|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Społeczeństwo Patriotyzm wyznaniowy [2] Autor tekstu: Andrzej Wasilewski
Uzyskanie pozycji dającej możliwość odmawiania rodzimości swoim konkurentom jest wielkim osiągnięciem Kościoła katolickiego w Polsce i źródłem wielu anomalii życia polskiego w porównaniu z normami ogólnoeuropejskimi.
W określaniu tego, co swoje a co obce, co dobrze służy narodowi a co dla niego szkodliwe, co zgodne a co niezgodne z tożsamością narodową, Polacy zostali zdominowani przez Kościół jak żaden inny naród w Europie, nie stając się przez to narodem bardziej od innych moralnym, z pewnością natomiast bardziej podatnym na manipulowanie jego patriotyzmem. Tragedią polską w dobie saskiej było właśnie to, że na dłuższy czas monopol na określanie tego co rodzime znalazł się w rękach kontrreformacyjnego Kościoła, który skutecznie izolował Polskę od życia nowożytnej Europy. Patriotyzm utożsamił się wtedy z konserwatywnym fundamentalizmem, niezdolnym do rozpoznania rosnących zagrożeń. W aktach desperacji zdolny był co najwyżej do ślepej ruchawki w rodzaju Konfederacji Barskiej, jeszcze bardziej pogarszającej położenie Polski i czyniącej ją pośmiewiskiem Europy. Konfesyjno-konserwatywny patriotyzm konfederatów na dłuższy czas wyrobił Polsce opinię kraju grzęznącego w fanatyzmach i przesądach. Nikt nie współczuł narodowym niedolom Polaków, dopóki ukazywali się światu jako nosiciele dewocyjnej nietolerancji i wstecznictwa.
Obraz ten zmienił się, gdy patriotyzm polski zaczął się kojarzyć z postawą oswobodzicielską. Reformy okresu Oświecenia i Kościuszko, legiony walczące za „wolność waszą i naszą", stała polska gotowość do „wojny z tyranią", określanej jako „wojna ludów" — wszystko to uszlachetniło obraz Polski, czyniąc ją w oczach Europy romantyczną krainą dążeń wolnościowych.
Zapamiętajmy dobrze ten fakt podstawowy: nobilitacja polskiej walki z zaborcami nastąpiła tylko dlatego, że polski
patriotyzm zaczął być postrzegany jako sprzymierzeniec emancypacyjnych dążeń Europy. Powstawało korzystne dla polskości skojarzenie walki narodowowyzwoleńczej z walką o postęp ogólny.
Ale ta dobra passa trwała z reguły tylko do czasu, kiedy Polacy tracili tytuły bohaterów zmagań z zewnętrzną opresją. Po znalezieniu się „we własnym domu", szybko trwonili opinię narodu otwartego na ruchy emancypacyjne i znów odradzał się obraz polskości skłonnej do zasklepiania się w swych anachronizmach. Tak było po roku 1918 i tak stało się po roku 1989 — polskość pozbawiona uciskającego ją wroga straciła swój image oswobodzicielski, zaczęła być synonimem mentalnego skansenu.
Głośne powiedzenie Piłsudskiego, że z tramwaju o nazwie „socjalizm" wysiadł na przystanku „niepodległość", odkryło ogólniejszą prawidłowość sarmatyzmu. Tę mianowicie, że w sprawy społeczne angażował się w kontekście „sprawy polskiej" i porzucał je, gdy
narodowe cele się spełniły. Pobudzające oddziaływanie na emancypację społeczną trwało do „pierwszego dnia wolności", by już następnego zmienić się w tradycyjną postawę hermetyczną. Dotychczasowa przyjaciółka wszelkiej postępowości — uciśniona i walcząca polskość — ukazywała się nagle zaskoczonemu światu jako zaciekły bastion mentalnej konserwy.
Stąd długa lista wzajemnych rozczarowań: Zachodu do Polski i Polski do Zachodu. Polska stale przelicza się w rachubach na poparcie Zachodu dla jej dążeń narodowych, Zachód zaś wciąż na nowo mylnie oszacowuje postępowość polskich ruchów wyzwoleńczych.
Tak dobrze notowany na Zachodzie „romantyzm polski" nigdy nie sprawdzał się w warunkach wolności jako promotor realnego postępu. Po osiągnięciu narodowych celów ulatniał się duch emancypacyjny i bojownicy o wolność zasklepiali się w ciasnej, martwej, konserwatywnej tradycji.
Stąd dwoistość obrazu Polaka-sarmaty, utrzymująca się od paru wieków. Dodatnia wersja obrazu Polaka powstaje z jego zmagań z zewnętrznym uciskiem, ujemna — z tego, co potraci zrobić ze swą wolnością. Polak wolny staje się ofiarą swojej sarmackiej tradycji, która, gdy zabierał się do rządzenia państwem, zawsze zwodziła go na manowce.
Jednostronność naszych przekazów narodowych sprawia, że Polacy nie powinni w ogóle dłużej pozostawać sam na sam ze swoją tradycją. Z własnego pomysłu dochodziło w Polsce tylko do powstań narodowych, natomiast wszystkie przełomy społeczne i rewolucje światopoglądowe (z wyjątkiem, powtarzam, demokracji
szlacheckiej), musiały być do Polski przeszczepiane z zewnątrz. Społeczna innowacyjność nie miała w niej nigdy dostatecznego zaplecza, by samodzielnie rozwinąć nowy kierunek myślenia i przebić się przez pokłady tradycjonalizmu. Jeśli nie stłumiła jej reakcja wewnętrzna, obezwładniał ją brak koniunktury światowej lub wręcz dławiąca ingerencja z zewnątrz. Reformy oświeceniowe zakiełkowały w Polsce dzięki impulsom napływającym z Anglii i Francji, ale ledwie zdołały napocząć sarmacką mentalność, zdławiła je zewnętrzna przemoc.
Można również powiedzieć, że wysiłki reformatorskie, podejmowane przez obóz rządzący w PRL, były daremną próbą przebudowy systemu wbrew planom dominujących mocarstw. Reformatorskie potencjały Polski okazały się znów zbyt słabe, by zaprojektować i skutecznie obronić najkorzystniejszą dla kraju drogę przeobrażeń. Od wewnątrz ograniczał je głuchy konserwatyzm, od zewnątrz zaś presja mocarstw, dbających o podporządkowanie sobie nowych obszarów. Dziki i prymitywny kapitalizm, jaki wyłonił się w Polsce, wcale nie był koniecznością dziejową, ale pochodną tych dwóch ideologicznych nacisków, przekształcających
pragmatyczną transformację systemu w rodzaj krzyżowej wojny o nawrócenie.
IV
Ciążąca na Polsce tradycja sarmacka ciągle jeszcze sprawia, że ruchy emancypacyjne nie mają szans przekształcenia się w znaczącą siłę, dopóki nie zyskają sankcji patriotycznej, z kolei zaś jej uzyskanie w dużej mierze
zależy od uznania Kościoła. Utrzymujący się ciągle konfesyjny typ polskiego patriotyzmu ogranicza zasięg ruchów emancypacyjnych, ponieważ dźwignia decydująca o masowości wystąpień pozostaje w znacznym stopniu pod kontrolą konfesyjnych przywódców. W Zachodniej Europie apele humanitarne, hasła socjalne czy ekologiczne, gromadzą z łatwością wielesettysięczne tłumy; w Polsce dzisiejszej zgromadzenia w tej. skali powodują tylko homilie na Jasnej Górze. Zbiorowość polska ciągle nie ma śmiałości do masowych wystąpień pod innymi znakami, jak patriotyczne albo religijne. Związki zawodowe, mimo socjalnych tragedii, z największym trudem gromadzą na wiecach od kilku do kilkunastu tysięcy ludzi. Kiedy zaś pojawiają się ruchy humanitarne, mające szanse na zasięg masowy (np. młodzieżowy ruch pomocy chorym dzieciom), Kościół napada na nie z zawiścią monopolisty, nie bacząc na ewangeliczne pobudki tych ruchów.
Zbiorowość polska dopiero dojrzewa do tego stanu wewnętrznej swobody, w którym dążenia emancypacyjne mogą się rozwijać bez konieczności uświęcenia się sankcjami tradycji.
Masowe manifestacje, jakie przetoczyły się przez Polskę w latach osiemdziesiątych, tylko pozornie przeczą tej diagnozie. „Solidarność" dopiero wtedy nabrała rozmachu, gdy robotniczy strajk ubrała w barwy narodowe, obwiesiła biało-czerwonymi flagami i pokrzepiła patriotyczną liturgią Kościoła. Dopiero pod tymi znakami ruch emancypacyjny nabrał rozmiarów ruchu masowego. Ale też trudno nie spostrzec, że w swoim etosie był bardziej podobny do Konfederacji Barskiej niż do dojrzałych w swoich postulatach ruchów emancypacyjnych.
Stąd dramatyczne zagubienie tego ruchu nazajutrz po odniesionym zwycięstwie, gdy Kościół przestał pokrzepiać strajkujących, a narodowymi sztandarami zaczęto przystrajać budowę kapitalizmu.
Polska „Solidarności" nie stała się bogatsza o nowoczesny ruch emancypacyjny, a tylko o jedno więcej powstanie narodowe, i to takie, które odniosło zwycięstwo z pomocą wszystkich możnych tego świata: światowych mocarstw, polskiego papieża i ustępującej miejsca dotychczasowej władzy.
Wszystko w tym nietypowym zwycięstwie umacniało hermetyczną mentalność bogoojczyźnianą, nic nie działało na rzecz otwierania umysłów. Życie polskie przygniecione zostało obowiązującym staro-nowym frazesem, oklejającym natychmiast etykietką „obcości"
wszelką próbę uwolnienia się od oficjalnej wykładni.
Jeszcze raz wykonany został klasyczny manewr z przesunięciem potencjałów buntu społecznego w łożysko sprawy narodowej, by nazajutrz po odniesionym zwycięstwie, z pomocą patriotycznych komunałów, przystąpić do bezpardonowej likwidacji osiągniętych już zdobyczy społecznych. Jeśli mierzyć
kryteriami uniwersalnymi, dzisiejszą „Solidarność" należałoby zaliczyć do grupy „żółtych" związków zawodowych, pomagających prawicowym rządom w utrzymywaniu z dala od lewicy szarych ludzi pracy. Ale w Polsce, rządzącej się od stuleci prawami partykularnymi, „Solidarność" opowiadająca się głosami swoich bossów przeciwko
interesom pracowniczym, funkcjonuje nadal na osobliwych papierach siły insurekcyjnej. Pomaga wprowadzać drakońskie restrykcje socjalne, wspiera kołtuństwo światopoglądowe, obojętnie przygląda się marnotrawieniu zbiorowego dorobku, występując niezmiennie jako siła przewodnia uzdrawiającej patriotycznej irredenty. Fałszywość w sprawach programów społecznych nie kompromituje się bowiem w Polsce sama przez się, może tak długo zwodzić i oszukiwać, jak długo posiada w opinii zbiorowej znamiona ruchu patriotycznego. Dopiero wtedy, gdy wyrządzane szkody zaczną być postrzegane poprzez implikacje dla „sprawy narodowej", dostrzeżona zostanie także społeczna dwuznaczność uzdrowicieli. Dlatego przywódcy dzisiejszej "S" robią co mogą, by swą fałszywość w sprawach programów społecznych ubrać w zniewalający strój tradycji narodowej: uczestniczą w patriotycznych mszach, ślubują na Jasnej Górze, nie rozstają się ani na chwilę z podniosłym językiem haseł niepodległościowych, wykazują należną awersję wobec Wschodu i należną wiarę w bezinteresowną opiekę Zachodu. Odwoływanie się do tych tradycji ciągle jeszcze daje dogodną pozycję do manipulowania polskim społeczeństwem.
Prawica polska stawia znak równości między patriotyzmem i konserwatyzmem, usuwając poza obręb rodzimości emancypacyjne dążenia każdej kolejnej epoki. W rzeczywistości zaś dobre imię polskiego patriotyzmu umacniało się z reguły wtedy, gdy „narodowe" łączyło się z „postępowym", jak w przypadku Sejmu Czteroletniego, Kościuszki, Dąbrowskiego, podczas gdy konserwatyzm pracował na renomę jakichś każdorazowych „czasów saskich", zamulających umysłowość polską pompatycznym frazesem.
Polska dzisiejsza zbliża się niebezpiecznie do tego nieszczęsnego wzorca. Obalanie socjalizmu odbywało się w Polsce pod znakiem czynu narodowego i od tej pory wszelka lewicowość stała się narodowo podejrzana, a wszelka prawicowość — namaszczona patriotyzmem. Powstały zatem dogodne warunki po temu, aby ewolucja wsteczna dokonywana być mogła pod przebraniem dokonań patriotycznych. W aurze wyzwolenia narodowego zabrano się do redukowania oświaty, ograniczania dostępu do kultury, odbierania wielu zdobyczy socjalnych, degradowania bezbronnej rzeszy pracowników — słowem, do wdrażania typowego programu konserwatywnych warstw posiadających. W Europie Zachodniej nazwano by to ofensywą ultrakonserwatywnej prawicy, natomiast w Polsce „solidarnościowej" jest to całkiem po prostu „reforma demokratyczna". Takie cuda zachodzą, gdy do restrykcyjnej operacji dołącza się nazwę: „ruch niepodległościowy".
1 2 3 Dalej..
« Społeczeństwo (Publikacja: 05-11-2005 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 4447 |
|