|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Tematy różnorodne » Inny punkt widzenia
Ewangelia adriano-polska [2] Autor tekstu: Marek Bończak
Gdy to
zrozumiał coś w nim umarło. Korzystając z ich zaufania wycofał się z karawany wędrującej do domu i ukrył się w Świątyni. Miał dość milczącej
życzliwości Józefa i wylewnej gadatliwości matki. Domyślał się, że jest
dla nich ciężarem, wprowadzającym w ich pożycie małżeńskie jakąś formę
zwyrodnienia. Dla Maryi był obiecanym Zbawcą, o którego należy dbać jak o najwątlejszy egzotyczny kwiat. Józef nie do końca uwierzył w historię z aniołem. Po prostu nie mógł. Jego męska duma została dotkliwie pobita,
nawet, jeśli agresorem był sam Duch Święty. Z drugiej strony Jeszua był
pozornie normalnym, niczym nie wyróżniającym się dzieciakiem, może jedynie
trochę inteligentniejszym od swych rówieśników. Nic w jego zachowaniu nie
sugerowało, że jest Namaszczonym. Te trzy dni
spędzone w świątyni były najpiękniejszymi w jego życiu. Mocno jak nigdy
czuł zew Abby, przenikający każdą komórkę boskiego ciała. Żył jak w transie: dzień i noc spędzał w domu Najwyższego, jedząc tylko to, co nieświadomie
użebrał, pijąc wodę z pobliskiego źródła. Najcudowniejsze były
wielogodzinne rozmowy o Bogu z każdym, kto miał na to ochotę. Chłopiec
zaczepiał rozmodlonych pielgrzymów, zadając im pytania dotyczące Pięcioksięgu i jego interpretacji. Najczęściej dostawał kopniaka lub kuksańca, którym
towarzyszyły niewybredne epitety na temat cnoty jego matki i babki. Niektórzy
jednak, bardziej pokojowo usposobieni lub z różnych powodów zainteresowani
rozmową ze ślicznym chłopcem, siadali z nim w kącie świątynnego dziedzińca i podejmowali rozmowę. Po pierwszych pięciu minutach rozmówcy rozumieli, że
chłopiec jest niezwykły. Jednych, mniej wykształconych, uwodziła melodia
jego głosu, moc młodzieńczego zapału emanująca z każdego słowa, mimo że
Jeszua mówił z odstręczającym galilejskim akcentem. Inni, bardziej obeznani z pismami natchnionymi, dziwili się jego umiejętności dokładnego cytowania
proroków oraz zdolności konstruowania składnych wywodów, w których owe
cytaty zajmowały to miejsce, które w dobrym drożdżowcu zajmują świeże
rodzynki.
Trzeciego
dnia, gdy Josua był już świątynną maskotką, którą wszyscy pielgrzymi
traktowali niemalże z życzliwością, na rozmowę z cudownym przybłędą
zdecydował się jeden z uczonych w piśmie. Nie był to zbyt wielki uczony; tak
naprawdę w ogóle nie był uczony, bo miał wstręt do słowa pisanego. Na szczęście
jego ojciec był zamożnym i dzięki temu wpływowym faryzeuszem. Uczony w piśmie
nigdy nie pytał tatusia ile zainwestował w łapówki, by jego synek posiadł
tak zaszczytny tytuł. Był na tyle cwany, aby zrozumieć, że tak naprawdę
jego rodzic działał przede wszystkim ze względu na powagę własnej pozycji
społecznej. Bo kto to słyszał, by szacunkiem Sanhedrynu cieszył się ojciec
nieuka. Toż wiadomo, że skoro spłodzony jest osioł, to płodzący nie może
być Salomonem. Dlatego nasz uczony nigdy staremu nie podziękował i pławił
się w zaszczytach i przyjemnościach zarezerwowanych dla znawców Woli Najwyższego.
Do końca
nie wiadomo, dlaczego uczony zdecydował się na rozmowę z Jesuą. Może chciał
zaszpanować przed swoimi utrzymankami; a może poczuł nagły akt dobrej woli,
nieodłącznie towarzyszący dużej ilości spożytego wina (podobnie jak
wybuchy niepohamowanej agresji — tego dnia mały święty chłopiec miał szczęście)? W każdym razie tego poranka biblista zagadnął wychudzonego wyrostka: — Ty
jesteś Jeszua ben Josef?
Chłopiec
przytaknął zaskoczony. Majestatyczny wyraz twarzy arystokraty wzmocniony
wytwornością jego szat wyraźnie go ośmielał.
Ale jedynie
przez chwilę. Żądza wiedzy i konfrontacji z tymi, którzy uważali się za
wiedzących na temat jego Abby rozjaśniła oblicze Mesjasza. Wreszcie ktoś
kompetentny, pomyślał z radością. Znudził się, bowiem, ciągłym
pouczaniem prostaków, których wiedza nie wychodziła poza dekalog. Josua szukał
wiedzy i teraz miał nadzieję, że w rozmowie z uczonym w piśmie zdobędzie
jej choćby szczyptę. Dlatego odpowiedział ochoczo: — W istocie, Panie. W czym
mogę ci służyć?
— Powiedziano
mi — nadął się znawca, — że jesteś bystrym chłopcem. Więcej, chodzą
słuchy, że jak na swój młody wiek, odznaczasz się niebywałą wiedzą na
Najważniejsze Tematy.
Josua
milczał dyplomatycznie. Wokół nich powoli gromadził się tłum ciekawskich
pielgrzymów znudzonych modlitwą, albo tych, którzy powracali do żon i dzieci, ubożsi o baranka, czy parę synogarlic, ale rozliczeni z Najwyższym.
Wśród
tego pokornego tłumu biblista czuł się, jak ryba w wodzie.
— Nie należę,
jak możesz się domyślać, do ludzi łatwowiernych. Najwyższy mi światkiem,
że nie. Moim obowiązkiem jest sprawdzić, czy aby twoje poglądy są zgodne z wolą Adonaja. Dlatego zadam ci pytanie. Jeżeli odpowiesz poprawnie to będziesz
mógł tu pozostać jeszcze kilka dni. Jeżeli się pomylisz, to jako heretyk
zostaniesz biczowany a potem zgładzony przez ukamienowanie. Zawołać straże! — zwrócił się do zbaraniałych pielgrzymów.
Po tłumie
przeszedł szmer. Niektórzy zgrzytali zębami, bo mieli nadzieję, że jednak,
gdy mały zmięknie z głodu, dobiorą się do jego urodziwego ciałka; inni, którzy
zapłacili haracz Najwyższemu (tak naprawdę, to zyskali na tym jedynie kapłani,
ale nie mówcie o tym głośno), robili zakłady ze znudzonymi modlitwą z nadzieją, że mimo wszystko nie wrócą do domu z deficytem (żony w owych
czasach były bardzo surowe, jeśli chodzi o budżet domowy), a może nawet
zarobią na szarooką, długoudą kurtyzanę; jedną z tych, które zachęcały
do degustacji swych wdzięków przed świątynną bramą, usztywniającym męską
fantazję tańcem brzucha. Z taką zaznają rozkoszy, za którą będą tęsknić
przez cały rok, gnijąc w małżeńskim łożu po kanonicznych kopulacjach, aż
wrócą do świętego miasta Jeruzalem, by uwielbić Najwyższego trupami owiec,
wołów i ptactwa.
Niemal
wszyscy stawiali na uczonego w piśmie, gdyż mimo osobistych sympatii, oraz
dziwnie silnej intuicji, byli zbyt podlegli systemowi, by nagle przeciwstawić
się oficjalnemu autorytetowi religijnemu. Cóż, jak było na początku teraz i zawsze i na wieki wieków...
Josua nie
zraził się ogólnym sceptycyzmem. Już dawno zrozumiał, iż jest kimś wyjątkowym.
To nie byle co być wcielonym Bogiem. Jego człowieczeństwo, z racji wieku
dawało mu się we znaki. Trudno być Absolutem traktowanym z lekceważeniem
przez starszych od niego siwobrodych głupców. Przez dwa tysiące lat
teologowie wygładzą wszystkie kanty paradoksu, ale dla młodego Josuły liczyło
się tu i teraz absolutnie niewyrażalnej rzeczywistości. Jego samoświadomość
bóstwa wcielonego przerastało możliwości dwunastoletniej osobowości, tak
jak będzie przerastało samoświadomość dyndającego na krzyżu
trzydziestoparolatka. Zmieścić Boga w człowieka — to najstraszniejsza z tortur, nieskończenie dotkliwsza od męki krzyża.
Mimo to,
Jeszua radził sobie dobrze z mocą, która jak wzburzone morze uderzała w ograniczoności jego młodzieńczej osobowości. Tylko niezwykły blask szarych oczu Jesuły zdradzał wewnętrzne zmagania. Potężne
mury bożego domu zdawały się być niczym, wobec samokontroli młodego
Mesjasza, pobudzonego bliskością Niewyrażalnego Majestatu. Miał wrażenie, iż
mógłby jednym aktem woli zniszczyć cały ten ogromny monument Starego
Przymierza i z tą samą łatwością odbudować go jeszcze wspanialszym, lecz
tym razem odpowiadającym woli Najwyższego.
— Odpowiedz
mi, zatem, młodzieńcze: jakie jest najważniejsze Boże przykazanie? A wy
wszyscy cicho! — arystokrata krzyknął do tłumu, jakby ten rzeczywiście
zdolny był pomóc Jesule.
Chłopiec
zastanowił się. Oczywiście nie nad odpowiedzią — tę znał doskonale.
Chodziło raczej o to, czy po udzieleniu odpowiedzi zadać pytanie uczonemu. W ten sposób mógłby sprawdzić na ile zna Prawdy Najwyższego. Z drugiej strony
Jeszua wiedział, że igra z zimnym ogniem ambicji i władzy, które
zanieczyszczać będą, niczym ptasie odchody świątynny dziedziniec, wszelką
religię aż do skończenia świata. Właśnie dlatego postanowił zaryzykować.
— Oto
odpowiedź: najważniejszym przykazaniem jest: będziesz miłował Najwyższego. Z całego serca, ze wszystkich sił, z całej duszy i w ogóle...a bliźniego
swego, jak siebie samego. Poza tym reszta to ozdobny chłam.
Złośliwy
uśmieszek znikł z ust biblisty. Joszua odpowiedział bezbłędnie i na pewnie
wielu z tych prostaków wie o tym. Dzieciak ocalił skórę, to pewne, ale jak
wyjść z honorem z tej niezręcznej sytuacji? Najlepszą obroną jest atak.
Dlatego trzeba młokosa zasypać pytaniami o komentarze midraszowe do tego
wersetu, bo do cholery, szkoda ojcowskich pieniędzy, żeby taki nie wiadomo
kto poddawał w wątpliwość porządek ustanowiony przez świętych patriarchów.
— Teraz ja
mam pytanie — powiedział znienacka Josuła. — Mogę?
Uczony nie
miał wyjścia. Poza tym, chociaż zaczął się bać kompromitacji, nie mógł
po prostu uciąć rozmowę brutalnym „nie". Dostrzegł kilku faryzeuszy w ich czarnych eleganckich szatach. Co powie ojciec, gdy skompromituje się przed
nimi? Wolał o tym nie myśleć.
— Pytaj synu — rzekł uczony w Piśmie pozornie władczym tonem.
— Powiedz
panie: kim jest Najwyższy, Jaka jest jego natura?
To był
cios poniżej pasa, ale w dyspucie nie ma sentymentów. Na razie ze wszystkich
istot zamieszkujących Ziemię, jedynie Josua wiedział, że Najwyższy jest
Doskonałym Bytem, Czystym Aktem, Jednością Trzech Osób a jego naturą jest
Miłość (choć co to znaczy nikt nie wie, bo dla Boga miłość może być
czymś innym niż dla nas, zaś analogia jest zawsze ambiwalentna) -
ostatecznie jako Syn był jego ważną częścią składową.
Uczony w Piśmie
zacisnął wąskie wargi i począł szarpać swą długą, rzadką brodę.
— Najwyższy...to, w rzeczy samej, Najwyższy. Bóg Abrahama...i tego, no Izaaka...i jego syna
Jakuba...- mamrotał niepewnie biblista.
Jeszua
triumfował, choć dyskretnie.
— To nie
jest odpowiedź — stwierdził mesjasz.
Lud zdębiał.
Pieniądze
przeszły z ręki do ręki. Ktoś pośpieszył w poszukiwaniu najzdolniejszych
ladacznic; ktoś inny przeklinał pod nosem, nie zważając na świętość
miejsca.
Josua był w transie. Pokonał religijnego profesjonalistę! To było dopiero coś. Teraz
wyjawi właściwą odpowiedź i w ten sposób definitywnie zawstydzi
przeciwnika. Młodzieńcowi tak przypadła do gustu dysputa z zarozumialcem, że
podobne praktykował przez całe życie i co cieszy jeszcze bardziej — nigdy
nie przegrał!
Już
otwierał usta, na które cisnęły się słowa „Ja jestem Światłością świata",
albo coś w tym stylu, gdy ciszę Świątynnego przedsionka rozdarł podwójny
krzyk.
1 2 3 4 Dalej..
« Inny punkt widzenia (Publikacja: 08-04-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2391 |
|