|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Czytelnia i książki Prokurator Judei [2] Autor tekstu: Anatol France
Tłumaczenie: Jan Sten
— Rozumną rzeczą jest niczego się nie obawiać, ale i niczego nie spodziewać
od przyszłości niepewnej. Cóż nam po tym, jak o nas kiedyś myśleć będą ludzie?
Sami tylko możemy być świadkami i sędziami swymi. Niechaj ci wystarczy,
Pontiuszu, własna spokojna wiara w twoją cnotę; poprzestań na szacunku własnym i szacunku twych przyjaciół. Zresztą tylko łagodnością samą rządzić ludami nie
podobna. Litość dla rodu ludzkiego — którą tak zaleca nam filozofia — niewiele
tylko objawiać się może w czynach ludzi pełniących publiczne urzędy. — Dosyć tego — rzekł Pontius. — Pary siarczane, unoszące się z Pól
Flegrejskich, silniej działają, gdy wychodzą z ziemi gorącej jeszcze od promieni
słońca. Toteż śpieszyć się muszę. Żegnaj! Ale skorom odnalazł przyjaciela, chcę
skorzystać z tak szczęśliwego zdarzenia. Lamio, bądź łaskaw przyjść do mnie
jutro na wieczerzę. Dom mój leży nad brzegiem morza, na skraju miasta, w stronie
Misenum. Rozpoznasz go łatwo po portyku, na którym widać malowidło
przedstawiające Orfeusza wśród lwów i tygrysów, które czaruje dźwiękami swej
liry.
— Do jutra, Lamio! — rzekł siadając do lektyki. — Pomówimy jutro o Judei.
Nazajutrz Lamia na odwieczerz udał się do domu Pontiusa Piłata. Dwa tylko
łoża czekały na biesiadników. Na stole, bez przepychu, lecz godnie nakrytym,
stały srebrne półmiski, na których ułożone były bekasy w miodzie, kwiczoły,
ostrygi z Lucrinu, minogi z Sycylii. Pontius i Lamia zajadając wypytywali się
wzajemnie o choroby swe, których objawy opisywali obszernie, potem mówili o lekach, które im zalecano. Następnie, winszując sobie spotkania w Baiae,
wychwalali w zawody piękność pobrzeża i łagodność jego powietrza. Lamia unosił
się nad wdziękami kurtyzan, które obwieszone złotem, w długich, powłóczystych
zasłonach haftowanych w krajach barbarzyńskich, przechadzały się po wybrzeżu.
Ale stary prokurator biadał nad taką wystawnością, przez którą dla marnych
kamieni i tkanin, cienkich jak pajęczyna, choć ręką ludzką uczynionych, grosz
rzymski idzie do obcych narodów, a nawet do wrogów cesarstwa. Potem mówić
poczęli o wielkich robotach publicznych, dokonanych w tej okolicy, o zadziwiającym moście, zbudowanym przez Caiusa między Puteoli a Baiae, o wykopanych przez Augusta kanałach, które wprowadzają wodę morską do jezior
Avernu i Lucrinu.
— Ja także — rzekł z westchnieniem Pontius — chciałem przedsięwziąć wielkie
roboty publiczne. Kiedy, na nieszczęście moje, otrzymałem zarząd Judei,
nakreśliłem plan wodociągu. Akwedukt ten, dwieście stadiów długi, miał obficie
zaopatrzyć Jerozolimę w dobrą, czystą wodę. Wysokość poziomów, pojemność
zbiorników, nachylenie paszcz spiżowych, do których przytwierdza się rury
rozprowadzające, wszystko to przestudiowałem i po naradach z mechanikami sam
rozporządziłem. Wygotowałem przepisy dla straży nadzorczej akweduktu, aby nikt z obywateli nie mógł bezprawnie wody nadużywać. Budowniczych i robotników już
zamówiłem. Kazałem rozpocząć roboty. Ale zamiast witać z radością budowę tej
drogi, która na swych potężnych arkadach, wraz z wodą, zdrowie do ich miasta
nieść miała, jerozolimczycy poczęli krzyczeć i rozpaczać. Zebrani tłumnie,
wołali, że to bluźnierstwo i bezbożność, napadali na robotników i burzyli
kamienne fundamenty. Czy można sobie wystawić bardziej plugawych barbarzyńców?
Jednakże Vitellius im przyznał słuszność i nakazał mi przerwać roboty.
— Wielkie to jeszcze pytanie — rzekł Lamia — czy należy uszczęśliwiać ludzi
wbrew ich woli.
Pontius Pilatus mówił dalej, nie słuchając słów Lamii.
— Nie chcieć wodociągu, cóż to za szaleństwo! Ale wszystko, co pochodzi od
Rzymian, jest Żydom nienawistne. Jesteśmy dla nich istotami nieczystymi, samą
obecność naszą mają za profanację. Wiesz przecie, że nie chcieli wchodzić do
pretorium, aby się nie skazić, i że musiałem sprawować swój urząd publiczny pod
otwartym niebem, w przedsionku wyłożonym marmurem, gdzieś tak często do mnie
zachodził. Boją się nas, a gardzą nami. A jednak Roma nie jestże matką i opiekunką ludów, które jak dzieci spoczywają i weselą się na jej czcigodnym
łonie? Orły nasze aż na krańce świata poniosły pokój i wolność. Zwyciężeni stają
się nam przyjaciółmi; pozostawiamy i zapewniamy ludom podbitym ich prawa i obyczaje. Czyż Syria, dawniej rozdzierana przez tylu królików, nie zażywa pokoju i pomyślności dopiero od chwili, gdy ujarzmił ją Pompeius? Czyż Rzym, choć mógł
na wagę złota sprzedać swe dobrodziejstwa, targnął się, na skarby, którymi
przepełnione są świątynie barbarzyńców? Czyż ograbił boginię Matkę w Pessinonte,
Jowisza w Morimenii i Kilikii, Boga Żydów w Jerozolimie? Antiochia, Palmira,
Apamea, bezpieczne mimo swych bogactw, nie potrzebują już obawiać się Arabów
pustyni i wznoszą świątynie na cześć Geniusza Rzymu i boskiego Cezara. Żydzi
tylko nienawidzą nas i urągają nam. Podatki przemocą od nich ściągać trzeba i uporczywie uchylają się od służby wojskowej.
— Żydzi — odrzekł Lamia — są bardzo przywiązani do dawnych swych obyczajów.
Posądzali cię — przyznaję, że niesłusznie — jakobyś chciał znieść ich prawa i zmienić ich tryb życia. Muszę ci powiedzieć, Pontiuszu, że nie zawsze starałeś
się te błędne ich sądy rozproszyć. Wbrew twej woli znajdowałeś przyjemność w tym, by podsycać ich niepokój, i nieraz widziałem, że nie taiłeś przed nimi
pogardy dla ich wierzeń i obrządków religijnych. Głównie jątrzyło ich to, że
szaty rytualne ich arcykapłana oddałeś pod straż legionistów w wieży Antonia.
Trzeba uznać przecież, że Żydzi, choć nie wznieśli się tak jak my do rozważania
spraw boskich, mają jednak obrzędy, przez swą starożytność już czci godne.
Pontius Pilatus wzruszył ramionami.
— Żydzi nie mają dokładnego pojęcia o istocie bogów. Wielbią Jowisza, ale nie
ma on u nich ani nazwy, ani posągów; nie czczą go nawet w postaci kamienia, jak
to czynią niektóre ludy w Azji. Nie wiedzą nic o Apollinie, Neptunie, Marsie,
Plutonie, nie mają również bogiń. Jednak myślę, że dawniej czcili Wenus. Bo i dziś jeszcze kobiety żydowskie składają w ofierze gołębie na ołtarzu i wiesz tak
jak ja, że w przedsionku świątyni przekupnie sprzedawali te ptaki parami na
ofiary. Pewnego dnia dano mi znać nawet, że szaleniec jakiś przepędził tych
handlarzy wraz z ich klatkami. Kapłani skarżyli się na to jako na
świętokradztwo. Zdaje mi się, że zwyczaj ten, by w ofierze składać synogarlice,
ustanowiono niegdyś na cześć Wenus. Czemu śmiejesz się, Lamio?
— Śmieję się — rzekł Lamia — bo zabawna myśl przeszła mi przez głowę.
Pomyślałem, że kiedyś Jowisz żydowski przybyć mógłby do Rzymu, by tu ścigać cię
swą zemstą. Czemużby tak być nie mogło? Azja i Afryka dały nam już bogów
niemało. Wzniesiono już w Rzymie świątynie dla Izydy i dla szczekającego
Anubisa. Spotykamy w zaułkach i nawet w kamieniołomach zamiejskich Dobrą Boginię
Syryjską jadącą na ośle. A czyż nie pamiętasz, że za rządów Tiberiusa pewien
młody szlachcic podał się za rogatego Jowisza Egipcjan i w tym przebraniu
pozyskał względy jednej niewiasty znakomitego rodu, zbyt cnotliwej, by coś bogu
odmówić miała. Strzeż się, Pontiuszu, by niewidzialny Jowisz żydowski pewnego
ranka nie wylądował w Ostii!
Na myśl, że bóg jakiś mógłby przyjść z Judei, przelotny uśmiech rozjaśnił
surową twarz prokuratora. Po czym odpowiedział poważnie:
— Jakże Żydzi mogliby obcym ludom narzucić swój zakon, skoro sami bezustannie
się swarzą o wykład tego zakonu? Pewno nieraz widziałeś ich, Lamio, jak
podzieleni na dwadzieścia sekt współzawodniczących, na placach publicznych, ze
zwitkami w ręku, wymyślali zaciekle i wyrywali sobie brody. Widywałeś ich pod
kolumnami świątyni, jak na znak żałości targali brudne swe szaty, zebrawszy się
wkoło jakiegoś nieszczęśliwego, opanowanego szałem proroczym. Nie pojmują oni
zgoła, by można było spokojnie i pogodnie dysputować o rzeczach wiary, które
przecie okryte są zasłonami i nie masz w nich pewności. Bo właściwa istota bóstw
nieśmiertelnych zamknięta jest przed nami i znać jej nie możemy. Sądzę jednak,
że słusznym jest wierzyć w Opatrzność. Ale Żydom obca jest wszelka filozofia i różnorodności sądów ludzkich znosić nie chcą. Przeciwnie, kto w rzeczach wiary
żywi uczucia sprzeczne z ich zakonem, ten według nich zasługuje na najsroższe
męki. Od chwili jednak, gdy geniusz Rzymu rozciągnął nad nimi władzę, kary
głównej, wydanej przez ich sądy, wykonać nie wolno bez przyzwolenia prokonsula
lub prokuratora. Toteż bez ustanku nalegają na zarządcę rzymskiego, by
podpisywał ich złowrogie wyroki; pretorium nagabywane jest ciągle ich
krwiożerczymi krzykami. Widziałem ich setki razy, jak wszyscy tłumnie i zgodnie,
bogacze i ubodzy, wraz z kapłanami swymi zaciekle oblegali moje krzesło
sędziowskie, jak ciągnęli mnie za poły togi i za rzemienie sandałów, by wymóc na
mnie wyrok śmierci na jakiegoś biedaka, którego zbrodni dostrzec jednak nie
mogłem i którego miałem tylko za szaleńca takiegoż, jak i jego oskarżyciele. Co
mówię: sto razy! Powtarzało się to co dzień, co godzina. A jednak musiałem
zezwalać na to, by praw ich przestrzegano tak samo, jak i naszych, bo Rzym
naznaczył mnie nie dla wytępienia, lecz dla obrony ich zwyczajów, a ja byłem nad
nimi ręką wznoszącą rózgi i topór. Z początku próbowałem przemawiać im do
rozsądku, starałem się ich nieszczęśliwe ofiary ocalić od kaźni. Ale łagodność
ta rozjątrzała ich jeszcze bardziej, domagali się ode mnie swej pastwy, jak sępy
bijące dziobami i skrzydłami. Kapłani pisali do cezara, że gwałcę ich prawa, a skargi te, popierane przez Vitelliusa, ściągały na mnie surowe nagany. Jakże
często miałem ochotę dać na żer krukom, jak mówią Grecy, oskarżonych razem z sędziami! Nie sądź, Lamio, że żywię urazę bezsilną lub gniew starczy przeciwko
ludowi temu, który w mej osobie pokonał Rzym i pokój. Ale przewiduję
ostateczność, do której prędzej lub później nas doprowadzą. Nie mogąc rządzić
tym ludem, będziemy musieli go wytępić. Nawet nie wątp o tym! Żydzi są
nieugięci, w ich duszach rozgorzałych czai się bunt i wybuchnie kiedyś przeciwko
nam z wściekłością, wobec której gniewy Numidów i groźby Partów są dziecinną
igraszką. Potajemnie żywią oni nierozumne nadzieje i w szaleństwie swym
przemyślają nad naszą zgubą. I czyż może być inaczej, skoro, ufając dawnej
przepowiedni, czekają, że z rodu ich zrodzi się władca, który rządzić będzie
światem? Tego ludu zmóc nie podobna; trzeba, by nie istniał więcej. Jerozolimę
zburzyć należy do szczętu. Być może, że choć stary jestem, dożyję dnia, w którym
runą jej mury, płomienie strawią domy, mieszkańcy pójdą pod miecze, a sól
posiana będzie w miejscu, gdzie wznosił się chram. W ten dzień nareszcie
wymierzy mi się sprawiedliwość.
Lamia usiłował nadać znów rozmowie ton łagodniejszy.
— Pontiuszu — rzekł — pojmuję łacno i dawne twe urazy, i złowrogie
przeczucia. Zaiste charakteru Żydów tyś nie mógł był poznać ze strony
korzystnej. Ja żyłem w Jerozolimie jako gość i podróżny, zbliżyłem się do tych
ludzi i mogłem nieraz odnaleźć cnoty, przed tobą ukryte. Znałem Żydów pełnych
pogody: czystość ich obyczajów i wierność uczuć przywodziły mi na pamięć to, co
poeci nasi mówili o starcu z Ebalii. Ty sam, Pontiuszu, widziałeś, jak ludzie
prości, nie wymieniwszy nazwiska swego, umierali pod rózgami twych legionistów
za sprawę podług nich słuszną. Tacy ludzie nie zasługują na naszą wzgardę. Mówię
to, bo we wszystkim należy zachować miarę i słuszność. Ale przyznaję, że żywszej
sympatii nigdy nie miałem do Żydów. Za to Żydówki podobały mi się bardzo. Byłem
młody wtedy i Syryjki budziły we mnie wielki żar zmysłów. Ich czerwone wargi,
oczy wilgotne i błyszczące, ich powłóczyste spojrzenia przenikały mnie do szpiku
kości. Malują się one i pudrują, pachną nardem i mirrą, namaszczają wonnościami — ich pieszczoty dają rzadką i cudowną rozkosz.
1 2 3 Dalej..
« Czytelnia i książki (Publikacja: 05-09-2009 Ostatnia zmiana: 06-09-2009)
Anatol FranceUr. 1844, zm. 1924. Powieściopisarz, poeta i krytyk francuski. Zapalony bibliofil i historyk, przedstawiciel postawy racjonalistycznej oraz sceptycznej. Przez jemu współczesnych porównywany do Voltaire'a. Autor licznych powieści satyryczno-heroikomicznych wzorowanych na XVII-wiecznych powiastkach filozoficznych i libertyńskich. Jeden z pierwszych obrońców Dreyfusa. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za 1921 rok. W 1922 r. Z uzasadnienia komisji noblowskiej, otrzymał ją za "błyskotliwe osiągnięcia literackie wyróżniające się wykwintnością stylu, głębokim humanizmem i prawdziwie galijskim temperamentem". Przez Josepha Conrada nazwany "księciem prozy". Humanizm France'a wywarł wpływ na takich pisarzy jak: Marcel Proust, Tomasz Mann, Aldous Huxley, Jean Paul Sartre czy André Gide. Watykan umieścił wszystkie dzieła France'a na Indeksie Ksiąg Zakazanych. Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 5 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Ziemia | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 6766 |
|