STOWARZYSZENIE » Biuletyny » Dodatki Specjalne
Wolność religii w Unii Europejskiej [2] Autor tekstu: Roman Herzog
Tolerancja jako przejaw wolności
wymaga, aby obrońca poglądu i przedstawiciel jakiejś władzy czy urzędu
mieli różne spojrzenia na sprawę i takie stanowiska z grubsza biorąc tworzą
obraz pluralizmu. Bywa często, że dowolność i brak rozeznania utożsamiane są z tolerancją, a jest przecież błąd kardynalny. Jeśli ktoś w jakiejś
kwestii nie ma ustalonego i rzeczowego poglądu i na tej podstawie oddala
problem zainteresowanego, to nie ma to nic wspólnego ani z tolerancją, ani z pluralizmem, a jest jedynie tym, co -
zaraz na wstępie -
nazwałem brakiem rozeznania, przekonania, i jest odejściem od jakiejkolwiek
tolerancji. Tolerancja polega na przeciwstawieniu innemu przekonaniu — własne. A ponadto, na gotowości przedstawienia swego przekonania przekonaniu
zainteresowanego. Mając wtedy pełną jasność w sprawie, wyraża gotowość
pokojowego współżycia, respektując wolność myślenia i poglądów rozmówcy.
Ale i wtedy jawią się dwie możliwości: albo wszystkie strony znajdą w sobie
gotowość do kompromisu (jeśli to okaże się możliwe) a oznacza to właśnie
porozumienie, albo (jeśli okaże się to niemożliwe) każdy pozostaje przy
swojej racji. Istniejące rozbieżności nie są tematami zakazanymi. Strony
okazują sobie wzajemnie szacunek i utrzymują stosunki, które nazwałem właśnie
pokojowym współżyciem. Skoncentrujmy się teraz -
zgodnie z tematem Konferencji -
na sprawach religii. Wiele przemawia za tym, że najbliższa przyszłość da się
określić przy pomocy rozważań przedstawionych powyżej. Wyłączność i jednobarwność religijna średniowiecznej Europy dawno minęła bezpowrotnie.
Reformacja oznacza kres dominacji Kościoła Rzymskiego.
Terytorialnie ograniczona wyłączność
przywleczona do Niemiec wraz z zasadą „cuius regio, eius religio" skończyła
się wraz z wielkimi wędrówkami ludów w dziewiętnastym i dwudziestym
stuleciach. Wynalazek samochodu i innych środków komunikacji masowej oraz
swoboda poruszania się, umocowana w wielu systemach prawnych, też miała tu swój
udział. Pojawiły się nowe- i po swojemu atrakcyjne-
poglądy na świat, historię i społeczeństwo, że wspomnę tu marksizm-leninizm.
Wreszcie, od czasu Oświecenia, a szczególnie od czasu rozkwitu nauk przyrodniczych i związanej z tym wiarą w potęgę nauki, szerokim nurtem popłynął strumień
areligijności i agnostycyzmu, które natychmiast zażądały dla siebie respektu i równouprawnienia
(co wywołało gwałtowne protesty kościołów). Jeśli chodzi o odpowiednie
zapisy w konstytucjach i im podobnych tekstach, to pojawiły się tu niejakie
trudności. W wymienionych tekstach używano określeń właściwych religii. A należało wbudować w konstytucje zasady odnoszące się do systemów, które
nie były religiami i nie chciały być za religie uznawane. Muszą więc być
one w systemach prawnych opisywane zupełnie inaczej niż religie.
Sądzę, że jest to właściwe
forum, żeby powrócić do sprawy umocowania wolności religii w Europejskiej
Karcie Praw Podstawowych. Owa Karta, kiedy już ukazała się, wywołała -
co jest zupełnie zrozumiałe -
nie tylko same pochwały, ale także ostrą krytykę. Twórcy Karty dość łatwo
znieśli ataki, ponieważ ich oczekiwali. Jeśli jakieś dzieło spotyka się
tylko z pochwałami albo tylko z krytyką, jest to znakiem, że nie wszystko
jest w porządku. Zastanawiający był jednak fakt, że najliczniejsze i najostrzejsze krytyki pochodziły z kręgów kościelnych i odnosiły się do
faktu, że ani w tekście Karty, ani w preambule nie ma odwołania do Boga.
Smaczku krytykom dodaje fakt, że pochodziły one z krajów, w konstytucjach których
nie ma najmniejszych wzmianek o sprawach Pana Boga!
Mówiłem już, że w Konwencie
przygotowującym Kartę — a byłem prezydentem tego Konwentu -
dość trudno było wywołać zainteresowanie sprawami religii, chociażby
dlatego, że w krajach południowoeuropejskich, z których pochodziła większość
członków Konwentu, laicyzacja obejmuje znaczne kręgi społeczeństw. Wiedziałem
od początku, że takie gremium -
składające się z parlamentarzystów różnych parlamentów, ludzi wyrosłych w najprzeróżniejszych tradycjach kulturowych i w krajach o najprzeróżniejszych
tradycjach parlamentarnych -
przy omawianiu takich spraw musi się „wziąć za łby". O kompromis było
trudno. Tym bardziej, że w Konwencie nie wytworzyły się frakcje czy grupy
popierające jakieś opcje. Każdy miał własne. I dlatego kompromis był
raczej nie do osiągnięcia. W tym stanie rzeczy pozostawało skoncentrować się
na sprawach najistotniejszych. Dla mnie odwołanie do Boga nie jest sprawą
najistotniejszą. Także w Niemczech jest to sprawa sporna. Takie odwołanie dałoby
jedynie okazję do deklamatorskich wystąpień. Najistotniejsze było — i jest -
aby wolność religii została uznana za obowiązujące prawo. A stanie się to w chwili, gdy Karta stanie się składnikiem Konstytucji Europejskiej.
W czasie plenarnego posiedzenia
Konwentu doszło do ataków w tej sprawie (było ich pięć lub sześć) i dopiero wówczas Konwent doszedł do przekonania, że umocowanie zasady wolności
religii w konstytucji jest sprawą nieodzowną. Znalazła się większość, która
opowiedziała się za przyjęciem tekstu opracowanego w Konwencie. Nie
zaprzeczam, że obrońcy tego zapisu mieli powód do zadowolenia.
Pewne zamieszanie wywołało -
obecne w niemieckim tekście propozycji -
odwołanie do dziedzictwa duchowego, etycznego i religijnego. Francuski tekst -
błędnie przetłumaczony
-
zupełnie zmieniał sens tego odwołania. Była to kwestia, którą zajmowałem
się do końca mego uczestnictwa w pracach Konwentu, to znaczy do dnia, w którym
zostałem wyłączony z prac Konwentu na przeciąg kilku tygodni, ze względu na
zawał serca. Sprawa była dość kłopotliwa dla francuskich kolegów, ponieważ
ich konstytucja zawiera wyraźny zapis o laickości państwa. Nie byłoby
uczciwe twierdzić, że jest to tylko formalna regułka. Nieporozumienie wyjaśniło
się przy bliższym oglądzie tekstu.
Okazało się, że był to jedynie
błąd językowy. Francuskie słowo „religieux" ma zupełnie inne znaczenie
niż niemieckie „religiöse". Tam znaczeniowo bliższe jest słowu
„bigot" a nawet „zakon", a więc podobne do słowa z języka staroniemieckiego „religiöse",
którym określano mnichów i mniszki. Według mnie wszystkie tego rodzaju formułki
są zupełnie niepotrzebne.
O preambułach nie mam nic do
powiedzenia. Nic one dla mnie nie znaczą.
Umocowanie wolności religii w Europejskiej Karcie Praw Podstawowych spowodowało konieczność dalszych rozważań
dotyczących skutków praktycznego i politycznego stosowania zapisów o wolności
religii w niej zawartych. Ma to centralne znaczenie dla wolności myśli, chociaż
zupełnie odmienne niż to się rozumie w odniesieniu do religii. Kiedy rozważa
się praktyczne funkcje Karty natychmiast pojawiają się dwa ważne problemy:
1. Kiedy już Europejska Karta
Praw Podstawowych stanie się częścią składową Konstytucji Europejskiej i -
tym samym -
prawem obowiązującym, zaistnieje po raz pierwszy wyraźne powiązanie prawne
wszystkich organów Unii Europejskiej.
2. Ponadto już w najbliższej
przyszłości da się zauważyć nie tylko prawne ale i praktyczne oddziaływanie
Karty Praw Podstawowych. Oczywiście nie w każdej dziedzinie. Ale na pewno w kilku ważniejszych pojawi się coś takiego, jak europejski standard praw
podstawowych. Od tego standardu żadne państwo członkowskie nie będzie mogło
zbytnio odstępować. Przepisy Karty wewnątrz państw członkowskich nie będą
działać bezpośrednio. Jest to wyraźnie wykluczone i tak musi zostać. Pomimo
tego byłoby czymś niewyobrażalnym, żeby system prawny, w którymś z państw
członkowskich, odbiegał zbytnio od zasad Karty. Ostatecznie Unia Europejska
nie jest zwykłą wspólnotą gospodarczą ani związkiem powstałym do
wykonania jakiegoś zadania. Unia wykracza daleko ponad to. Unia jest Wspólnotą
Przekonań. Jej fundamentem są podstawowe prawa człowieka i jego wolność.
Do standardów europejskich należy również wolność
religii. W różnych państwach — także wstępujących — religie odgrywają
różne role. W jednych — bardzo znaczącą, w innych — niewielką. Ale żeby
było jasne: O pozycji religii nie decyduje tylko litera prawa, ale także wewnątrzpaństwowa
praktyka.
Moje rozważania dotyczą przede
wszystkim tych państw, które -
odmiennie niż kraje członkowskie -
nie są krajami chrześcijańskimi, a ich tradycja nie ma fundamentów chrześcijańskich.
[dalszej części tekstu wystąpienia
prof. R. Herzoga organizator konferencji nie udostępnił]
z niemieckiego przetłumaczył: Waldemar Kisieliński
1 2
« Dodatki Specjalne (Publikacja: 18-05-2002 Ostatnia zmiana: 31-10-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 251 |