Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.203.994 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 309 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Entia non sunt multiplicanda sine necessitate."
« Społeczeństwo  
Dwa listy do Andrzeja Koraszewskiego [1]
Autor tekstu: Józef Kuśmierek

W końcu lat osiemdziesiątych korespondowałem z Józefem Kuśmierkiem Nota biograficzna, dziennikarzem, który nie lubił pisać przy biurku i który przez lata błagał działaczy polskiej antykomunistycznej opozycji, żeby zechciała zainteresować się rzeczywistością. Być może toczące się dziś debaty polityczne warto uzupełnić głosem z przeszłości. Pierwszy z publikowanych tu listów datowany był 1 marca 1989, drugi list jest z 5 czerwca 1989. [AK]

*

„Wszyscy tutaj onanizują się "okrągłym stołem". Propaganda rządowa wykreśliła z programów nawet muzykę ludową, cały czas antenowy poświęcony jest różnym stołom, które się mnożą jak grzyby po deszczu. Publicyści mają swój festiwal bełkotu. Niestety w tym narodowym onanizmie dzielnie sekunduje BBC.

Panie Andrzeju! Stało się to, co stać się musiało. Pięćdziesięciu dziewięciu zadufków zasiadło do stołu w kompletnej niewiedzy o sytuacji w kraju — i tak przygotowani — szukają dla tego kraju ratunku. Rozczulający był apel strony społecznej, by rząd teraz, zaraz, tu przy stole, przedstawił wyczerpujący raport o stanie Polski.

Boże, jeszcze to i do tego jeszcze raz. Ileż ja gardła zdarłem błagając Wałęsę i struktury „Solidarności", by w pierwszym rzędzie, jeszcze przed rejestracją, przystąpić do sporządzania raportów o stanie miejsca pracy, wydziału, wsi, fabryki, branży, aż do zbiorczego raportu czterech dziedzin: rolnictwo, transport, energetyka plus górnictwo, ponadto służba zdrowia i szkolnictwo. Przede wszystkim same prace przy sporządzaniu takiego raportu wniosłyby trochę rozsądku, trochę liczb i faktów do tego dewocyjno-narodowego odpustu, jakim był Sierpień 80. Jak długo można się zachwycać folklorem. Przy sporządzaniu raportów potrzebni byli inżynierowie i to nie ci, którzy w ramach hobby zajmują się „białymi plamami". Ten konkretny sojusz inżynierów i robotników przełamałby te antyinteligenckie barykady, za którymi schroniła się klasa robotnicza w Sierpniu. Byłby to sojusz na czasie i bardzo owocny. Na miejscu, w zakładzie, każdy aktywista „Solidarności" rutynowo nienawidził inżyniera, traktując go jako człowieka dyrekcji, a więc reżymu. Taki raport sporządził rząd premiera Pińkowskiego, a kolejną, uładzoną wersję przedstawił rząd premiera Jaruzelskiego. Oczywiście „Solidarność" odrzuciła ten dokument, jako zakłamany od A do Z i w tym miejscu miała stuprocentową rację, ale… własnego raportu nie miała. Raport rządowy został zdyskredytowany „na wyczucie".

Teraz, tym bubkom przy okrągłym stole wydaje się, że to „ostatnia chwila", znów się okazuje, że strona społeczna jest pełna dobrych chęci i kompletnej ignorancji o stanie kraju. Gdyby znali tę sytuację przestaliby ględzić o „ostatniej chwili", bo ta niepostrzeżenie minęła w roku 1980. Ciągle infantylnie mówi się o „kryzysie", a kryzys miał miejsce w roku 1976 i po tym roku to jest pogłębiająca się katastrofa i jej liczne skutki.

Panie Andrzeju! Z tego co piszę może Pan odnieść wrażenie, że jestem zacieklejszym wrogiem „Solidarności" niż Urban. Nie, nie jestem jej wrogiem, ale przede wszystkim chcę być sojusznikiem ludzi myślących i działających. Samo „myślenie" już nie wystarcza. Rozszyfrował mnie Pan dobrze, pisząc: „Nic tak nie irytuje, jak ewidentna irracjonalność swoich."

Irracjonalność! Przed 25 laty zajmowałem się górnictwem, a raczej jego wycinkiem, to jest podsadzką i technologią jej stosowania, nawet dostałem nagrodę min. Nauki i Techniki. Od 25 lat nie napisałem słowa na temat górnictwa. Na dole, w kopalni ostatni raz byłem w r.1980 i to też przypadkowo. Teraz, nagle, w trzecim tygodniu obrad przy okrągłych stolikach, Zespół Górniczy „Solidarności" przywołuje mnie jako wybitnego specjalistę i prosi, bym ich wyciągnął z opresji, bo oni nie wiedzą czego żądać od władzy. Mam się z nimi spotkać za dwie godziny. Przyjąłem tę propozycję, bo chcę ich zwyczajnie zwymyślać i odesłać do wszystkich piorunów. Jak to, dorośli ludzie, uważający siebie za przywódców, siadają do stołu, by rozstrzygać kwestie tak ważne i do tego „w ostatniej chwili" teraz, w ten sposób „kompletują" pakiet propozycji? I ci ludzie nie przywieźli ze sobą, z Katowic, supersprawnego intelektualnie i technicznie zespołu, który by im na bieżąco podpowiadał. I tak niestety jest ze wszystkimi zespołami. Zespołem rolniczym zawładnęli ci, którzy już raz rozłożyli Fundację Kościelną i to rozłożyli ją totalnie.

Panie Andrzeju! Ostatnie siedemset dni spędziłem na wsi i w gminach. Wiedziałem, że szykuje się katastrofa, wielka zapaść, ale sam nie myślałem, iż nastąpi to tak szybko i tak totalnie. Chłopi wybijają już maciory, wybijają prosięta. Rząd proponuje wolny rynek mięsem wiedząc, że tego mięsa nie ma. Nie ma i nie będzie. Nigdy nie przywiązywałem specjalnej uwagi do dziedziny, która nazywa się psychologią społeczną (lubię liczby), ale tym razem mamy do czynienia z ewidentnym psychologicznym załamaniem się chłopa w jego motywacji do dalszej pracy. No bo jakże. Robotnik tupnął nogą w maju i dostał ekwiwalent pieniężny stanowiący równowartość jednej czwartej 120 kilogramowej świni. Tupnął nogą we wrześniu i dostał dodatkowo dalszą jedną drugą świni. Miesięcznie!!! Teraz w Ostrowcu tupnęli w lutym i dostali ekwiwalent na całą świnię wagi 120 kilogramów. Jakże to! Wystarczy trochę pohałasować i dostaje się do łapy pieniąchy wystarczające na zakup dwunastu świń rocznie. Ja wiem, że jest inflacja, że wzrosły koszty utrzymania, ale wzrosły także koszty utrzymania tej świni. W co ma tupać chłop, by Pan Bóg zesłał mu dwanaście świń rocznie, już wypasionych, już gotowych do sprzedaży, aby dorównać robotnikowi w jego wykrzyczanych zdobyczach socjalnych. Na pewno nie będzie tupać w ziemię, a w niebo za wysoko. Postanowił więc kopnąć maciorę i niech się dzieje co chce. Mieliśmy w zeszłym roku ekstra 1.300 tysięcy świeżutkich ugorów. Zmniejszamy i tak nikłą produkcję traktorów o jedną trzecią — wiadomo, kryzys! Ile milionów hektarów ugorów przybędzie w roku gospodarczym 1989/90? (...) Z takiego chaosu nigdy nie rodziła się demokracja. W takich nastrojach pluralizm nie ma szans, chociaż traktujemy go jak magiczne zaklęcie. Świat i tak potoczy się dalej.

Oczekując na Pańskie listy, łączę wyrazy przyjaźni

Józef Kuśmierek

P.S. Na pewno dotrze do Was burza, jaką wywołałem artykułem o konieczności likwidacji stoczni w Polsce, oczywiście uzasadniając to inaczej niż Rakowski. Niestety, stosujemy wszyscy wobec siebie leninowską zasadę — kto nie z nami, ten przeciw nam. Uważam, że trzeba więcej będzie poświęcić niż stocznie."

*

List z piątego czerwca 1989:

„Te 44 dni przez Polskę od Suwałk poprzez Wałbrzych, Świdnicę, Słupsk i Gdańsk dało mi w kość. Planowałem pisanie listu do Pana natychmiast po wylądowaniu, nawet przed oddaniem głosu w pierwszych "wolnych wyborach", niestety, musiałem poczekać 24 godziny. Zabrakło sił.

Mam co pisać. Naładowany jestem faktami, spostrzeżeniami, refleksjami. Jak tu zredagować tekst, gdzie wszystkie niepokoje o przyszłość — a jest się czym niepokoić — muszą się łączyć z cholernie krytyczną oceną przeszłości.

Jak Pan zdążył zauważyć „chwila bieżąca" interesuje mnie tylko o tyle, na ile pozwala pisać o „następnym etapie". Dla mnie to, co będzie jest zawsze ważniejsze od tego co było. A tu krzyczeć trzeba , że wszystkie zagrożenia i niepowodzenia, które są dopiero przed nami, mają swój rodowód w przeszłości. Idąc do przodu w zasadzie cofamy się, bo musimy odrabiać, odwoływać, czy odszczekiwać błędy przeszłości. Zajęcie bardzo niemiłe toteż każdy chciałby go uniknąć lub odłożyć na później.

Drogi Panie Andrzeju, nie jestem w stanie zrelacjonować Panu tego, co widziałem w Polsce przez te 44 dni, bo sam nie wiem jak na to patrzeć i jak to oceniać. Cyrk wyborczy, czy przebudzenie narodu? Kolejne oszustwo władzy, demonstracja naiwności społecznej, wreszcie twarde „tak", ale inaczej. Niestety nikt nie wie jak to „inaczej" ma wyglądać.

Panu, siedzącemu od lat w Londynie muszę wyjaśnić termin „pyszni" i okoliczności jego narodzin. Jak Panu wiadomo, po krótkiej kwarantannie w Białołęce latem 82, skierowano mnie do obozu w Darłówku. Dla reportera to był dar niebios. Darłówek był obozem dla wybranych. W tym Darłówku jedno piętro jednego z pawilonów nazywano piętrem „pysznych". Krótki pobyt w areszcie nauczył mnie jak wielką wagę trzeba przywiązywać do różnych więziennych przezwisk, haseł i całej tej „krzywki" ludzi odizolowanych. Więzień określa więźnia jednym przezwiskiem tak trafnie, że psycholog czy socjolog zmarnowałby na to cały rozdział. Coś musiało w tym być, że setka ludzi tego określonego piętra została określona „pysznymi".

Nie orientując się w układach i mając niewyparzoną gębę przy pierwszej okazji zwróciłem się do mieszkańców tego piętra „hej, wy, pyszni". Boże jak oni się oburzyli, jak się obrazili. Nie obraza była tu najważniejsza. Współżyjąc z innymi w obozie byli tak odizolowani, że nawet nie wiedzieli, że pod takim przezwiskiem egzystują. Tak ich ochrzcił cały obóz i w potocznej mowie między sobą przezwisko „pyszni" kursowało i było przez wszystkich zrozumiałe. Cóż za samoizolacja w odizolowanym miejscu!

Patrząc na to co się dzieje widzę, że takich „pysznych" namnożyło się u nas w kraju co niemiara. To przezwisko z Darłówka jest dalej prawidłowe — oni w dalszym ciągu są pyszni i odizolowani, z tym, że dziś to już nie komuch ich izoluje, nie warunki konspiracji… to ich cecha charakteru. Mówię cały czas o doradcach i ekspertach „Solidarności", a w chwili bieżącej o grupce ludzi skupionej w tak zwanym Komitecie Obywatelskim Lecha.

Refleksje, refleksje, refleksje Panie Andrzeju. W naszej zwichrowanej społeczności samoczynnie działa taki dziwny mechanizm — najpierw zbiera się dwóch, trzech ludzi zatroskanych losem „biednej Ojczyzny" (to z Prusa). Jeśli zachowali choć trochę życiowej energii, postanawiają coś zrobić. Tworzą więc komitet, grupę inicjatywną lub coś w tym rodzaju. Względnie szybko dobierają wśród znajomych grupę ludzi podobnie myślących, podobnie zatroskanych i o zbliżonym statusie społecznym. Taka grupa nie przekracza nigdy 20-50 osób i jeśli udaje się taką partię rozszerzyć do 100 osób, to ta dwudziestka pozostaje decydującym jądrem. Dla uatrakcyjnienia swojej działalności dobierają ludzi o znanych nazwiskach, którzy zawodowo nie mają nic wspólnego z meritum ich zatroskania i działalnością tej grupy, ale są dobrą reklamą. Nie chciałbym obrazić tych kilku wielkich postaci aktorskich, naprawdę wielkich na scenie, naprawdę wiele znaczących w życiu kulturalnym, ale nie mających pojęcia o… wolnym obrocie mięsem czy mlekiem. Znam tych ludzi, cenię tych ludzi, zachwycam się nimi, ale na Boga, niech się nie biorą za doradzanie Wałęsie jak robić politykę. Poniosło mnie, przepraszam.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Dylematy społeczeństwa obywatelskiego
Wartości kultury świeckiej


« Społeczeństwo   (Publikacja: 05-03-2005 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 3977 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365