Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.065.393 wizyty
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 292 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Istota ludzka powinna umieć zmieniać pieluchy, zaplanować inwazję, ubić wieprza, zbudować statek, zaprojektować dom, napisać sonet, poprowadzić księgę rachunkową, zbudować mur, nastawić złamanie, pocieszać umierających, wydawać rozkazy, przyjmować rozkazy, działać w grupie, działać samemu, rozwiazywać równania, analizować nowe problemy, roztrzasać nawóz, zaprogramować komputer, ugotować smaczny..
 Wprowadzenie » Agnosiewicz

O tym, jak mój ojciec odnalazł Pana i co z tego wynikło [1]
Autor tekstu:

Dostałem ostatnio dwie wiadomości o śmierci i wierze. Jedna pochodzi od moich sąsiadów z rodzinnych Miłkowic, o tym, jak mój ojciec odnalazł przed śmiercią Boga (zielonoświątkowego). Druga to napastliwy e-mail dziennikarza Polskiego Radia, Romualda Wójcika o tym, „co zwykło czynić wielu 'racjonalistów' nie tylko na łożu śmierci — na wszelki wypadek podlizać się Panu Bogu, bo a nuż, widelec. W trwodze umierania nagle wielki, niezależny intelekt na miarę Architekta Wszechświata dostaje obs...trukcji".

Zacznę od wątku bardzo osobistego.

Ktoś życzliwy podesłał link do dyskusji na forum filmwebu - pod filmem „Jesus Camp" o indoktrynowaniu dzieci w amerykańskim protestantyzmie charyzmatycznym — gdzie Marcin napisał:

"Co do strony racjonalista.pl, to ostatnio mialem mozliwosc rozmawiac z ojcem mojego szwagra. Pochodzi z Miłkowic. Mała wieś obok Legnicy. Opowiadał ostatnio historie o tym, jak umierał pewien starszy człowiek, jego sąsiad. Traf chciał, że ów stary człowiek był ojcem założyciela strony racjonalista.pl (Mariusza Agnosiewicza — Gawlika — zmienil nazwisko na Agnosiewicz).
Historia mniej wiecej wyglada tak. Kiedy umieral jego ojciec, oczywiscie z katolickiej rodziny, przyjechal do niego jego syn Mariusz Gawlik. Jednak przy ostatnich chwilach, ciezko mu bylo o slowa otuchy, dlatego ów ojciec poprosił ksiedza, bo syn niespecjalnie potrafil mu pomoc. Przychodzi bowiem taka chwila w naszym zyciu, ze na nic sie zdaja nasze cudowne, krasomowcze teorie ewolucjonizmu, kreacjonizmu — to wszystko przestaje miec znaczenie. Staje nam przed oczami tylko obraz tego, co jest dalej — po tym, jak umieramy. Bo jesli cos jest, to co sie stanie ze mna.
A wiec kontynuujac, syn nie bardzo potrafil swoimi teoriami wesprzec swojego ojca. Na nic zdala sie jego madrosc. Ksiadz rowniez przyszedl i powiedzial to samo, co do kazdego mowi przed smiercia. Natomiast ojciec mojego szwagra poczal mowic owemu schorowanemu, starszemu czlowiekowi cos, co sprawilo, ze zupelnie sie zmienil. Niepokoj, ktory mial zniknal, a pojawila sie radosc. Brzmi to moze smiesznie, ale czasem lepiej zamiast kwiecistych i przepelnionych erudycja tonów oprzec sie na praktyce. Co zrobilibysmy, gdyby nagle ktos nam najblizszy znalazl sie na granicy tego zycia?
Prawda jest taka, ze kazdy z nas szuka BOGA — kazdy z nas chcialby w cos wierzyc. Jedni staraja sie to w sobie zagluszyc, inni nie. (...)
Nie pytalem nikogo, niespecjalnie mnie interesowalo co mysla inni, ale jesli On rzeczywiscie jest, to niech cos zrobi, niech sie jakos 'objawi'. I nagle On rzeczywiscie przyszedl do mnie i mnie dotknal, ale nie tak, jak dotyka czlowiek. Nie jest to mistycyzm, ale wlasne przezycie. Moga sie ze mnie smiac wszyscy, moga mi udowadniac teorie, probowac przekonywac, ale to, co przezylem sam na sam z Bogiem, zostanie dla mnie i tylko dla mnie. Nie zabierze mi tego nikt i nie zmieni tego nikt. Bog istnieje, bo Go poznalem osobiscie. Zadna teoria i madrosc nie ma dla mnie znaczenia."

Wpis jest częściowo prawdziwy: straciłem kilka lat temu ojca, który przed śmiercią był ewangelizowany. Historia podwójnego ewangelizowania byłaby może dziwna, gdyby faktycznie był on starym i schorowanym człowiekiem, jak podaje Marcin, który ma informacje z drugiej ręki. Niestety nie był. Umarł młodo, w wieku 53 lat, w sile wieku i sprawności — jeszcze w rok przed śmiercią był moim głównym partnerem do tenisa.

Powyższa historia jest typową religijną kreacją ku pokrzepieniu wiary, jakie opowiadają nam wielokrotnie księża. Dochodzi do niej budujący wątek o niesprawdzeniu się racjonalizmu...

Nigdy nie ukrywałem tego, że pochodzę z katolickiej rodziny. Ojciec był jednak typowym katolikiem „kulturowym" — a jego całkowita obojętność religijna irytowała mnie w okresie kiedy byłem jeszcze gorliwym ministrantem. W zasadzie większość rodziny od strony ojca przedstawia ten sam typ: od małego uderzała mnie ich obojętność religijna, nawet jeśli od czasu do czasu pojawiali się w kościele. Myślę, że to, że nikt z nich nie zdobył się na zerwanie z Kościołem i przyznanie się do ateizmu wynikało z faktu, że ateizm był na cenzurowanym: przez mojego dziadka - otwartego ateistę i antyklerykała, który jednak odszedł od mojej babci (dodam, że nie miał on żadnego udziału w moim wychowaniu). Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w drugiej części mojej rodziny, od strony mamy. Dominuje szczery katolicyzm, nierzadko gorliwy.

Pochodzę więc z modelowej katolickiej rodziny: jest i gorliwość i obojętność. Mój ojciec zawsze chodził do kościoła bez przekonania i pod presją mamy. Przez pierwsze lata praktyki religijne wywoływały pomiędzy nimi sprzeczki, później odpuścił i chodził już bez jakichkolwiek komentarzy. Może zresztą i ze względu na mnie zrezygnował z protestów: byłem wszak wówczas ministrantem od czytania „Słowa Bożego". Jedno jest pewne: przez całe życie nigdy nie zaobserwowałem u niego jakiegokolwiek śladu przekonań religijnych, nie mówiąc już o uczuciach religijnych.

Wieść o chorobie spadła jak grom z jasnego nieba. Nowotwór złośliwy przewodu pokarmowego. To nie był czas właściwy nie tylko na umieranie, ale i na chorowanie. Rok wcześniej skończył budować własny kort tenisowy. Był okazem energii, siły i pracowitości. Nie był przy tym typem refleksyjnym: dylematy czy rozważania egzystencjalne nigdy nie zaprzątały mu uwagi. Choroba go znokautowała fizycznie i duchowo. W żaden sposób nie można powiedzieć, że pogodził się z nieuchronnością śmierci. Nawet w hospicjum w ostatnim okresie agonii pragnął żyć i nie mógł zrozumieć: dlaczego tak szybko.

I tutaj wkraczają ludzie specjalizujący się w dawaniu nadziei.

Czy ojciec uważał, że nie potrafiłem mu pomóc? Nie wiem, nigdy mi o tym nie powiedział. Myślę jednak, że nie oczekiwał ode mnie fałszywej nadziei czy tym bardziej oferty cudu. Na pewno jednak Marcin mija się z prawdą pisząc, że ciężko mi było w tych chwilach o słowa otuchy. Jaką otuchę może dawać ateista? Okaz synowskich uczuć! Jako racjonalista mogłem mieć i dawać nadzieję przez większość choroby — ale nie na łożu śmierci, w hospicjum, w którym niemal zamieszkała moja mama. Jako ateista i humanista mam do zaoferowania drugiemu człowiekowi jedynie moje ludzkie słowa, gesty i uczucia. Że bywa to mało — to zasługa dewaluującej humanizm roli religii.

Czy ojciec wzywał księdza? Księża są wszechobecni w hospicjach, więc sam przyszedł, a ojciec go nie odprawił.

Czy wobec bezskuteczności księdza, który nijak nie pomógł mu pogodzić się ze śmiercią, ojciec wzywał alternatywnych kaznodziejów? Nie wzywał. Kaznodzieja Zielonoświątkowy (dalej jako KZ) bywał u niego nie dlatego, że był kaznodzieją zielonoświątkowym, ale dlatego, że był (i jest) przyjacielem rodziny. Wspominałem już o tym zresztą kilkukrotnie w swoich tekstach, że wychowałem się w sąsiedztwie zielonoświątkowców, których bardzo cenię i lubię.

Nigdy nie pociągała mnie ich wiara, ale zawsze z uznaniem odnosiłem się do tego, że byli zwyczajnie bardzo dobrymi ludźmi i sąsiadami, jakich bym każdemu życzył, jeśli nie jest fanatykiem katolickim.

W okresie mojej wczesnej młodości KZ nie miał nic przeciwko temu, że jego syn włóczy się z czołowym ministrantem parafii, ani też obecnie - kiedy wie, że jestem ateistą, który neguje czynnie jego chrześcijaństwo — nigdy nie dał mi odczuć, że w naszych relacjach coś się zmienia. Można na niego liczyć, jak potrzeba jakiejkolwiek pomocy sąsiedzkiej.

W kategoriach ateistycznych i humanistycznych KZ jest człowiekiem godnym szacunku. Zawsze irytuje mnie paplanie o tym, że ateiści powinni szanować drugiego człowieka jako takiego, czy nie mówiąc już o nonsensie wezwania do poszanowania innych przekonań i wierzeń. Osobiście jestem zwolennikiem poglądu, że na szacunek trzeba zasłużyć. Jeśli ktoś mi powie, że to usprawiedliwienie mojej ateistycznej nietolerancji i fanatyzmu, odeślę go do mojego KZ, który ma mój ateistyczny szacunek.

Zarówno On, jak i ja mamy całkowicie sprzeczne przekonania światopoglądowe, i żaden z nas nie jest letni. Spotykamy się jednak na gruncie areligijnym: jego wiara wyraża się w czynach humanistycznych i nie obchodzi mnie to, że niektóre jego zachowania mogą być motywowane religijnie. Ważne jest to, że nie czujesz w tym blagi ani pozerstwa.

Dodam na marginesie, że nigdy nie doświadczyłem w naszych relacjach żadnego nawracania (choć taka próba bynajmniej by mnie nie uraziła), może poza niedawnym przypadkiem lekkomyślnego wejścia pod niebezpieczny dach, który w każdej chwili mógł się zawalić. Kierując się moim racjonalizmem (w zasadzie wyłącznie zdrowym rozsądkiem) wezwałem KZ, aby niezwłocznie wyszedł stamtąd, na co ten spacerując po niebezpiecznym terenie odparł mi z wyraźną dumą: Ufam Panu i jestem zbawiony, więc nie muszę się przejmować takimi rzeczami. Swoją drogą, jestem przekonany, że gdyby w tym miejscu znalazł się proboszcz parafialny, to na moje bezbożne słowa czmychnąłby spod dachu. Zachęcam wierzących do autorefleksji: ile w waszych zachowaniach ateistycznego rachowania, a ile ufności Panu i swojemu aniołowi stróżowi.

Idealna wiara działa jak doskonałe znieczulenie wobec wszelkich lęków egzystencjalnych i rozterek — taka jej rola. Trochę podobna do narkotyku. (zob. mój tekst Neandertalskie chabry. O religii, pożądaniu i narkotykach). Nigdy nie byłem fanatycznym wrogiem narkotyków. Uważam, że ludzie mają prawo odurzać się w dowolny sposób i bynajmniej nie każde narkotyki działają negatywnie społecznie. Czasami nawet sam mam ochotę zapalić trawkę, choć to nie jest racjonalne. Naturalnie, należy minimalizować użycie tych najgroźniejszych narkotyków, ale nie zakazywać i walczyć en block, czyli „jak leci".

Czy mój ojciec w stanie agonalnym skutecznie znieczulił się świętym narkotykiem? Nie potrafię jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć, ale wiem, że aplikował je sobie. Zresztą nie tylko te. W tym czasie, kiedy ponoć znalazł Pana, funkcjonował od czterech miesięcy także na narkotykach syntetycznych: dostawał mocne dawki fentanylu w plastrach, który poza anestezjologią bywa nielegalnie stosowany jako substytut heroiny i o którego właściwościach czytamy, że: "powoduje błogostan, znieczulenie, przyjemne otępienie, rozluźnienie mięśni, 'rozleniwienie', senność, delikatną euforię, poza tym posiada charakterystyczne dla innych opioidów działanie powodujące odsunięcie wszelkich problemów, uczucie że 'zło zniknęło'. Sny w trakcie odurzenia fentanylem są niezwykle realistyczne, w niektórych przypadkach są to sny świadome (LD)".


1 2 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Priony. Czyżby nowożytny miecz Damoklesa?
Mówienie o Bogu. Po lekturze Feuerbacha

 Zobacz komentarze (40)..   


« Agnosiewicz   (Publikacja: 23-02-2011 Ostatnia zmiana: 24-02-2011)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 950 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365