Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.044.445 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 291 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Sursum corda, ale nie wyżej mózgu."
 Kultura » Historia

Koła historii. Kilka kartek z "Głosu Polskiego". II [1]
Autor tekstu:

Kiedy mówimy 'Kościół' to zazwyczaj mamy na myśli tylko Kościół katolicki. Ale w naszym kraju były i są jeszcze inne Kościoły, które w swej historii przeżywały niekiedy dramatyczne momenty. A oto jedna z nich.

9 lutego 1923 roku, gazety pod wielkimi nagłówkami przyniosły sensacyjną wiadomość o zamordowaniu zwierzchnika polskiego kościoła prawosławnego, metropolity Jerzego. Co było jeszcze bardziej zaskakującym, to fakt, że zabójcą był również duchowny prawosławny, archimandryta Smaragd.

Zabójstwo zostało dokonane, jak się później okazało, w obecności świadków, a jego sprawca bez oporu oddał się w ręce policji, tłumacząc swój czyn tym, że, jego zdaniem, metropolita ulegał wpływom rządu polskiego, zdradził prawosławie i spowodował usunięcie 3 biskupów z ich diecezji.

Wydarzenie miało miejsce podczas trwania synodu, nie było więc problemu z wyznaczeniem tymczasowego zarządzającego metropolią prawosławną; funkcję tę objął obecny w Warszawie arcybiskup wołyński i krzemieniecki Dionizy. On też w następnych dniach ujawnił, że zamiarem zabójcy było uśmiercenie wszystkich biskupów prawosławnych, obecnych na soborze. Realizacji zamiaru przeszkodził tylko szczęśliwy zbieg okoliczności.

Pogrzeb metropolity odbył się 11 lutego, wziął w nim udział rząd z premierem Władysławem Sikorskim, był też obecny adiutant prezydenta Rzeczypospolitej. W kondukcie, obok duchowieństwa prawosławnego, uczestniczyły oddziały wojskowe, które zmarłemu oddały honory wojskowe.

Władze cywilne wdrożyły śledztwo, ograniczające się do przesłuchania zabójcy i świadków. Kilka dni po tym zdarzeniu, abp Dionizy, zarządzający chwilowo metropolią prawosławną, otrzymał z jednego z monastyrów na Wołyniu prośbą o usunięcie pewnego mnicha, który rozwija działalność agitacyjną, gloryfikującą zabójcę. Zaczęto więc obawiać się powtórzenia zamachu, na szczęście, do takich czynów już nie doszło.

Prawnicy zaczęli roztrząsać aspekty prawne; chodziło w nich głównie o to, czy zabójca ma być sądzony w trybie doraźnym, a wtedy groziłaby mu kara śmierci, czy też w trybie zwykłym. Wątpliwości wynikały z faktu, że według ustawy, tryb doraźny dotyczył morderstw i zamachów na wyższych urzędników Państwa oraz urzędników odpowiedzialnych za porządek publiczny i obawiano się, że każda próba podciągnięcia metropolity pod którąś z tych kategorii zostanie podważona przez obronę.

Proces rozpoczął się 16 kwietnia. Oskarżonym był, były już, archimandryta prawosławny Paweł Łatyszenko, używający nazwiska Smaragd, oskarżony z art. 455, zaś obrońcami: poseł ukraiński Samuel Podhirski, prawnik ze Lwowa, adwokaci Marian Głuszkiewicz i Hanuszkiewicz, także ze Lwowa oraz adwokat Wróblewski z Wilna.

W akcie oskarżenia prokurator Michałowski przedstawił metropolitę Jerzego, będącego głową cerkwi prawosławnej na terenie Rzeczypospolitej, jako urzędnika państwowego. Ponieważ motywem zbrodni było postępowanie metropolity wobec władz polskich, a więc w trakcie pełnienia przez niego funkcji urzędowych, prokurator czyn ten zakwalifikował, jako zabójstwo urzędnika w czasie i z powodu sprawowania przez niego funkcji urzędowych, co uzasadniało przyjęcie trybu doraźnego.

Po odczytaniu aktu oskarżenia, oskarżony oświadczył, że nie przyznaje się do winy, choć nie zaprzecza, że dokonał zabójstwa metropolity, zaś motywem tego czynu była szkodliwa dla cerkwi prawosławnej działalność zabitego. Oskarżony odmówił składania wyjaśnień w języku polskim, mimo że językiem tym posługiwał się biegle w mowie i piśmie.

W trzecim dniu procesu przemówienia wygłosili obrońcy Smaragda, którzy dowodzili, że zabójstwo nie było dokonane było na tle politycznym ani ze względów osobistych, lecz że jego podłożem były niewłaściwe stosunki organizacyjno-hierarchiczne, panujące w cerkwi prawosławnej. W tym dniu wygłosił także przemówienie sam oskarżony, który przedstawił się, jako męczennik i poprosił sąd o wymierzenie mu kary śmierci.

Po naradzie, sąd zdecydował, że istnieją wątpliwości, co do stanu umysłowego oskarżonego i jego poczytalności, wobec czego sprawę przekazano do rozpatrzenia sądu zwykłego. Jak pisze reporter sądowy 'Rezolucja ta wywołała wielką sensację na sali. Oskarżony przyjął ją spokojnie, dopiero po dłuższej chwili, jak się zdawało, zrozumiał istotną treść rezolucji.' [ 1 ]

Sprawa o zabójstwo metropolity prawosławnego stanęła ponownie na wokandzie 25 września. Przez okres oczekiwania na nowy proces, Smaragd poddany był obserwacji psychiatrycznej, w wyniku której biegli sądowi nie stwierdzili, aby był on chory umysłowo.

Sprawę rozpatrywał warszawski sąd okręgowy pod przewodnictwem sędziego Jana Kozakowskiego, oskarżycielem był prokurator naczelny Kazimierz Rudnicki, a obrońcami adw. T. Wróblewski z Wilna i adw. Głuszkiewicz ze Lwowa.

Sprawozdawca sądowy tak opisuje wygląd oskarżonego oraz salę sądową: 

Na ławie oskarżonych w czarny strój, jakąś kurtkę pół-świecką, pół-mniszą przybrana olbrzymia, atletycznych kształtów postać eks-zakonnika Szmaragda. Długa broda, wąsy, na kark spadające włosy, twarz jakaś żółta o skośnych oczach i wystających kościach policzkowych — typ mongolski — zbytniego zaufania i sympatji nie wzbudza.

Sala przepełniona publicznością rosyjską, wśród świadków najwyżsi dostojnicy cerkwi prawosławnej w Polsce i wybitni przedstawiciele emigracji rosyjskiej w Warszawie. Sprawa ma bowiem głęboki podkład polityczny i jest widomym skutkiem tarć w łonie duchowieństwa prawosławnego w Polsce.

Strzał, jaki padł z ręki archimandryty Szmaragda był momentem kulminującym walkę zwolenników zgodne współżycia z narodem polskim, których przywódcą był zamordowany metropolita Jerzy i biskup Djonizy ze zwolennikami nieprzejednanego oporu, który wydał ze siebie fanatycznego mnicha — mordercę Szmaragda.  [ 2 ]

Pierwszym zeznającym był świadek Kostecki, który służył u metropolity w charakterze „kielejnika", czyli kogoś pośredniego między służącym osobistym a woźnym, drugim natomiast sekretarz synodu prawosławnego Sakowicz. Obaj świadkowie opowiedzieli przebieg zdarzenia, który przedstawiał się następująco. Do metropolity zgłosił się archimandryta Smaragd, będący podówczas zasuspendowany i poprosił o audiencję. Metropolita przyjął go wieczorem, początkowo w pokoju jadalnym swego mieszkania na Pradze. Rozmowa była zupełnie spokojna, nie wyglądała na sprzeczkę czy ostrzejszą wymianę zdań. Po pewnym czasie oboje, tzn. metropolita i oskarżony, przeszli do sypialni metropolity, gdzie dalej rozmawiali. Sekretarz Sakowicz był przez dłuższy czas jej niemym świadkiem, ponieważ na życzenie metropolity, był obecny w sypialni. Niestety, treści rozmowy nie słyszał, ponieważ była prowadzona szeptem, a on czytał w tym czasie gazetę. Po pewnym czasie wyszedł z pokoju, Kostecki w tym czasie był na korytarzu, nagle usłyszeli strzał; kiedy wbiegli do pokoju, z sypialni wybiegł Smaragd, zaś w sypialni ujrzeli leżącego pod ścianą i krwawiącego metropolitę. Zatrzymali zabójcę, który zresztą nie zamierzał uciekać.

Trzeci świadek, sekretarz osobisty metropolity, Szatew poinformował sąd, iż metropolita kilkakrotnie wspominał mu, że Smaragd jest mu zdecydowanie wrogi. Zamordowany wielokrotnie mówił, że "od etakowo czeławieka możno wsiewo ożidat".

Jego zeznania potwierdził następny świadek, również pełniący funkcję „kielejnika", który także słyszał metropolitę mówiącego o swych przeczuciach, co do prawdopodobnej śmierci z ręki nieobliczalnego, fanatycznego mnicha Smaragda.

Ze strony polskiej zeznawał m.in. naczelnik departamentu wydziału wyznań Szałecki, który omówił sytuację Kościoła prawosławnego w Polsce. W swoich zeznaniach scharakteryzował oskarżonego, jako człowieka zdecydowanego i energicznego. Również inni świadkowie przedstawili Smaragda, jako spokojnego i pracowitego, w pełni oddanego sprawom cerkwi. Opisywali go też, jako człowieka skrytego, który swe problemy, zarówno sukcesy jak i porażki, przeżywał w samotności i ciszy. O jego niezwykłej pobożności świadczył w oczach świadków fakt, że kilkakrotnie nawet zemdlał podczas nabożeństw, w trakcie których doznawał modlitewnej ekstazy.

Najbardziej interesujące były zeznania świadka Wiaczesława Bogdanowicza, senatora Rzeczypospolitej. Bogdanowicz, pochodzący z rodziny prawosławnego duchownego, był senatorem z listy Bloku Mniejszości Narodowych. Jego zeznania przedstawiły rzeczywisty obraz Kościoła prawosławnego, w którego kierownictwie ścierały się dwie, zasadniczo odmienne koncepcje działalności, trwały prawie dwie godziny i były 'jednym nieprzerwanym łańcuchem oskarżeń przeciw tym dostojnikom cerkwi, którzy zgadzali się z poczynaniami rządu polskiego i pragnęli oderwania się od Moskwy.' Właśnie zamordowany metropolita Jerzy był zwolennikiem oderwania się od Moskwy i ścisłej współpracy z władzami polskimi.

W oczach zewnętrznego obserwatora sytuacja w cerkwi przedstawiała się następująco:

Dopiero w świetle tych właśnie zeznań widać, jak głębokie podłoże polityczne miało morderstwo. Zwolennicy zgody z Polską, a z drugiej strony adherenci zależności od Moskwy — to dwa stronnictwa gotowe na wszystko — czyn Smaragda jest najlepszym tego dowodem.

Cerkiew prawosławna w Polsce, od początku odrodzenia państwowości naszej nie miała właściwie żadnych ram organizacyjnych. Oderwana od centrum swego — synodu wszechrosyjskiego — rządziła się samodzielnie, ale w ten sposób, że każda djecezja czyniła to, co uważała za stosowne.

Poczynania polskiego ministerstwa wyznań religijnych i oświecenia publicznego, zmierzające do uregulowanie tego nawskroś nienormalnego położenia i stworzenia jakiejkolwiek choćby reprezentacji oficjalnej wyznania prawosławnego — natrafiały na zacięty opór biskupów Włodzimierza i Eleuterjusza, których przyjacielem i „prawą ręką" był oskarżony archimandryta Smaragd.

Biskupi ci, a wraz z nimi pokaźna liczba pomniejszego znaczenia popów nie chciała z żaden sposób zatracić swej dość zresztą problematycznej łączności z duchowieństwem Rosji. Mimo, iż patriarcha Tichon siedział w wiezieniu i prawosławiem rządziła tzw. sowiecka „żywa cerkiew" duchowieństwo obrządku wschodniego w Polsce — wszelkiemi siłami trzymało się dawnych związków i zażarcie odżegnywało się od samorządu cerkwi w Rzeczypospolitej, od autokefalji, do której ze zrozumiałych powodów parł rząd polski.


1 2 3 Dalej..
 Zobacz komentarze (2)..   


 Przypisy:
[ 1 ] "Głos Polski", 1923-04-19 R.6 Nr 105, cyt. wg: http://bc.wimbp.lodz.pl/Content/34476/Glos_Polski1923_nr105a.pdf
[ 2 ] "Głos Polski", 1924-09-25 R.7 Nr 263, cyt. wg: http://bc.wimbp.lodz.pl/Content/34963/Glos_Polski1924_nr263a.pdf

« Historia   (Publikacja: 11-06-2013 )

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Jerzy Neuhoff

 Liczba tekstów na portalu: 97  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Paradoks
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 9020 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365