Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.084.055 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 664 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:

Złota myśl Racjonalisty:
(..) do jakiego stopnia [ludzie] gotowi są usprawiedliwiać zło ze względu na jakiekolwiek wartości ideologiczne? Ci, co sądzą, że granic takich nie da się określić, lub którzy po prostu nie godzą się na ich określenie, są - we właściwym sensie tego słowa - duchowymi spadkobiercami Hitlera.
Komentarze do strony Rzeki to kręgosłup kraju

Dodaj swój komentarz…
kobieta - Konkretny, jeden z najwazniejszych tematow
Fantastyczne, szerokie opracowanie tematu.

Media lewicowo-liberalne z ideologia politycznej poprawnosci maja za zadanie, zeby wprowadzac narody w blad - czesto wplecione sa aspekty strachu, ale to sie zmieni.

Musimy czytac uwaznie artykuly z aktualna problematyka, zeby byc z wiedza na biezaco.

Pozdrawiam
Autor: kobieta  Dodano: 04-01-2020
Reklama
Kazikazik
To ze transport wodny jest najtańszy jest oczywista oczywistością. Nie przez przypadek walki szły o opanowanie punktów kontroli transportu wodnego (Gibraltar, Kanał Suezki, Singapur). Ale z wpływem rzek na budowanie potęg gospodarczych nie przesadzałbym. W XVI wieku, rzeka to była jedyna możliwość transportu.
Autor: Kazikazik  Dodano: 06-01-2020
Mariusz Agnosiewicz - @Kazikkazik   1 na 1
Nie chodzi przecież o XVI w. W XX w. wielka regulacja rzek stworzyła najmocniejsze mocarstwo Europy, Niemcy. Rzeki wygrywały nie dlatego, że nie miały konkurencji, lecz dlatego, że są bezkonkurencyjnie najtańsze. Tak dawniej, jak i dziś. Dlatego dają przewagę.
Autor: Mariusz Agnosiewicz  Dodano: 06-01-2020
Dragan Dargomier - @ M. Agnosiewicz   2 na 2
To nie rzeki stworzyły mocarstwa, ale rozwinięte rolnictwo i rozgałęziony przemysł. Rzeki jako szlaki transportowe miały pewien wkład w rozwój rolnictwa i przemysłu, ale dziś jest on stosunkowo mniejszy niż kiedyś. Utrzymywanie, że rzeki będą miały w Polsce kluczowe znaczenie gospodarcze jako drogi transportowe jest - w moim odczuciu - zwodnicze. Rzeki w Polsce są bardzo ważne przede wszystkim jako głównie źródła wody dla potrzeb ludności, rolnictwa i przemysłu. Woda z rzek jest też wykorzystywana do hodowli ryb słodkowodnych. Dlatego rzeki powinny być bezwzględnie chronione. Dlaczego? Wobec nadciągającego wielkiego światowego kryzysu ekonomicznego rolnictwo może być jednym z głównych źródeł zasobów w erze gospodarki ubogosurowcowej. Intensywne rolnictwo, zadrzewianie drzewami i krzewami o znaczeniu gospodarczym oraz leśnictwo mają i będą mieć bardzo duże znaczenie dla przyszłości gospodarczej kraju. Niewykluczone, że trzeba będzie powrócić do idei siły spadku rzek, jako źródła energii elektrycznej, ale tu pojawia się konflikt - nadrzeczne gleby i tereny rolne są bardzo cenne.
Autor: Dragan Dargomier  Dodano: 06-01-2020
Gigo
Tani transport jest przewagą, pod warunkiem, że MAMY CO transportować. Kiedyś, to był węgiel - do portów na eksport, tak samo minerały, zboże, drewno. Rzeki wymuszaja też kierunek transportu. Jakie towary masowe - tylko takie nadają sie do transportu rzeką - i ich przewóz w naszym kraju usprawiedliwiał by kolosalne nakłady potrzebne do uczynienia  Wisły i Odry "autostradami dla wodnych ciężarówek"? Póki co, to na pewno węgiel, w kierunku "pod prąd", czyli importowany dla energetyki. Jesli to jest opcja rozwojowa, (energetyka na importowanym węglu) na przyszłe stulecia, to może ten kierunek jest słuszny...
Autor: Gigo  Dodano: 06-01-2020
Mariusz Agnosiewicz - @Gigo
Po co komentujesz bez czytania tekstu? Strona 3.
Autor: Mariusz Agnosiewicz  Dodano: 06-01-2020
Dragan Dargomier - Zwyczajność, która oślepia   1 na 1
Żyjemy w czasach drogich paliw kopalnych i niekopalnych, drogiej energii elektrycznej, drogiego mięsa (w tym ryb), drogich tłuszczów, drogich metali i tworzyw, ceny złota osiągają astronomiczne poziomy, wysokich podatków, niespłacalnych długów i dziwacznej gospodarki, która oparta jest na piramidach finansowych i przeróżnych nieformalnych powiązaniach na styku państwa i sektora prywatnego. To wszystko jest symptomem pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego i ekologicznego. Skąd tak szalony transport? Bo surowce są przewożone z jednego krańca świata na drugi, gdzie ich nie ma, a są niezbędne! Nawet produkty rolne, takie jak ziemniaki i zboża, transportowane są na olbrzymie odległości, ponieważ lokalnie występują ich wielkie deficyty. Miasta pochłonęły bezcenne tereny rolnicze. Na przykład, Londyn zabudował już całą nizinę aluwialną, na której był ulokowany. Żyzne pola, łąki i ogrody otaczające angielską stolicę zostały bezpowrotnie zdegradowane i utracone już w osiemnastym wieku. Ten bezmyślny proces postępował od wieków również w innych miastach Anglii. Z podobnymi zjawiskami mamy do czynienia w innych krajach. W Polsce prowadzono walkę z ogrodami działkowymi. Liberalizm to głupota, nędza, grabież i marnotrawstwo bezcennych zasobów w imię krótkookresowych zysków!
Autor: Dragan Dargomier  Dodano: 07-01-2020
Dragan Dargomier - Skąd zboże w Gdańsku?   1 na 1
Panuje pogląd, że Gdańsk i Elbląg były potężne dzięki zbożowemu handlowi wiślanemu. Prawda jest jednak taka, że wystarczyło zboże i produkty rolne z pobliskich aluwialnych nizin Wisły i jej odnóg, by miasta te rozkwitały. Zboże z innych części kraju nie docierało tak daleko. Nikt nie wiózł zboża z górnej Wisły do Gdańska i Elbląga, ono było spławiane na krótkich dystansach lub transportowane na drugi brzeg rzeki, i przechowywane w spichrzach, które nie były takie wielkie, i gromadziły zapasy na lokalne potrzeby, zarabiając na sezonowych wahaniach cen zboża - niższe po żniwach, wyższe na przednówku. Dlatego dziś ludność ucieka z wielkich miast, bo do taniej żywności z pól i ogrodów jest za daleko. Warszawa jeszcze sto lat temu miała wielkie obszary rolne i ogrodowe w swoich granicach lub w najbliższym sąsiedztwie. Wtedy dało się tam żyć. Dziś wszyscy siedzą na przedmieściach, dopóki i tam wszystkiego nie zniszczą. Dobrze uprawiany ogród warzywny i owocowy daje duże oszczędności na jedzeniu i rekreacji.
Autor: Dragan Dargomier  Dodano: 07-01-2020
Wolfgang Trąbis
Zgadzam się z Autorem, że transport rzeczny 1) był jedyną drogą odległych kontaktów gospodarczych i cywilizacyjnych (a więc i drogą zachowania spójności większych narodów) w zalesionym i bagnistym wnętrzu dawnej Europy, jednak już nie - na obszarach stepowo-pustynnych, jak Bliski Wschód, Azja środkowa czy Mongolia, i nie - na rozwiniętych wybrzeżach, jak Grecja czy Norwegia; 2) do dziś umożliwia wielkogabarytowe przewozy; 3) budownictwo wodne zapobiega zalewaniu nadrzecznych osiedli i upraw oraz pozwala korzystać z czystej energii spadku wód. Dlatego warto mieć uregulowane  rzeki i sieć spinających je kanałów. Lecz zgadzam się też z p. Draganem, że to nie wystarczy do sprostania wyzwaniom XXI wieku.  Daleki transport jest dziś sztucznie rozdęty przez deindustrializację Zachodu. Ta zaś, jak sądzę, jest skutkiem użycia chorego pieniądza, "kreowanego z niczego" i emitowanego przez pożyczanie na procent. To bowiem wytwarza dług emisyjny: zadłuża gospodarkę, ilekroć spadek wartości wymiennej dotychczas krążących pieniędzy wymaga emisji pewnej nowej sumy. Dług emisyjny jest zjawiskiem czysto arytmetycznym, buchalteryjnym, a nie gospodarczym.
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 26-08-2020
Wolfgang Trąbis
<font="3"><font="3">

</font="3"></font="3">
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 26-08-2020
Wolfgang Trąbis
<font="3">

Długu emisyjnego ani odsetek od niego gospodarka nie może bankom oddać, bo stanęłaby z braku środka wymiany (wyjściem byłoby równomierne obniżanie cen -gdyby nie urzędowe stałe płatności wchodzące w koszty produkcji, i gdyby banki były skłonne proporcjonalnie obniżać własne roszczenia). Tak więc banki stale żądają z powrotem większego (o określony procent) strumienia pieniędzy, niż wypuszczają, podczas gdy poza bankami pieniądz nie ma prawa powstawać. W okresach stałej stopy procentowej oznacza to wykładniczy w czasie wzrost zadłużenia gospodarki rzeczowej do banków z tytułu długu emisyjnego. Wzrost tego długu jest samoczynny, nie zależy od tego, jak ludzie pracują, czy są oszczędni czy rozrzutni, czy decyzje gospodarcze są rozsądne czy nie. Mimo czysto buchalteryjnego  źródła długu emisyjnego, przepisy traktują go
jako dług rzeczywisty - tak, jakby "dłużnik"  pożyczył od banków jakąś realną wartość i jej nie oddał.  To czyni roszczenia banków "wykonalnymi" i skutkuje co i raz komorniczymi zajęciami mienia, w tym środków produkcji, dekompletując je i degradując. <font="3"></font="3"></font="3">
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 26-08-2020
Wolfgang Trąbis
Przez to działalność produkcyjna jest trudna i finansowo niepewna. Jednocześnie niespłacone długi stają się przedmiotem spekulacji. Niestabilność finansowych warunków produkcji zwiększa też wahania kursów walut, co pobudza i spekulację walutami. W rezultacie spekulacja, a nawet trzymanie pieniędzy na lokacie, jest dziś inwestycją bezpieczniejszą i bardziej popłatną, niż przemysł. To odciąga środki wymiany z gospodarki rzeczowej do działalności czysto pieniężnej. Oznacza to właśnie zamykanie kolejnych branż przemysłu. Szczególnie dotyka to branż podstawowych, jak górnictwo węglowe i hutnictwo (bez węgla od XIX w. do dziś nie potrafimy  masowo produkować taniej stali). Branże te są z technicznych powodów mało elastyczne i wymagają stabilnych warunków finansowych. Ponieważ stal potrzebna jest wszędzie, więc upadają jak klocki domina liczne inne branże. Trzymają się jeszcze te, w których udział kosztów metali i innych materiałów jest niski: mikroelektronika, farmacja i podobne. Podstawowe dla życia codziennego wyroby Zachód musi zaś sprowadzać, właśnie dalekim transportem, z Chin i innych krajów Azji, gdzie taniość siły roboczej kompensuje ryzyko.
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 26-08-2020
Wolfgang Trąbis
Sytuacja importera podstawowych wyrobów przemysłu przetwórczego nadaje Zachodowi faktyczny status gospodarczej kolonii, przede wszystkim chińskiej, a także zadłuża Zachód do Chin. Inną ceną tego, trudno księgowalną ale bardzo doniosłą, jest niska jakość chińskiej stali i nietrwałość wyrobów z niej, a więc także nietrwałość narzędzi pracy i części maszyn. Kupujemy coraz więcej, ale bogactwo, to nie jest roczny wolumen zakupów, tylko suma użytecznych dóbr, jakie na bieżąco stoją do dyspozycji. Tak więc na dany poziom bogactwa, dwukrotnie mniej trwałych dóbr trzeba wytworzyć rocznie (w Chinach) i kupić dwa razy więcej. Jeśli zaś także np. frezy do produkcji kół zębatych są 2 razy mniej trwałe (frez wystarczy na 2 razy mniej kół), to na potrzebne co roku 2 razy więcej kół trzeba tych frezów wytworzyć i przywieźć już nie 2, a 4 razy więcej, itd. Jeśli więc szukać rezerw ekologicznych, a także ekonomicznych, to przede wszystkim w trwałości wyrobów i w geograficznym zbliżeniu wytwórcy do użytkownika. To jednak, jak próbowałem uzasadnić, wymaga odejścia od współczesnego "pieniądza-długu" i powrotu do pieniądza opartego na parytecie jakiejś realnej wartości (proponuję energię elektryczną, mierzoną przez liczniki, bo licznika nie da się oszukać).  
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 27-08-2020
Wolfgang Trąbis
Bez gruntownej zmiany zasad emisji pieniądza, a nawet zasad bankowości (udział banku w zyskach kredytobiorcy zamiast sztywnych odsetek, zobowiązanie banku do prowadzenia jakiejś firmy produkcyjnej), Zachód (jego ludność) wciąż będzie swój czas i energię "topić" w spekulacji, windykacjach, procesach o długi i setkach zajęć "pochodnych", jak rozdęta biurokracja, reklama czy marketing - zamiast przeznaczać czas i energię na konieczny postęp techniki i przemysłu. Dziś na osobę przypada średnio na świecie ok. 2 ha lądu, w Europie ok. 0,8 ha, zaś w Polsce ok 0,7 ha lądu. Na takiej działce i z jej zasobów, bez rozwiniętych podstaw przemysłu i surowcochłonnej infrastruktury na sposób wyżyć, tj. najeść się, napić, ubrać, obuć, zbudować dom, ogrzać się, wymyć, wyprać, zutylizować odchody i odpady. Bez przemysłu, w poł. XVIII w., na świecie żyło (zwykle w biedzie) ok. 750 mln. ludzi, a liczba ta (mimo wyższej stopy urodzeń) rosła procentowo rocznie wolniej, niż dziś. To wskazuje, że dziś wegetacja statystycznej jednostki spośród 7,5 mld żyjących w 90% "wisi" na przemyśle, tj. - że upadek podstaw przemysłu wygubiłby w mękach 9 na 10 żyjących. I zawsze do przeżycia rosnącej liczby ludzi konieczny będzie ciągły postęp techniki i przemysłu.
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 29-08-2020
Wolfgang Trąbis
Zresztą i bez wzrostu ludności cywilizacja musi być zdolna do przechodzenia na wciąż nowe zasoby w miarę zużycia eksploatowanych dotąd - a nie jest to możliwe bez ciągłego postępu technicznego. Zgadzam się więc z Autorem artykułu, że w obecnych warunkach antyprzemysłowa "zielona ekologia" jest ideologią nie do przyjęcia. Za to nadaje się ona do propagandowego "usprawiedliwiania" deindustrializacji, która w rzeczywistości jest prostym skutkiem wadliwego systemu pieniężnego. Podejrzewam więc, że uzależniona od banków elita parlamentaryzmu i "zieloni" są sobie nawzajem potrzebni i stąd nagłaśnianie "zielonej" ideologii.           Z drugiej strony jednak, zubożenie przyrody i zaburzenie jej harmonii, także w "uregulowanych" Niemczech, jest faktem. Ostatnio, pracując na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego, spotykam licznych zachodnich turystów, przyrodników-amatorów i zawodowców - głównie z Niemiec i Holandii. Zwiedzają oni park z zachwytem, mimo banalnego, równinnego krajobrazu, a dla nieznanego na Zachodzie bogactwa żywych gatunków. Niemal wszyscy twierdzą też, że się tu odstressowują.    
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 29-08-2020
Wolfgang Trąbis
Nie wiemy, jak "ucywilizowanie" przyrody (przewaga monokulturowych upraw i hodowli, często w "przemysłowych farmach", nad dzikością, krążące antybiotyki, sterydy, hormon wzrostu, kompletnie zaburzona mikroflora itd.) wpłynie na jej dalszy los. Natomiast wiemy,  że wpływ monokultur sięga daleko poza zajmowane obszary. Wiemy też, że częścią przyrody jest gatunek ludzki, na którego zdrowie i psychofizyczne zdolności stan otoczenia ma wpływ. Dlatego uważam za rozsądne zostawienie nie użytkowanych bezpośrednio przez ludzi obszarów, dostatecznie dużych, by mogły tam żyć  i ewoluować potrzebne do tego populacje wszystkich zachowanych dzikich gatunków (także jednokomórkowych). Takie obszary powinny objąć wszystkie typy środowiska (np. wszystkie strefy klimatyczne, rodzaje podłoża, ukształtowania terenu, stosunków wodnych) i powinny się łączyć przez "korytarze", dość szerokie dla swobodnej migracji gatunków i osobników, takiej, jak przed eksplozją demograficzną. Sieć parków i obszarów chronionych oczywiście tych warunków nie spełnia; zresztą i w życie parków dość brutalnie się ingeruje (odstrzały, opryski, "przywracanie dawnego stanu" wbrew naturalnym tendencjom).       
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 29-08-2020
Wolfgang Trąbis
Przy tym założeniu cywilizacja musiałaby się zmieścić w systemie "wysp" wśród niezakłóconej  przyrody.  "Wyspy" powinny by być połączone możliwie bezkolizyjną koleją (na pasażero- i tonokilometr przewozów kolej zapewnia, w porównaniu z samochodem: znacznie niższe zużycie paliw/energii, ludzkiego czasu pracy, znacznie mniej wypadków i szkód, znacznie mniej odpadów z powodu wyższej trwałości taboru szynowego, w tym brak zużytych opon; większą prędkość; znacznie węższy szlak niż autostrada o tej samej przepustowości). Samochodów powinno się używać , obok lokalnej kolei, zasadniczo w obrębie "wyspy"; można to zrealizować przez wypożyczalnie na stacjach.  To wszystko wymagałoby jednak znacznej redukcji zaludnienia. Znaczne wyludnienie (do 1/10 stanu obecnego) poza tym uwolniłoby człowieka od wielu uciążliwych a mało ciekawych problemów. Pozwoliłoby energiczniej zająć się rozwijaniem nauki i wszystkich dziedzin techniki, czy też ekspansją w kosmos (na Księżyc człowiek nie lata już od 2 pokoleń). Odpady (w tym i CO2 <font="3">- dziś straszak nr 1) łatwiej zutylizowałaby sama przyroda.  
</font="3">
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 29-08-2020
Wolfgang Trąbis
Razem z reformą pieniądza, pozwoliłoby to prowadzić przynajmniej część podstawowej produkcji lokalnie i równolegle na wielu "wyspach", głównie na potrzeby danej "wyspy" (lecz bez ograniczeń handlu i konkurencji). To zaś na powrót geograficznie zbliżyłoby wytwórcę z użytkownikiem, ograniczyłoby masowy daleki transport i produkcję koniecznych do tego trwałych plastikowych opakowań. Produktywny, techniczny profil pracy większego niż dziś odsetka ludzi wpłynąłby też na ludzką mentalność: wdrażałby do ścisłego myślenia i do pracy w zespole, wyrabiałby wyczucie (intuicję) praw natury a w miarę chęci i potrzeby też ich naukową znajomość. Jednak za życia współczesnych pokoleń nie widzę szans na znaczną redukcję zaludnienia. Propaganda ani antykoncepcja nie odniosłyby skutku (tak, jak nie odniosły w Indiach Indiry Gandhi, Chinach ani w Egipcie Nassera). Propozycja (nie wiem, czy realna) stworzenia zaraźliwego wirusa wywołującego bezpłodność kobiet bez ubocznych skutków  oburza większość moich rozmówców, zwłaszcza tych lepiej wykształconych. Nazywają to oni zbrodnią, ja zaś uważam, że od początku zmniejszyłoby to tylko sumę cierpień.   
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 29-08-2020
Wolfgang Trąbis
Przypuszczam więc, że w warunkach parlamentaryzmu z jego czasowym horyzontem 4 lat, żaden pomysł na pokojową i bezbolesną depopulację Ziemi nie dałby się przeprowadzić. Każde działanie władz w tym kierunku budziłoby sprzeciw, który kolejną kadencję oddawałby rzecznikom dalszego "wyścigu urodzeń" (chrześcijaństwa z islamem?), prowadzonego z użyciem np. dopłat do urodzeń, także kalekich, bądź też -  histerycznej propagandy dzietności. Tymczasem znaczne wyludnianie Ziemi musiałoby trwać kilkadziesiąt lat. Z podobnych przyczyn nie widzę szans na zmianę systemu pieniężnego, chyba, że "na fali" jakiejś  globalnej katastrofy.  Spekulacja jest grą o sumie zerowej: wygrywa się tylko tyle siły nabywczej, ile inni przegrają. Lecz wygrana znaczna siła nabywcza  daje "zwycięzcom" możność wpływu (także poprzez parlament) na dalszą ewolucję systemu w tym samym kierunku, który wydaje im się korzystny.  "Przegrani" zaś nie mają jak się temu przeciwstawić. Zresztą reforma pieniądza i bankowości jest trudna sama w sobie i wymaga zgodnego wysiłku wielu umysłów. Jest to zagadnienie liczbowej reprezentacji rzeczowych i ludzkich kosztów, bez jakiej nie da się tych kosztów optymalizować.
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 30-08-2020
Wolfgang Trąbis
Reasumując - czarno widzę przyszłość świata i Polski. Uważam, że rozsądna (dalekowzroczna) dbałość o siebie zawsze daje też korzyść  innym, w tym przyrodzie. Tak zresztą odczytałem jedną z myśli komentowanego artykułu p. Agnosiewicza. Jest tak szczególnie w warunkach, płynącego z przeludnienia, totalnego uzależnienia ludzi i społeczeństw od siebie nawzajem (brak wolnego dostępu do zasobów - wszystko jest "czyjeś"). W tych warunkach sprzeczności interesów są pozorne: albo wszyscy żyjemy, rozwijamy się i pozwalamy się rozwijać innym, albo wszyscy giniemy w przewlekły i okrutny sposób.  Niestety panujący system pieniężny ("monetaryzm") i polityczny (krótkowzroczny ze swej natury parlamentaryzm) nie są do takich sytuacji przystosowane i dlatego opcję "giniemy" uważam za bardziej prawdopodobną. Cenne w artykule jest (o ile przyjdzie jeszcze żyć) porównanie transportu wodnego, kolejowego i samochodowego. Cieszę się, że nie spłodziłem dzieci i że mi już mało zostało. Powodzenia!
Autor: Wolfgang Trąbis  Dodano: 30-08-2020
frugile - To nie tak
Wszystko w teorii brzmi fajnie, a powiązania legend wręcz ciekawie i inspirująco, ale nie zaprzeczając sporym możliwościom technicznym naszych przodków to obecnie:
1. Drogi wodne są zasadniczo jednokierunkowe i nie zastąpią innych dróg, więc nie ma żadnych oszczędności tylko dodatkowe koszty.
2. Koszty utrzymania ciągłości użytkowania spławnych rzek są olbrzymie, szczególnie w dobie zmian klimatycznych przy niestabilności występowania opadów. A na razie nie stać nikogo na pogłębienie krótkiego kanału w Elblągu.
3. Ochrona przeciwpowodziowa to dzielna walka z problemami, które sami sobie tworzymy. Zabudowa terenów zalewowych jest głupotą, również przekształcanie łąk w pola uprawne. W wielu miejscach rzeka musi być grodzona wałami, bo za wałem na kilkunastu kilometrach biegu rzeki stoi kilka zabudowań (np. okolice Zagórowa nad środkową Wartą). Gdyby choć na pewnych odcinkach mogły być normalnie zalewane ograniczyłoby to zagrożenie powodziami większych miast.
Autor: frugile  Dodano: 20-01-2023
frugile - To nie tak
4. A efekty niszczące powodzi przytoczonej Bystrzycy Dusznickiej, to nie złośliwość rzeki tylko efekt odlesienia jej dorzecza. Gdyby nie wylesiano wszelkich możliwych stoków, drenowano i kanalizowano wszystkiego co się da, to wody po gwałtownym opadzie wzbierałyby przez kilka dni a nie przez kilka godzin i nigdy w takim stopniu jak przy regulowanej rzece. Gdyby zabudową nie ograniczano koryta, tylko przynajmniej na pewnych odcinkach dano się jej naturalnie rozlewać, to żadne programy i kasa podatnika nie szła by na zbędne suche zbiorniki przeciwpowodziowe i inne zbędne bajery będące efektem ludzkiej głupoty i pazerności w jednym.
5. Ochrona zasobów wodnych to jedno z wyzwań przed którymi stoi świat a z pewnością Polska. Wojny o wodę nie będą się toczyły w przyszłości, już się toczą (patrz na przykład Róg Afryki).
6. Ochrona zasobów wodnych powinna polegać na maksymalnym spowolnieniu spływu tworząc retencję w rozległych bagnach (tu bonus w postaci akumulacji CO2 w torfie), a nie wyłącznie w zbiornikach retencyjnych.
Autor: frugile  Dodano: 20-01-2023
frugile - To nie tak
7. Konieczność utrzymania drożności dróg wodnych w przypadku występowania coraz częściej niskich stanów wód będzie powodowała konieczność pogłębiania koryta (czyli obniżania rzędnej dna). Przyspieszy to spływ wód dopływów, a w rezultacie osuszanie całego dorzecza, co może być zabójcze dla rolnictwa, o wysychaniu studni lokalnej ludności nie wspominając.
8. Opieranie pomysłu na tym co funkcjonowało 100 i więcej lat temu, w całkowicie innych reżimach wód, nie jest delikatnie mówiąc dobrym pomysłem. Choćbyśmy zaklinali rzeczywistość husaria nie sprawdzi się na dzisiejszym polu walki. Chcemy czy nie chcemy obecnie też czas to pieniądz bardziej niż kiedyś. Liczy się tempo przesyłu towarów nie tylko taniość. Również inna niż 100 lat temu jest struktura i ilości transportowanych towarów.
9 . "Bezkonkurencyjna taniość" transportu wodnego jest fałszywa (szczególnie dziś), bo nie zawiera kosztów środowiskowych. Nikt z entuzjastów zabudowy rzek w szacunkach nie uwzględnia wpływu skumulowanego na całe środowisko. Nawet nie patrząc na głupie czajki i inne walory przyrodnicze, problem suszy dotyka nie tylko rolnictwo, ale i gospodarkę leśną.
Autor: frugile  Dodano: 20-01-2023
frugile - To nie tak
W ostatnich kilku latach leśnicy zauważyli, że brakiem wody i w rezultacie zamieraniem zagrożone są nie poszczególne wydzielenia z bardziej wrażliwymi gatunkami (wiąz, jesion), ale całe kompleksy leśne (Dąbrowy Krotoszyńskie czy znaczna część lasów w lubuskiem i nie tylko, z dębami, a miejscami nawet i sucholubną sosną!).
10. W rezultacie przesył promili ogólnej ilości towarów będzie generował olbrzymie koszty w utrzymaniu dróg wodnych w zmieniającym się klimacie i miał negatywny wpływ na wiele działów gospodarki (rolnictwo szczególnie poza dolinami rzek, leśnictwo, turystyka, rybactwo i in.). Póki co Polski nie stać na wspomniane wyżej przekopanie kawałka kanału w Elblągu. Albo tam ktoś to policzył...
Efektywniejszym rozwiązaniem jest kolej, relatywnie tania (energia samego transportu potencjalnie ze źródeł odnawialnych), dużo gęstsza sieć połączeń w obie strony, niewielki wpływ na całość środowiska, niezależność od wpływu warunków atmosferycznych poza skrajnymi wartościami, szybkość przesyłu, różnorodność ładunków.
Autor: frugile  Dodano: 21-01-2023

Pokazuj komentarze od najnowszego

Aby dodać komentarz, należy się zalogować

  

Zaloguj przez OpenID..
Jeżeli nie jesteś zarejestrowany/a - załóż konto..

Reklama
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365