Tematy różnorodne » Inny punkt widzenia
Ewangelia adriano-polska [3] Autor tekstu: Marek Bończak
— Synku! -
krzyczała kobieta.
— Josua, ty
łobuzie! — krzyczał mężczyzna.
Wówczas
Josua ostatecznie przestał ich kochać.
Gdy po
latach wracał myślą do tamtych dni był wdzięczny rodzicom za uratowanie go
od popełnienia największego błędu w swoim życiu. Mimo to, wstyd, jakiego się
wówczas najadł, szczególnie, gdy Józef (całkiem słusznie) wyciągał go za
uszy przy wszystkich jego wielbicielach, pozostał z zadrą w sercu, która nie
pozwalała mu pokochać ich na nowo. Nie pomogła nawet świadomość, że wściekły
uczony w chwili, gdy Josua ogłaszał sentencję, postanowił nająć zawodowego
mordercę i zabić chłopca jeszcze tego samego wieczora. Kuksańce Józefa
uratowały mu życie, bo na ich widok biblista zaniechał zemsty i z pogardą
wmieszał się w tłum. Cóż, rany
młodości bolą całe życie.
VI.
Pewnego
pogodnego poranka Josua i jego uczniowie ponownie znaleźli się przy młodym
drzewku figowym. Okoliczności też były podobne — Jeszua narozrabiał w świątyni i musieli wiać z miasta.
Mesjasz był
podniecony.
— Ale dałem
im bobu! Nie będą więcej handlować w domu mojego Abby!
— Oj będą,
będą — Piotr potrząsnął głową. — Tylko zatrudnią więcej
ochraniarzy. A ty nie masz już wstępu do świątyni.
Josua wcale
się tym nie przejął.
— Nie
wiecie, że już wkrótce prawdziwi wyznawcy będą czcili Najwyższego w Duchu i prawdzie. Moim wyznawcom nie będą potrzebne żadne mury, bo ich serca będą
żywymi świątyniami, zamieszkanymi przez Ducha.
Ależ się
mylił. A może tylko tak bajerował — historia pokazuje coś zgoła innego.
— Widzieliście,
jaką zrobili minę, gdy im powiedziałem, że mogę rozwalić tę świątynię i odbudować ją w trzy dni?
— A mógłbyś? — zapytał sceptycznie Tomasz.
Joszua
popatrzył na niego, jakby powiedział coś zupełnie niedorzecznego.
— To tylko
taka metafora. Trzy dni… rozumiesz? Chodzi mi o to, że mało nie narobili w majtki jak powiedziałem, że rozwalę tę ich świątynię. A wiecie, dlaczego?
Bo oni tam robią kasę — w imię Abby.
— A mi
szkoda tych handlarzy — włączył się do dyskusji Andrzej. — Niektórzy z nich ciężko pracowali cały rok, by móc wystawić na sprzedaż swoje towary.
Przez ciebie, w jednej chwili, stracili wszystko na rzecz cwaniaków i obiboków.
Jeszua
spoważniał.
— Każda
rewolucja żąda ofiar.
Zapadło kłopotliwe
milczenie. Uczniowie myśleli o przyszłości ich rewolucji religijnej. Mimo miłości
do mistrza czuli się zmęczeni i coraz częściej myśleli o domu: nie
pilnowanych żonach pracujących nad siły, rosnących bez ojców dzieciach,
osamotnionych rodzicach, być może niszczejącym dobytku.
Josua chcąc
nie chcąc słyszał ich myśli i było mu przykro. Miał świadomość
odpowiedzialności za tych ludzi i chciał jakoś ich pocieszyć.
— Posłuchajcie
moi drodzy. Wiem ile was kosztowało pójść za mną, ale wiem również, że
jeszcze w tym życiu Abba da wam sto razy tyle, ile zostawiliście w domu...
— Sto żon… — Rozmarzył się na głos Juda Tadeusz. — Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
byłem z Rachel.
— ...oraz życie
wieczne, gdy umrzecie (to znaczy, gdy zostaniecie zabici, pomyślał, ale nie
chciał ich przedwcześnie niepokoić).
— Kiedy,
mistrzu? — zapytał Piotr nieco sceptycznym tonem.
Josua
stropił się.
— Nie wiem — rozłożył ręce. — Ale Abba wie. — dodał szybko.
— Na pewno
już niedługo — wtrącił Jan, spoglądając z uwielbieniem na Jesuę.
Mesjasz nie
odpowiedział, ale przykucnął i zaczął rysować palcem na suchym, brunatnym
piasku. Uczniowie wiedzieli, że w takich chwilach nie należało mu przeszkadzać.
Niektórzy myśleli, że rozmawia z Abba, inni, bardziej sceptyczni, uważali,
że głęboko rozmyśla, albo po prostu izoluje się mentalnie od otoczenia i tak odpoczywa.
Co ciekawsi
zajrzeli mu przez ramię.
Josua
rysował krzyżyki.
Minęło
jakieś dziesięć minut zanim Mesjasz powrócił do swoich uczniów. Wstał
energicznie z ziemi i przemówił łagodnie.
— Pamiętacie,
jak wam powiedziałem, gdy zmierzaliśmy do miasta, że fajnie jest być liderem
religijnym z woli Abby?
Oczywiście
nie pamiętali i byli bardzo zdziwieni, że on tak.
— Nie
szkodzi. Posłuchajcie, proszę teraz.
Podszedł
do drzewka figowego.
— Nie ma na
nim owoców — stwierdził to, co wszyscy wiedzieli. To nie była odpowiednia
pora roku na owoce. Tak chciał Najwyższy.
— Rozczarowałeś
mnie, zatem uschnij!
Biedne
drzewko posłusznie zrzuciło nagle pożółkłe liście i skarłowaciało. Soki w nim wyschły a drewno stało się suche i nieużyteczne. Roślina umarła.
Uczniowie
pierwszy raz widzieli niszczące działanie mocy mistrza i byli przerażeni. Każdy z nich wyobraził sobie, co by się stało gdyby Jeszua kazał jemu uschnąć.
Wszyscy postanowili sobie, że będą wobec mesjasza jeszcze bardziej grzeczni i posłuszni.
— Dlaczego
to zrobiłem? — zapytał ich po chwili mistrz.
— Bo drzewko
nie dało ci tego, czego od niego oczekiwałeś — odparł drżącym głosem
najodważniejszy Piotr.
— Właśnie.
Nie było gotowe na to, by nakarmić mnie swoimi figami. Dlatego, powiadam wam,
zawsze bądźcie gotowi, bo nie wiecie, kiedy Syn Człowieczy przyjdzie i zażąda
owocu waszego życia. Koniec części oficjalnej.
Uczniowie
wyraźnie się rozluźnili. Zaczęli nawet żartować ze swojego strachu z przed
chwili.
— Powiedzcie
mi — podjął temat Jeszua — zrobiłem dobrze, czy źle?
Nagle zapadła
grobowa cisza.
— No, bo
popatrzcie: drzewko nie mogło dać mi owocu. Wymagałem od niego rzeczy niemożliwej.
Pytam się — czy to moralne z mojej strony?
Tak, już!
Nikt nie jest na tyle głupi, by cię krytykować!
Josua
westchnął.
— To było
niemoralne. Przeciwstawiłem się prawu natury, by pouczyć was o królestwie
niebieskim. Kiedyś uczeni w Piśmie wpadną na pomysł, że łaska buduje na
naturze, a nie niszczy jej. Ja przed chwilą zniszczyłem naturę.
— Mówiłem
wam, że rewolucja potrzebuje ofiar. Źle się wyraziłem. Ofiary, jeśli będą,
są zawsze nie chcianą konsekwencją. Cel nigdy nie uświęca środków.
— Więc,
dlaczego...? — zapytał któryś z uczniów.
Mesjasz
westchnął jeszcze głębiej niż poprzednio.
— Gdy mówiłem,
że fajnie być liderem religijnym ironizowałem. Przed chwilą popełniłem coś
złego — zamieniłem życie w śmierć, jako kara za coś, co nie było winą.
Zaprzeczyłem sobie. Mimo to, w przyszłości mądrzy znawcy mojego życia będą
za wszelką cenę starali się udowodnić, że to, co zrobiłem jest dobre. A to, dlatego, że służyło to wyższemu celowi; albo, dlatego, że mam władzę
absolutną nad naturą; wreszcie stwierdzą, iż skoro to ja uczyniłem, to musi
to być dobre, w jakimś wyższym winiarze. Gdy raz stwierdzą, że jestem
doskonały odbiorą mi nawet prawa do wysypki, czy bólu brzucha. Uczynią ze
mnie dogmat: obleją mnie gipsem, zdejmą odlew i będą go ubóstwiać. Im
bardziej będą go wielbić, tym częściej będą manipulować gipsowym
popiersiem pewni, że to ja. A to moje martwe oblicze będzie jak lustro, w którym
odbijać się będą twarze religijnych zarządców. I będą głosić to, co
zobaczyli ubrane w święte wersety, całkowicie pewni swych racji. Moje życie
stanie się, dla wielu, kanonicznym zbiorem kilkunastu opowieści i tysięcy
sylogizmów z nich zbudowanych. Te sylogizmy, zaś, będą ważniejsze ode mnie.
— Czy będzie
aż tak źle? — zapytał Jan, który jako jedyny z Dwunastu zrozumiał słowa
Mistrza, gdyż słuchał sercem.
— Nie wiem,
lecz widzę, co kapłani, faryzeusze i uczeni w Piśmie zrobili z Przymierzem.
Jan wiedział,
że gdy Josua nie chciał czegoś wiedzieć, tego po prostu nie wiedział. I zawsze miał do tego solidny powód. Ponadto wiedział, że mesjasz boi się
tego, o czym mówił bardziej niż krzyża, którego liczne wersje rysował na
piasku.
VII.
Josua
wiedział, że nie będzie żyć wiecznie. Miał na myśli ten świat. Czuł, że
wielka chwila zbliża się nieunikniona i straszna. Jeśli chciał, by jego
Droga przetrwała musiał znaleźć kogoś, kto zjednoczy uczniów, kto ich
poprowadzi dalej, przez świat. Jak w przypadku Judasza zawierzył całkowicie
woli Najwyższego. Po całonocnej modlitwie wybrał Piotra.
Co tu dużo
ukrywać, Josua wolałby uduchowionego Jana, który rozumiał go najlepiej ze
wszystkich.
Piotr był
silnym, prawym facetem, ale zbyt rozsądnym, niemal prostackim, na swój sposób
mądrym, lecz bez wielkiej osobowości. Mesjaszowi imponowała w Piotrze jego
stałość opinii, rozwaga w podejmowaniu decyzji, poza tym miał on wpływ na
Josuę niebagatelny i czasami ratował go przed wieloma zbyt pochopnymi krokami.
Tak, on będzie w stanie utrzymać we wspólnocie wszystkich Apostołów swoją
prostą, ale głęboką mądrością i rozwagą. Nie narzuci im przy tym swojej
woli, nie odbierze autonomii, jaką Mesjasz sam im dał. Josua nie potrzebował,
bowiem dla swych uczniów zwierzchnika, ale starszego brata.
VIII.
Nie wiedział,
dlaczego kocha tych ludzi. Czasami przez całe dnie przemywał oczy niewidomym,
podnosił z brudnych legowisk paralityków, dotykał cuchnące ciała trędowatych,
po czym często wymiotował, jakby chciał pozbyć się żołądka i wątroby.
No cóż, miał ten dar i jakaś wewnętrzna siła niemal zmuszała go często,
by z niego korzystał, aż do całkowitego wyczerpania sił.
Chociaż
bywało i tak, że przez dłuższy czas nie uleczył nawet złamanego paznokcia.
Swoją drogą
moc, jaką posiadał nie pochodziła od niego. To Abba, wylewał na ludzi błogosławieństwo
poprzez swego syna. W momencie uzdrawiania Josua czuł ogromną siłę
odwiecznej miłości, przepływającą na uzdrawianego a przy tym doznawał
ogromnej rozkoszy, której z niczym nie dawało się porównać. Dlatego Josua
nie mógł narzekać na brak pozytywnych aspektów swojej działalności
dobroczynnej. Nie mówiąc już o tym, że po kilku uzdrowieniach ludzie
przestawali kpić z tego, co mówił o królestwie bożym.
Dlatego,
gdy poczuł, że moc miłości z niego upływa Josua był zaskoczony. Zwykle to
on był dystrybutorem dokładnie podporządkowanym własnej woli uzdrawiania.
Teraz ktoś zrobił dziurę w dystrybutorze.
1 2 3 4 Dalej..
« Inny punkt widzenia (Publikacja: 08-04-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2391 |