieckiej. Ponieważ jednak kupieckie prowincje „morskie" Holandia i Zelandia zapewniały ponad 50% dochodów budżetu Republiki (sama Holandia — nieco ponad 40 %), badacze często pozostawiają na marginesie swoich zainteresowań, jak to ujął brytyjski historyk C.R. Boxer, owych dziedziców z Geldrii, dzierżawców z Overijssel i ziemiańską szlachtę Fryzji. Sama prowincja Holandia tak dalece dominowała, że nazwy Holandia już wówczas używano wymiennie ze słowem Niderlandy, zresztą i ta nazwa jest niepoprawna, gdyż obejmuje także południowe Niderlandy Hiszpańskie (od 1713 roku — Austriackie), czyli Belgię, a także np. niepodległą diecezję Liège, a nie tylko 7 prowincji północnych.

Regenci byli przeciwko wzmocnieniu władzy centralnej, gdyż taka mogłaby stanowić zagrożenie dla ich wpływów. Dlatego starali się nie dopuścić do wzrostu wpływów książąt domu orańskiego. Faktycznymi przywódcami regentów, jako warstwy społecznej byli wielcy pensjonariusze (rodzaj głównych radców) prowincji Holandii i Zelandii (tzn. najsilniejszych ekonomicznie prowincji, w których w dodatku regenci stanowili elitę) -Raadpensionaris van Holland/Zeeland. W czasach gdy nie było stadhoudera (1650-1672 i 1702-1747), lub gdy ich pozycja była słaba (nie byli namiestnikami wszystkich prowincji, lub nie mieli charyzmy) pensjonariusze byli głównymi decydentami politycznymi Republiki. Do Orańczyków odwoływano się w sytuacjach zagrożenia. Wówczas niechętni im regenci godzili się (pod naciskiem biedoty i duchownych) uznać ich namiestnictwo, co wiązało się z uznaniem ich naczelnymi dowódcami sił zbrojnych Republiki. Za Orańczykami murem stała biedota miast i chłopi, liczący na ich ochronę przez zdzierstwem regentów i duchowni kalwińscy uważający regentów za zbyt liberalnych. Historia Republiki to w dużej mierze dzieje zmagań regentów (w tym pensjonariuszy) z namiestnikami z dynastii Orańskiej. Regenci faktycznie monopolizowali władzę w swych rękach. Mieszczanin tych dwóch prowincji, jeśli nie należał do warstwy regntów, musiał być tzw. "pospolitym człowiekiem"- gemeene man lub kleine man, z niewielkimi szansami by zostać „wielkim", gdyż regenci byli grupą bardzo hermetyczną [ 2 ], ich rody zawierały ze sobą umowy: contracten van correspondentie, w których zapewniali sobie wzajem pomoc w obsadzie lukratywnych stanowisk przez członków swojej rodziny [ 3 ]. Naczelnym hasłem regentów było: kleine man moet klein blijven — „mały człowiek powinien pozostać mały", byli zwolennikami tolerancji religijnej, jednak ten liberalizm brał się głównie z tego, iż duchowni kalwińscy (praedikanten) wywodzący się zwykle z biedoty miejskiej (grauw), której regenci się bali i którą uważali za dzicz, zwalczali regentów, drażnił ich bowiem brak silnej władzy monarszej, która mogłaby prowadzić surowszą politykę wyznaniową.

Regenci nigdy nie cieszyli się sympatią tłumów, wręcz przeciwnie uważano ich powszechni za chciwców. Amsterdamscy regenci dysponowali około 3200 urzędami, z których większość obsadzana była przez czterech burmistrzów [ 4 ]. Nie patrzono na zdolności lecz na koneksje. W Geldrii, stany rządzące tą prowincją postanowiły w 1717 roku urzędy miejskie uczynić dożywotnimi, ustawę tą przeprowadzono mimo silnego oporu drobnomieszczan i plebsu. Po raz pierwszy (od 1702 roku) zabrzmiał wówczas krzyk o powrót silnej władzy stadhoudera, który wziąłby regentów w karby [ 5 ].

Buruma uważa, że względnie niewielki polityczny świat dzisiejszej Holandii jest zdominowany przez kolejne wcielenie regentów. Często bezideowi ludzie establishmentu dzisiejszej Holandii, są przez prostych ludzi, równie nielubiani jak dawni regenci. Stąd brała się popularność Pima Fortuyna, ekscentrycznego geja i (pseudo)katolika, który na tle „kalwińskich", czytaj moralizatorskich, a jednocześnie dość pustych (neo)regentów malował się jako ciekawa alternatywa, stąd prości Holendrzy kochali go niczym Brytyjczycy księżną Dianę, a regenci nienawidzili, ponieważ z nich szydził i o niebo lepiej wypadał podczas telewizyjnych debat (s. 41-47). Ekscentryczność Fortuyna wydawała się eks-kalwińskim Holendrom czymś niemal boskim, stąd na przykład na jego pogrzebie (Fortuyna zastrzelił obrońca praw zwierząt futerkowych), pewna stateczna matrona krzyknęła do szefa socjaldemokratów Ada Melkerta: „no to masz, czego chciałeś łajdaku" (s. 48). Fortuyn atakował imigrantów, chwaląc się jednocześnie tym, że uprawia seks z marokańskimi chłopakami. Wykorzystywał strach wielu Holendrów przed islamem, i wydawał się podzielać ich obawy, stąd lewica miała go niemal za nowego Hitlera, i porównywała do Haidera i Le Pena, czego on sam nie akceptował. Sam za np. rasistę bardzo nie chciał być brany (przerwał wywiad z Johnem Simpsonem z BBC, gdy ten zasugerował iż proponowana przez Fortuyna idea zamknięcia granic dla imigrantów można uznać za rasistowski). Gdy w latach 60. Skończył się podział społeczeństwa holenderskiego na tzw. filary (zuilen); protestancki, katolicki i humanistyczny (liberalno-socjalistyczny) z własnymi szkołami sklepami itd., powstawały liczne dziwne „fioletowe koalicje", miedzy partiami prawicowymi i lewicowymi. Buruma uważa Fortuyna, za człowieka, który obiecywał ludziom powrót do bardziej przejrzystych pod względem politycznym czasów, i to w momencie kiedy zajęci sobą regenci zaczęli tracić kontakt ze społeczeństwem, a Żydzi czynili porównania między islamofobią i antysemityzmem potępiając oba zjawiska (s. 53-56). 

Podobnie jak Theo, który zarzucał Żydom żerowanie na holenderskim poczuciu winy, Fortuyn zdjął z krytyków islamu odium rasizmu (zarówno prawicowy wolnorynkowiec Bolkestein jak i lewicowy socjolog Paul Scheffer ostrzegali przed multikulturalizmem ściągając na siebie etykietkę rasistów), czyniąc krytykę islamu czymś może nie powszechnie akceptowanym, ale naturalnym (s. 57). Fortuyn przywrócił ludziom tęsknotę za dyscypliną i klasowością, twierdząc że ta pierwsza jest sexy, i pozując na arystokratę (gdy np. ówczesny szef konserwatystów Hans Dijkstal nie miał w sobie nic błękitnego). Fortuyn pochodził z rodziny katolickiej, i od małego nosił garnitur. Swoimi ekscentryczno-arystokratycznymi manierami Fortuyn przyczynił się do pewnej odnowy konserwatywnego sposobu myślenia, w nico inny sposób niż wielbiciel Burke’a i C.S. Lewisa, kalwinista Bart-Jan Spruyt (s. 67), którego po zabójstwie Fortuyna biznesmeni prosili ponoć o wyrzucenie z kraju Marokańczyków, w zamian za szczodrą donację. Fortuyn uważał Europę za establishmentowi abstrakcję bez duszy, a Holandię za jedyny prawdziwy punkt odniesienia (s. 71). Fortuyn jednocześnie bronił holenderskości i starał się według własnych wyobrażeń zapobiec potrzebie ponownej walki o sekularyzację.

Theo był człowiekiem lewicy, zupełnie innym niż „boski łysol" Pim, choć byli przyjaciółmi. Haska rodzina, z której pochodził Theo wyróżniła się w ruchu oporu i udzielała w wolteriańskim Stowarzyszeniu Humanistów założonym w 1947 roku. Dziadek Theo dbał o to, by niewierzący żołnierze mieli doradców humanistycznych będących odpowiednikami księży i pastorów (s. 78). Podobnie jak wielu radykałów młodzieżowych lat 60. krzyczących na liberalnego arystokratę Clausa von Amsberga- „Clausewitz" (s. 86), Theo nie podziwiał przeszłości Holandii, ani nawet własnej bohaterskiej rodziny, a także Żydów nieustannie mówiących o swych nieszczęściach (do 1973 roku, jak pisze Buruma, wszyscy słuchali ich chętnie, a Izrael był powszechnie podziwiany, jakiż to kontrast z dzisiejszą sytuacją, gdy właściwie jedyny Wilders jest gorącym zwolennikiem tego kraju, jako przedmurza Zachodu). Theo atakował ostro takie osoby jak np. Evelien Gans (pisał, że zapewne śni o tym, że „rżnie ją doktor Mengele"), zarzucał Żydom żerowanie na współczuciu, a Jezusa nazywał „tą zgniłą rybą z Nazaretu", Cohena nazywał kolaborantem, a muzułmanów, jak wiemy, „kozojebcami" (s. 94-95), był wyczulony na wszystkie patetyczne przejawy poczucia wyjątkowości oparte czy to na krwi, patriotyzmie, czy religii. Theo nawiązywał do starej kalwińskiej tradycji zamierzonej grubiańskości, jaką dawni protestanccy mieszkańcy Holandii przeciwstawiali gładkim, a pełnym hipokryzji manierom katolików, stąd Theo mógł w Holandii mówić ostrzej, niż znoszono by to w innych krajach (s. 97). W XX wieku pisarze i dziennikarze wywalczyli sobie dość znaczną swobodę pisarską, dzięki m.in. wygranemu procesowi Gerarda van het Revego (1966), który w jednej powieści napisał, ze „Bóg to osioł, a on by chętnie się z osłem bzykał". Proces wygrał, ponieważ obronił stanowisko, iż zdanie wygłoszone przez fikcyjnego bohatera powinno być wolne od procesu o bluźnierstwo. Sąd zresztą uznał, że nie było ono „pogardliwe", a więc nie ma sprawy (s. 101).

Starając się poznać poglądy drugiej strony Buruma rozmawiał z muzułmanami holenderskimi, mającymi dość rozmaite poglądy na sprawy religii, Holandii i morderstwa Theo. Chłopak nazwiskiem Farhane, który miał wiele problemów w szkole (w Maroku rodzice pilnują ostro dzieciaki, a w Holandii chodzą one często samopas, wagarują itd.) najpierw mówił, że morderca Theo nie powinien był zabić w czasie ramadanu, ale ruszony sumieniem, potępił go także pod względem humanitarnym. Marokańczyk Bellari Said, psychiatra i działacz polityczny, wyznawca różnych amerykańsko-antysemickich teorii spiskowych, uważa, że można wykorzystać islam do zintegrowania muzułmanów ze społeczeństwem holenderskim, bowiem holenderscy muzułmanie są zwykle rozbici miedzy dwoma światami, i chorują bardzo często na dosłowną schizofrenię (s. 122), młodzi Marokańczycy cierpią na tą chorobę 10 razy częściej niż rodowici Holendrzy. Bellari uważa, że swoboda zachodniego społeczeństwa uderza do głowy marokańskim wieśniakom, z których wielu zwraca się do religii jako przewodniczki w chaosie możliwości. Bellari jako człowiek wysokiej kultury, obawia się ekstremizmu religijnego, ale krytykuje też Hirsi Ali, jako kierującą się ponoć zbytnio emocjami („wywalczyła sobie wolność i teraz reaguje atakiem szału na wszystko, co przypomina jej o dawnych ograniczeniach"). Szansę na integrację Bellari widzi w tym, że młodzi muzułmanie holenderscy boją się swych hardych koleżanek i wybierają sobie potulne wieśniaczki z Maroka za żony, to zdaniem Bellariego spowoduje iż coraz więcej muzułmanek urodzonych w Holandii będzie wychodzić za rodowitych Holendrów i innych nie-muzułmanów (s. 124).


1 2 3 4 Dalej..
 Zobacz komentarze (1)..   


 Przypisy:
[ 2 ] J. Balicki, M. Bogucka, Historia Holandii, Ossolineum Wrocław 1989, s. 204.
[ 3 ] Czasem członkowie tych rodów już jako dzieci otrzymywali odpowiednie stanowiska. Ponieważ wiadomo było, ze dziecko nie podoła tym funkcjom, zatrudniano zwykle licho opłacanych pomocników, którzy faktycznie odpowiadali za działalność urzędu, vide: Ibidem
[ 4 ] Ibidem, s. 163.
[ 5 ] Ibidem, s. 164.

« Recenzje i krytyki   (Publikacja: 11-01-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Piotr Napierała
Urodzony w 1982r. w Poznaniu - historyk; zajmuje się myślą polityczną oświecenia i jego przeciwników i dyplomacją Francji i Anglii XVIII wieku, a także kwestiami związanymi z ustrojem państw (Niemcy, Szwecja, W. Brytania, Francja) w tej epoce.
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 74  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Bernard-Henri Lévy American Vertigo
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8636 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365