|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Homo sum [2] Autor tekstu: Stanisław Pietrzyk
Być może dorzucając do przygasającego ogniska jakieś bogate w alkaloidy zielska widzieli rzeczy, „o jakich się nawet filozofom nie śniło"
przez co dokonali z czasem wynalazku religii, bo jak niektórzy już dawno zauważyli,
religia z opiatami i innymi podobnymi substancjami psychoaktywnymi ma bardzo
wiele wspólnego. Wprawdzie dziś psychodelików używa się w celach zgoła
innych niż obrzędy religijne, jednak u zarania dziejów bez nich żaden
przyzwoity i szanujący się szaman obejść się nie mógł.
W tych wczesnych, maleńkich społecznościach, jakimi były wspólnoty
plemienne, nierówny poziom intelektualny spowodował podział na funkcje, jakie
przypadały w udziale członkom tych wspólnot. Ci, których puszki mózgowe po
brzegi wypełniały centralne układy nerwowe, a ich jakość
była adekwatna do wielkości, sprawowali znaczące role i stanowili
centrum dyspozycyjne każdej pierwotnej zbiorowości. Ponieważ różnimy się
znacznie nawet w obrębie gatunku, więc i zawartość naszych czerepów jest różna.
Często tak różna, że aż dziwne, że to jeszcze ten sam gatunek. Pojemność
puszki mózgowej Homo sapiens szacuje
się na 1100 do 1700 cm ³ co jednak nie jest równoznaczne z taką samą
jej zawartością. Wprawdzie współczynnik encefalizacji, mający szacować potencjalne
możliwości intelektualne mózgu danego osobnika powinien człowieka napawać
optymizmem, lecz nie jest aż tak różowo, jakby wynikało z wyliczeń.
Kraniometria zajmująca się pomiarem czaszki wskazuje jedynie na pojemność (mózgoczaszki).
Jednak pojemność to tylko potencjalna możliwość pomieszczenia takiej a nie
innej ilości materii nie mówiąc o jej jakości ani rzeczywistej wielkości. Różnice w tej kwestii często są tak znaczne, że co bardziej dowcipni czy złośliwi
(niepotrzebne skreślić) sugerują wprost, by po implantacji nasion grochu in
cerebrum zatrudnić takich
osobników w orkiestrach jako
marakasy czy inne idiofony przy czym ta ostatnia nazwa jest w tym przypadku
zaskakująco trafna. Przy okazji tego warto obejrzeć humor (na stronie
demotywatory.pl) przedstawiający jak jeszcze w prosty sposób można wykorzystać
mózgoczaszkę choć z pewnością cel tego zabiegu nie jest konstruktywny a wręcz
przeciwnie.
Oprócz sporych rozmiarów mózgów kolejną cechą gatunkową Homo sapiens jest skąpe lub nawet bardzo skąpe owłosienie ciała
za wyjątkiem skóry głowy, którą porasta a przynajmniej powinna, gęstwina mająca stanowić strefę buforową dla
promieni słonecznych. W kwestii owłosienia pozostałych obszarów Corpus humanum również różnimy się i to często znacznie, co
dla niektórych stanowi problem natury psychicznej i bywa źródłem kompleksów,
co może objawiać się przemożną potrzebą pozbycia się tych atawizmów.
Chyba dlatego coraz modniejsza staje się depilacja, która dla niektórych jest z pewnością formą podniesienia własnej wartości (choć również z czysto
estetycznych i praktycznych względów) i zlikwidowania cech wskazujących na
nasze zwierzęce pochodzenie, ale też wynika
głównie z dymorfizmu płciowego i uwarunkowania genetycznego.
Nagość naszej skóry, choć w istocie mamy tyle samo włosów na cm²
co nasi krewni z rodzaju Pan troglodytes (szympans zwyczajny) choć zdecydowanie cieńszych, wespół z dobrze rozwiniętymi gruczołami potowymi umożliwia utratę
ciepła z szybkością niespotykaną u pozostałych Mammalia.
One jednak — głównie gatunki antylop żyjące w strefach klimatów gorących
na obszarach szczególnie wystawionych na intensywną, słoneczną ekspozycję — posiadają coś, co pozwala im przetrwać w tak ekstremalnych warunkach. To
„chłodnice" w nozdrzach i splot szyjny (naczyń krwionośnych) przechodzący w dużą zatokę u podstawy czaszki, stanowiący „wymiennik" ciepła i chroniący mózg przed przegrzaniem.
Kiedy w końcu z tego wszystkiego pozbieramy to, co najistotniejsze do
„wyprodukowania" Homo sapiens, możemy
zacząć „lepić" człowieka choć a
priori i z dużą dozą prawdopodobieństwamożna założyć, że będzie to dzieło nieszczególne. Zacznijmy od
nadania mu postawy wertykalnej. Mamy więc Homo
erectus, który ma wolne kończyny górne z dobrze wykształconymi i całkowicie
przeciwstawnymi kciukami, którymi może dużo
zdziałać i jeszcze więcej zepsuć. Zważywszy na czas, jaki był
potrzebny do uzyskania pozycji wyprostowanej dziwnym i niezrozumiałym wydaje się
dobrowolne, choć chyba nie w pełni świadome, odwracanie tego procesu przez większość
osobników naszego gatunku na co wskazuje mniej ewolucyjne i powolne a bardziej
skokowe i dynamiczne przechodzenie z pozycji dumnej, wyprostowanej do pozycji
bardziej horyzontalnej, wymuszanej przez ceremonie i obrzędy religijne. Czynności
te, w swoim założeniu, spełniają podobną rolę jak musztra czy gimnastyka w formacjach militarnych i paramilitarnych z tą tylko różnicą, że nie
poprawiają sprawności i tężyzny fizycznej a w wielu przypadkach powodują
trwałe inwalidztwa psychofizyczne oraz problemy z prawidłowym funkcjonowaniem
stawów kolanowych czy zwyrodnieniem kręgosłupa, jednak urabiają poszczególnych
osobników na jednolitą, karną i zdyscyplinowaną masę ludzką, bezkrytycznie i posłusznie wykonującą wszelkie rozkazy i zdolną do największych poświęceń
. Bo na dobrą sprawę, co więcej daje taka forma gimnastyki, która sprowadza
się do kilku wyuczonych i do perfekcji często opanowanych gestów zarówno
pustych jak i niedorzecznych oraz postrzeganie rzeczywistości z żabiej
perspektywy? Co dają te rytuały i ceremonie, które prócz kultywowania
anachronizmów i kontynuowania tradycyjnej niedorzeczności a także
utrzymywania i pogłębiania społecznych podziałów wynikających z różnic
światopoglądowych? Oprócz oczywistych, szeroko rozumianych korzyści dla współczesnych
szamanów w znaczący sposób hamują postęp i potęgują pauperyzację owej
bezkrytycznej masy ludzkiej. W tym momencie niejeden
obrońca religijnego status quo będzie
przekonywał o tym, jak to religia pomaga żyć i oswajać się z perspektywą
śmierci i tak dalej. Mówią i będą tak mówić z oczywistych względów i tak długo, dopóki „religijny apetyt" będzie wystarczający do zapełniania
świątynnych przestrzeni w stopniu gwarantującym opłacalność. I, co chyba
bardziej istotne, dopóki wierni sami nie uświadomią sobie elementarnej
prawdy, że to nie kościoły są potrzebne ludziom, a ludzie kościołom. Bez
wiernych nie byłoby świątyń i wyznań.
Tak więc niejako przy okazji ujawniła
się kolejna cecha gatunkowa, która z pewnością nie ma odpowiedników pośród
pozostałych Animalia.
Homo
religiosus oznacza człowieka religijnego, choć wbrew temu, co sugerują
apologeci religii, natura nie wdrukowała w genotyp ludzki żadnego wyznania czy
religijnego wzorca. Mimo to większość ludzi wierzących twierdzi, że bez
religii człowiek nie wyróżniałby się spośród innych Animalia,
co nie najlepiej świadczy o głosicielach
tych opinii obnażając dodatkowo
ich nędzę intelektualną.
Istotną cechą religii jest to, że daje poczucie zjednoczenia z innymi
wyznawcami, a przez to poczucie względnego bezpieczeństwa w stadzie, przenosząc
dodatkowo ryzyko odpowiedzialności za decyzje na „przewodników stada".
Jednak nawet w tym stadzie każdy jest sam, choć mało kto zdaje sobie z tego
sprawę. Przez to, że każdy posiada świadomość samego siebie, dostrzega
swoją „inność", co często jest powodem kompleksów, a nawet życiowych
dramatów i braku pewności siebie. „Bycie świadomym swego człowieczeństwa
oznacza świadomość swoich możliwości ale i ograniczeń" (E. Fromm). Jak
mawiał Terencjusz: Homo sum; humani nil a me alienum puto (Człowiekiem jestem; nic, co ludzkie, nie jest mi obce).
Ale co jest ludzkie a co nie? Goethe poszedł jeszcze dalej twierdząc, że
„nie ma takiej zbrodni, której każdy z nas nie mógłby popełnić".
Jednak im bardziej człowiek jest człowiekiem, tym bardziej staje się samotny
choć taka „samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa" (Erich
Maria Remarque). Bycie człowiekiem
to zdecydowanie więcej, niż spełnianie tylko biologicznych kryteriów i zgodność z pozostałymi wyróżnikami rodzajowymi. To też umiejętność
bycia sam na sam z własnymi myślami, z własnym, często diametralnie różnym
od innych, sposobem postrzegania
rzeczywistości. Bycie samotnym nawet w stadzie wynika głównie ze stosunku do
wolności i do tego, jak ową „wolność" interpretujemy na gruncie
determinizmu czy indeterminizmu (woluntaryzm) i czy hipotetyczna cecha świadomości,
jaką jest „wolna wola" (voluntas)
posiada dla nas wartość logiczną i na ile znajduje (lub nie) poparcie w faktach empirycznych.
Ze względu na istnienie poważnych rozbieżności w obiektywnym
postrzeganiu rzeczywistości w zależności od stosowanych paradygmatów najrozsądniej
byłoby zakończyć te rozważania stwierdzeniem tyleż bezpiecznym co i wygodnym, że dopuszczalne i uprawnione są wszelkie w miarę spójne i logiczne
teorie naukowe oraz kierunki
filozoficzne, dopóki nie wyprze ich jeden, wypełniający wszystkie kryteria
prawdy i obiektywizmu, łączący najlepsze
elementy pozytywizmu logicznego, neopozytywizmu i podobnych kierunków. Jednak
dopóki w logice matematycznej istnieć będą możliwości
twierdzeń o niedowodliwości niesprzeczności,
będzie sporo zamieszania a niejedną
teorię da się sprowadzić do
absurdu.
Kiedy dotarliśmy już do momentu, w którym definicje gatunku zaczęły
wykraczać poza systematykę i zataczać coraz szersze kręgi obejmując
bardziej odległe nauki, nie sposób pominąć kognitywistyki, dziedziny
stosunkowo młodej, wyrosłej na gruncie osiągnięć nauki XX
wieku, głównie przy okazji rozwoju cybernetyki, choć początki wiedzy o poznaniu a także powstanie psychologii empirycznej można zaobserwować już
zdecydowanie wcześniej.
Ta multi-i
interdyscyplinarna nauka zajmująca się obserwacją i analizą działania mózgu,
procesami myślenia i uczenia się, inteligencją i świadomością czyli
zagadnieniami z psychologii poznawczej, neurobiologii, lingwistyki etc.,
to nowy, ogromny i bezkresny obszar eksploracji, pozwalający zdobyć wiedzę na
temat meandrów ludzkich umysłów oraz zrozumieć człowieka bardziej,
poszerzając definicję, której granice przesuwają się wraz z powiększaniem
obszarów badań.
Ciągle otwartym i nierozwiązanym do końca problemem kognitywistyki
jest sfera abstrakcyjnych funkcji myślowych takich jak myślenie o własnym myśleniu,
czy próba integracji paradygmatów teorii systemów, poszerzonych przez
cybernetyków i inżynierów o niektóre nurty nauk społecznych i wiele innych
nauk multidyscyplinarnych, przez co poddawana jest krytyce za zbytnią ogólność i abstrakcyjność.
Thomas Kuhn w książce Struktura
rewolucji naukowych określił paradygmat jako zbiór spójnych logicznie i pojęciowo teorii, który powinien być jak najprostszy i dawać możliwość
tworzenia szczegółowych, zgodnych z faktami naukowymi teorii, a sam może
podlegać zmianom o ile tego wymaga konsensus naukowców odnośnie zgodności z posiadaną, aktualną i ciągle aktualizowaną wiedzą.
1 2 3 Dalej..
« Felietony i eseje (Publikacja: 14-10-2013 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 9341 |
|