|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Kultura Mythos i logos dziś [2] Autor tekstu: Joanna Żak-Bucholc
Otóż — zawsze, gdy poza naszą świadomością, dokonuje się w naszych umysłach
stopienie między znaczonym a znaczącym, między reprezentantem
„rzeczy" a „rzeczą" — znajdujemy się, choćby to trwało
chwilę — w świecie mitu. Płacząc w kinie nad losem bohaterki filmu, wzruszając
się tragizmem powieściowej postaci, dając się porwać opowieści -
przenosimy się „tam". Nawet jeśli potem wzruszamy ramionami ze słowami — przecież to tylko film. A kibicowanie? Utożsamianie się z ukochaną drużyną i jej grą (właśnie: grą!) — kolejny wdzięczny temat… A jeszcze — dlaczego
właściwie z taką pieczołowitością zbieramy pamiątki po znanych ludziach,
dlaczego ludzie płacą za oryginał obrazu Moneta horrendalne pieniądze, albo
za suknię M. Monroe — czyż nie dlatego, że żadna kopia nawet lepsza, wyraźniejsza
od oryginału nie ma jednej istotnej cechy — otóż nigdy nie miała kontaktu z Wielkim Człowiekiem. To trochę jak
magia sympatyczna, nieprawdaż? A tabu pewnych słów, dające pole dla wdzięcznych
eufemizmów — typu odszedł zamiast umarł? Albo pisanie listów do serialowych
postaci, do Matysiaków albo Sherlocka Holmesa? Doprawdy rejestr takich zachowań,
postaw, emocji można by ciągnąć w nieskończoność. Nawet nasz język
zachował terminy kiedyś zarezerwowane dla sfery mityczno-religijnej: mówimy o filmie, że jest kultowy, o magii kina, fascynujemy się życiem idoli,
itd. A wynika z tego powierzchownego zaledwie rejestru jedno — jesteśmy co najmniej w równym
stopniu kształtowani przez logos, co i mythos… I to jednocześnie. Na przykład
dokonując w niewielkim odstępie czasu dwojakiego rodzaju czytania utworu
literackiego — jako była studentka polonistyki dobrze to pamiętam; zadane
lektury czytało się inaczej, „włączając" tryb krytyczny, analizując
pozycję narratora, sposób konstruowania świata przedstawionego etc. Dla
„odtrutki" zaś czytywało się np. Agatę Christie, już bez reszty
dając się ogarnąć książkowej intrydze. (Zresztą o związkach literatury i mitu można by wiele powiedzieć, to ogromny temat).
Zatem — mythos i logos nie wykluczają się, współistnieją w nas. Ostoją logosu ma
być nauka. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Wiadomo, że nauka tworzy własne
„środki wyrazu", metafory, metonimie, obrazy i równie często
wypowiada się o świecie poprzez nie — owe usłużne, czekające na użycie
chwyty literackie albo gotowe klisze — co przez terminy (rzekomo) ściśle
naukowe, to jest wypracowane na rzecz określonej dziedziny. Czy nauka nie
tworzy własnej mitologii (filozofię nazwał kiedyś Derrida „białą
mitologią")? Nie ma tu miejsca na analizy dzieł
poszczególnych naukowców (czynił to np. Derrida i Geertz), by ukazać
ich pozatekstowe zaplecze, retorykę, perswazyjność miast rzeczowości — dla
potrzeb tego krótkiego szkicu lepiej będzie napomknąć o pewnych Wielkich
Metaforach, przyjmowanych przez badaczy niejako mimochodem i rzutujących rzecz
jasna na efekt ich prac. Ot, na przykład Newtonowskie: wszechświat jako
Maszyna, albo u Leibniza zdaje się mający początek: wszechświat jako
Organizm. Organizm wszedł na długo jako obraz świata na teren nauki — kulturę
postrzegano jako organizm właśnie, mówiono o organizmie państwowym. A to
przecież tylko przybliżenie: znaczenie, nie znaczone. Coś co ma walor jedynie
operacyjny, analityczny potraktowano jako rzeczywiste. W dodatku sam termin
odnoszony do mikroskali (por. organizm zwierzęcy) przeniesiono na makroskalę i życie społeczne — zupełnie jak w myśleniu mitycznym, gdzie tak często
dochodzi do utożsamienie porządków mikro- i makrokosmosu.
W
scjentystycznie nastawionej nauce istniało przeświadczenie, że można odkryć
prawdziwą rzeczywistość — wystarczy odpowiedni klucz, albo kod czy język -
innymi słowy spotykamy się tu z metaforą Wielkiej Księgi, którą należy
umieć odczytać, a cały jej „komunikat" stanie się dla nas jasny.
Czyli mitem nauki był „mit o odbiciu rzeczywistości". To z kolei
przywołuje kolejny obraz-metaforę: mianowicie Zwierciadło. W literaturze pięknej
Stendhal orzekł, że powieść (realistyczna, jak najbardziej) to zwierciadło
przechadzające się po gościńcu, w nauce analogicznie orzeczono, że język
opisu naukowego adekwatnie ujmuje „rzecz" opisywaną. Innymi słowy,
że język odbija rzeczywistość — odbija jak w lustrze. Tylko, że badania nad
lustrem (językiem) ukazały jego konstrukcję… W tym momencie pora przypomnieć
to, co wyżej powiedzieliśmy sobie w skrócie o języku i jego relacjach z myśleniem i światem… Język nie jest „przezroczysty" wobec rzeczywistości,
wnosi weń własne kategorie. I stąd wypływa tzw. kryzys reprezentacji: opis
naukowy — językowy (a jakiż inny mamy?) nie jest tożsamy z rzeczywistością,
nie reprezentuje jej, nie przedstawia — cóż zatem możemy orzec o tej
ostatniej? Ona sama zatem stała się dla nas mniej „czytelna", mniej
oczywista.
Okazało
się zatem, że sama nauka tworzy własną opowieść, własną mitologię...
Nie zawsze odkrywa prawdę, a często
sama ją wytwarza. A co powiedzieć o mityzowaniu opisywanej „rzeczywistości",
przedmiotu opisu — np. w etnologii nowsza generacja badaczy ukazała jak
dokonywała się akademicka mityzacja chłopów i kultury ludowej albo owych ludów
„pierwotnych". Logos z mythosem współistnieje nawet w przybytku
logosu… Czy to deprecjonuje naukę, czy stała się dziś „tylko" (właściwie
dlaczego „tylko"?) jednym z gatunków… w zasadzie literackich,
rodzajem opowiadania, sposobem narracji, z własnym zapleczem terminologicznym,
sposobami konstruowania świata przedstawionego, etc.
Skąd!
Logos ewokuje specjalny rodzaj refleksji — samoświadomość — i dlatego nauka
wciąż krytykując samą siebie, jest ciągle siłą dającą nadzieję, że
ogarniemy większy obszar wiedzy, a nade wszystko — rozumienia. W końcu to
przecież logos „odkrył", że mythos wciąż gra wielką rolę w naszym życiu. Na szczęście wbrew skrajnym scjentystom z jednej i ideologom z drugiej strony (no i znowu pojawia się nowa możliwość — ideologia ma wszak
tyle wspólnego z mityzacją rzeczywistości! Stalin jako Sakralny Władca itd.)
nie jesteśmy istotami jednowymiarowymi. [ 1 ] I chwała bogom...
1 2
Przypisy: [ 1 ] Tekst ten pisany był „od serca", nie opatrzę go więc przypisami, nie ma w nim zresztą żadnych mniej czy bardziej dosłownych przytoczeń. Ale przecież nie naszłyby mnie takie refleksje, gdyby nie przeczytane książki, z których pragnę wymienić szczególnie dwie: L. Stommy,
Antropologia kultury wsi polskiej XIX w. i J. Tokarska-Bakir, Obraz osobliwy. Hermeneutyczna lektura źródeł
etnograficznych. Inna sprawa — to jak wytłumaczyć owe uniwersalne skłonności do mityzowania świata: jedni pewnie powołaliby się na Junga, inni na Cambpella, jeszcze ktoś — na Levi-Straussa itd. I znowu pojawiłaby się w ten sposób pewna wizja totalna — jakaś teoria, mająca wszystko tłumaczyć...
Warto też wspomnieć, że wielu antropologów kultury zajmuje się obecnie „tropieniem dzikiego" na naszym własnym podwórku, czyli antropologią współczesności (W. Burszta, R.
Suliga). Jeszcze inna kwestia to możliwość opisu wielu dzisiejszych zachowań poprzez kategorie opisu stosowane dotąd w odniesieniu do ludów plemiennych — mam na myśli np. obrzędy przejścia albo sposoby wartościowania na bazie swój-obcy. Jednym słowem — temat to wielki, a poruszyłam zaledwie najbardziej, jak mi się wydawało, oczywiste sprawy. « Kultura (Publikacja: 19-07-2003 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2554 |
|