Polską
opinią publiczną wstrząsają ostatnio wypowiedzi arcybiskupa Michalika i innych hierarchów Kościoła w sprawie kościelnej pedofilii. Wpierw arcybiskup
Michalik obarczył odpowiedzialnością za pedofilię kleru dzieci z rozbitych
rodzin i ich rodziców. Następnie „przeprosił" za rzekomy lapsus, po
czym, we Wrocławiu, obwinił za pedofilię kleru feministki, środowiska gender i homoseksualistów.
Trudno
zatem dociec za co przepraszał arcybiskup Michalik i co w jego prywatnym słowniku
oznacza słowo „lapsus". Sugerowanie iż za pedofilię uprawianą
przez księży ponoszą winę raczej dzieci niż księża nie jest niczym nowym.
Arcybiskup Michalik powiedział wprost to, co uważa spora grupa co
bardziej fundamentalistycznych katolików. Myślę, że niejeden z czytelników
spotkał się z takim „wytłumaczeniem" pedofilii już wcześniej, czy
to słuchając przypadkiem ultrakatolickich mediów, czy to rozmawiając z „ludźmi mocnej wiary", co czasem bywa nieuniknione, na przykład
podczas rodzinnych zjazdów.
Pozostaje
zatem pytanie o to, skąd się biorą lapsusy arcybiskupa Michalika? Z pewnością
nie są one jego oryginalną inwencją. Obwinianie raczej gwałconych dzieci niż
gwałcących je księży nie jest tylko dziełem Michalika, ani tylko hierarchów
Kościoła. W grę wchodzi obecny wśród wielu katolików system wartości
sugerowany im przez dogmaty religijne. Katolik ma obowiązek uważać, iż Kościół
jest namiestnikiem Jezusa na ziemi, zaś księża są jego orędownikami. Księdzem, w odczuciach dogmatycznego katolika, nie zostaje się w ten sam sposób jak piłkarzem,
motorniczym, czy nauczycielem angielskiego. Księdzem, zdaniem katolickich
dogmatów zostaje się poprzez sakrament, mający funkcję magiczną, tak samo
jak chrzest, bierzmowanie, małżeństwo czy ostatnie namaszczenie. Katolicy uważają,
iż nie można cofnąć sakramentów, że są one magicznymi ingerencjami boga w rzeczywistość. Dlatego wielu z nich broni księży, nawet, gdy robią naprawdę
straszne rzeczy. Elementem obrony sakramentów, czyli postulowanych przez
dogmaty magicznych ingerencji boga, jest też fakt, iż Kościół uważa, iż
gwałt na dziecku nie jest dostateczną przesłanką, aby usnąć danego kapłana z jego szeregów, czy nawet odsunąć go na przyszłość od kontaktów z dziećmi.
Dzieci i ich nieszczęście to tylko „doczesność", natomiast za
sakramentem kapłaństwa stoi — zdaniem katolickiej dogmatyki — niematerialna,
magiczna wieczność.
Używam
tu często słowa „magiczna" zamiast „sakralna", dlatego iż
uważam, iż słowo magiczna ma szersze znaczenie. Nie ma też podstaw, aby
oddzielać przekonania wróżki o jej zdolnościach od przekonań
„namaszczonego przez Boga" kapłana o jego zdolnościach. Wiara w magię
kapłańską nie dotyczy oczywiście samych kapłanów, ale również ich
wiernych.
Wydaje
mi się, że na bazie powyższych stwierdzeń łatwo obronić tezę, iż lapsusy
Michalika nie są jego osobistym wynalazkiem, lecz wiążą się z całym
systemem wiary katolickiej. Magia kapłańska jest postulowana przez religijne
dogmaty i spora część katolików chce w nią wierzyć, nawet kosztem
rzeczywistości, jaką w tym wypadku jest cierpienie gwałconych dzieci, zarówno z uwagi na sam gwałt, jak i na bezkarność sprawców. Ta bezkarność jest
wysoka nawet w tych państwach, gdzie świeckie władze zaczęły już się
rozliczać z kościelną pedofilią. Wniosek Richarda Dawkinsa o aresztowanie ówczesnego
papieża Benedykta XVI większość świeckich Europejczyków przyjęła jako
ironię, albo żart, albo element „ateistycznego fanatyzmu". Tymczasem
nie ma nic dziwnego w żądaniu aresztowania człowieka, który między innymi
nie dokładał należytych starań, aby rozliczyć podwładnych sobie pedofilów z popełnianych przez nich przestępstw. Nie ma nic dziwnego w żądaniu
aresztowania człowieka, który akceptował w swoim prawodawstwie wytyczne
„Crimen sollicitationis" mówiące wręcz o obowiązku krycia pedofilów
przed wymiarem sprawiedliwości. Niskie poparcie dla starań Dawkinsa i im
podobnych świadczy o tym, że również wielu nie będących już katolikami
Europejczyków ulega magii kapłaństwa, czy to z uwagi na to, że sami też
wierzą religijnie, czy z uwagi na to, że są wierzateistami, czyli ateistami
szanującymi magię wiary i stawiającymi ją ponad rzeczywistością, podobnie
jak ludzie wierzący.
Czy
zatem zjawisko „lapsusu" dotyczy tylko katolicyzmu i szerokiego, również
wśród wierzateistów, kręgu jego sympatyków? Oczywiście nie. Każda wiara
religijna wymaga stawiania pewnych dogmatów ponad rzeczywistością, pewnych
urojonych przekonań, ponad faktami wynikającymi z racjonalnego i krytycznego
myślenia, mitów ponad światem. Cierpienie gwałconych dzieci jest elementem
rzeczywistości, w obronie mitów wiele osób je zaś relatywizuje, dochodząc
nawet do tego, że, podobnie jak arcybiskup Michalik zrzucają oni winę ze
sprawców na ofiary.
Niedawno
przedstawicielka Rady Byłych Muzułmanów z Wielkiej Brytanii, Maryam Namazie,
wystosowała publiczny protest przeciwko prawu zezwalającemu w Iranie na poślubianie
adoptowanych dzieci (już w wieku 13 lat, jeśli chodzi o dziewczynki). Dla
osoby szanującej rzeczywistość oczywiste jest, że takie prawo będzie
przyczyną wielu nieszczęść. Dla wielu muzułmanów z Iranu istotniejsza
okazała się wypowiedź prominentnego imama mówiąca o tym, iż Koran nie
uznaje adoptowanych dzieci za dzieci prawdziwe. Owocem tego jest wychowywanie
dzieci na seks, bo zgodnie z prawem Iranu mężczyzna ma prawo się rozwieść
bez podania jakichś istotnych przyczyn. Są też śluby jednodniowe, na co
Koran pozwala. Co jest jednak istotniejsze? Rzeczywistość, czyli badania nad
psychiką i seksualnością dojrzewającego dziecka, czy napisana 1300 lat temu
książka? Znów — podobnie jak w wypadku arcybiskupa Michalika mamy konflikt
rzeczywistości z religijnym mitem. Gdy wygrywa mit, zaczynają się tragedie...
Bowiem tylko rzeczywistość, a nie mit, jest realną płaszczyzną dialogu między
ludźmi i obiecującą podstawą stanowienia dobrego prawodawstwa.
Innym
przykładem są niedawne akcje polskich obrońców zwierząt przeciwko ubojowi
rytualnemu wykonywanemu przez mniejszość muzułmańską. Znów walka
rzeczywistości z mitem. Z jednej strony mamy ludzi, którzy na bazie naukowych
przesłanek dotyczących rzeczywistości uważają, iż zwierzęta cierpią i nie należy im zadawać bezsensownego bólu. Z drugiej strony mamy muzułmańskich
Michalików uważających, iż to co nakazuje Koran jest ponad dyskusją. Czyli
książka, z jej urojoną prawdą, ponad rzeczywistym cierpieniem, okrucieństwem i złem. Oczywiście i tu znajdą się chętni wierzateiści, aby bronić książki
kosztem rzeczywistości, podobnie jak czynią to ludzie wierzący religijnie.
Podam tu przykład mojej rozmowy na Facebooku na ten temat:
Ja:
Zwierzęta
są prawdziwe, ich cierpienie jest również prawdziwe, zaś religie to tylko
zmyślone hobby. Pseudoateiści, którzy nawet na tej stronie pouczają innych,
aby byli mili dla wierzących, aby nie krytykowali ich wierzeń, wolę bycie miłymi
od realnych ofiar, realnego cierpienia i rzeczywistej niesprawiedliwości
Wierzateista:
Znaczy to , że ludzie również cierpią, więc nie widzę powodu żeby nie
okazywać im współczucia, zwłaszcza gdy dotyka ich coś tak mocnego, jak
religia. Zachęcam do odrobinę innej optyki. Sądzę, że da się racjonalnie
przemyśleć zjawisko religii i rozumieć, że, po pierwsze, jest, a po drugie,
że dość jest skomplikowane, a w skali świata rzadko, lub wcale nie jest
wyborem swobodnym przekonań. Póki co, jest jak zła pogoda, z którą w spokoju lepiej sobie radzić, niż złorzecząc, jak sadzę.
Cóż, ateizm kojarzę z racjonalnym myśleniem, z jednej strony i sporymi
wymaganiami moralnymi z drugiej i osobiście zachęcam do humanizmu, do dobrego
traktowania inaczej myślących, tak jak tego oczekuję w stosunku do siebie. Być
może nie mamy obowiązku nijakiego, aby skłaniać do myślenia innych, zmieniać
świat na lepszy, ale nie sądzę, że odpuszczenie sobie myślenia w ogóle, byłoby
fajne. Stanowcza postawa nie wyklucza szacunku, a nawet życzliwości. A spokój
sprzyja dobrej argumentacji. Myślę, że można krytykować w przyzwoity sposób i to dopiero jest broń pewnych siebie ludzi! Nie znaczy to, że czasem nie
przeklinam widząc wpływ i pozycję religii, ale mam świadomość, że z obrażania
się na to, nic nie wynika. Religia jest , jaka jest, nie ona czyni zło, lecz
konkretni ludzie!
Ja: Krzysztofie — Twoja wypowiedź nie jest
adekwatna do tego, co napisałem. Rozumiem, że ktoś, komu przeszkadza się w ulubionym hobby czuje dyskomfort. Ale jeśli to ulubione hobby wymaga
torturowania zwierząt, lub usuwania łechtaczek młodym kobietom i przypalania
rany na całe życie ogniem, to jednak nie czuję współczucia dla ulubionego
hobby. Raczej dziwi, że nie jest to traktowane jako przestępstwo i zwalczane
prawnie. Tu dodam, bo niektóre osoby proreligijne mają religijny stosunek do
świata natury: 1) człowiek jest zwierzęciem 2) człowiek nie jest jedynym świadomym
zwierzęciem na planecie Ziemia
Wierzateista:
Masz rację! To była ogólniejsza refleksja wynikająca z nieco innego punktu
widzenia. Ponieważ, w moim przeświadczeniu, nie chodzi tylko o hobby, jak
zbieranie znaczków, które jest zwykle wyborem dobrowolnym zajęcia dodatkowo
rozrywkowego; to, jak sądzę, bardziej skomplikowane i mocne uwikłanie
mentalności efekt wielowiekowej ewolucji kulturowej ,mocno związany z istotnymi potrzebami człowieka, skoro tak jest trwały.
Pewnie, że jest zwierzęciem, dlatego nie przesadzam z oczekiwaniami, rozumiejąc
moc ograniczeń naturalnych, tyczących również ateistów. Nie absolutyzuje też
cierpienia i świadomości. To również tylko forma funkcjonowania białka,
chociaż cieszę się z empatii okazywanej innym istotom i z ograniczenia
cierpień niepotrzebnych, bo to czyni nasz świat bardziej przyjaznym, mając
nadzieję, że np. w życie sawanny, czy mrowiska nie będziemy ingerowali, a obrońcy zwierząt równie kategoryczni są moralnie w codziennym życiu i równie
skuteczni.
Ten
wierzateista nie był aż taki zdecydowany, dodawał tylko
„ale". Zwróćmy jednak uwagę na dość potworne w tym kontekście słowa:
"Nie
absolutyzuje też cierpienia i świadomości. To również tylko forma
funkcjonowania białka". To zdanie
zostało napisane w obronie ludzi, którzy folgując swoim mitom kosztem
rzeczywistości torturowali zwierzęta przed ich zabiciem na posiłek. Ciekaw
jestem, czy mój rozmówca dowiódłby wiary we własne słowa, gdyby ktoś mu
uciął rękę za krytykę ulubionej książki? Czy by nie protestował i nie
doniósłby tego na policję, skoro należy "nie
absolutyzować cierpienia i świadomości"?
Stawianie mitów ponad rzeczywistością, magicznych funkcji kapłaństwa,
czy uboju, czy życia rodzinnego ponad ich rzeczywistą rolą, to nie tylko
lapsus arcybiskupa Michalika. To zjawisko sięgające znacznie dalej, głębiej,
dotyczące wszystkich wierzeń religijnych, również tych prywatnych i jednoosobowych, jak i niekiedy świeckich utopii (zbiorowych i prywatnych), które
też każą stawiać literaturę ponad "absolutyzowaniem
cierpienia i świadomości".
Lapsusy Michalika sprawią, że trochę osób odejdzie z Kościoła.
Mam jednak szczerą nadzieję, że część z nich odejdzie z niego naprawdę, a nie pogrąży się w kolejnej mitycznej utopii. Dalsza część moich rozważań
jak zwykle w ramach filmiku:
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.