|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Filozofia » Filozofia społeczna
Motłoch a tłum w „Psychologii tłumu” Le Bona [2] Autor tekstu: Agata Sochaczewska
Ta „szczuplejsza garstka", podobnie jak ów
światły „wierzchołek piramidy" społecznej, prowadzi do następnego ważnego
zagadnienia: do pytania, co właściwie znaczy „tłum" Le Bona jako
przeciwstawienie. Jest bowiem
regułą, iż pojęcia piętnujące taką
czy inną społeczną warstwę lub grupę
przeciwstawiają ją części lub
częściom społeczeństwa uznanym za lepsze. Na przykład, przeciwstawieniem
motłochu u Hannah Arend jest, jak zobaczymy, suwerenny lud. Akcent na wartość
rasy i narodu mógłby sugerować, że tą przeciwstawną zbiorowością jest u Le Bona
naród, czyli ludność kraju
wyczulona pozytywnie na swoje wspólne pochodzenie i połączona tymi samymi
szlachetnymi ideałami. Byłby to jednak domysł niesłuszny, niesłuszny w każdym
razie w aspekcie narodu jako podmiotu władzy w państwie: wśród wzmianek o narodzie próżno by szukać takiej, która mówiłaby o tym, iż władza państwowa
winna by spocząć, choćby w małej części, w jego rękach. W aspekcie prawa do
rządzenia Lebonowski tłum
ma na drugim biegunie zawsze tylko ową
„szczupłą garstkę" lub wierzchołek społecznej piramidy. Małą grupę ludzi
wykształconych, mądrych i szlachetnych, przy czym nietrudno zgadnąć, że chodzi o osoby dobrze urodzone.
Kiedy mowa o ludności kraju, która sięga po
władzę na drodze rewolucyjnej, nie nazywa jej Le Bon ani narodem, ani ludem, ani
nawet ludnością, lecz zawsze i wyłącznie tłumem. Choć zastrzega się przy tym
wymownie, że nie uważa takiego tłumu za zbrodniczy, czyni wszystko, by tę jego
zbrodniczość ukazać czytelnikowi jako oczywistą i w najstraszniejszych barwach,
zwłaszcza w rozdziale „Tłum zwany
zbrodniczym" [ 10 ]. Podobnie, jak
pamiętamy, ludność biorąca udział w sprawowaniu władzy w warunkach
nierewolucyjnych zalicza tylko i jedynie do jednego z tłumów, do tłumu
„wyborczego", „parlamentarnego" czy też tego, który tworzy sądy przysięgłych.
Pojęcie narodu w takich kontekstach nie pojawia się nigdy.
Mimo to trzeba przyznać,
że tłum, zwłaszcza heterogeniczny, jest dla Le Bona w pewnym sensie także przeciwieństwem
narodu. Chociaż przeciwstawiony zasadniczo małej garstce osób zdolnych do
rozumnego sprawowania władzy, pojawia się — w „Zakończeniu" — również jako
antyteza, ale też jako potencjalny zaczątek bytu
nazwanego narodem.
To, że naród w odróżnieniu od ludności
zasługującej na miano tłumu nie rwie się do sprawowania władzy, jest tu niejako
rzeczą oczywistą i niewymagająca zaznaczania.
Expressis verbis
zaznaczył Le Bon tę zasadniczą swoistość narodu, iż w odróżnieniu od
heterogenicznego, czyli wewnętrznie zróżnicowanego tłumu, jest on ze swej natury
jednolity. Jest mianowicie narodem tylko wtedy, gdy składające się nań jednostki
wykazują „zupełną jedność myślenia i uczuć"; zdarza się przy tym, iż
„mieszaniny" "złożone z niepodobnych do siebie jednostek poczynają się stapiać w jedną całość i wytwarzają rasę"; to znaczy „zawiązek posiadający wspólne cechy i uczucia, które dziedziczność coraz bardziej utrwala". W takiej sytuacji może się zdarzyć, iż „tłum zamienia się w naród i zaczyna dzięki temu wychodzić z barbarzyństwa" [ 11 ].
Że takie zwycięstwo narodu i rasy nad
demokracją, politycznymi aspiracjami ludności i groźbą socjalizmu
nastąpi w niedługim czasie i na dłuższy okres, Le Bon nie chciał sobie robić
wielkich nadziei. Pocieszał się jednak myślą, że instytucje i rządy jako
pochodna rasy mimo przejściowego pójścia przeciw jej tendencjom zostaną kiedyś
zmuszone do powrotu. [ 12 ]
Tymczasem, jak uczy krwawe doświadczenie ruchów
rewolucyjnych, wywołanych „ustępliwością władz wobec żądań tłumu", należy dbać o przeciwdziałanie jego uroszczeniom.
Przede wszystkim trzeba się troszczyć o pielęgnowanie tradycji, o ograniczanie niepotrzebnych instytucji, jak też o odpowiednie wychowanie i nieprzesadnie szeroko zakrojona oświatę. Skupiając się
na tych zagadnieniach w Rozdziale I Księgi II, nie krył Le Bon swej
wrogości wobec udziału zwykłych ludzi we władzy państwowej ani też swej niechęci
do niższych warstw społeczeństwa oraz „rosnącej potęgi mas" [ 13 ].
Jak łatwo się domyślić, oświaty obawiał się
najbardziej, przyznając rację Herbertowi
Spencerowi, który twierdził, iż nie umoralnia ona ludzi „ani ich nie
uszczęśliwia, [...] a nawet gdy jest źle pokierowana, może stać się szkodliwa i często zgubna" [ 14 ]; statystyka
wykazuje na przykład, że „najwięksi burzyciele porządku społecznego — anarchiści — pochodzą często spośród najzdolniejszych uczniów"; nie ma też Le Bon
wątpliwości, że wiele utalentowanych osób schodzi przez oświatę na
„najrozmaitsze rozdroża" z wielką szkodą
dla „rozwoju cywilizacji swego narodu". Skłania się także do opinii, że oświata i szerząca się umiejętność czytania są odpowiedzialne za
rosnąca liczbę przestępstw. Jest w każdym razie pewien tego, że wzrost przestępczości powoduje przede wszystkim
„bezpłatna i obowiązkowa szkoła", która wielu jednostkom „zastąpiła
praktykę i naukę w handlu i rzemiośle" [ 15 ].
Innymi słowy, to że społeczeństwo, czyli tłum
lub masy, są pozbawione wiedzy, przez co nie nadają się do sprawowania władzy,
nie jest jeszcze tak złe, jak
kształcenie niższych warstw społecznych do celów innych niż sam tylko handel i rzemiosło. Z kształcenia szeroko zakrojonego, nie nastawionego na wartości
narodowe i na wiedzę fachową rodzi się obok przestępczości niezdrowe
niezadowolenie z własnego losu. Mówiąc dzisiejszym językiem,
kształcenie ogólne sprzyja zdaniem Le
Bona silnej potrzebie społecznego awansu: „robotnik nie chce być dalej
robotnikiem, chłop nie chce być chłopem, a najuboższy kupiec marzy o karierze
urzędniczej dla swych synów". Szkoła wychowuje „kastę urzędniczą, w której można
się piąć do góry". „U dołu drabiny społecznej powstaje w ten sposób armia
niezadowolonych ze swego losu robotników i chłopów gotowych zawsze do buntu"
[ 16 ]. Wróciwszy w ten sposób do
wątku zagrożeń socjalistycznych, podkreśla Le Bon wyniki swej obserwacji, wedle
której „większość agitatorów
socjalistycznych" — to ludzie „posiadający ambicję ponad stan" [ 17 ].
Mogącemu powstawać wrażeniu, że odbiegł tu Le
Bon od tematu tłumu, zaprzeczył on sam energicznie pod koniec wywodu [ 18 ]. Cały, także bezpośredni,
kontekst rozważań nad oświatą, każe
raczej przyjąć, iż tłum utożsamił tutaj po prostu ze wszystkimi niższymi
warstwami społeczeństwa. W każdym razie, zmierzając do wniosków praktycznych,
postuluje, by młodzież — rzecz jasna, można dodać, nie z rodów arystokratycznych — została skierowana „do handlu, do przemysłu,
do roli i do przedsiębiorstw kolonialnych".
Przestroga przed nadmiarem
kształcenia ogólnego objęła przy tym także osoby, które nazywamy dzisiaj
inteligencja techniczną: również „inżynier uczy się więcej w fabryce aniżeli w szkole". [ 19 ]
Konkluzja o potrzebie gruntownej reformy oświaty
brzmi energicznie, patriotycznie i wzniośle: dotychczasowe
kształcenie „musi zostać usunięte na
rzecz wyżej opisanego", wówczas „przedsiębiorczość i samodzielność narodu" będą
zdolne „podbić cały świat" [ 20 ]. O podcięciu korzeni demokratycznym zapędom tłumu już tutaj nie wspomniano. W innych miejscach rozprawki o tłumie była o tym mowa wystarczająco często.
Antydemokratyczny kontekst ideowy pojęcia tłumu
przytoczona koncepcja oświaty
tworzy w nie mniej istotnej mierze niż odrzucenie powszechnego prawa wyborczego z kwestionowaniem sensu istnienia parlamentów. Nie mniej zasadniczo tworzą ten
kontekst gwałtowne ataki na sensowność takich instytucji politycznych, jak
konstytucje i prawodawstwo tworzone z troską o wewnętrzną spójność. Zdaniem Le Bona „fabrykowanie [...] wszelkiego
rodzaju konstytucji należy uważać za dziecinadę, za wystawianie się na
pośmiewisko". „Ustawy uchodzące ze stanowiska czystego rozumu za błahostki lub
zbieraninę sprzeczności i absurdów" potrafią przynosić mimo to wiele dobrego.
Dlatego też, jeśli taka ustawa wyrosła z potrzeb rasy, nie można jej zastępować
żadną inną. Los narodu zależy bowiem od jego charakteru, „nie zaś od formy
rządu" [ 21 ]. Z tego względu wszelkie „instytucje niebędące
wytworem tegoż charakteru są tylko przejściową maskaradą" i nie zasługują na
szacunek. Nie zmieniają też „duszy tłumu" na lepszą. [ 22 ]
Oto mniej więcej całość tego, co zostało wyżej
nazwane ideowym kontekstem lebonowskiego pojęcia tłumu. Jak widać, jest to
kontekst wyrastający przede wszystkim z modelu społeczeństwa rządzonego
oligarchicznie, według wartości narodowych — niejako na podobieństwo
późniejszych nacjonalistycznych dyktatur. Budzenie wstrętu i niechęci do
socjalizmu, demokracji oraz wszelkich rządów ograniczanych barierami prawa i ustaw zasadniczych tworzy tu koherentną całość z obrzydzaniem wszelkich
zbiorowości potencjalnie nieposłusznych oligarchom. To znaczy z deprecjacją
wszelkich zbiorowości heterogenicznych, czyli wewnętrznie zróżnicowanych, jeśli
aspirują do samodzielności, a tym bardziej gdy biorą się do rządzenia
lub współudziału w sprawowaniu władzy.
Ich przedstawianie w jak najgorszym świetle jest głównym, jeśli nie jedynym
politycznym zastosowaniem, dla którego omówione
pojęcie tłumu zostało ukute i dla którego po dziś dzień znajduje
zwolenników.
Streszczając, można powiedzieć, że sprawa ma się
tutaj tak samo prosto, jak w wypadku pojęcia motłochu i kilku innych
deprecjonujących pojęć o podobnym zakresie: tłum Le Bona, podobnie jak motłoch w potocznym rozumieniu, odnosi się po części do pobudzonych tłumów ulicznych, i tak
samo jak motłoch z jego odpowiednikami
bywa odnoszony do szerokich mas ludzkich, szczególnie do tak zwanych ludzi
prostych; różni się natomiast od tych użyć pojęcia motłochu tym, że, jak
pokazano, autor utożsamiał go niekiedy z całą ludnością kraju z wyjątkiem jej
socjalnych i intelektualnych elit. Poszczególne rodzaje tłumów w klasyfikacji Le
Bona — to niejako wypełnione odstręczającymi przykładami nierozumności,
niegodziwości i głupoty pojemniki bojowe do obrzucania niemiłych części
społeczeństwa.
Same owe przykłady i opisy zachowań ludzkich,
włącznie z charakterystykami demagogów, nie muszą być przy tym nieprawdziwe.
Uwolnione od przesady, zafałszowań i pochopnych uogólnień, które wynikły z ich
służebności ideologicznej, mogą jeszcze dziś pobudzać do sensownej refleksji nad
społeczeństwem. Że najczęściej — poza kręgami ich badaczy — wzmacniają raczej
myślenie prymitywne i szablonowe,
to już zupełnie inna sprawa.
1 2
Przypisy: « Filozofia społeczna (Publikacja: 11-03-2011 )
Agata Sochaczewska Absolwentka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego zamieszkała w Jedlni Letnisku. Interesuje się problematyką motłochu, lumpenproletariatu i ludu suwerennego w utopiach XIX wieku. Stała uczestniczka „Seminarium w stodole” prowadzonego w Jedlni Letnisku przez Jerzego Drewnowskiego. | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1097 |
|