Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.072.437 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 294 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Brakujące ogniwo między zwierzęciem i człowiekiem to właśnie my.
 Kościół i Katolicyzm » Doktryna, wierzenia, nauczanie

Cudowna meksykańska Panienka [1]
Autor tekstu:

Cudem uniknąłem dzisiaj śmierci. Nie pierwszy raz w życiu zresztą.

Dzieliło mnie od niej maksymalnie pół sekundy. Pewnie mniej nawet.

Zginąłbym w głupi i bardzo prozaiczny sposób.

Dzień jak co dzień choć słońce i ranek rozkosznie rześki, idzie sobie chłop i nagle, ni z tego ni z owego, TRACH! I po chłopie.

Zginąłbym równie przypadkowo, jak przypadkowo uniknąłem śmierci.

Cudem bym wręcz zginął.

Przechodziłem przez ulicę na pasach. Ulica szeroka, zatem przejście długie, z wysepką w połowie drogi. Odcinek pierwszy przebyłem bez przygód. Stanąłem na wysepce. Kierowca, jadący czerwonym Fiatem Palio pasem ruchu bliżej mnie, na mój widok uprzejmie się zatrzymał. Uśmiechnąłem się do niego, w geście podziękowania uniosłem w górę rękę, na co on odpowiedział skinięciem głowy i machnięciem dłoni znad kierownicy i ruszyłem przed siebie, zatopiony we własnych myślach..

Gdy tylko minąłem Fiata, pędzący drugim pasem najmarniej 100 km/h, granatowy Opel Corsa kombi śmignął przede mną w odległości kilku centymetrów.

Gdybym nie tracił czasu na wymianę uprzejmości z przepuszczającym mnie kierowcą, gdybym się spieszył, zamiast iść spokojnie, gdybym… To bezmyślny palant prowadzący Opla zmiótłby mnie z pasów. W momencie uderzenia dosłownie wyskoczyłbym z butów. Auto zgruchotałby moje nogi, a moje ciało niczym worek na mięso i kości, ze zwisającą głową i majtającymi bezwładnie kończynami, torem paraboli przeleciałoby kilkanaście metrów,w najwyższym punkcie lotu wznosząc się na 3-4 metry. Bo to właśnie dzieje się z ludźmi trafionymi przez rozpędzony samochód. Nie byłbym wyjątkiem. Moje 100 kg chlapnęłoby na twardy asfalt w towarzystwie wyjątkowo nieprzyjemnego dźwięku, będącego genialną kompilacją CHRUUUUUP!!! i PLAAAASK!!! Coś jak wzmocniony odgłos spadającej na podłogę mokrej ściery, w którą zawinięto kilka garści kamyków. Po upadku w moim ciele połamałoby się wiele kości, a organy wewnętrzne stałyby się w krwawą mielonką. W przeciągu dwóch, trzech sekund, z zadowolonego z życia faceta, zmieniłbym się w leżące w kałuży krwi, zmasakrowane zwłoki.

Pożegnałbym się z życiem bez świadomości, że właśnie się z nim żegnam. Pozbawiony, przez kretyna za kierownicą Opla, który w momencie mojego ostatniego lotu, ze wszystkich sił, jakby to cokolwiek mogło zmienić, wciskałby pedał hamulca, możliwości pożegnania się z bliskimi, uściskania żony i wypłakania się z nią, wycałowania ze wszystkich sił córeczki, przybicia, po raz ostatni, piątki z przyjaciółmi i powiedzenia im, że nie ma się, czym przejmować, a śmierć jest prawie tak samo nieuchronna i bezwzględna jak Urząd Skarbowy, z tą różnicą, że w niebie podatków się nie płaci. Miejmy nadzieję.

Umarłbym, nie spisawszy ostatniej woli, zostawiając bałagan i rozgardiasz.

A przez brak testamentu moja żona pewnie by mnie pogrzebała w całości, choć tyle razy jej tłumaczyłem, że mam być spopielony i schowany do ziemi w wersji instant!

Ale nie wykonałem dziś mojego ostatniego lotu, a ten gnojek, który mnie dziś nie zabił, dalej jeździ po mieście i ani chybi, wcześniej czy później, pozbawi udręk życia doczesnego jakiegoś niewinnego człowieka.

Nie pierwszy raz wywinąłem się kostusze spod ostrza. Takich samochodowych przypadków miałem w życiu kilka. Raz mnie nawet kumpel za rękę w tył pociągnął i życie ocalił. Dwa razy w młodości się topiłem: raz w zimie, gdy na środku jeziorka zarwał się pode mną lód, a drugi raz latem, na gliniankach. Kiedyś przez kierownicę roweru poleciałem na łeb i naprawdę nie wiem jakim cudem go nie rozłupałem. No właśnie. Jakim cudem ten głupiec mnie dziś nie rozsmarował na miazgę? No jakim?

Ano żadnym. A wiecie dlaczego żadnym?

Bo cudów po prostu nie ma.

Gdyby cuda się zdarzały, byłby dowodem na istnienie Boga czy bogów, w każdym razie byłby dowodem na to, że są istoty nadrzędne nad wszechświatem. Jego wszechmocni władcy. Cuda byłyby takim właśnie jasnym, klarownym, ewidentnym dowodem, wytrącającym ateistom wszelką broń z ręki.

Piszę cuda. E tam. Jeden wystarczy. Jeden dobrze udokumentowany cud i pozamiatane. Aksjologiczne dysputy, gdybania filozofów, „dowody" teologów byłyby zbędne.

Czujecie to?

Jeden cud i wszelkie światopoglądowe spory na temat tego czy istnieje Bóg, stałyby się nieistotne i niepotrzebne, bo po tym cudzie to, że Bóg istnieje, stałoby się oczywiste. Rzecz jasna po jednym cudzie namnożyłyby się tysiące jego interpretacji i hochsztaplerzy oraz nawiedzeńcy tak czy siak mieliby pole do popisu podczas powoływania do życia kolejnych jedynie prawdziwych sekt, oddających cześć jedynie prawdziwemu Bogu lub bogom, ale sam fakt istnienia ponadnaturalnego, nadrzędnego bytu byłby rozstrzygnięty.

Oczywiście ateiści by nie odpuścili i kwestionowaliby cud, ale w przypadku cudu nie mieliby racji. No po prostu by nie mieli i już.

Nadszedł zatem czas, by cud zdefiniować.

Może na początek powiem, czym nie jest cud.

Cudem nie jest na pewno fakt, że nie przejechał mnie samochód. To jest zbieg okoliczności i nie takie cuda mam na myśli, gdy piszę o cudach.

Cudem nie jest remisja raka czy ustąpienie innej śmiertelnej choroby. Jeżeli już ktoś chce w tym widzieć cud, to niech przynajmniej ma świadomość, że nagłe zachorowanie zdrowej osoby na śmiertelną chorobę jest takim samym cudem. Zdrowy człowiek i nagle, w cudowny i gwałtowny sposób choruje i umiera. No nie do pojęcia! Zatem rzekome cuda uzdrowienia za wstawiennictwem świętych (np. remisja choroby Parkinsona zakonnicy, mająca być „dowodem" w procesie beatyfikacyjnym Karola Wojtyły) to też nie są cuda o jakich ja piszę. Ustąpienie objawów choroby to nie jest zjawisko ponadnaturalne, choć medycyna kuleje przy wytłumaczeniach. To jest tylko dowód na to, że łapiduchy mają jeszcze sporo do zrobienia. Na szczęście cały czas swoje robią i medycyna rozwija się w równie zawrotnym tempie, co inne dziedziny nauki. Zawdzięczam medycynie i lekarzom życie (co najmniej dwa razy) oraz to, że póki co nie sprawia mi ono niepotrzebnych przykrości.

Cudem nie jest także ocalenie jednego szczęśliwca w czasie potężnej katastrofy, gdy np. samolot pasażerski rozbija się o ziemię. 300 niewinnych ofiar i jeden cudem ocalony. Wcale nie cudem. Przypadkiem. Jego ocalenie było prawdopodobne, choć to, że ocalał akurat on, nie było w żaden sposób do przewidzenia. To, że ocalał konkretny człowiek, to cud, tyle, że cały czas nie taki, o jakim ja piszę.

Gdybyśmy mieli okazję prześledzić losy naszych przodków, od początku powstania życia, to okazałoby się, że to, że każdy z nas żyje, jest niewątpliwym cudem. Było nieskończenie wiele okazji, byśmy się nie narodzili i tylko ta jedna jedyna, która doprowadziła do naszego powstania. Mówię Wam, to, że urodził się właśnie każdy z Was, to splot tak nieprawdopodobnych okoliczności, że aż dech zapiera. Szansa, że urodzisz się właśnie Ty, była tak nieskończenie mała, a jednak Ci się udało. My, którzy się urodziliśmy, jesteśmy nieprawdopodobnymi farciarzami. Trafienie szóstki w totka to przy naszym szczęściu niefart!

Dobra, wracam do cudów. Wiemy już czym nie są. Czym są zatem? A precyzyjniej, czym byłyby, gdyby były?

Cudem byłoby każde zjawisko będące sprzeczne z prawami natury. Każde zdarzenie dziejące się WBREW prawom natury byłoby cudem.

Wystarczy jedno takie wydarzenie, byśmy mieli dowód na ingerencję bogów czy Boga w losy wszechświata. Jedno!

Dlatego argumenty z cudami są tak ważne dla teistów podczas rozmowy z niedowiarkami i dlatego też ateiści mają do końca świata zapewnione zajęcie przy demistyfikacji wszystkich cudów mniemanych. Dlatego też, nim powrócę do rozważań o cudach i tłumaczenia czym są, a czym nie są cuda, najpierw opowiem Wam o pewnym cudzie, mającym być dla mnie dowodem na istnienie Boga katolików. Zgłębianie tego cudu, nie tylko nie przekonało mnie do tego, że Bóg istnieje, ale doprowadziło do wyciągnięcia zupełnie innych wniosków.

Wielu teistów używa cudów jako broni ostatecznej. Takie religijne Endlösung. No i co ty ateisto powiesz na taki i taki cud? Nauka jest bezradna w wytłumaczeniu tego, co się zdarzyło, zatem mamy do czynienia z cudem. Mam cię!!!

Ponieważ na tematy religijne spieram się najczęściej z katolikami, to jako Endlösung używane są cuda związane z chrześcijaństwem w wydaniu rzymskim.

Całun turyński. CUD.

Objawienie fatimskie. CUD.

Chusta z Montepello. CUD.

Ikona Dziewicy z Guadelupe. CUD.

Odrośnięta noga Miguella Pellicera. CUD.

I tak dalej. Całe mrowie cudów, wobec których ateiści bezrozumnie przechodzą obojętnie. A się racjonalistami ośmielają nazywać!!!

Przerabiałem wielokrotnie, więc jako weteran wiem o czym piszę.

Dodatkową agresję wzbudza w teiście niczym niezmącona pewność siebie w głoszeniu bluźnierczych poglądów. Zgodnie z logiką wojujących osób wierzących, z wielką pewnością siebie wolno głosić jedynie prawdy wiary, zaś głoszenie obrazoburczych poglądów jest zamachem na uczucia religijne. Zawsze.

Mogę Wam podać przykłady rozmów, w których po tym, gdy w ferworze dyskusji mój adwersarz użył sformułowania „twój tępy ateizm", odwinąłem, na zasadzie pełnej analogii, „twoją tępą wiarą" i dowiedziałem się, że to bluźnierstwo i bez mała zamach na Cywilizację! Z pełną powagą i świętym oburzeniem piszący mi to zarzucali, kompletnie ignorując fakt, że ja jedynie małpuję teistę! Ale to temat poboczny, choć moim zdaniem z pewnością warty osobnego rozwinięcia. Bo te samy osoby, które czuły się śmiertelnie obrażone kwestionowaniem ich poglądów religijnych, bez żadnych zahamowań, używając niewybrednych epitetów, obrażały innych ludzi za ich poglądy polityczne, czy też za ich poglądy na to, jak realizować swoją seksualność. Naprawdę, tajemnicza i niczym moim zadaniem nieuzasadniona nietykalność poglądów religijnych, warta jest osobnych rozważań. Ale teraz jest o cudach.

Z cudami polegającymi na samym objawieniu polemizować nie mam zamiaru. To, że ktoś wierzy w słowa jakiegoś wybrańca, któremu objawił się Bóg lub jego emisariusz, obarczając obowiązkiem przekazania światu jakiejś prawdy, jest tylko i wyłącznie kwestią wiary i cóż taki niedowiarek jak ja ma tu do roboty? Wierzysz mu — Twoja sprawa i koniec tematu. Ja nie wierzę i żądam dowodów, a ponieważ ich nie ma, to sprawę uważam za zamkniętą. Dużo ciekawsze są natomiast cuda, w których występują rozmaite artefakty. Bo właśnie istnienie takich artefaktów ma być rzekomym dowodem na istnienie Boga. A artefakty, jako przedmioty jak najbardziej materialne, można badać i na podstawie wyników tych badań wnioski wyciągać. Ano takie np., że Całun Turyński to całkiem udatna, ale jedynie, niestety, przykro mi, średniowieczna robota zdolnego fałszerza. Rzecz jest przystępnie i zwięźle opisana w tym np. tekście: http://www.racjonalista.pl/pdf/calun.pdf i ja nie czuję potrzeby, by dalej zawracać sobie głowę tą sprawą i wdawać się w bezproduktywne polemiki z wyznawcami teorii o boskim pochodzeniu płótna. Ze ślepą wiarą się nie dyskutuje.


1 2 3 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Daleko od Rzymu
Cuda Maryjne

 Zobacz komentarze (39)..   


« Doktryna, wierzenia, nauczanie   (Publikacja: 20-05-2008 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Igor Maćkowski
Mąż żonie, ojciec córce. Filozof samouk. Z zawodu inżynier. Pyta i błądzi

 Liczba tekstów na portalu: 2  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Śmierć
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 5891 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365