Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.173.816 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 306 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Cudze chwalicie, Swego nie znacie, Sami nie wiecie, Co posiadacie."
 Tematy różnorodne » Inny punkt widzenia

Ewangelia adriano-polska [4]
Autor tekstu:

— Ktoś mnie dotknął — Jeszua był zaniepokojony.

— Nic dziwnego, Mistrzu — wszechobecny Piotr torował drogę w tłumie. — Wiele osób dotyka twoich szat.

— Nie rozumiesz. Moc uszła ze mnie. Ktoś mnie dotknął z wiarą.

Josua zatrzymał się. Sytuacja zdawała się go intrygować i musiał wyjaśnić ją do końca.

— Kto mnie dotknął? — krzyknął.

Czy wiedział, kto to był? Czy to pytanie miało dać szansę zuchwalcowi do pokornego przyznania się do winy?

— Panie, Panie, to ja cię dotknęłam.

Z tłumu wyszła niewiasta. Wychudła, zgarbiona, ledwo szła, opierając się na drewnianej lasce. Kobieta upadła na kolana. Chusta zsunęła się jej z głowy, ukazując rzadkie, siwe włosy.

— Dlaczego? — zapytał łagodnie.

Kobieta zaniosła się szlochem. Był to płacz oczyszczający i Jeszua czekał cierpliwie, aż kobieta wypłacze się do końca. Gdy ucichła ujął ją za rękę i podniósł z ziemi.

— Już lepiej? — zapytał, ocierając delikatnie kciukiem łzy z jej oczu.

Kiwnęła siwą głową.

— Panie, przepraszam, ale nie miałam wyboru. Od kilkunastu lat choruję na krwotok.

Tłum cofnął się ze złowrogim szmerem, z którego można było wyraźnie wyłowić słowo „nieczystość".

Josua nienawidził zabobonu, który czynił krew czymś nieczystym. Od dawna miał zamiar z tym skończyć. Miał już nawet plan ostatniej wieczerzy, podczas której picie jego krwi stanie się koniecznym elementem zbawienia.

Kobieta myślała, że jego milczenie jest znakiem dezaprobaty a może i potępienia.

— Szukałam pomocy u lekarzy, panie. Ale, choć wydałam cały majątek, nic mi nie pomogli. Ten codzienny ból… — znowu zaniosła się płaczem.

— Twoja wiara cię uzdrowiła — mesjasz wymamrotał regułkę i przytulił ją do siebie na znak dla tłumu, że jest już czysta. Kobieta pachniała ziołami, jak… jego matka. Z trudnością przypomniał sobie zapach Miriam. Tak dawno z nią nie rozmawiał. Od wesela z Kany. Wtedy jej ustąpił, choć wbrew swej woli. Od tamtego czasu nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Zapach matki… mimo wszystko trochę mu jej brakowało.

Uzdrowiona kobieta z czcią ucałowała jego dłoń (nigdy tego nie lubił) i wtopiła się w tłum.

Jej czarne szaty przypomniały mu wdowie odzienie matki. Pamiętał ich ostatnią rozmowę z przed kilku miesięcy. Czy nie wiesz, że ja należę do Najwyższego i jego sprawy są dla mnie najważniejsze? — zacytował jej powiedzonko sprzed kilkunastu lat, gdy z Józefem wyciągnęli go niemal na siłę ze świątyni. Miriam spuściła głowę i nic nie odpowiedziała. Josua nie odważył się czytać w jej myślach. Biła od niej przedziwna moc, przed którą czuł respekt.

Z uzdrowionej kobiety emanowała podobna siła tylko o wiele słabsza. Josua wyraźnie wyczuł w niej obecność Najwyższego. To, dlatego kochał ludzi. Widział w nich Abbę. Każdy nosił w sobie piękno jego podobieństwa, jak źdźbła trawy lśnią nad ranem kroplami rosy. Syn rozkoszował się tą boską świeżością, uważając każdego człowieka za cel swego istnienia. Człowiek, stworzony na podobieństwo Najwyższego, stanowił dla Josuły źródło doświadczenia miłości Abby, której Syn nigdy nie miał dosyć.

To nie znaczy, że ludzie byli dla niego jedynie nosicielami boskości. W każdym z nich wyrażała się ona inaczej i była dostępna jedynie, gdy akceptował i kochał człowieka jako konkretną, niepowtarzalną osobę.

Josua otwierał się na człowieka i Abbę w nim obecnego: to bosko-ludzkie doświadczenie miłości stanowiło ostateczny fundament jego życia.

Dlatego cieszył się, że Najwyższy uzdrowił tamtą kobietę z krwotoku, pomimo, że była nimfomanką i w tej chwili uwodziła młodego wieśniaka w poszukiwaniu zapomnianej rozkoszy, za którą tęskniła codziennie przez tyle lat.

Solidna, drewniana laska tkwiła teraz w drżącej ręce niewidomego.

Zapłacił dochodem z godzinnej żebraniny — to sprawiedliwa cena.

IX.

Josua czuł, że umiera.

Niewypowiedziany ból zmasakrowanego ciała, który pulsował w rytm bicia przeciążonego serca ustępował. Jego miejsce zajmowało zdradzieckie otępienie, odbierające wolę walki o oddech i mącące zmysły. Wobec wcześniejszego bólu, marazm zdawał być się rozkoszą. Lecz Josua, który czuł czającą się na jej dnie lodowatą groźbę, walczył z całej siły woli, by nie utracić świadomości.

Niepostrzeżenie powrócił strach. Opuścił go w kilka sekund po przybiciu do krzyża, gdy minął pierwszy szok i cierpienie na dobre zawładnęło każdą komórką nerwową skazańca. Teraz, gdy ból ustąpił zimnemu obumieraniu, wspinającemu się powoli, lecz konsekwentnie po krwawym, dygocącym ochłapie mięsa, który kiedyś był pięknym, muskularnym ciałem, lęk powrócił silny, niepokonany. Zwierzęcy wymiar ludzkiej natury Josuły wył z przerażenia wobec rzeczywistości umierających tkanek. Jego człowieczeństwo skurczyło się w sobie, niezdolne przeciwstawić się atawistycznemu lękowi przed śmiercią. Boskość, pozbawiona swej odwiecznej wszechmocnej nietykalności, kryła się za nędzną zasłoną skulonego człowieczeństwa. Mrok kładł się nieprzeniknioną kurtyną zasłaniającą nieodwołalnie scenę rzeczywistości, na której świat jak gdyby nigdy nic odgrywał swoją wielowątkową komedię o niejasnym przesłaniu. Czasami jakieś kolory rozświetlały słabo ciemności; co nieraz docierały do niego strzępy zdań, częściej pojedyncze słowa, przeważnie bluźnierstwa. Josua nie chciał ich słuchać. Miał dosyć. Więcej nie dam rady, pomyślał i dał za wygraną. Natychmiast począł spadać w bezdenną przepaść; ciemność wirowała coraz szybciej. Ostatni umierał lęk, zostawiając miejsce błogości niebytu, delikatnie nasączonego obecnością Absolutu, czekającego za ostatnim paroksyzmem umierania.

— Abba — jęknął Josua.

— Synu - zapłakała kobieta.

Umierający z trudem otworzył oczy.

Do jego posiniaczonych, zakrwawionych stóp tuliła się Miriam. Wychudła, siwa - przedwcześnie postarzała, złamana w pół kobieta, która była jego matką. Tuż przy niej stał Jan. Nieudolnie podtrzymywał ją, by nie upadła, choć sam ledwo stał na nogach.

Josua czuł bijącą od nich miłość. To ona zawróciła go z Ostatniej Drogi. Zrozumiał, że miał jeszcze jedną rzecz do zrobienia; może najważniejszą w całym jego życiu. Od kiedy skończył dwanaście lat przestał kochać swoją matkę. Traktował jej troskliwość, jak ciężar; drażniła go ona i gdy osiągnął swobodę działania odizolował się od niej. Przestał też nazywać ją matką — już nie mógł. Tłumaczył sobie, że miał tylko Ojca — Abbę i tylko on ma prawo do jego synowskich uczuć. Teraz, z perspektywy krzyża, gdy tylko Miriam i Jan pozostali przy nim, uświadomił sobie jak bardzo błądził przez tyle lat.

Josua przypomniał sobie niedawny epizod z drzewkiem figowym. Wówczas tęsknił za tym, by ktoś spojrzał na niego, jak na Josuę ben Josefa, człowieka zmęczonego swą boskością; zdolnego do pomyłek i niedorzeczności; dorastającego boleśnie do miary swego mesjańskiego powołania. Jednocześnie z uporem odrzucał matczyne uczucie, trochę natrętnej i nie do końca rozumiejącej istoty, która nie pragnęła niczego nad jego synowską miłość.

Josua westchnął. Każde uderzenie konającego serca sprawiało mu ogromny ból. Wstrząsnął okaleczoną głową, by odgonić muchy ucztujące gromadnie na jego opuchniętej, zsiniałej twarzy i zmusił się do mówienia.

— Niewiasto — nawet w takiej chwili nie potrafił nazwać jej matką — oto syn Twój.

Jan przytulił do siebie drobną Miriam, która oparła zmęczoną głowę na jego młodzieńczym ramieniu.

Przepraszam, Mamo, pomyślał Mesjasz. On da ci tę miłość, której ja nie potrafiłem. Na niego wyleję całą moją miłość do ciebie. Przez jego czułość będę ci wynagradzał wszystkie chwile, gdy z mojej winy byłaś samotna i odtrącona...

— Oto twoja nowa matka, Janie.

Potem opadł z resztek sił i bezwładnie zawisł na trzech gwoździach naszej ludzkiej sprawiedliwości. Utrzymały — nawet Boga, by nie spłynął w stęsknione ramiona Matki. Jesteśmy sumiennymi kowalami tego świata.

X.

Ostatnią myślą, jaką odczytał przed śmiercią Mesjasz, były narzekania drobnego handlarza fig, którego córka Rachel straciła cnotę za sprawą pewnego Josefa. Biedak nie wiedział, że za kilka miesięcy stanie się dziadkiem jednego z najważniejszych członków gminy chrześcijańskiej, późniejszego męczennika, co zapewni mu dostatni byt i szacunek do końca jego dni.

Tak, nadchodziły ciekawe czasy; nowe ciekawe czasy.

Na tę myśl Josua uśmiechnął się pierwszy raz od bardzo dawna; i umarł z tym uśmiechem na spękanych wargach.

Cierpkim.


1 2 3 4 

 Zobacz także te strony:
Ewangelia według Pradziadka Świętego
Kuszenie Jezusa
Ofiara mająca zbawić ludzkość
Zbawiciel
 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Pusty krzyż
Inkwizytor

 Dodaj komentarz do strony..   


« Inny punkt widzenia   (Publikacja: 08-04-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Marek Bończak
Były ksiądz; poglądy niezgodne z doktryną Kościoła skłoniły go do rezygnacji z kapłaństwa.

 Liczba tekstów na portalu: 12  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 17  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Schizma arcybiskupa Milingo
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2391 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365