|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Państwo wyznaniowe
Uwikłani w demokrację, neoliberalizm, czy neofeudalizm? [2] Autor tekstu: Anna Salman
Organizacja kościoła
protestanckiego oparta została na wspólnotach lokalnych — miejscu kształtowania
się pierwotnych więzów społecznych, co przyczyniło się do powstania /
utrwalenia poczucia solidaryzmu społecznego
oraz budowy kapitału społecznego, którego podstawowym elementem jest
wzajemne zaufanie. System feudalny, oparty na nierównościach, jako główną
formę wsparcia oferuje jałmużnictwo,
które jest w większym stopniu narzędziem uzależnienia i upokarzania, niż
pomocy. Kościół rzymskokatolicki
skutecznie petryfikuje archaiczną strukturę społeczną, stąd mimo pozorów
demokracji, wciąż mamy feudalizm na poziomie relacji społecznych, co widać
nawet na przykładzie Francji. Ta „najstarsza córa Kościoła" dała silny
odpór Reformacji (z większością wyznawców rodzimej odmiany kalwinizmu
uporano się w zasadzie w ciągu jednej sierpniowej nocy), lecz 200 lat później
inicjatywę przejęła burżuazja, doprowadzając do przewrotu. Jednak każda
rewolucja ma to do siebie, że w krótkim czasie odtwarza poprzedni ustrój w nowym opakowaniu, czyli z nowymi elitami. Dlatego walka z feudalizmem nie
ograniczyła się do jednej rewolty, lecz trwała przez cały wiek XIX, również w formie gwałtownych protestów społecznych (Wiosna Ludów, Komuna Paryska),
żeby wreszcie, po ponad 100 latach powstało państwo świeckie. Mimo tak długiej
historii zmagań oraz postępującej laicyzacji, aż do dzisiaj trwa usuwanie
resztek feudalizmu z różnych obszarów życia. Potwierdza to niestety fakt, że
konsekwentnie — wielopokoleniowo kształtowane postawy są trwalsze, niż samo
przywiązanie do przekonań związanych ze sferą sacrum.
Polska nie miała w swojej historii żadnej rewolucji społecznej.
Gospodarka folwarczno-pańszczyźniana została zlikwidowana przez zaborców — z przyczyn gospodarczych (Prusy) lub politycznych (Austro-Węgry, Rosja). Po I wojnie światowej skopiowano pewne rozwiązania na wzór państw ościennych, z kolei powszechny dostęp do edukacji wszystkich szczebli oraz pozorną równość
obywateli wprowadzono w PRL. Jednak w tle w dalszym ciągu utrzymywała się ta
sama archaiczna struktura społeczna — wygodna dla rządzących.
Nic dziwnego, że transformacja
przyniosła powrót systemu, który w formie mniej lub bardziej otwartej
funkcjonował na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Może dlatego, że w myśleniu
naszych elit dominowało założenie „nieważne, czy Polska będzie biedna,
czy bogata, byleby była katolicka". Nie chcę przy tym sugerować, że obecny
model społeczny jest wynikiem spisku jakichś bliżej nieokreślonych sił (tym
bardziej nadprzyrodzonych). Wynika raczej z braku
umiejętności krytycznego spojrzenia na własną historię i obawy przed
czymś nowym — nieznanym i nieprzewidywalnym.
Nasze chwilowe „otwarcie na świat"
ograniczyło się właściwie do otwarcia granic, umożliwiając emigrację ok.
2 mln Polaków. Aczkolwiek jest to tendencja niekorzystna dla kraju, należy mieć
na uwadze, że ten potencjał zostałby w Polsce zmarnowany.
Obecnie jesteśmy
świadkami bardzo niebezpiecznego
procesu „zamykania społeczeństwa", poprzez obniżanie poziomu edukacji
(czego następstwem jest dewaluacja dyplomów) oraz pauperyzacji dużej części
inteligencji. W ślad za tym idzie ograniczenie szans na awans społeczny, co
oznacza, że dziedziczenie statusu może wkrótce stać się zjawiskiem
powszechnym. Jednak poczucie bezradności
wynikające z „uwiązania" w strukturze społecznej implikuje sposób
postrzegania zarówno siebie (kompleksy), jak innych (służalczość, zawiść), a w konsekwencji uniemożliwia tworzenie kapitału społecznego i zbudowania
opartego na nim społeczeństwa obywatelskiego.
W
strukturach hierarchicznych przeważa komunikacja
pionowa, która przyjmuje kierunek z góry na dół — od grup decyzyjnych do
grup o niższej pozycji, czyli ma
charakter informacyjno — nakazowy, ignoruje się natomiast opinię samych
zainteresowanych. Taki właśnie
jednostronny przekaz obserwujemy w naszym życiu publicznym, gdzie konsultacje
społeczne zastępują badania opinii publicznej. Są one jednak prowadzone
przede wszystkim w celu sprawdzenie nastrojów i ewentualnego skorygowania, w zależności od wyników, polityki wizerunkowej.
Neoliberalizm zaadaptowany
został, jako najbardziej racjonalny system gospodarczy, jednak w praktyce okazał
się niczym więcej, jak kolejną ideologią. Wolny
rynek, czyli przestrzeń
swobodnej wymiany towarów i usług, funkcjonuje chyba jedynie w szarej strefie,
ponieważ oficjalna jest przeregulowana i nadmiernie uzależniona od polityki
(częste zmiany przepisów, opóźnienia w wydawaniu aktów wykonawczych, rozbieżności w interpretacji jednostek kontrolnych). Pojawiają się obszary
uprzywilejowane (zwolnienia / ulgi podatkowe) oraz reglamentowane,
będące naturalnymi matecznikami korupcji, gdyż wzmacniają jeszcze
pozycję decydentów politycznych. Niski kapitał społeczny powoduje konieczność
rozbudowy instytucji kontrolnych, co jest kosztowne, a w efekcie jeszcze
bardziej obniża poziom wzajemnego zaufania (dalszy spadek kapitału społecznego).
Warto wspomnieć na marginesie,
że ów mityczny wolny rynek jest to też jedynie model idealny, a w obliczu
postępującej tendencji do reglamentacji gospodarki, w tym także globalnej
(bariery podatkowe, ograniczenia w przepływie siły roboczej), zaczyna pełnić
funkcję dogmatu, umożliwiając interpretację rzeczywistości przez odwoływanie
się do zewnętrznej — „niewidzialnej"
siły. Oczywiście są kraje, gdzie gospodarka jest bardziej zbliżona do tego
modelu, co umożliwia w miarę elastyczne dopasowanie do tendencji lokalnych i ogólnoświatowych, jednak w krajach o strukturze zbliżonej do feudalnej najczęstszą
reakcją na kryzys jest zwiększanie obszaru regulacji, poszerzanie zakresu
kompetencji instytucji kontrolnych oraz przerzucanie rosnących kosztów na niższe
warstwy społeczne.
Klientelizm w Polsce okresu transformacji stał się ponownie, już teraz jawnie, jednym z podstawowych mechanizmów polityczno-gospodarczych, co widać w rozdawnictwie
synekur w urzędach i spółkach skarbu państwa. Politykę natomiast zdominowały
tematy zastępcze, dotyczące personalnych zmian we władzach i wzajemnych
inwektyw.
Winą za
istniejące (i coraz bardziej widoczne) patologie nadal obarcza się poprzedni
ustrój, ignorując fakt, że zmiany w mentalności, dokonują się na
przestrzeni co najmniej kilku pokoleń. Fascynacja ideologią neoliberalną
sprawiła, że zlekceważono kwestie społeczne, postulując wolność
gospodarczą, jako remedium na wszystkie bolączki. Niestety, to potencjał
społeczny determinuje sukces gospodarczy, a nie na odwrót. Dodatkowo
promowany jest — rzekomo przyrodzony Polakom, bo odwołujący się do
mitologizowanej wciąż demokracji szlacheckiej (gdy większość naszego społeczeństwa
ma korzenie chłopskie), indywidualizm, który stanowi de facto mieszankę
ignorancji i warcholstwa. Wszelkie zaś postulaty solidaryzmu, czy współpracy
są ośmieszane, jako komunistyczny przeżytek. Tyle, że umiejętność
samoorganizacji społecznej, czy choćby świadomość
potrzeby takiej samoorganizacji
to cechy społeczeństwa obywatelskiego, czyli podstawa demokracji. W ten sposób
tworzy się przestrzeń publiczna (miejsce
komunikacji poziomej), w której równoprawne
podmioty negocjują warunki. Wtedy dopiero możemy mówić o umowie
społecznej.
System silnie hierarchiczny nie
potrzebuje przestrzeni publicznej, bo komunikacja pozioma występuje w stopniu
znikomym i dotyczy z reguły warstw społecznych, nie mających realnego wpływu
na władzę. Poza tym przestrzeń publiczna stanowić może również miejsce
rodzenia się protestów społecznych, przez co staje się niebezpieczna dla władzy,
zwłaszcza w okresie kryzysu. Stąd też pożądany i promowany model komunikacji poziomej to nieustanna rywalizacja. Zasadę
solidaryzmu natomiast, mylnie pojmowaną, jako udzielanie wsparcia finansowego,
zastępuje działalność charytatywna, czyli współczesna forma jałmużnictwa,
prowadząca często do nadużyć.
Pogłębiające się nierówności
społeczne wzmacniają system hierarchiczny, w którym w miejsce dawnych barier
klasowych pojawiają się bariery ekonomiczne. W ten sposób mamy do czynienia
de facto z rekonstrukcją systemu, dla którego jedyną adekwatną nazwą może
być neofeudalizm, czyli feudalizm
wzbogacony o ułomne (bo działające często pozornie i mało skutecznie)
instytucje demokratyczne. Ideologia KRK świetnie przystaje do tej struktury społecznej,
ponieważ legitymizuje nierówności społeczne, odwołując się do „praw
naturalnych" (aczkolwiek ustalonych w sposób nadnaturalny), pozostających
poza wpływem jednostki oraz mitycznej sprawiedliwości bożej, wynagradzającej
niesprawiedliwości w bliżej nieokreślonym terminie — po śmierci. Dlatego
też wszechobecność ideologii i symboliki KRK jest tak ważna dla polityków — jest elementem wtórnej socjalizacji utrwalającym nawyki myślowe i niwelującym
skłonność do buntu.
Kościół
jest główną siłą polityczną, niezależnie, czy czyni to oficjalnie, czy
poprzez swoich wasali. Ważne, że jak dawniej rozgrywa swoje interesy, poprzez
skłócanie poszczególnych środowisk, oficjalnie deklarując neutralność.
Przypomina to żart serwowany niegdyś przez Radio Erewan, o dobrobycie
obywateli Związku Radzieckiego, pijących szampana ustami swoich
przedstawicieli. W przypadku Polski można powiedzieć, że rządy
sprawuje suwerenny naród, realizując
interesy zwierzchności kościelnej, czyli w zasadzie obcego
państwa.
Jeżeli prawdą
jest, co stwierdził pewien — niepopularny dziś — filozof [ 3 ],
że historia powtarza się „za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako
farsa", to możemy się spodziewać, że nasza zatoczy wkrótce koło i pozostanie nam odgrywanie żałosnej roli komediantów skandujących „Polacy
nic się nie stało". Są jednak tacy, którzy twierdzą, że to nie historia
się powtarza, tylko ludzie popełniają wciąż te same błędy. Dlatego
pozostaje mieć nadzieję, że jesteśmy jednak zdolni do autorefleksji i skorygowania działań. Ponieważ trudno dziś oprzeć się na szkole, jako
instytucji kształtującej umiejętność krytycznego myślenia, pozostaje głosić
każdemu na własną rękę „dobrą nowinę", miedzy innymi poprzez
konsekwentne uświadamianie wiernych, że są uczestnikami (pionkami) w grze
politycznej. Mylne przekonanie, jakoby w przynależności do Kościoła chodziło
jedynie o kultywowanie tradycji, kieruje potencjał społeczny na rozpamiętywanie
przeszłości (w dużej mierze zafałszowanej), w tym głównie porażek oraz
nawykowy rytualizm, który nie stanowi sam w sobie żadnej wartości.
Najbardziej skuteczne byłoby,
obok odczarowania Kościoła i religii, przebudowanie nieco zasad funkcjonowania
naszej młodej demokracji, ale to już inne zagadnienie -
wykraczające poza zakres niniejszego opracowania.
1 2
Przypisy: « Państwo wyznaniowe (Publikacja: 02-04-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 8871 |
|