|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Światopogląd Ucieczka [2] Autor tekstu: Bartosz Jastrzębski
Nie mniej nudne lub wstrętne (a więc godne porzucenia) od miejsc mogą
być czynności. Czynności związane z pracą lub czasem wolnym, toczone przez
ciężką chorobę powtarzalności, wcześniej czy później muszą wywołać
protest, niezgodę na chroniczność i automatyzm. Ten ostatni jest terminalnym
stanem powtarzalności, działaniem wolnej
istoty zaklętej w maszynę. Tu także więc znajduje się konflikt: powtarzalność,
przewidywalność przynosi poczucie bezpieczeństwa, wizję świata ogarnialnego i kontrolowanego, bo poddanego wypracowanym schematom działania. Żadna
dezorganizująca nieobliczalność nie zmusza do rekonstrukcji planów i założeń i można, warunkowo przynajmniej, ufać nadchodzącym godzinom i dniom. Owa
powtarzalność jest jednak tym samym refutacją spontaniczności i rezygnacją z jej czaru, fundamentem wszelkiego życiowego „udupienia", poczucia braku
kreatywności, a w konsekwencji apatii i depresji. Ucieczka następuje wtedy,
gdy bezpieczeństwo nie rekompensuje już jałowości dni.
To wszystko to jednak jeszcze mało, bowiem w końcu też można chcieć
uciec od siebie. Uciec od własnej ambicji i zaangażowania. Od chcenia
czegokolwiek, bo choć dynamizuje ono, jest równocześnie przyczyną niepokoju i nieumiejętności życia teraźniejszą chwilą — odsyła wszak zawsze w przyszłość, ku oczekiwanemu spełnieniu, przed nastąpieniem którego
satysfakcjonująco być nie może. Od własnych przyzwyczajeń i wytartych
kolein przemijania doby, wyrobionych bliźniaczymi sekwencjami przeżywania. Od
tego, że jestem taki oto właśnie, obdarzony takim odczuwaniem, myśleniem, możliwościami.
Zbrzydły już one i chętnie można by je zamienić na inne. Od przyrodzonych
ograniczeń charakteru i temperamentu, które powodują, że nie wszystko, co
chcę mogę i że często się coś nie udaje. Od przeszłości, która mogłaby
być, powinna być inna. Od wrażliwości na swym własnym punkcie, wywołującej
czujność, nieufność, nadmierną reaktywność i niechęć do ludzi. Od nędzy
lgnięcia do rzeczy małych i bezwartościowych. Uciec od wiedzy (każdej
wiedzy: naukowej, potocznej, a zwłaszcza samowiedzy) będącej w istocie
konstrukcją przesłaniającą Błękit, choć ona twierdzi, że to Błękit
jest (był) zasłoną i maskuje geometryczne rusztowanie z metalowych rur.
(Najpiękniejsza nawet scenografia zakłada bowiem zaplecze w postaci plątaniny
kabli, budowli z desek, prętów i sieci sznurków. Kto nie chce się rozczarować
niech po prostu nie zagląda za kulisy). Umknąć przed pleniącymi się pod
powierzchnią lękami, rozrosłymi w rakowate, poprzerastane tkanki — czasem pękające
paniką, a czasem wykonujące jedynie uciążliwe ruchy robaczkowe. I od tysięcy
innych jeszcze ingrediencji bytu osobowego, co do jednej podejrzanych. Zatem,
zostawić siebie daleko za sobą, niech się to wszystko odklei, wykruszy w pędzie,
zlasuje i zanihiluje, niech się konstrukcja „ja" rozleci bez względu na
to, co — i czy w ogóle coś — znajduje się pod nią. Oderwanie od niej byłoby
prawdziwym odetchnięciem i odpoczynkiem. Razem z sobą zaś odpoczywać nie można,
bo ten drugi w nas wciąż będzie gderał i czegoś chciał. Pielgrzymować
tedy nie zatrzymując się, bo każde miejsce, wcześniej czy później staje się
więzieniem (taka jest natura miejsca lub umysłu pozostającego w miejscu), aż
pozostawi się siebie, odklejonego, daleko za sobą, już niepotrzebnego,
porzuconego jak wyliniała skóra.
Jeśli tak, w zarysie,
przedstawia się „od czego" ucieczki (choć powodów szczegółowych jest mnóstwo,
bo nieprzebrana jest też masa ohydztwa i okrucieństwa w świecie), to teraz można
się przyjrzeć jej „do czego".
Ucieczka z założenia kieruje się do innego świata, świata
nieobecnego, ale wyobrażonego. Ten inny świat jest imaginowany, przeczuwany,
dotykany czasem we śnie, czasem wieczorem przed snem, a po miłości. Miejsce
docelowe ucieczki może być identyfikowane z krajem lub okolicą z pozoru
realnie istniejącą, widoczną na mapach, zdjęciach i filmach. Tam oto ma być
ziemia wprawdzie przez nikogo nie obiecana, lecz mimo to wymarzona, bliska na
mocy jakby przedustawnej sympatii. Te krajobrazy, te klimaty, kolorystyka,
przestrzeń, zapachy — wszystko jest inne, lepsze, bardziej kompatybilne ze światem
pragnień. Uciec w miejsce ciche i ustronne, do lasu (który nie jest jednak
wulgarną plantacją i fabryką drewna), nad morze, gdzie łagodność i dużo
światła, ale takiego, które nie pali — to musi dobrze smakować. Tam musi
być prawdziwe życie, pozbawione cierni, kolców, ociężałości, tęsknoty i melancholii. Łatwe, wdzięczne, proste choć przecież twórcze, rozkoszne,
bezproblemowe, pozostające w stanie nieupadłym i niezagrożonym. Gdzie jak nie
tam? Jeśli tam jest tak jak tu — wszystko stracone i nie ma dokąd uciekać.
Jeżeli jakikolwiek składnik znienawidzonej, tutejszej teraźniejszości będzie
tam obecny, zainfekowana zostanie całość, nastąpi upadek w to samo, na jaw
wyjdzie samooszustwo. Jednak nadzieja skłania do wiary, że fizyczny dystans,
odległość jaką należy przebyć spowoduje wygubienie po drodze całej
negatywności, będzie kwarantanną, po której czystość, niewinność wtórego
początku i świeżego entuzjazmu zostanie przywrócona i umożliwi budowanie
egzystencji na nowych całkiem fundamentach. Nowa zewnętrzność odświeży i odnowi zmurszałe wnętrze. Można i trzeba wystawić czas do wiatru i zacząć
raz jeszcze — tym razem już bezbłędnie — żyć.
Jednak nie trzeba wielkiej przenikliwości, by pojąć, że tak
rozumiana ucieczka ma słabe podstawy. Są wprawdzie miejsca, które emanują
szczególnym urokiem, w których chciałoby się być (tak jak są takie, które
nadają się jedynie do tego, by przez nie przemknąć, lub nawet i to nie), ale
żadne nie rozwiązuje problemu egzystencji (a takie wysokie wymaganie ma spełnić
ucieczka). Tak uciekając można się uwolnić jedynie od najdokuczliwszych
wrzodów zewnętrznego ucisku. To, co znajduje się w środku zabiera się ze
sobą, dlatego ulga ufundowana na inności jest tylko chwilowa. Mechanizm
„opatrywania się" i wypływania z wnętrza tych samych co zawsze rzeczy
jest niestety niezawodny.
Dlatego „do czego"
ucieczki może być również rozumiane jako próba wejścia w inny stan. Uciec
nie tyle w miejsce, co w stan: miłości, szaleństwa, twórczości, upojenia,
boskiej niecierpiętliwości, wyobraźni, religijnego lub filozoficznego oświecenia.
Wejście w niepowszedniość, nadzwyczajność Niebywałego polega na ściągnięciu
innego świata tutaj. Jest ufundowane na idealistycznym założeniu, mówiącym,
iż umysł konstytuuje świat i wszelka zmiana tego ostatniego stanowi jedynie
refleks i reminiscencję przemian tego pierwszego. I tak, ucieczka w miłość
romantyczną, w zakochanie miała by być odurzeniem emocjami, upiciem się własną
endorfiną, adrenaliną (i Bóg jeden wie jaką jeszcze -iną lub -onem), które w dużych ilościach dają posmak metafizyczny, wyraźnie trącą Absolutem.
Realność zostaje zniesiona, całkowicie przesłonięta obiektem afektu,
utopiona w kolejnych, naprzemiennych erupcjach podniecenia, oszołomienia,
uczuciowej mocy, prawdy i słodkiego niepokoju. Pojawia się nadzieja, że własną
próżnię, niewystarczalność można by uzupełnić kimś innym, stworzyć nową
zsyntetyzowaną jakość. Miłość wierzy w zbawienie przez drugiego, który ułoży,
wyleczy, wygładzi, wyprostuje, co skrzywione, naprawi uszkodzone komponenty
osobowości, zmiecie obmierzłą codzienność jak tajfun: ostatecznie i bez śladu.
Z kolei prawdziwe szaleństwo jest ucieczką udaną, choć niekoniecznie
„gdzie" owej ucieczki jest godne pozazdroszczenia. Z pewnością umysł
przechodzi tu na zasilanie rezerwowe, autogeniczne, o niskim poziomie kontroli i dużych wahaniach napięcia. Społecznie wytworzone „ja" nie ma tu już nic
do gadania, stery samokontroli zostały utracone. Szaleństwo komunikuje
ostateczną niezgodę i zerwanie z tożsamością i rzeczywistości i podmiotu.
Tąpnięcie, nieciągłość, skok obwieszczają ostateczne wyjście ze wspólnego
świata, od którego nie ma odwołania — ściągnięcie z powrotem może być
tylko na siłę, czyli farmakologiczne. Znowuż wyobraźnia jest projektem
zniesienia realności przez przekształcenie — wzbogacenie treścią, eliminację
mroku i uczynienie swoim. Imaginacja i twórczość, bliskie krewniaczki,
powiadają, że nieakceptowaność świata wynika z zablokowania niezbędnych do
życia kanałów kreacji i że ich udrożnienie przywraca uniwersum sens i wartość.
Uwolniona potencja czyni byt innym — nie takie samo wszak drzewo widzi motłoch i artysta. W nieco słabszym wariancie, wyobraźnia pozwala przynajmniej stworzyć
alternatywny, wewnętrzny świat, miejsce ucieczki nie definitywnej i doraźnej,
za to łatwe do utrzymania i przywołania. Wyobraźnia jest ostatnim
schronieniem ludzi zagubionych, udręczonych i obcych światu.
Pewną odmianą ucieczki w wyobraźnię jest odejście w inne, nie teraźniejsze
wymiary czasu: przeszłość lub przyszłość. Ani w jedną, ani w drugą wnijść,
rzecz jasna, się nie da, są to jedynie wyróżnione horyzonty marzenia, w których
krajobrazy, sytuacje i ludzie zdradzają niejakie pokrewieństwo z realnością — choć w innych faktoriach wyobraźni zostaje ono niemal doszczętnie
porzucone.
Ucieczki w niektóre stany (upojenie, wyobraźnia) uprawia się często,
by nie rzec codziennie. Ich wadą jest krótkotrwałość i delikatność. Miłość i twórczość to znowu ulotne przebłyski oświetlające dni. Łatwo się stany
traci, łatwo się ze stanów wypada (prócz wspomnianego szaleństwa). Pewne z nich (raczej już zresztą historyczne), jak niewzruszoność wypływająca z doskonałego dystansu lub religijne uniesienie, są trudne do osiągnięcia:
wymagają wyrzeczeń, a ich pojawienie się pozostaje kwestią niepewną. Łatwo
je także rozbić. Ostre słowo, groźny gest, przerażający obraz, smutny dzień i już po nich. Mogą się one również — z bliżej nieokreślonych przyczyn — same unicestwić. I najczęściej tak właśnie robią. Także bezwzględne
wymogi dnia codziennego bez trudu obracają w perzynę subtelny, z trudem
uzyskany opatrunek kojących wyobrażeń i treściwych stanów. Słowem, uprawiać
niełatwą ich sztukę można w zaciszu, gdy los łaskawy. A przecież bezduszna
rzeczywistość robi co chce: ludzkie wizje, kreacje i natchnienia często
zniszczone zostają w zarodku. Pozostaje tylko odrobina popiołu, gnane przez
wiatr kawałki nieziszczonej przyszłości, rozwiewające się miraże niespełnionego.
Zresztą stany z natury swojej są chwilowe, nie stanowią solidnych szańców,
przemijają pozostawiając po sobie ziejące nudą i nicością połacie ogołoconej,
półpustynnej wewnętrzności. Jedna wyobraźnia przeciw całemu światu to bój
heroiczny i zapewne ostatecznie skazany na klęskę. Nie jest ona bowiem
wszechmocna i długotrwałe zmaganie z codziennością w końcu ją wyniszcza.
Wyobraźnia — urocza, lecz kapryśna — nie jest twierdzą, lecz zakątkiem.
Oto więc pojawia się ostatni modus
ucieczki: ucieczka od śmierci w śmierć (bo tylko ta pierwsza oddala groźbę i perspektywę tej drugiej), w bezmiejsce, w unicestwienie, w mroźny bezmiar
kosmosu lub bezgłośność materii nieorganicznej. Można pomyśleć sobie (zwłaszcza
zbyt długo patrząc w gwiazdy), że w tej zimnej próżni, spokojnej i nieskończonej
jest ojczyzna, a to tutaj zamieszanie — to śmierć. Może faktycznie człowiek
wypadł z zupełnie innej opowieści, a tą opowieścią jest uroczysty nastrój
nieskończonej pustki, zwanej kiedyś Bogiem. Miał rację Pascal, że na ogół
przeraża ona duszę, ale może to w duszy — co ciągle lgnie do wszystkiego i szlocha gdy nie dostaje — jest problem, nie w pustce. Może właśnie pozbywając
się duszy osiąga się zbawienie przez Nicość, co nie krzywdzi nikogo i na której
nie osiada żaden kurz. Zbawienie materii (lub energii) od świadomości
unicestwia cierpienie, które nie ma już gdzie mieszkać. Po świadomości
pozostanie tylko dźwiękowa fala wypowiedzianych kiedyś słów, biegnąca w Nicość, coraz słabsza, rozproszona, w końcu i ona zniknie. Oto ucieczka
totalna, nieodwołalna kontrakcja, zwinięcie tego, co się ongiś lekkomyślnie i bez planu rozwinęło.
1 2 3 Dalej..
| Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też: Lęk Normalność
|
« Światopogląd (Publikacja: 19-05-2007 )
Bartosz JastrzębskiUr. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).
Liczba tekstów na portalu: 11 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Czy demokracja jest niemoralna? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 5381 |
|