Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.908.900 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 736 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Człowiek to jedyne zwierzę które się rumieni. I jedyne, które ma za co.
 Światopogląd » Tanatozofia

Dwie wizje życia po śmierci [2]
Autor tekstu:

Ale — żeby nie było zbyt prosto — z tym znużeniem życiem i pragnieniem Bezruchu uporczywie sąsiaduje inne, sprzeczne całkiem odczucie. Otóż chętnie by się jeszcze pożyło, tego i owego dokonało. Jest przecież na świecie wiele rzeczy ciekawych, takoż i niemało ekscytujących działań oraz doznań. Można na przykład na ubitym szlaku codzienności napotkać nieoczekiwanie ciepłe i łagodne spojrzenie obcego lub wierny i godny zaufania wzrok przyjaciela. Można zaznać rozkoszy, przyjaciółki ciała, która jest jak kryształ cukru w gorzkiej herbacie. Można napić się wina, które działa trochę jak zakochanie, lecz niestety krócej (jest za to łatwiej dostępne). Można uczynić coś dla dobra bliźniego i czerpać radość z jego radości. Można mieć dzieci i dawać im siebie w każdej chwili. Można oddać się we władanie słońcu, wodzie, wiatrowi, lub prostemu, estetycznemu doznaniu, w którym coś objawia się, wręcz rozbłyskuje na moment, jako piękne, nawet jeśli przed chwilą jeszcze wydawało się nijakie bądź brzydkie. Można oglądać ludzkie twarze, będące znakami dziwnych, niepoznanych, umysłowych światów. Można igrać z własną wyobraźnią. Budować z nią i w niej alternatywne rzeczywistości, nieporównanie bardziej treściwe, moralnie bardziej jednoznaczne. Światy, w których nasze ukryte potencje wytryskują z wnętrza każdej chwili, pozwalając dojść umysłowi do właściwej mu postaci. Można żywić jeszcze nadzieję nieokreśloną, że w mających nadejść chwilach przyszłości iskry jakieś nieraz jeszcze naelektryzują nasze istnienie, że — krótko mówiąc — będzie dobrze i miło. I łatwo nam przychodzi trzymać się tej nadziei, choć wiemy, że jest ona matką lichego potomstwa. Ale przecież nawet poranna kawa i jej nieodłączny towarzysz papieros — rzeczy całkiem zwykłe — mają w sobie przynajmniej tyle uroku, że warto o zaranku otworzyć oczy, a oczy te, zrazu niechętnie, lecz po chwili bardziej przychylnie ugoszczą w sobie rzeczywistość

I wiele innych rzeczy także można, choć nie od rzeczy byłoby móc więcej. Szkoda więc by ten spektakl życia nagle i wulgarnie się zakończył. I tu pojawia się zmysłowa wizja istnienia po śmierci.

Otóż, może istniejemy po śmierci nie jakimś cząstkowym, odpersonalizowanym, nieruchomym i bezcielesnym sposobem, lecz właśnie przeciwnie: (w końcu) istnieniem pełnym i bogatym, nasyconym wszelką treścią i ognistą barwą, istnieniem cielesnym i zmysłowym, gdzie ciało i zmysły pozbywają się jedynie — znanej nam z obecnego bytowania — zmęczenia, nieświeżości, ociężałości, nieprzejrzystości, oraz nieuchronności i krótkotrwałości tego, co z nich płynie. Skorośmy psychosomatyczni to może właśnie jako tacy, cudownym jakimś i niepojętym sposobem, traumę śmierci "przeżywamy", kontynuując nasz byt w równoległych, choć lepszych światach. Skorośmy osobowi — na dobre i na złe — to może owa osobowość także zostaje zachowana. Albowiem jeśli już powstała, jeśli już ocean bytu "zmarszczył się" i przybrał postać mojego "ja" (nie wiadomo po co i dlaczego się to stało), jeśli tryliony mózgowych komórek w wysiłku i męce okrutnej wytworzyły już jednostkową świadomość to niepodobna pomyśleć, by całkiem bez śladu ona zniknęła — bez względu na to jak marną i moralnie podejrzaną się wydaje. Przecież uczono nas od zarania, że nic w przyrodzie nie ginie, dlaczego więc "ja", które na pewno czymś tam jednak jest, miałoby zginąć bez reszty? Lub też, na jakie elementy składowe miałoby się rozłożyć skoro stanowi przecież jakąś całość — inna rzecz, że przypominającą nieraz dadaistyczne kolaże?

Tak tedy rysuje się nam tu wizja zmartwychwstania cielesnego, wizja tak bliska wyznawcom religii Księgi. Byłoby ono przede wszystkim zadośćuczynieniem za wszystkie troski, cierpienie, ból, niesprawiedliwość, smutek i gorycz, które przyszło pożywać w tym świecie i od których w doczesności ucieczki żadną miarą nie ma. Niesiemy przecież swój krzyż, chętnie czy niechętnie, zmuszeni jesteśmy do patrzenia, jak przemija to wszystko, co kochamy, a trwa uporczywie to z kolei, czego nienawidzimy. Grzebiemy w czarnej ziemi swoich rodziców, małżonków, a czasem i dzieci. Jesteśmy świadkami panoszącego się zła, krzywdy niewinnych istot — ludzi, zwierząt i roślin — upadku wzniosłych idei i obracania się piękna w brzydotę. Zadano nam zmaganie się z bezsensem istnienia, przygniatającym jak niewidzialny ciężar. Zmagamy się z niewiedzą o świecie i o dniu jutrzejszym. Pracujemy — jak przyobiecał nam to zagniewany Bóg — w pocie czoła, kobiety zaś jęczą w bólach rodzenia, nierzadko odbierając później gorzką jak piołun niewdzięczność, od tych, których porodziły. Jesteśmy zapominani, zdradzani i upokarzani, przez ludzi, których kochaliśmy. Musimy żyć — jedyni bodaj spośród wszystkich istot — pod brzemieniem świadomości nieuchronnej i nieoczekiwanej śmierci. Czy trzeba mówić dalej? Ludzkich bied — nawet tych tylko, których samiśmy nie spowodowali — niepodobna wszystkich wypowiedzieć.

A zatem musi mieć miejsce zadośćuczynienie. By się ono ziściło konkretności doznanych krzywd musi odpowiadać konkretność spodziewanych dóbr i błogosławieństw: za każdy ból — rozkosz, za każdy otrzymany policzek — słodki pocałunek, za każdą obelgę pochwała, za każdą zdradę wierność, za biedę bogactwo, za nienawiść miłość, za przemijanie wieczność, za śmierć życie. I oczywiście, za każde niespełnione pragnienie, żrące egzystencję jak kwas, po stokroć spełnienie.

W ten sposób to, co zrazu miało być zadośćuczynieniem staje się czymś więcej, bo nagrodą. Nagrodą za cierpliwe uczestnictwo w ponurym w swych wielkich fragmentach, spektaklu istnienia. Dotrwaliśmy przecież do końca tajemniczego eksperymentu ze stworzeniem. Pogruchotani jak Hiob, umęczeni jak laboratoryjne myszy wyciągamy w końcu dłoń po słuszną zapłatę. I jeśli jest jakikolwiek Bóg, zapłatę musimy otrzymać.

I tu rozsnuwa się wizja rozkosznych zaświatów. Rozkosznych po naszemu, po ludzku. Świata oczyszczonego z dialektycznych gier, w których każdej jakości towarzyszy niezawodnie jej przeciwieństwo, a więc świata, w którym po lecie nie przychodzi jesień, po słodkim pijaństwie nie przychodzi kac, po tytoniu nie przychodzi rak, a po obżarstwie niestrawność. Świata, w którym owoce nie bywają zgniłe, kobiety zazdrosne, a woda zbyt zimna do kąpieli. Świata, w którym dzieci nie dorastają, starzy nie umierają, miłość nie zamienia się w przyzwyczajenie, zwycięstwo w porażkę, a dobro w zło. Świata, w którym słońce świeci wespół z gwiazdami, baranek igra z lwem, a nagie, z wiecznie błyszczącymi oczyma hurysy nieustannie dbają, by to, co nawet w upadłym świecie jest przyjemne, tam osiągało wciąż wyższą, iście niebiańską intensywność.

Takie i wiele jeszcze innych obrazów, myśli podsuwała wyobraźnia religijna tym, którzy nie mieli ochoty rozstawać się ostatecznie z powabami życia. Zakładały owe obrazy zmartwychwstanie cielesne i zmysłowe, w krainie pozbawionej swej mrocznej strony. I jest to wizja może najlepsza, bo najbardziej radosna, a równocześnie łatwa do wyobrażenia, najbardziej ludzka i bliska. Jedyny jej mankament — za to niestety dość spory — stanowi to, że jest absurdalna, to znaczy niemożliwa do zaakceptowania nawet dla średnio rozwiniętego rozumu. Wieki już temu utyskiwał na to Porfiriusz — nieprzyjaciel chrześcijan. Oddajmy mu przeto głos, bo — jak na Greka przystało — doskonale wyczuwa co i dlaczego rozumowi się przeciwstawia: "Ktokolwiek bardzo pragnie nad tym pomyśleć — powiada on — odkryje, że historia o zmartwychwstaniu jest absurdalna. (...). Rozważmy pewien przykład. Pewien człowiek zginął w katastrofie morskiej. Ryby zjadły jego ciało, lecz same ryby zostały złowione i zjedzone przez rybaków, którzy zostali zagryzieni i pożarci przez psy. Kiedy psy zdechły nadleciały sępy i uczyniły z nich sobie ucztę. Jakże więc ciało tego rybaka zebrane będzie w całość? (...). Powiesz mi, że wszystko jest możliwe u Boga, lecz nie jest to prawdą. Nie wszystkie rzeczy są możliwe dla Niego. Nie może on uczynić, aby Homer nie był poetą. Bóg nie może spowodować, aby Troja nie została zniszczona. Nie może On z przemnożenia dwa i dwa uczynić sto zamiast czterech, nawet jeśliby Mu się to podobało…" [ 2 ]. Nawet Bóg zatem nie może działać wbrew Naturze i jej prawom, bo sam je ustanowił i musiałby działać wbrew sobie. Stary Grek wiedział, że Bóg nie jest panem ani czasu, ani matematyki. Albowiem panem Natury, czasu i matematyki jest Rozum. Ten zaś nie dopuszcza, by umarłe stało się żywym, rozbite na powrót całym, a liche zacnym. Na takie myślenie nie zezwalał Porfiriuszowi Rozum i nie zezwala także nam. Jeśli więc chcielibyśmy pozostać wierni zmysłowej wizji zaświatów, trzeba byłoby tego surowego pana zdetronizować, jego władztwo podważyć. Może nie jest to niemożliwe, a "jedynie" bardzo trudne i ryzykowne. Ryzykowne, bo prawdą jest przecież, że gdy rozum śpi, budzą się demony. Ale może też — przynajmniej czasami — budzą się anioły. Granica Rozumu i Nierozumu jest cienka, choć mocna jak nić chirurgiczna. Trzeba jednak pamiętać, że my sami, każdorazowo ją ustanawiamy. W każdym razie poza tą granicą, władzę przejmuje wyobraźnia. Jeśli na to zezwolimy nie będzie prawdziwiej (bo prawda spoczywa w spokoju całkiem poza naszym zasięgiem), ale pewne jest to, że będzie ciekawiej.

Tak oto mamy dwie wizje życia po śmierci. Obie mają swoje zalety i wady. Niektórzy z racji ich wad całkiem je odrzucają, sądząc — jak Epikur i Spinoza — że człowiek mądry o niczym nie myśli mniej niż o śmierci. Ja jednak Spinozie i Epikurowi nie wierzę. Trzeba słuchać tego, czego nie mówią. A nie mówią, że człowiek mądry nieustannie musi potykać się z tym, co ostateczne, że na tym właśnie polega powaga istnienia i jego wyzwanie.

Można też którąś z tych wizji przyjąć. Z rozumem, lub bez niego, czerpać z nich pocieszenie. Do tego pocieszenia mamy jak najbardziej prawo, bo w nieznośnym znajdujemy się położeniu, położeniu któregośmy sami nie wybrali. W istnienie zostaliśmy wrzuceni. I nic to, że eschatologiczne nadzieje mogą okazać się płonne: podpisujemy przynajmniej protokół rozbieżności. Jeśli nie ma żadnej kosmicznej normy sprawiedliwości skorzystamy z okazji i sami ją ustanowimy. I podług niej ostateczne unicestwienie nie jest ani dobre, ani sprawiedliwe. Niech usłyszą to nieskończone i mroźne przestrzenie. Być może jedynym celem istnienia świadomości jest to, by ktoś im to w końcu powiedział, by ktoś im o tym nieustannie przypominał.


1 2 

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Życie bez Boga
Lęk

 Dodaj komentarz do strony..   Zobacz komentarze (31)..   


 Przypisy:
[ 2 ] Porfiriusz z Tyru, Przeciw chrześcijanom , przeł. P. Ashwin-Siejkowski, WAM, Kraków 2006, s. 158.

« Tanatozofia   (Publikacja: 18-06-2007 Ostatnia zmiana: 14-05-2009)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Bartosz Jastrzębski
Ur. 1976. Doktor habilitowany kulturoznawstwa, filozof, etyk, wykłada w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Interesuje się niespokojnym pograniczem filozofii, antropologii i literatury. Fascynuje historią, pamięcią oraz poszukiwaniami duchowymi i religijnymi. Tropi motywy przewodnie codzienności, jej udręki i drobne nadzieje, którym poświęcił trzy tomy esejów: Pająk. Szkice prawie filozoficzne (2007), Próżniowy świat (2008) oraz Wędrówki po codzienności. Eseje o paru ważnych rzeczach (2011). Pisarz i podróżnik. W 2012 roku otrzymał Nagrodę im. Beaty Pawlak za książkę Krasnojarsk zero (wraz z Jędrzejem Morawieckim). W 2013 roku opublikował zbiór esejów Przedbiegi Europy. Gawędy podróżne, a w 2014 ukazały się jego dwie książki poświęcone współczesnemu szamanizmowi: Współcześni szamani buriaccy w przestrzeni miejskiej Ułan Ude oraz Cztery zachodnie staruchy. Reportaż o duchach i szamanach (współautor: Jędrzej Morawiecki).

 Liczba tekstów na portalu: 11  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Czy demokracja jest niemoralna?
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5427 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365