Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.191.154 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 308 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"W dziejach cywilizacji naszej planety, jedynym stwórcą i twórcą był człowiek. Nie było żadnych cudów ani działań ponadludzkich i nikt spoza ziemi do interesów naszej rodziny się nie wtrącał"
 Filozofia » Historia filozofii » Filozofia współczesna » Nietzsche

Nietzsche - duchowy ojciec Europy? [2]
Autor tekstu: F. Nietzsche, M. Agnosiewicz

Nazwiemy-li to, w czem europejczyk dzisiejszy widzi swą chlubę, cywilizacyą lub uczłowieczeniem lub postępem; czy określimy po prostu, nie chwaląc i nie ganiać, polityczną formułą jako demokratyczny ruch Europy: poza wszystkiemi temi moralnemi i politycznemi tłami, ujmowanemi w takie formuły, dokonywa się olbrzymi proces fizyologiczny, roztaczający się coraz bardziej, — proces upodobniania się europejczyków, stopniowe ich wyjarzmienie się z warunków, w których powstają więzami klimatu i stanów skrępowane rasy, wzrastająca ich niezależność od wszelkiego określonego milieu, co na całe wieki pragnęłoby wyryć w ciele i duszy ślady swych żądań, - zatem powolne wyłanianie się istotnie nadnarodowej i tułaczej odmiany człowieka, której typowem znamieniem, fizyologicznie się wyrażając, jest maximum siły i umiejętności przystosowywania się do warunków. Proces ten stającego się europejczyka, opóźniany w swem tempie wielkiemi cofaniami się, lecz snadź dlatego właśnie rosnący i nabierający skupienia i głębi — należy tu srożąca się dziś jeszcze walka i nawałnica uczuć narodowych tudzież nurtowania anarchistyczne -: proces ten zmierza prawdopodobnie do wyników, nie przewidywanych snadź bynajmniej przez naiwnych jego krzewicieli i chwalców, apostołów nowoczesnych idej. Też same nowe warunki, w których na ogół odbywać się pocznie zrównanie i zmiernienie człowieka — do rzędu pożytecznego, roboczego, zdatnego nieraz i obrotnego zwierzęcia stadnego człowieka -, sprzyjają również w najwyższym stopniu powstawaniu wyjątkowego człowieka najgroźniejszego i najbardziej pociągającego pokroju. O ile bowiem owa zdolność przystosowywania się wystawiana wciąż na próbę zmiennych warunków, z każdem pokoleniem, z każdem niemal dziesięcioleciem nową poczynająca pracę, uniemożliwia wręcz krzepkość typu; o ile ogólne tło takiego przyszłego europejczyka będzie prawdopodobnie tworzył różnorodny, gadatliwy, pozbawiony woli i nadzwyczaj obrotny wyrobnik, potrzebujący pana, rozkazodawcy, jak powszedniego chleba; o ile zatem demokratyzowanie Europy zmierza ku wytworzeniu typu w najsubtelniejszem znaczeniu przygotowanego do niewolnictwa: o tyle, w poszczególnych i wyjątkowych razach, człowiek silny będzie musiał pienić się potężniej i wspanialej, niż pienił się snadź dotychczas, — dzięki wolnemu od przesądów swemu ukształceniu, dzięki olbrzymiej różnorodności ćwiczenia, sztuki i maski. Chciałem powiedzieć: demokratyzowanie Europy jest zarazem niedobrowolnem przygotowywaniem podłoża pod posiew tyranów, — słowo pojęte w każdem znaczeniu, nawet najbardziej duchowem. Dowiaduję się z zadowoleniem, iż nasze słońce podąża chyżo ku konstelacyi Herkulesa: i mam nadzieję, że człowiek na tej ziemi pójdzie za przykładem słońca? A my, my dobrzy europejczycy, przodem! -

Był czas, kiedy wyróżniano Niemców określeniem głęboki: dziś, gdy najudatniejszy typ nowego Niemca całkiem innych łaknie zaszczytów i we wszystkiem, co głębokie, widzi snadź brak tężyzny, patryotyczną i niemal w duchu czasu jest wątpliwość, czy pochwałą ową nie oszukiwano się ongi: słowem, czy głębokość niemiecka nie jest w istocie czemś innem i gorszem — czemś, z czego, Bogu dzięki, z powodzeniem otrząsnąć się zamierzamy. Spróbujmy i zatem co do głębokości niemieckiej zmienić zdanie: nie trzeba do tego nic więcej okrom pobieżnej wiwisekcyi duszy niemieckiej. — Dusza niemiecka jest przedewszystkiem różnorodna, z różnych poczęta źródeł, raczej poskładana i nawarstwiona niż istotnie zbudowana: jest to następstwem jej pochodzenia. Niemiec, co śmiałby utrzymywać dwie dusze kryję, ach! w piersi mej, rozminąłby się fatalnie z prawdą, a raczej pozostałby o wiele dusz za prawdą. Jako lud utworzony z najpotworniejszego pomieszania i zespolenia się ras, w którem snadź przeważa nawet żywioł przedaryjski, jako lud środka w każdem znaczeniu, są Niemcy dla siebie samych do ujęcia trudniejsi, rozleglejsi, sprzeczniejsi, mniej znani, bardziej nieobliczalni, bardziej zastanawiający, nawet bardziej zastraszający niźli inne ludy: — urągają wszelkiej definicyi i już dla tego doprowadzają do rozpaczy Francuzów. Znamionuje to Niemców, iż pytanie co jest niemieckiem? nie zamiera u nich nigdy. Kotzebue znał jużcić dobrze swych Niemców: jesteśmy poznani — wykrzykiwali radośnie — lecz Sand'owi zdawało się także, że ich zna. Jean Paul snadź wiedział, co czyni, gdy karcił z gniewem kłamliwe, ale patryotyczne pochlebstwa i przesady Fichtego, — jest to jednak prawdopodobnem, iż Goethe innego był o Niemcach zdania niż Jean Paul, acz co do Fichtego przyznawał mu słuszność. Co Goethe myślał właściwie o Niemcach ? - Lecz wielu rzeczy nie poruszał on w rozmowie nigdy i przez całe życie posiadał dar subtelnego milczenia: — snadź miał ku temu powody. To pewna, że nie wojny o niepodległość i nie rewolucya francuska napawały go otuchą, - zdarzeniem, dla którego całego Fausta, ba nawet cały problemat człowieka przemyślał na nowo, było pojawienie się Napoleona. Zachowały się słowa Goethego, któremi z jakąś niecierpliwą surowością, gdyby z zagranicy, potępił to, co Niemcy uważają za swoją chlubę: słynne niemieckie Gemutlich określił raz jako pobłażliwość na słabości własne i cudze. Nie miał że słuszności? — znamionuje to Niemców, iż rzadko co do nich nie ma się słuszności. Dusza niemiecka ma w sobie labirynty i krużganki, są w niej jaskinie, kryjówki, sklepione podziemia; nieład jej ma jakiś urok tajemniczości; Niemiec zna manowce wiodące do Chaosu. A jak każda rzecz lubi swe podobieństwo, tak też Niemiec lubi obłoki i wszystko, co niejasne, stające się, majaczące, wilgotne i zakryte: wszystko, co niepewne, nie wykrystalizowane, przesuwające się, rosnące, zda się mu głębokiem. Niemiec nie istnieje nawet, on staje się, rozwija się. Dlatego rozwój jest istotnie niemieckim pomysłem i nabytkiem w wielkiej dziedzinie formuł filozoficznych: — pojęciem rządzącem, co wraz z niemieckiem piwem i niemiecką muzyką pracuje nad zniemczeniem całej Europy. Cudzoziemcy stają z podziwem i ciekawością wobec zagadki, zadawanej im przez sprzeczność natury w istocie duszy niemieckiej (sprzeczność tę Hegel ujął w system, zaś Ryszard Wagner przełożył w końcu nawet na muzykę) i Dobroduszny i zdradliwy — połączenie takie, niedorzeczne co do innego ludu, sprawdza się, niestety, zbyt często w Niemczech: dość żyć czas jakiś śród Szwabów! Ociężałość niemieckich uczonych, ich towarzyskie nieokrzesanie godzi się straszliwie łatwo z jakowemś wnętrznem linoskoctwem i lekką śmiałością, której wszyscy bogowie lękać się już nauczyli. Chcąc zbadać ad oculos duszę niemiecką, dość zajrzeć w niemiecki smak, w niemieckie sztuki i obyczaje: co za chamska na smak obojętność! Co za mieszanina najszlachetniejszego i najpospolitszego! Jakże nierządnem i bogatem jest to całe gospodarstwo duchowe! Niemiec wlecze swą duszę: wlecze za sobą wszystko, czego dozna w życiu. Trawi swe doświadczenia licho, nie kończy z niemi nigdy; głębokość niemiecka nieraz bywa li ciężkiem opieszałem trawieniem. A jak wszyscy nałogowo chorzy, jak wszyscy dyspeptycy lubią wygodę, tak też Niemiec lubi Otwartość i zacność: to tak wygodnie być otwartym i zacnym! — Jest to snadź najniebezpieczniejsze i najfortunniejsze przebranie, w jakiem celuje Niemiec, ta ufność, ta uprzedzająca gotowość, to rozkrywanie kań, znamionujące prawość niemiecką: jest to właściwa mu mefistofeliczna chytrość, z którą daleko zajść jeszcze może! Niemiec opuści ręce, spojrzy swemi dobremi błękitnemi czczemi niemieckiemi oczyma — a zagranica widzi zaraz jego szlafrok! — Chciałem powiedzieć: niechaj i głębokość niemiecka będzie sobie, czem chce, — toć między nami wolno zadrwić z niej po cichu ? — rzecz mimo to chwalebna, iż chcemy zachować nadal jej pozory i nieskazitelność, że chlubnego zakorzenionego uznania dla głębokości naszej nie chcemy oddać za cenę tężyzny pruskiej, konceptów i tumanów berlińskich. Świadczy to dobrze o roztropności jakiegoś ludu, gdy wyrobi sobie opinię, gdy chce mieć opinię głębokiego, nieporadnego, dobrodusznego, prawego, nieroztropnego: świadczyłoby to nawet — o głębokości jego! Na ostatek: dbajmyż o chwałę swego imienia, — niedarmoż zowiemy się tiusche Volk, zwodnym ludem. -

Przeminął dawny dobry czas, wyśpiewał się w Mozarcie: — jakież to szczęście dla nas, iż rokoko jego przemawia do nas jeszcze, że jego dobre towarzystwo, jego pieściwe rojenia, jego dziecinne lubowanie się chińszczyznami i floresami, jego serdeczna uprzejmość, jego upodobanie do ładności, czułości, taneczności, błogiej łzawości, jego wiara w Południe do jakiegoś w nas szczątka zakołatać jeszcze może! Ach, kiedyś i to minie; — leć?, któż śmiałby wątpić, iż jeszcze rychlej przestaniemy przejmować i lubować się Beethovenem ! — toć był on jeno echem przełomowego i przejściowego stylu, nie zaś, jak Mozart, odzewem wielkiego wiekowego europejskiego smaku. Beethoven jest epizodem między starą spróchniałą duszą, co wciąż się kruszy, a przyszłą przemłodocianą duszą, co wciąż przybywa; muzykę jego zalega pomrok wiekuistej utraty i wiekuiście wyjarzmiającej się nadziei, - ten sam pomrok, w którym pławiła się Europa, snując marzenia z Rousseau’em, pląsając dokoła rewolucyjnego drzewa wolności, a w końcu ubóstwiając niemal Napoleona. Aliści jak szybko wygasa dziś właśnie to uczucie, jak trudno znać bodaj to uczucie, — jak obcą jest dla naszego ucha mowa takich Rousseau'ów, Schillerów, Shelleyów, Byronów, a u nich to wszystkich przejawiła się w słowie ta sama dola Europy, co rozśpiewała się w Beethovenie! Późniejsze dzieła muzyki niemieckiej należą do romantyki, to znaczy, z historycznego stanowiska, do jeszcze krótszego, jeszcze pierzchliwszego, jeszcze powierzchowniejszego prądu, niźli ów wielki okres przełomowy, owo przejście Europy od Rousseau’a do Napoleona i do wyłonienia się demokracyi. Weber: lecz czemże jest dziś dla nas Freischutz i Oberon! Albo Marschner a Hans Heiling i Vampyr! Lub nawet Tannhauser wagnerowski! To muzyka przebrzmiała, acz jeszcze nie zapomniana. Cała ta muzyka romantyczna była przytem niedość dostojną, niedość muzyką, by także gdzie indziej zachować dla siebie uznanie, nie tylko w teatrze i wobec tłumu; była ona z założenia muzyką drugorzędną, z którą niezbyt się liczyli prawdziwi muzycy. Inaczej rzecz się miała z Feliksem Mendelssohnem, owym halkyońskim mistrzem, który dla swej lżejszej, czystszej, bardziej uszczęśliwionej duszy rychło zasłynął i równie rychło zapomniany został: jako piękny muzyki niemieckiej epizod. Co zaś tyczy Roberta Schumanna, co mozolił się ciężko i od samego początku mozolnie też pojmowanym bywał — ostatni to twórca szkoły — : nie zdajeż się nam szczęściem, odetchnieniem, wyswobodzeniem, przezwyciężenie tej właśnie romantyki schumanowskiej! Schumann, pierzchający do saskiej Szwajcaryi swej duszy, nastrojony napoły werther'ycznie, napoły jean — paul’icznie, napewno zaś nie beethoven'i-cznie! Na pewno nie byronicznie! — jego muzyka do Manfreda jest pomyłką i niezrozumieniem, posuniętem do niesprawiedliwości -, Schumann ze swym smakiem, co był w istocie maluczkim smakiem (mianowicie niebezpieczną, zaś śród Niemców podwójnie niebezpieczną skłonnością do cichego liryzmu i opiłości uczuciowej, wciąż się odsuwający, lękliwie się wymykający i zamykający, szlachetny pieszczoch bezimiennem szczęściem i bólem rozkoszujący się jedynie, ni to dziewczyna i noli me tangere od samego początku: Schumann był w muzyce zjawiskiem jeno niemieckiem, nie zaś europejskiem jak Beethoven, jak, w wyższym jeszcze stopniu, Mozart, — przez niego zagrażało muzyce niemieckiej największe niebezpieczeństwo, mianowicie, iż postrada głos, wstrząsający duszą Europy, i znijdzie do rzędu zwykłej parafiańszczyzny. -


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Fryderyk Nietzsche
Nietzsche – samotnik i marzyciel

 Zobacz komentarze (2)..   


« Nietzsche   (Publikacja: 02-08-2004 Ostatnia zmiana: 19-07-2006)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3551 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365