|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Państwo i polityka Aktualna sytuacja w Polsce [2] Autor tekstu: Piotr Jaskółka
Kolejna sprawa wynika z obu już wspomnianych. Rzeczywistość, w której funkcjonujemy, a którą nam relacjonują „dziennikarze" zupełnie skrajnie i odmiennie.
Wystarczy rozglądnąć się wokół, żeby stwierdzić że raczej ani nie mamy zielonej wyspy, ani ruiny. Wiemy — i pewnie każdy znajdzie takie przypadki w swoim
otoczeniu — jak wyglądają przetargi, zlecenia, jak wyglądało obsadzanie stanowisk — wielu rzeczy nie wiemy, ale nie byłyby zaskoczeniem. Można twierdzić,
że tego rodzaju kłopoty to wada każdej demokracji a zwłaszcza młodej, jak nasza. Ale stwierdzić ich istnienie trzeba i krytykować je również należy. Nie
może być na nie zgody i jakiegokolwiek przyzwolenia. Jest oczywiste, że władza deprawuje i tylko kontrolna funkcja — organów państwa i dziennikarzy może
ten proces spowolnić. Twierdzenie, że polityk „może tak zwyczajnie, po ludzku" łamać prawo, naruszać dobre obyczaje, być „równym gościem" jest tym samym,
co stwierdzenie że lekarz może wiedzieć o chorobach tyle co my, a nauczyciel j. polskiego może kląć na lekcji — bo przecież każdemu z nas się to zdarza. W
tym kontekście zgadzam się z ludźmi, którzy pytają gdzie za każdym razem, kiedy te kontrolne funkcje były niszczone były protesty? Gdzie byli dziennikarze,
którzy jako jedyni mają możliwość patrzyć władzy na ręce i wywierać na nią presję? Jakiś czas temu takie właśnie demokratyczne lekarstwa mogłyby być
skuteczne i zapobiec rozwojowi tej nieuleczalnej w przypadku polityki choroby. Powinny były zostać zaaplikowane właśnie przez zwolenników ówcześnie
rządzących, przez te same osoby, które protestują dzisiaj (takie rzeczy się raczej nie zdarzają, dlatego tak istotne jest uznawanie opozycji i wsłuchiwanie
się w jej głos). Tymczasem dopuściliśmy do tego, że organizm państwa mocno zachorował, a jeden ze skutecznych sposobów leczenia w sytuacji, kiedy nie da
się rozmawiać pozostał taki, jaki był od początku ludzkości — dyktatura. Zdaje się, że już jakiś czas temu słyszeliśmy nielegalnie, że „państwo istnieje
teoretycznie" [ 7 ], dziwię się więc, że opcja kierowania twardą ręką państwem jest dla kogoś nowością. Kiedy mechanizmy
państwa nie działają jak należy, nie uzupełniają się, trzeba nim sterować, inaczej się rozsypie. Czy w tej kwestii mamy inną sytuację niż rok czy 2 lata
temu? Tak bardzo inną, że możemy już mówić o zmianie systemu? Gdybyśmy byli odpowiedzialni kiedy proces się rozpoczynał, moglibyśmy go zatrzymać. A ci,
którzy wygrali demokratyczne wybory twierdzą, że skuteczne leczenie wymagać będzie amputacji niektórych organów. Bez znieczulenia, które podawane było
przez media. Myślę, że gdyby teraz nie przyszli oni, za jakiś czas pojawiliby się tacy, którzy zaproponowaliby 10 zdrowasiek w piecu. Warto, aby
przeciwnicy obecnej opcji rządzącej pamiętali o tym, że mimo ich zastrzeżeń zadziałała demokracja.
Jeśli spojrzymy na sytuację uczciwie to musimy przyznać, że system się nie zmienił od ostatnich wyborów — zadziałało jedno z demokratycznych lekarstw.
Wybory — gorzka pigułka. Uczestnicy każdego systemu — politycznego, prawnego — uczą się wykorzystywać jego słabości, ustawiać mechanizmy tak, aby jak
najmniej im przeszkadzały. Z całą pewnością pogłoski o śmierci demokracji są więc przedwczesne. Mówienie natomiast o tym, że jakikolwiek organ państwa
mający bezpośredni wpływ na prowadzenie polityki jest apolityczny byłby zarzutem naiwności pod adresem polityków. Jeśli ktokolwiek sądził, że wygrane
wybory zaowocują jedynie zmianą posłów w sejmie, to oczywiście grubo się mylił i zaskoczenie daleko głębiej sięgającymi zmianami nie najlepiej o nim
świadczy. Tego rodzaju zmiany na różnych stanowiskach stanowią problem dla bezpośrednich uczestników, zawsze robią złe wrażenie. Jednak wyeliminować mogą
je tylko mechanizmy których albo nie ma, albo nie działają.
Mamy więc oto państwo, w którym nie działają ani kontrolne funkcje samego państwa — za co odpowiedzialni są wszyscy, na czele z politykami poprzednich
kadencji i nie działa funkcja kontrolna mediów. Porzucenie roli kontrolnej przez media spowodowało, że występowały one raczej w roli rzeczników, by nie
powiedzieć propagandzistów (obu stron), zniekształciły więc stopniowo znaczenie słów całkowicie uniemożliwiając dyskusję. Odpowiedzialność za całość
sytuacji znów próbuje się zrzucić na obywateli — czy to na głupotę, czy na bierność. Tak, jakby to obywatele rzeczywiście pełnili przez te wszystkie lata
obowiązki polityków i dziennikarzy. „Miliony was, chamy, miliony. I co my mamy z wami zrobić?" zdają się dalej krzyczeć brzydzący się przemocą wieszcze.
Wszystko tak, jakbyśmy wszyscy urodzili się wczoraj, a wynik wyborów nie był konsekwencją, a przyczyną niezadowolenia.
Obawiam się, że stawanie dzisiaj po którejkolwiek stronie sporu w sytuacji, kiedy nie ma możliwości dyskusji nie ma większego sensu. Można „bronić
demokracji" (rzeczywiście wierząc w te wartości) ale po drugiej stronie będzie człowiek, który np. „pragnie powrotu do normalności" (też będzie w to
wierzył). Żyjemy jakby w innych narracjach. Dzisiaj mnie nikt nie posłucha, wczoraj nikt nie słuchał jego. Jeśli z głosem opozycji nikt nie będzie się
dzisiaj liczył tak, jak nie liczono się z nim wcześniej, to jaki może być cel protestów? Bez możliwości rozmowy jedynym rozwiązaniem sytuacji jest użycie
siły. I nakręcanie tego sporu może do tego doprowadzić. O to chodzi?
Może oczywiście istnieć jeszcze inny cel prób zorganizowania takiej niezadowolonej społeczności — mogą to być najzwyklejsze interesy. Osoby takie jak np.
niektórzy dziennikarze, aktorzy czy politycy muszą mieć widocznych zwolenników, by zwyczajnie przetrwać, dlatego próbują się wybić na „liderów". Demokracja
nie ma z tego rodzaju działaniami nic wspólnego — jedynie je dopuszcza. Jeśli tak jest, to im nie brakuje reprezentacji, oni pragną być tą reprezentacją.
Jeśli nie będą mieli kogo reprezentować, znikną. Dokładnie tak, jak w przypadku niektórych czołowych „dziennikarzy" nie miała znaczenia demokracja, kiedy
należało robić dziennikarstwo, a dbano o własne interesy. Tworzono część nierzetelnej narracji i wtedy właśnie demokrację niszczono.
Dzisiaj w ten sposób nic nie osiągniemy, osiągną jedynie ci, których namaścimy na liderów. Marsze, demonstracje — to wszystko byłoby dobre parę lat temu,
kiedy można było zatrzymać ten proces — tyle że parę lat temu słyszeliśmy, by nie robić polityki. Dzisiaj trzeba poczekać albo będziemy się bić — wtedy
poniesiemy część odpowiedzialności za zaniechania i działania polityków i dziennikarzy. I chyba nie ma się co oburzać na wyniki wyborów i fakt, że ten kto
je wygrywa chce rządzić. Jeśli napięcie rzeczywiście rosło, a wynik wyborów byłby inny mogłoby być groźnie.
Doprowadziliśmy do sytuacji, w której od rzeczywistych intencji i umiejętności lidera będą zależały losy kraju. Trudno powiedzieć w jakim stopniu. Nie
zrobiliśmy tego w tym roku, a wiele lat wcześniej. I tak naprawdę po raz kolejny już, zakładamy że te intencje są dobre albo złe i na tym budujemy spór
posługując się słowami, które dla każdego znaczą coś innego. Z racjonalną oceną sytuacji i z racjonalnym zachowaniem ma to niewiele wspólnego. A oddanie
władzy emocjom, obrzucanie się wyzwiskami, „hitlerami", „faszystami" i „lemingami" jest niegodne myślącego człowieka.
Czy widzę możliwe rozwiązania? Każda z ewentualnych propozycji wymagałaby przedyskutowania, dokładniejszej analizy. Przede wszystkim konieczne jest
stworzenie mechanizmów, które będą eliminować patologie o których wspomniałem. Każda inna zmiana to kosmetyka, one nie mają większego sensu, ponieważ jeśli
nie zostaną zaproponowane tego rodzaju mechanizmy wcześniej czy później wrócimy do punktu wyjścia. Te kontrolne mechanizmy muszą być w rękach obywateli
(być może JOWy, może finanse, może jeszcze inne). Ta część jest po stronie polityków. Po stronie obywateli jest maksymalny bojkot gadzinówek wszelkiego
rodzaju i wspieranie niezależnych mediów. Tolerancja dla oponentów — wszyscy po trochu jesteśmy ofiarami niszczenia jakości sporu i możemy to przerwać. Po
informacje powinniśmy sięgać jak najbliżej źródeł (np. videosejm.pl). To ciężka praca, ale dziennikarze którym za to płaciliśmy zawiedli. Co jeszcze? Z
pewnością bardzo wiele. Trzeba wg mnie dążyć do sytuacji, w której polityk cieszy się zaufaniem własnych wyborców, a kiedy to zaufanie traci przestaje ich
reprezentować. A więc kierunkiem powinno być przywrócenie — na tyle, na ile to jest możliwe — wspólnotowego charakteru polityki, komunikacji pomiędzy
politykiem a wyborcą. Kluczem jednak wydaje mi się akceptacja tego, co dzieje się teraz i spokojne działania zmierzające do poprawy sytuacji w przyszłości.
Mam nieodparte wrażenie, że dajemy się ponosić nastrojom chwili obecnej, emocjom, reagujemy zamiast działać z wykorzystaniem jednego z najpiękniejszych
darów, jakim dysponujemy — rozumu, wyobraźni, umiejętności planowania i przewidywania konsekwencji działań. Zmiana jest częścią życia.
1 2
Przypisy: « Państwo i polityka (Publikacja: 22-12-2015 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9951 |
|