Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.088.290 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 664 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Friedrich Nietzsche - Antychryst

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Ilekroć się twierdzi, że nauka lub religia może badać tylko pewną określoną dziedzinę albo stawiać sobie tylko pytania pewnego szczególnego rodzaju i tak dalej, tylekroć mamy prawo podejrzewać, że dokonuje się nadmiernych uproszczeń i arbitralnych ograniczeń.
 Nauka » Biologia » Ewolucjonizm

Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji [2]
Autor tekstu:

Tłumaczenie: Piotr Szwajcer

Ten eksperyment myślowy skomentować można na wiele sposobów. Po pierwsze zatem musimy pamiętać, iż jakkolwiek ja zdecydowałem się tu na wyprawę od królika do leoparda, to równie dobrze moglibyśmy wybrać się w podróż od jeżozwierza do delfina, od walabii do żyrafy czy wreszcie od człowieka do łupacza. Nie ma to żadnego znaczenia, bowiem pomiędzy każdymi dwoma gatunkami zawsze znajdziemy drogę i zawsze będzie na niej ów „punkt zwrotny", a to z tego prostego powodu, że każdy z żyjących współcześnie gatunków ma wspólnego przodka z dowolnym innym gatunkiem i zawsze można go znaleźć, odpowiednio długo cofając się w czasie.

I kwestia druga — otóż to, o czym mówimy, to łańcuch zwierząt łączących jeden ze współczesnych gatunków z drugim. W żadnym wypadku nie chodzi tu o pokazanie, jak to królik wyewoluował w leoparda. Już lepiej pasowałaby dewolucja pierwszego z naszych bohaterów aż do „punktu zwrotnego", a później dopiero ewolucja, której efektem będzie piękny drapieżny kot. Jak jeszcze nieraz przekonamy się w tej książce, wciąż trzeba tłumaczyć, że współczesne gatunki nie ewoluują jedne w drugie. Nie! One mają wspólnych przodków, są więc kuzynami. Tak właśnie brzmi odpowiedź na — niestety — wciąż ponawiany zarzut: „No bo jak to jest? — sam nieraz słyszałem to pytanie. — Przecież jeśli ludzie wyewoluowali z szympansów, to dlaczego wciąż jeszcze są szympansy".

Po trzecie — w naszej wyprawie do punktu zwrotnego dość arbitralnie zdecydowaliśmy się później podążać do leoparda. Oczywiście mógłbym argumentować, że opisuję w ten sposób fragment realnej ewolucyjnej historii, ale nie to jest najważniejsze. Jak pamiętacie, ostrzegałem, że w podróży powrotnej będziemy musieli ignorować wiele rozgałęzień. Każde z nich doprowadziłoby nas do zupełnie innego celu. Dlaczego? Po prostu owo zwierze, które my nazwaliśmy punktem zwrotnym, jest odległym przodkiem nie tylko królików i leopardów, ale również bardzo dużej części wszystkich żyjących współcześnie gatunków.

I wreszcie po czwarte (powtarzam się, ale to naprawdę ważne!): jakkolwiek olbrzymie mogą się wydawać różnice między gatunkami, które my obraliśmy jako dwa krańce naszej podróży, każdy kolejny jej etap, od córki do matki i od matki do córki, był to bardzo, bardzo drobny kroczek i każde zwierzę, które mijaliśmy, było tak podobne do swoich sąsiadów w łańcuchu, jak tylko podobne bywają mamy i córki. Więcej — były znacznie bardziej podobne do siebie, niż do typowego przedstawiciela gatunku, do którego należały.

Tak oto nasz prosty eksperyment myślowy pozwolił pokazać, iż ułudą jest owa wspaniała grecka świątynia idealnych platońskich form. I teraz widać również, że jeśli Mayr miał rację w tym, że esencjalistyczne uprzedzenia tkwią głęboko w każdym z nas, to nie mylił się też, wyjaśniając, dlaczego tak trudno było nam zaakceptować ideę ewolucji.

Pojęcie „esencjalizm" pojawiło się dopiero po II wojnie światowej, Darwin oczywiście go nie znał. Natomiast doskonale znał jego biologiczny odpowiednik, a mianowicie koncepcję „niezmienności gatunków". Zwalczaniu tej koncepcji Karol Darwin poświecił bardzo wiele wysiłku. Poglądy twórcy teorii ewolucji wyrażone w licznych książkach (być może w najmniejszym stopniu w O powstawaniu gatunków) staną się dla nas w pełni zrozumiałe dopiero, gdy uświadomimy sobie, że znaczna część spośród tych, do których się zwracał, była esencjalistami i nigdy nie wątpiła w „niezmienność gatunków". Jednym z najbardziej przekonujących argumentów, jakimi posługiwał się Darwin, był „dowód z udomowienia". Dlatego właśnie domestykacji zwierząt poświęcę resztę tego rozdziału.

Rzeźbiąc genetyczną pulę

Darwin wiedział bardzo dużo o hodowli i uprawach, wiele rozmawiał z hodowcami gołębi oraz ogrodnikami i kochał psy. [ 2 ] Udomowionym gatunkom zwierząt i roślin Darwin poświęcił nie tylko pierwszy rozdział O powstawaniu gatunków, ale nawet całą książkę: Zmienność zwierząt i roślin w stanie udomowienia, w której kolejnych rozdziałach możemy przeczytać o psach i kotach, koniach i osłach, świniach, krowach, owcach i kozach, królikach, gołębiach (im poświęcone są nawet dwa rozdziały, bo gołębiami Darwin szczególnie się interesował), kurach i innym ptactwie, a także o licznych roślinach, w tym o bardzo zajmującym przypadku kapusty. Kapusta właśnie stanowi największe wyzwanie, z jakim w świecie roślin muszą poradzić sobie wszelkiej maści zwolennicy esencjalizmu i niezmienności gatunków. Dzika kapusta Brassica oleracea, zwana kapustą warzywną lub ogrodową, to w sumie niczym niewyróżniająca się roślina, wyglądająca trochę jak chwast. Wystarczyło jednak zaledwie kilka stuleci, by za pomocą niezbyt wyrafinowanych metod i różnych technik hodowlanych ogrodnicy zdołali z tej niepozornej roślinki ukształtować („wyrzeźbić") warzywa tak różne jak brokuły, kalafior, kalarepa, jarmuż, brukselka, gorczyca i rzepak, nie wspominając oczywiście o licznych jarzynach, które nadal nazywamy po prostu kapustą.

Kolejny przykład takiego genetycznego rzeźbienia, to przemiana wilka (Canis lupus) w ponad dwieście ras psów (Canis familiaris) — tyle przynajmniej ras oficjalnie uznaje brytyjski UK Kennel Club [ 3 ], a warto dodać, że zgodnie z ostrymi wymogami profesjonalnej hodowli większość z nich jest od siebie genetycznie odseparowana przepisami ostrzejszymi od reguł apartheidu. Tymczasem wiele wskazuje, że wszystkie współczesne psy są potomkami wilka i tylko wilka, choć do jego udomowienia mogło dojść niezależnie w kilku miejscach. Wspominam o tym, bowiem sami ewolucjoniści nie zawsze tak myśleli. Darwin na przykład i wielu jego współczesnych podejrzewali, że wśród dzikich przodków naszych psów jest nie tylko wilk, ale i inne gatunki, między innymi szakal. Zwolennikiem tej hipotezy był też wybitny austriacki etolog, Noblista Konrad Lorenz. W wydanej po raz pierwszy w roku 1949 książce I tak człowiek trafił na psa Lorenz twierdził wręcz, że większość psich ras wywodzi się od szakala, a na przodka-wilka mogą powoływać się tylko nieliczne, w tym jego ulubieniec czau-czau. Problem w tym, że sam Lorenz nie znalazł żadnych poważnych dowodów przemawiających za tą hipotezą poza różnicami w charakterze i osobowości obserwowanych zwierzaków. Rozwiązanie zagadki przyniosła dopiero genetyka molekularna — dziś wiemy na pewno, że wszystkie psie rasy pochodzą wyłącznie od wilka; ani szakal, ani kojot, ani lis nie figurują wśród ich przodków.

Pisząc o domestykacji, chciałbym zwrócić uwagę przede wszystkim na jej zadziwiającą moc zmiany wyglądu i zachowania dzikich zwierząt, a także na szybkość zachodzenia takich przemian. Hodowców w tym kontekście postrzegać można jak modelarzy, którzy pracują w idealnie plastycznym surowcu, czy może jako rzeźbiarzy z dłutem w ręku kształtujących psy, konie, krowy czy kapustę zgodnie z dowolną swoją zachcianką. Do tej metafory zresztą jeszcze powrócimy, ważniejsze w tym momencie jest natomiast podobieństwo do naturalnej ewolucji — choć czynnikiem, który odpowiada za selekcję jest człowiek, nie natura, to mechanizm pozostaje ten sam. Dlatego właśnie Darwin tak wiele uwagi poświęcił udomowieniu gatunków w początkowych rozdziałach O powstawaniu gatunków. Jako ilustracja mechanizmów działania ewolucji dobór sztuczny nadaje się równie dobrze, jak naturalny; różnią się naprawdę wyłącznie jednym szczegółem.

Oczywiście, jeśli chcemy wyrażać się precyzyjnie, to musimy pamiętać, że nasz hodowca-rzeźbiarz kształtuje nie tyle wygląd psa czy kapusty, co pulę genetyczną rasy (odmiany) lub gatunku. „Pula genetyczna" to centralna koncepcja teorii znanej jako „neodarwinizm" (albo „synteza neodarwinowska"). Darwin nie mógł jej znać, bowiem — podobnie jak pojęcie genu — była obca jego epoce. Oczywiście twórca teorii ewolucji doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż pewne charakterystyczne cechy są „zachowywane" w rodzinie: dzieci zwykle podobne są do swoich rodziców (i krewnych), a psy czy gołębie hoduje się właśnie ze względu na owe cechy. Dziedziczność jest centralnym pojęciem również Darwinowskiego ujęcia doboru naturalnego. „Pula genetyczna" to jednak coś nieco innego — ten termin ma sens tylko w kontekście Mendlowskich praw dziedziczenia oraz założenia, że muszą istnieć jakieś niezależne „cząsteczki" dziedziczności. Karol Darwin jednak, choć Grzegorz Mendel, austriacki mnich i ojciec współczesnej genetyki, był jego współczesnym, nigdy nie czytał jego prac publikowanych w mało znanym niemieckim czasopiśmie.

Mendlowski gen działa na zasadzie „wszystko albo nic" („all-or-nothing"). Kiedy zostałeś poczęty, od swojego ojca nie otrzymałeś żadnej „substancji", która zmieszałaby się z tym, co przekazała ci matka, tak jak mieszamy czerwoną i niebieską farbę, żeby otrzymać fiolet. Gdyby to tak działała dziedziczność (a tak mniemała większość ludzi w czasach Darwina), każdy z nas byłby jakąś pośrednią mieszaniną, czymś w połowie drogi miedzy matką a ojcem, a wówczas bardzo szybko znikłoby całe zróżnicowanie wewnątrz populacji (niezależnie od tego, jak wytrwale będziemy mieszać purpurę z purpurą, nigdy nie odtworzymy oryginalnego niebieskiego ani czerwieni). Każdy z nas z własnego doświadczenia doskonale wie, że taki zanik wewnątrzpopulacyjnego zróżnicowania nie następuje. Jak pokazał Mendel, dzieje się tak dlatego, że kiedy u dziecka dochodzi do mieszania się matczynych i ojcowskich genów (sam Mendel nie używał określenia „gen", ukuto je bowiem dopiero w roku 1909), to nie jest tak jak mieszanie farb, ale bardziej jak tasowanie kart. Dziś oczywiście wiemy, że geny to odcinki DNA i nie są one bytami fizycznie odrębnymi, jak karty, ale to nie zmienia samej zasady: geny się nie mieszają, one ulegają przetasowaniu. Czasem oczywiście talia jest źle tasowana, na przykład kilka „kart" skleja się nawet na wiele pokoleń, nim jakieś kolejne przetasowanie zdoła je rozdzielić.

Każde z twoich jajeczek (albo plemników, jeśli jesteś mężczyzną) zawiera wariant genu pochodzący bądź to od twojego ojca, bądź matki, a nie ich mieszaninę. Każdy z tych genów trafił do ciebie od jednego — i tylko jednego — z czworga twoich dziadków i od jednego (nie muszę już chyba dodawać, że tylko jednego) z ośmiorga pradziadków. [ 4 ]


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Wywiad z Christopherem Hitchensem, Część I
Długi cień islamskiej zimnej wojny

 Zobacz komentarze (12)..   


 Przypisy:
[ 2 ] A jak można nie kochać psów — tak trudno o kogoś, kto potrafi śmiać się z żartów na własny temat!
[ 3 ] Wielka Brytania (podobnie zresztą jak USA) nie jest członkiem Międzynarodowej Federacji Kynologicznej (FCI, Fédération Cynologique Internationale). FCI, która zrzesza kilkadziesiąt federacji krajowych (w tym Polski Związek Kynologiczny), w swoim oficjalnym spisie wymienia już ponad 370 psich ras (przyp. tłum.).
[ 4 ] Tak to wszystko wyglądało w modelu zaproponowanym przez Mendla, a i w modelu, który biologowie przyjęli po Watsonowsko-Crickowskiej rewolucji lat pięćdziesiątych. Dziś trzeba powiedzieć, że to prawie prawda, jeśli weźmiemy pod uwagę to, że geny mogą być bardzo długimi łańcuchami DNA. W pewnych okolicznościach nadal jednak można przyjąć, że ten model dokładnie odpowiada rzeczywistości.

« Ewolucjonizm   (Publikacja: 13-01-2010 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Richard Dawkins
Wybitny ewolucjonista, profesor Uniwersytetu w Oxfordzie. Urodził się w 1941 roku w Nairobi. Autor książki Samolubny gen, w której nadał nazwę i spopularyzował koncepcję George’a C. Williamsa, a która rzuciła nowe spojrzenie na przyczyny i sposoby ewolucji. Koncepcja ta umożliwiła lepsze niż kiedykolwiek wcześniej zrozumienie i wytłumaczenie motywów ludzkich (i zwierzęcych) zachowań, na gruncie zarówno biologii molekularnej, jak i psychologii ewolucyjnej. Najważniejsze jego publikacje: Samolubny gen (The Selfish Gene, 1976); Ślepy zegrarmistrz (The Blind Watchmaker, 1986); Fenotyp rozszerzony. Dalekosiężny gen (1982); Rzeka genów (River Out of Eden, 1995); Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa (Climbing Mount Improbable, 1996); Rozplatanie tęczy (Unweaving the Rainbow, 1998), The Ancestor’s Tale (2004), Bóg urojony (God Delusion, 2006), The Greatest Show on Earth (2009) Więcej informacji o autorze   Więcej informacji o autorze
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 75  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Wykorzystywanie seksualne dzieci i nieporozumienia wokół moich wspomnień
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 7077 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365