Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.909.259 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 736 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Jan Wójcik, Adam A. Myszka, Grzegorz Lindenberg (red.) - Euroislam – Bractwo Muzułmańskie

Znajdź książkę..
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
Podejrzewam, że ta deklarowana katolickość to konformizm, bardzo głęboko zakorzeniony w naszej mentalności. Jesteśmy konformistami. Nie wiadomo, jak jest, więc lepiej wierzyć, że jest, jak mówią. To niechęć do zdefiniowania tego, w co się wierzy, do zajęcia stanowiska, przyjęcia zdecydowanego poglądu.
« Państwo i polityka  
E-wolucja zamiast (r)ewolucji [2]
Autor tekstu:

Nie raz i nie dwa w ciągu naszej długiej historii daliśmy dowód, że bodaj ostatnią rzeczą, do jakiej jesteśmy zdolni jako naród, jest współpraca. To, co w mitologii narodowej, określane jest jako wybujały indywidualizm, to gruncie rzeczy mieszanka egoizmu, zawiści podbudowanej kompleksami oraz niski poziom kompetencji komunikacyjnych. Paradoksalnie ja w tym właśnie dostrzegam ogromny potencjał. Nie mamy już czasu, aby budować kapitał społeczny (to trwa pokolenia), więc należy pracować na tym, co dostępne. Po prostu potraktujmy te właśnie nasze najgorsze cechy, jako kapitał wyjściowy — czyniąc siłę z własnych słabości. Tym bardziej, że tej naszej narodowej ułomności w sukurs przychodzą najnowsze odkrycia z zakresu nauk społecznych.

„Tłum ujawnić może swoją mądrość, twierdzi Surowiecki, jeśli spełnione są trzy zasadnicze warunki — musi być możliwie różnorodny, poszczególni tworzący go osobnicy działać muszą niezależnie, a ich działanie musi być w pewien szczególny sposób zdecentralizowane." [ 3 ]

Takie właśnie warunki spełnia dobór losowy, dokonywany spośród wszystkich obywateli naszego kraju w celu stworzenia czegoś na kształt obywatelskiego — wirtualnego parlamentu. Czyli — zamiast bawić się w kosztowne rewolucje lub zdać się na (zbyt powolną) ewolucję, powinniśmy rozważyć metodę e-wolucji.

Pomysły z wykorzystaniem Internetu do głosowania pojawiają się od dość dawna, jednak te rozwiązania, z którymi się spotkałam miały co najmniej jeden z dwóch poważnych mankamentów. Pierwszy — nadmierne dopracowanie projektu, co w zasadzie z góry wyklucza poddanie go pod dalszą dyskusję. Z doświadczenia wiem, że autorzy, którzy dużo czasu i energii włożyli w swoją pracę, niechętnie reagują na sugestie jakichkolwiek zmian. Drugim błędem było wskazywanie, do jakiej grupy społecznej jest kierowany pomysł (z reguły — młodzi, wykształceni). Takie założenie jest wykluczające, gdy tymczasem demokracja nie może wykluczać nikogo.

Pomysł Tofflera, na stworzenie mieszanego, poselsko — obywatelskiego parlamentu można połączyć z pojawiającymi się coraz częściej postulatami w sprawie likwidacji senatu — izbę wyższą docelowo zastąpiłaby grupa losowana spośród wszystkich pełnoletnich obywateli, reprezentatywna dla struktury naszego społeczeństwa. Z czasem można by było zmniejszyć również liczbę posłów, co raczej nie przełożyłoby się na znaczne oszczędności (realnie nie są zbyt wysokie), ale pomogłoby obniżyć poziom społecznej irytacji. Przewagą doboru losowego byłaby, oprócz faktycznej reprezentatywności grupy, redukcja możliwości korupcji politycznej z uwagi na anonimowość i rozproszenie geograficzne wirtualnych parlamentarzystów.

Tu oczywiście powstaje pytanie — jakie kwalifikacje do podejmowania decyzji w istotnych dla kraju kwestiach ma przeciętny Iksiński? Myślę, że wcale nie niższe pani profesor, która podbiła niedawno serca prawdziwych Polaków, brawurowo rozszerzając zakres pojęcia "wyrażać się parlamentarnie". Nie mówiąc już o znanym polityku, którego CV sprzed wejścia do parlamentu zajęłoby może trzy linijki, a i to z uwagi na długą nazwę „wysokiego" stanowiska jakie piastował.

Ogólne zasady pełnienia funkcji e-posła

Kadencja wirtualnego parlamentu trwałaby kilka miesięcy (np. 3 lub 6), a funkcja parlamentarzysty byłaby bezpłatna i pozbawiona przywilejów. Każdy z wylosowanych otrzymywałby zawiadomienie z wyprzedzeniem np. miesięcznym przed rozpoczęciem „kadencji". Musiałby to być czas wystarczający, aby dana osoba zdążyła potwierdzić otrzymanie zawiadomienia.

Każdy obywatel mógłby zablokować swój PESEL (rezygnując z udziału w losowaniu), z możliwością odblokowania w dowolnym czasie. Po zakończeniu wirtualnej kadencji obywatel traciłby „bierne prawo wyborcze" (w rozumieniu bycia wylosowanym) na okres, powiedzmy 10 lat. Zawodowy poseł / prezydent RP miałby automatycznie blokowany PESEL od chwili wejścia do parlamentu / objęcia urzędu do końca piastowania swojej funkcji.

Dostępność sprzętu / systemu

Dostęp do komputera / Internetu dla osób, które nie mają go w domu musiałaby zapewnić gmina. W każdym urzędzie miasta lub gminy powinno być wydzielone jedno stanowisko, w miejscu odosobnionym, przystosowanym dla osób niepełnosprawnych. Do skorzystania uprawniałoby zawiadomienie o uczestnictwie w głosowaniach parlamentu w okresie od — do. Każdy, zwłaszcza osoba niepełnosprawna, czy nie czująca się pewnie w obsłudze komputera / systemu, miałby prawo przyjść z wybranym przez siebie asystentem, a w braku takiej możliwości powinien mieć zapewnione wsparcie techniczne ze strony osoby delegowanej przez urząd. Zważywszy nikły zapewne procent takich sytuacji, ta usługa nie byłaby czasowym, ani też finansowym obciążeniem dla urzędu.

Argument przeciw, czyli możliwość wykorzystywania głosu np. osoby niepełnosprawnej dla własnej korzyści jest nieistotny o tyle, że w trakcie wyborów też można korzystać z pomocy i jakoś nie dochodzi do nadużyć.

Frekwencja

Jest oczywistym, że część wylosowanych osób w ogóle nie weźmie udziału w głosowaniu z różnych względów. Jednak przy tej formule głosowania oraz doborze odpowiednio dużej grupy (powiedzmy 2 lub trzy tysiące) frekwencja jest mniej istotna. Obecnie też zdarza się, że sala sejmowa świeci pustkami, a w przypadku sejmu wirtualnego nawet 30% (najczęściej wymagany minimalny próg w badaniach marketingowych) daje lepszy wynik liczbowy.

W trakcie testów systemu dobrze było wprowadzić, na tych samych zasadach, opiniowanie aktualnie opracowywanych ustaw. Byłoby może interesujące dla posłów, gdyby dowiedzieli się, że projekt odrzucony w sejmie przewagą 60% głosów, znalazł w niezależnym ciele opiniodawczym poparcie u 70% głosujących.

Zmiany w procedurach legislacyjnych

Zmiany w pracy realnego sejmu byłyby dla wielu posłów zapewne trudne do przełknięcia. Po pierwsze — na stronach wirtualnego sejmu projekt musiałby się znaleźć z pewnym wyprzedzeniem. Musiałby zawierać: cel wdrażania ustawy, wstępnie szacowany koszt wdrożenia / poziom przewidywanych oszczędności, przy czym opracowania te musiałyby być konkretne, a nie ogólnikowe typu „dla poprawy jakości…". Poza tym opis treści ustawy, w języku przystępnym dla przeciętnego obywatela. Ustawa nie mogłaby zawierać odwołań do innych aktów równego rzędu, czyli musiałaby wyczerpywać temat w całości. Bynajmniej nie doprowadziłoby to do powielania przepisów, wręcz przeciwnie — uporządkowałby sytuację, gdy przepisy rozproszone są w wielu miejscach. Projekty wprowadzane byłyby i uchylane całościowo, a za każdy imiennie odpowiedzialni byliby autor oraz szef klubu parlamentarnego, przy czym docelowo liczba projektów powinna być ograniczona do dwóch na miesiąc.

Dodatkowym utrudnieniem dla zawodowych posłów byłaby konieczność rzeczywistego przekonania jak największej liczby obywateli do własnych projektów, czyli „praca w terenie" oraz prezentowanie (omawianie) projektów w mediach publicznych. To drugie może być realizowane w formie dyskusji z ekspertami zgromadzonymi w studio lub odpowiedzi na pytania zadawane telefonicznie przez publiczność w programie „na żywo". Każdy z powyższych wariantów wymaga zarówno znajomości projektu jak i stanowiska klubu.

Z czasem więc taki system pracy wymusiłby wprowadzanie na listy wyborcze specjalistów w różnych dziedzinach, zamiast osób, które dobrze się prezentują lub „są lubiane". Cechy pożądane u celebrytów przestają mieć znaczenie, gdy zachodzi konieczność publicznej obrony swojego stanowiska w konkretnej sprawie.

Ustawa budżetowa

Z reguły, gdy ktoś wysuwa propozycję kontroli obywatelskiej nad uchwalanymi przepisami, głównym kontrargumentem jest ustawa budżetowa, jakoby tak skomplikowana, że nawet posłowie jej nie rozumieją (w to akurat skłonna jestem uwierzyć). Dla mnie oznacza to tyle, że powinna zostać uproszczona i skrócona, a opis projektu powinien wskazywać strukturę i przewidywane kwoty przychodów i wydatków z opisem, na jakiej podstawie są tak skalkulowane. Również prawo do zaciągania kredytów zagranicznych powinno wymagać akceptacji społecznej.

Oczywistym jest, że w kwestii wydawania pieniędzy ostatnie słowo powinno należeć do tych, którzy je zarobili, czyli podatników. Jeśli ktoś jest zdania, że nie mogą w równym stopniu decydować o wydatkach osoby, które w różnym stopniu zasilają budżet (sugestia „nie wprost" o stosowaniu cenzusu majątkowego), powinien wziąć pod uwagę, że rzeczywisty poziom wpłat poszczególnych obywateli jest trudny do oszacowania, z uwagi chociażby na podatki pośrednie. Po dokonaniu rzeczywistych, szczegółowych podliczeń mogłoby się okazać, że grupy wskazywane, jako przynoszące budżetowi największy dochód, są w gruncie rzeczy największymi tegoż budżetu beneficjentami.

Kolejnym argumentem przeciw jest zazwyczaj rzekoma roszczeniowość społeczeństwa, które dochody państwo wykorzystałoby dla własnej korzyści. Oskarżenie wręcz kuriozalne, bo nie znam nikogo, kto własne zarobki przeznacza dobrowolnie dla cudzej korzyści, wyjąwszy rzecz jasna działalność charytatywną. Dochodzimy tu do kwestii priorytetów, czyli ustalania hierarchii ważności dla różnych spraw. Większość naszego społeczeństwa ma niewątpliwie chłopskie korzenie, co sprawia, że jesteśmy bardzo pragmatyczni. Potwierdzają to również doniesienia o protestach w obronie zamykanych szkół oraz krytyczne uwagi na temat systemu oświaty i działania służby zdrowia. Dlatego jestem pewna, że akurat te dwa obszary — edukacja i służba zdrowia raczej by zyskały na takim powszechnym uzgadnianiu wydatków. Inaczej zapewnie wyglądałoby to w przypadku armii, a zwłaszcza naszych „misji zagranicznych".

Zresztą główny argument - „obywatele są zbyt głupi, aby rozumieć ustawę budżetową" traci siłę rażenia w świetle ostatnich badań. Jeżeli faktycznie nie rozumieją, to mogą głosować intuicyjnie, jak w przypadkach opisanych przez Surowieckiego. Dla większej pewności można podnieść (np. trzykrotnie) na potrzeby tej ustawy liczbę wirtualnych parlamentarzystów.

Ponadto przypominam (nie tak dawne przecież) głosowanie w Parlamencie Europejskim nad ACTA. Żaden z naszych eurodeputowanych nie zapoznał się z treścią ustawy, do czego przyznawali się bez żenady. Nie mogli nawet wykazać się ową „mądrością tłumu", bo nie spełnili warunków określonych przez Surowieckiego — głosowali po prostu tak, jak reszta.

Kontrola pracy parlamentu

Jestem zwolenniczką podawania do publicznej wiadomości danych na temat frekwencji poselskiej w trakcie głosowań oraz imiennego wskazywania, kto jak głosował. To jest normalna kontrola pracy, tak jak w każdej innej instytucji. Ponadto powinna istnieć możliwość odwołania posła przez wyborców z jego okręgu, oczywiście w sytuacjach uzasadnionych, np. wejścia w konflikt z prawem. W przypadkach skrajnych (korupcja polityczna) partia traciłaby możliwość wprowadzenia innej osoby ze swojej listy — po prostu zmniejszyłoby to liczbę posłów.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (31)..   


 Przypisy:
[ 3 ] Tamże

« Państwo i polityka   (Publikacja: 13-04-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Anna Salman
Publicystka

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Przebudzenie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 8897 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365