Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.903.394 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 734 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"W Kościele rzymskokatolickim rezygnacja została przyozdobiona we wszelkie cnoty (...). Dla człowieka przekazanie swego losu w ręce Boga jest aktem poddania"
 Społeczeństwo » Etyka zawodowa i urzędnicza

System prawa czy prawo Systemu? [1]
Autor tekstu:

Sam problem przerostu administracji publicznej jest czymś niewiele znaczącym w porównaniu do jej jakości, stanowi bowiem prostą konsekwencję ogólnego i powszechnego lekceważenia prawa. Dotyczy to praktycznie całej ustawy o służbie cywilnej, która w rzeczywistości jest kolejnym papierowym prawem, martwym, odgrywającym rolę listka figowego dla urzędników wszystkich szczebli, dla polityków, a także dla teoretyków-specjalistów od budowania struktur tzw. sprawnego państwa.

Od lat zewsząd cyklicznie uderza ktoś w dzwony trwogi, głosząc na cały kraj wieści o postępującej degradacji struktur państwa, anarchizacji prawa, bezhołowiu, samowoli i korupcji rozrastającej się jak ośmiornica. Natychmiast też odzywają się wtórujące głosy i jak z rękawa sypią się pomysły naprawcze. W takiej ogólnonarodowej burzy mózgów udział biorą wszyscy. Wszyscy zainteresowani, wypada dodać. Głównie zaś tak zwane elity polityczne i urzędnicy wyższych szczebli wspomagani głosami naukowych kręgów różnych jajogłowych specjalistów. W efekcie ścierają się projekty nowych Kodeksów Etyki, Zasad Sprawnego Działania, Programów Przyjaznego Państwa, Czystych Rąk i całej gamy innych kabaretowych pomysłów. Trzeba być bowiem bardzo daleko od rzeczywistości i chęci logicznego rozumowania, by uważać, że jakiekolwiek deklaratoryjne kodeksy są w stanie uporządkować to, czego nie zdołały uczynić ustawy. Albo też mieć wyjątkowy tupet, delikatnie rzecz ujmując, by próbować wmawiać, iż rzeczywiście chce się coś zdziałać przy pomocy podobnych projektów.

A co z prawem, które już ustanowione i po to ustanowione, by porządkować struktury państwa, usprawniać jego organizację i funkcjonowanie?

Zastanawiającym wydaje się fakt, iż nad samą ustawa o służbie cywilnej, a przede wszystkim nad stosowaniem jej przepisów, w kręgach polityków oraz wyższych urzędników zapada dziwna cisza. W najlepszym wypadku jakiś rzecznik prasowy mniej lub bardziej udolnie próbuje lawirować pomiędzy artykułami ustawy, a rzekomymi potrzebami. Treści różnych wyjaśnień obchodzenia prawa bywają na ogół śmieszno-smutne. Śmieszne, bo argumentacje miałkie, czasem wręcz absurdalne, a smutne, bo przebija z tych wszystkich wypowiedzi trwałość i niezmienność zasady, iż prawa tworzone są dla maluczkich, a ściślej na maluczkich. Rozgrywający swoje gry na arenie państwa nie muszą się nimi przejmować, to oni prawa te tworzą i oni decydują kiedy, w jakim zakresie i czy w ogóle będą przestrzegane.

Art. 1 ustawy o służbie cywilnej określa jasno i zdecydowanie intencje ustawodawcy. Zawarta jest w nich wola tworzenia rzeczywiście sprawnego, profesjonalnego i apolitycznego aparatu administracyjnego państwa. W praktyce zaś zasady te są równie wirtualne, co konstytucyjna zasada demokratycznego państwa prawa, na którą to zasadę ustawicznie powołują się najpierwsi z najpierwszych w RP.

Żenujące to i kompromitujące zarazem widowisko, zwłaszcza obecnie, w kontekście proeuropejskich frazesów. Jak bowiem można wierzyć intencjom tych, którzy mając świadomość, wręcz akceptując ogólna degrengoladę państwa zachęcają naród do aprobaty akcesji? Jeżeli widzą, co się wokół dzieje i nie tylko nie próbują niczemu zaradzić, ale przeciwnie, zdają się być żywotnie zainteresowani w przedłużaniu takiego stanu anarchii i bezprawia, to wniosek może być tylko jeden. Bałagan i bezprawie są wielu grupom po prostu przydatne, może nawet niezbędne. Jeżeli zaś nie dostrzegają nic, to tym bardziej są niewiarygodni, bo to oznacza, że nie są w stanie przewidzieć skutków naszej „europeizacji".

Funkcjonowanie państwa opiera się na działaniu aparatu administracyjnego, administracji publicznej, tzn. rządowej i samorządowej. W tym wypadku rzecz o administracji rządowej, bo tej dotyczy ustawa o służbie cywilnej.

Ponoć jednym z elementów określających państwo jest sposób stanowienia prawa, jego jakość, a przede wszystkim stosunek do tego prawa. Przede wszystkim osób, które z racji pełnionych funkcji i zajmowanych stanowisk są szczególnie zobligowane do jego przestrzegania.

Obowiązujące przepisy ustawy o służbie cywilnej w rzeczywistości obowiązują jedynie tych, którzy nie mają tzw. dojść, pleców, powiązań czy jak tam zwać te wszystkie niewidoczne gołym okiem nici.

Ustawa nakazuje obsadzanie stanowisk dyrektorskich (z zastępcami włącznie) jedynie w drodze konkursów. Furtka dla omijania nakazów i obsadzania tych stanowisk z pominięciem procedur została zakwestionowana przez Trybunał Konstytucyjny, ale i tak była de facto płaskim i w sumie prymitywnym wybiegiem. Być może zdarzały się sytuacje zmuszające do natychmiastowego obsadzenia stanowiska kierowniczego z chwilowym pominięciem procedur konkursowych. Ale jeśli nawet, to mogły to być zdarzenia incydentalne, a ponadto pominięcie procedury konkursowej miało być chwilowe. Skąd zatem te całe armie „p.o. urzędników"? Na dodatek przymocowanych do stanowisk z kolejnym lekceważeniem dozwolonego terminu pełnienia funkcji w tej konkretnej i — należy podkreślić — wyjątkowej sytuacji?!

Otóż osoby odpowiedzialne za przestrzeganie przepisów ustawy o służbie cywilne pokazują tej ustawie — i nam wszystkim — gest Kozakiewicza, obsadzając stanowiska kierownicze według swojego uznania, potrzeb, nacisków, spłacając uprzednio zaciągnięte zobowiązania w drodze do obecnych stanowisk. Z różnych zresztą powodów. Widzą to i wiedzą o tym wszyscy, począwszy od całej sceny politycznej — od prawa do lewa — z Szefem Służby Cywilnej na czele, w towarzystwie członków kolejnych rządów. Widzi to też społeczeństwo, urzędnicy, wszyscy. Czy ktoś podejmuje jakiekolwiek działania w celu naprawy tej sytuacji? Poza polityczno- urzędniczo- pseudonaukowym bełkotem o sposobach naprawiania Rzeczypospolitej, w wyniku którego powstają kolejne pomysły tworzenia infantylnych kodeksów dobrego samopoczucia?

Nasuwa się całkiem proste pytanie, dlaczego tak się dzieje i dlaczego ci, którzy są zobowiązani do podejmowania działań, działań tych nie podejmują? Odpowiedź wydaje się równie prosta — bo taki system sprawowania rządów jest po prostu wygodny, wręcz niezbędny, by wysoko postawieni notable mieli wolna rękę w budowaniu struktur według swoich potrzeb. A zainteresowani najwyraźniej są wszyscy, skoro panuje takie powszechne milczenie, identyfikowane z przyzwoleniem na jawne łamanie podstawowych zasad przejrzystości funkcjonowania państwa.

Teoria spiskowa dziejów? Chora wyobraźnia? Może i tak. A może jednak to państwo jest chore? Wyniki badań opinii publicznej na temat różnych gremiów i przejawów życia publicznego wskazują raczej prawdziwość tej drugiej diagnozy.

Nasuwa się kilka pytań bardziej szczegółowych, pewnie mało istotnych, ale może warto je zadać. Jak w świetle prawa traktować wszelkie decyzje, oświadczenia woli składane w imieniu organu (de facto w imieniu Skarbu Państwa), rozporządzenia majątkiem, finansami na podstawie podpisu osoby, która sprawuje funkcję w wyniku obsadzenia jej z co najmniej ominięciem prawa? Czyli w praktyce bez umocowania prawnego? Upoważnienia dyrektorów generalnych w takich przypadkach też przecież są niezgodne z przepisami, a zatem z mocy prawa nieważne? Jak to świadczy o dyrektorach generalnych, można sobie samemu odpowiedzieć. Ulegają naciskom czy nie wiedzą, co czynią? A może bardzo dobrze wiedzą, co czynią? Tak czy inaczej obraz państwa staje się coraz bardziej mętny, pogrążając się w niejasnościach, zakulisowych działaniach, podejrzanych rozwiązaniach.

Dramatyczne wołania o naprawę państwa, przejrzystość i jawność coraz częściej odbierane są jako komedia, hipokryzja czy zwykłe hochsztaplerstwo, obliczone na akceptację zrezygnowanego i apatycznego społeczeństwa. Wyraża się w tym też pogarda dla tego społeczeństwa, traktowanego wyłącznie jako dawca głosów w najbliższych wyborach.

Ale ten bezimienny tłum nie jest ani ciemny, ani głupi, co widać we wspomnianych wynikach badań opinii publicznej.

Przewijają się od niedawna w prasie wypowiedzi, obrazoburcze niewątpliwie, przyrównujące struktury państwa do struktur mafijnych. Nazbyt wybujałe i fałszywe opinie? Czyżby? Gdyby tak chciano się bliżej zainteresować wynikami sondaży na temat możliwości znalezienia pracy, szczególnie w administracji publicznej, to odpowiedzi ponad 90% ankietowanych daje wiele do myślenia. Otóż taka właśnie grupa stwierdza bez wahania, iż najlepszym i w zasadzie jedynym sposobem uzyskania pracy, jakiejkolwiek, w administracji publicznej jest posiadanie tzw. pleców, układów towarzysko-koleżeńskich, rodzinnych powiązań. Przy czym nie mają tu większego znaczenia kwalifikacje, doświadczenie, umiejętności. Najważniejsze jest tzw. dojście, im wyżej, tym lepiej, bo pozwala sięgnąć po bardziej intratne stanowiska.

Niemożliwe, zakrzykną elity, przecież ustawa o służbie cywilnej, jawność, przejrzystość, bezstronność, itd. itp. Istotnie, na papierze, bo w praktyce....kłania się gest Kozakiewicza.

Jeżeli na stanowiska zastępców i dyrektorów departamentów mogą sobie dyrektorzy generalni sadzać kogo zechcą, gajowego, laborantkę, nurka czy innego nawigatora, którzy wiedzy niezbędnej nazdobywali w całe kilka dni, z pliku ulotek, to w dziwnym świetle jawi się ten system profesjonalnego aparatu administracyjnego państwa. Przy akceptacji takiego stanu rzeczy ze strony najwyższych władz ustawodawczej, wykonawczej i czynników kontrolnych. Nietrudno sobie wyobrazić sposoby obsadzania stanowisk niższego szczebla. W tym wypadku w ogóle jakiekolwiek zasady jawności, przejrzystości i bezstronności są iluzoryczne. Być może w okresie tworzenia projektu nawet i komuś przyświecały zbożne cele, jednakże praktyka wykazała, iż powstał kolejny potworek prawny, który ma ciemnemu ludowi zatkać buzie, a decydentom daje do ręki instrument osiągania własnych celów.

Już sama lektura art. 22 ustawy wskazywać może na niejasne intencje, a w każdym razie uświadamia, że art. 1 tejże ustawy jest wyłącznie deklaratoryjnym chwytem reklamowym, a nie nakazem stosowania jasnych reguł. Nawiązanie stosunku pracy w służbie cywilnej — opisane szczegółowo w Rozdziale 3 ustawy — powinno odbywać się w drodze konkursu, przy wymogu zachowania zasad umiejscowionych w Rozdziale 1, w szczególności w art. 1 i 5 ustawy. Analizując setki ogłoszeń zamieszczanych w Biuletynie Służby Cywilnej o wolnych stanowiskach pracy, a także mając praktyczne doświadczenia poprzez udział w komisji rekrutacyjnej, dojść można wyłącznie do jednego wniosku. Cała jawność, przejrzystość, konkurencyjność i powszechność sprowadza się do zamieszczenia ogłoszenia o naborze, bo tak każe ustawa w art. 22 ust. 1. Cały dalszy tok postępowania okrywa mgła tajemnicy, poufności, dziwnych poczynań. Już samo zredagowanie ogłoszenia, wskazanie warunków koniecznych i warunków pożądanych często jest tak formułowane, iż nieodparcie nasuwa się podejrzenie, że konstrukcja powstaje z myślą o konkretnej osobie już wybranej zawczasu. Równie zastanawiającym jest fakt umieszczania sakramentalnej formuły na końcu każdego ogłoszenia o treści : "oferty osób nie zakwalifikowanych zostaną komisyjnie zniszczone". Automatycznie nasuwa się pytanie, dlaczego komisje rekrutacyjne natychmiast zabierają się do niszczenia odrzuconych ofert? Argumenty o braku miejsca do przechowywania czy braku personelu do zajmowania się tym sprawami byłoby co najmniej niepoważne. Ustawa zaś żadnego niszczenia nie nakazuje, skąd więc ta gorliwość? A może odpowiedzi należałoby poszukać w kolejnym pytaniu, mianowicie kto, na jakich zasadach i czy w ogóle kontroluje prace komisji rekrutacyjnych? Odpowiedź jest zaskakująco prosta — nikt. W samej ustawie brak jest jakichkolwiek uregulowań w tej materii, więc i zachowania są zupełnie dowolne. Kolejne pytanie: przeoczenie czy celowość? Można więc — teoretycznie — domagać się wglądu w dokumentację postępowania rekrutacyjnego, w szczególności przez uczestników konkursu, a więc i pośpieszne niszczenie też jest dopuszczalne. Dlaczego?


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Szafarze sprawiedliwości na cenzurowanym
Szczyt medialnej hipokryzji


« Etyka zawodowa i urzędnicza   (Publikacja: 18-07-2004 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Witold Filipowicz
Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego, magister administracji, studium podyplomowe integracji europejskiej. Wieloletni pracownik administracji rządowej szczebla centralnego, w tym na stanowiskach kierowniczych, specjalista z zakresu zamówień publicznych i funkcjonowania administracji. Autor szeregu publikacji, m.in. w "Dziś", Komentarze", "Forum Akademickie", "Obywatel" oraz na wielu serwisach internetowych publicystyki niezależnej, autor raportu "Służba cywilna III RP: zapomniany obszar", prezentowanego i opublikowanego na stronach Fundacji Batorego w Programie Przeciw Korupcji.

 Liczba tekstów na portalu: 21  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Przekrzywiona opaska Temidy
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3531 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365