Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.187.966 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 308 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Nie ma Boga, jest człowiek.
« Społeczeństwo  
Dylematy współczesnej cywilizacji [1]
Autor tekstu:

W związku z Medytacjami Adama Schaffa

Jeszcze jedna książka o polityce, która jest w stosunku do trwających sporów i hałaśliwych polemik „gdzie indziej". Mimo wagi poruszanych w niej problemów nie spodziewam się, żeby wzbudziła szerszą dyskusję. Raczej się obawiam, że będą to słowa, jak sto lat temu pisał Adolf Loss: Ins Leere gesprochen — mówione w pustkę. Bez wielkich szans na to, aby współcześni ludzie polityki wyprowadzili z nich jakieś praktyczne wskazówki w bieżącym działaniu.

Więc chociaż jej problematyka odnosi się do spraw, w których moje przygotowanie merytoryczne nie jest wystarczające (moje zainteresowanie dla spraw przyszłych kierunków rozwoju społecznego wynika z zaniepokojenia aktualnymi procesami w dziedzinie gospodarki przestrzennej, urbanistyki, architektury, a tym samym kultury, a więc spraw pochodnych w stosunku do treści Medytacji) — chciałbym tę pustkę choćby na małym odcinku zapełnić zastrzeżeniami i obawami w stosunku do tez Autora.

Adama Schaffa Medytacje koncentrują się wokół problematyki społecznej powiązanej z wielką transformacją cywilizacji, wynikającą z procesów automatyzacji i komputeryzacji wszelkiej produkcji i usług, wynikającego stąd strukturalnego bezrobocia, konieczności odmiennego podziału globalnego produktu i opanowania problemu zróżnicowania poziomu życia i różnorodności kulturowej wielu społeczności świata. Wśród tez Autora powtarza się zwłaszcza jedna — ta która mówi o spodziewanej obfitości produkcji i usług, wywołanej automatyzacją, i stanowiącej czynnik amortyzujący ewentualne trudności w przekształceniach. Tak śmiało przedstawiona teza budzi jednak zastrzeżenia.

Kiedy ćwierć wieku temu publikowano głośne Granice wzrostu, nie poświęcono w tej pracy miejsca problemom automatyzacji i komputeryzacji ze zrozumiałych względów — po prostu dlatego, że wówczas problem ten nie był tak widoczny. Autorzy skoncentrowali się na problemie tych granic rozwoju, które wyznacza odporność środowiska planety na podnoszenie poziomu produkcji, towarzyszące mu rosnące zanieczyszczenie wszelkimi odpadami, na wzrost liczby ludności, eksploatację nieodnawialnych surowców i ograniczenie produkcji żywności. Zestawienie skutków i ekstrapolacja przebiegających procesów rozwojowych — z reguły o wykładniczym charakterze — prowadziły do wniosku, że jeśli wykryte trendy rozwojowe nie będą odwrócone lub przynajmniej zahamowane, to w połowie przyszłego stulecia musi nastąpić katastrofa całej gospodarki globu, a także jego równowagi ekologicznej, a co za tym idzie całej cywilizacji.

W tym samym czasie E.F. Schumacher w swojej książce Małe jest piękne pisał, że 31 proc. ludności świata użytkuje 87 proc. produkowanej energii, pozostawiając reszcie mieszkańców planety 13 proc. Proste przeliczenie wskazuje, że zrównanie poziomu życia wszystkich mieszkańców ziemi wymagałoby w tej sytuacji prawie sześć razy większej produkcji albo sześciokrotnego obniżenia standardu konsumpcji mieszkańców krajów bogatych. Już przy tym zaawansowaniu omawianych w Granicach wzrostu procesów, które występowały 25 lat temu, wariant pierwszy był nie do przyjęcia ze względu na obciążenie środowiska, a wariant drugi ze względu na opór społeczny ze strony krajów bogatych, to znaczy tych, których głos w organizowaniu gospodarki waży najwięcej. To samo dotyczy wszelkich wariantów pośrednich, nawet, jeżeli abstrahować od wzajemnych zależności miedzy problemem rozdziału dóbr, a ujawniającymi się konfliktami międzykulturowymi. A przecież wszelkie raporty, w tym Raport Rady Klubu Rzymskiego z 1991 r. wskazują, że od tego czasu następuje zarówno dalsza polaryzacja poziomu życia ludności świata, jak i dalszy wykładniczy wzrost we wszystkich analizowanych w Granicach wzrostu procesach. Autor zresztą fakt ten potwierdza, i odwołuje się do danych z „Human Development Report" wedle których 33 proc. mieszkańców świata osiąga dochód dzienny poniżej l $. Znaczyć to musi, ze napięcia stale rosną, a ich amortyzowanie wymagałoby z biegiem czasu coraz większej produkcji, a co za tym idzie, większego obciążenia środowiska.

Wynikać się stąd zdaje istotny wniosek — ten mianowicie, że nawet zupełnie „bezludna", całkowicie zautomatyzowana produkcja napotka na granicę w postaci wytrzymałości środowiska planety. Obfitość dóbr nie zmniejszy dewastacji środowiska, kryzysu demograficznego (wzrost liczby mieszkańców ziemi może nawet zostać przyspieszony, wobec łatwiejszego utrzymania), energetycznego, żywnościowego, klimatycznego itp., itd. Zmiany w rozdziale dóbr mogą następować dopiero jako proces wtórny w stosunku do pojawiania się zjawisk kryzysu. Co w dalszym ciągu oznacza wcześniejszą perspektywę konfliktów „Północy" i „Południa", starć kulturowych i konfrontacji, a w konsekwencji — katastrofy cywilizacyjnej, bo taka konfrontacja przy obecnym poziomie techniki oznaczać musi albo eksterminację znacznej liczby mieszkańców „Południa", albo zniszczenie krajów „Północy", a najprawdopodobniej jedno i drugie. Zwłaszcza że ludzie już dziś dysponują nadmiarem środków mszczących, do których dostęp z czasem staje się coraz łatwiejszy (historia zna przykłady takich regresów — choćby z okresu po upadku starożytnego Rzymu w VI wieku).

Jest już sprawą dalszą, czy i w jakiej mierze byłaby to katastrofa „tylko" cywilizacji, czy zarazem katastrofa ekologiczna, godząca w gatunek ludzki, a być może i w inne gatunki. Peter Ward, paleontolog amerykański przewiduje w swojej książce Koniec ewolucji raczej to drugie, czyli kolejny okres „Wielkiego wymierania", takiego, które już parę razy w historii ziemi się zdarzyło. Odpowiedź jednak na pytanie „Jak się ułożą stosunki do końca świata" należy już do innego tematu, i kogo innego, nie nas może ewentualnie zainteresować. Może raczej błonkoskrzydłe.

Trudno bawić się w przewidywania. Jedno wszakże wydaje się pewne: bez gruntownej rewizji akceptowanych dziś powszechnie hierarchii wartości, leżących u podstaw „kultury białego człowieka", katastrofy uniknąć się nie da. Czy taka rewizja jest dziś możliwa czy nie, to problem dalszy, warto jednak się zastanowić na czym powinna by polegać.

We współczesnej cywilizacji widoczne są dwa systemy wartości. Pierwszy z nich, historycznie starszy, uznaje za główną cnotę posłuszeństwo wobec autorytetu Boga lub Władcy i przyjmowanie bez dyskusji zarówno tego obrazu świata jaki ów autorytet przedstawia, jak i obowiązującego systemu ocen. Wykorzystywany w przeszłości przez wszelkie autokratyczne władze, odżył w XX wieku w państwach totalitarnych, w których źródłem władzy miało być posłannictwo wyższej rasy czy narodu albo „prawa rozwoju historii". Od pięciuset lat jednak ten system wartości jest w odwrocie — zastępuje go system stawiający na pierwszym miejscu wśród celów działania osiąganie osobistego sukcesu życiowego. Pozycję naczelną uzyskuje swoboda wyboru celów i dróg ich osiągania przez sprawną i ekspansywną jednostkę, wygrywającą w konkurencji z innymi. Znakiem sukcesu jest prestiż, władza, a przede wszystkim pieniądze.

Oba te systemy mają charakter antropocentryczny: świat zewnętrzny, natura, występują w nich jako strefa podporządkowana ekspansji cywilizacji człowieka.

Z chwilą jednak ujawnienia się granic ekspansji wyznaczonych przez warunki równowagi ekologicznej czy społecznej, i zagrożenia, jakie może wywołać jej naruszenie, pojawić się musi — i na pierwszym miejscu nowy motyw postępowania — motyw odpowiedzialności za przyszłość świata. Odpowiedzialności podejmowanej pod przymusem, wobec faktu, że człowiek uruchomił już dziś takie siły, których nie kontrolowany spontaniczny rozwój zagraża jego (i nie tylko jego) istnieniu. Oznacza to akceptację etyki opartej na takim motywie zarówno przez jednostki, jak i zbiorowości ludzkie, akceptację równie powszechną, jak dziś akceptacja etyki opartej na zasadzie posłuszeństwa autorytetowi czy na dążeniu do osobistego sukcesu. Taka etyka stanowi temat książki Hansa Jonasa Zasada odpowiedzialności.

Nowa sytuacja sprawia, że człowiek wystąpić musi nie tylko jako — idąc za myślą Autora Medytacji — autocreator, lecz również jako strażnik równowagi ekologicznej i społecznej oraz podmiot, kontrolujący procesy rozwojowe w skali globu, z niezbędnym wyprzedzeniem w czasie. Przyjęcie takiej roli, mimo ewidentnego braku przygotowania do niej całego systemu współczesnej cywilizacji, jest nieuniknione, jeżeli ta cywilizacja ma przetrwać.

Wynika stąd kilka dalszych istotnych wniosków. Pierwszy z nich to umiejętność i zdolność do samoograniczenia (nieodłączna we wszelkiej samokontroli), której nauczyć się musi zarówno jednostka, jak i tworzone przez nią organizacje. Dalej — priorytet dobra ogólnego w stosunku do jednostkowego, i celów społecznych o charakterze strategicznym nad doraźnymi i partykularnymi. Niestety oznacza to konieczność wypracowania zupełnie nowych mechanizmów kontroli społecznej. Obecne mechanizmy demokracji przedstawicielskiej bowiem nie tylko zawężają horyzont wybranych władz do jednej kadencji, ale i poddają je doraźnym interesom grup wyborców. Tymczasem zarówno skala i zasięg, jak i czas w jakim ujawniać się mogą skutki przebiegających już dziś procesów wykraczają daleko poza takie horyzonty.

Wyznacza to nowe miejsce dla wiedzy o świecie i nauki. Podobno Churchill był autorem sformułowania, że specjalista, ekspert powinien być przy polityku "on the tap, but not on the top" — na skinienie, ale nie w pozycji wyższej od niego. Obecne perspektywy rozwoju cywilizacji zdają się wskazywać, że instrumentalne traktowanie wiedzy i nauki przez polityków nie ma przed sobą długiego życia. Że wybór celów rozwoju i dróg ich osiągania będzie musiał w coraz większym stopniu zależeć nawet nie tyle od wiedzy specjalistycznej w jednej dziedzinie, ile od wiedzy ogólnej o bardzo szerokim zakresie, umożliwiającej porównywanie i hierarchizowanie wagi wniosków płynących z postępów wiedzy, i z informacji, dotyczących rozmaitych, niekiedy odległych od siebie dziedzin. To zaś z kolei wymaga zarówno ustawicznych badań, monitoringu, oraz nie mniej stałego i rzetelnego informowania opinii publicznej o rezultatach tych badań, dotyczących perspektyw dalszego rozwoju cywilizacji i kultury.

Doprawdy, nie mam pojęcia jakby można do takich zmian w postawach i celach doprowadzić, zwłaszcza w czasie tak krótkim, jak ten który wyznacza obecna sytuacja światowa, czyli kilku dziesiątków lat. Ale droga do nich zdaje się nieuchronnie prowadzić poprzez świadomość ludzi najbliższych pokoleń, poprzez ich zdolność rozumowania, to znaczy również zdolność do modyfikacji ich własnych poglądów i postaw w miarę zapoznawania się ze zmieniającą się sytuacją.


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Filozofia polska wobec kryzysu cywilizacyjnego
Dylematy społeczeństwa obywatelskiego

 Zobacz komentarze (1)..   


« Społeczeństwo   (Publikacja: 13-01-2007 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jacek Nowicki
Architekt; emerytowany profesor Politechniki Warszawskiej; stały współpracownik "Res Humana"

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Poprzedni tekst autora: Paszkwil na kulturę
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5198 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365