|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Państwo i polityka » Stosunki międzynarodowe
Czy trwały pokój w Syrii i Iraku jest możliwy? cz. 3 [5] Autor tekstu: Adam Pawłowski
Po zaznajomieniu się nawet z tak ogólnym
opisem sytuacji rozumiemy, dlaczego Federacja Rojavy zupełnie nie przystaje do
reszty terytoriów oraz powinna pozostawać samodzielna. Pojawia się jednak
natychmiast kolejny problem, jak to określił Öcalan „kwesia kurdyjska".
Kurdowie, stanowiąc etniczną większość w Rojavie mogliby szukać porozumienia z Iracką Autonomią Kurdystanu. Wizyty Barzaniego we Francji i ambasadach
zagranicznych krajów, jego bliska współpraca ze Stanami Zjednoczonymi oraz to,
iż większość autonomii opowiada się za niepodległością. Wiele razy było
przygotowywane już głosowanie, wiele razy również Mahmoud Barzani (obecny
prezydent KRG) dawał znać, iż jest gotowy przeprowadzić w tej sprawie
referendum. Choć cały czas jest ono odkładane w związku z dotychczasowym brakiem
poparcia ze strony USA oraz brakiem zgody Iranu, ale część państw EU wypowiadała
się pozytywnie o takiej decyzji politycznej. Na chwilę obecną niepodległość
autonomii irackiego Kurdystanu jest jedynie sprawą czasu i kwestią rozwiązania
kilku sporów dyplomatycznych.[121]
Innym problemem jest też sprawa następstwa ogłoszenia niepodległości,
ponieważ logiczną konsekwencją powodującą utworzenie państwa Kurdystanu,
odpowiadającego niemal 65% zakładanemu przez kurdyjskich nacjonalistów wolnego
Kurdystanu. Takie państwo mogłoby powstać poprzez połączenie dzisiejszej
autonomii irackiego Kurdystanu i Federacji Rojava, jednak to jak dalece różne są
sobie w zakresie ideologicznym, gospodarczym i ludnościowym te dwa organizmy -
ciężko jest nawet w przybliżeniu zarysować. Taka sytuacja wynika z zachowania w KRG tego, co Öcalan nazywa Kurdish
Tribalism[122],
nacechowanego nepotyzmem, korupcją i tradycjonalizmem kurdyjskim społeczeństwa
również w dużej części opartego na umieszczaniu na pozycjach urzędniczych
faworyzowanych plemion, oraz skupienia w jednym plemieniu większości funkcji
militarnych lub nadania im monopoli doprowadzających do utrwalenia obecnej
plemiennej struktury. Czy więc połączenie w jeden Kurdystan, który mógłby stać
się bezpieczną odskocznią dla wszystkich grup Kurdyjskich regionu, również dla
Kurdów z Turcji i Kurdów z Iranu spragnionych od tak dawna własnego i niepodległego państwa? Czy dla tego wielkiego celu tworzenia „domu wszystkich
Kurdów" udałoby się przezwyciężyć dzielące różnice ideologiczne? To będzie
należało do przyszłości, o ile oczywiście Federacja Rojavy się utrzyma, do czego
potrzebuje zdecydowanych sojuszników zarówno w regionie jak i poza nim. Jak na
razie tę rolę odgrywają Stany Zjednoczone, ale one mogą to czynić tylko do czasu i tylko „half-heardedly", ponieważ cele tureckie są jasne. Tym bardziej zostały
uwidocznione, gdy poprzez odnowienie „przyjaźni" z Rosją, Turcja zdecydowała się
zaakceptować nawet pozostanie „na czas przejściowy" Bashara al-Assada u władzy,
co kompletnie podważa wszystko co Turcja głosiła od roku 2011. Tym samym
podporządkowała również całą politykę zagraniczną do konfrontacji przeciw idei
zjednoczonego państwa Kurdyjskiego tuż u swoich granic. Tak jak nie uczyniła
zdecydowanych kroków przeciw Assadowi, tak kiedy ten zbombardował po raz
pierwszy kurdyjską policję Assayish w prowincji Hasaka (podczas kurdyjskiej
próby przejęcia kontroli nad miastem, zakończonej sukcesem) za czym Assad
poprzysiągł rozbicie Rojavy i zjednoczenie jej z całą Syrią (co jednak jest
niezwykle mało prawdopodobne, przynajmniej nie w najbliższych latach, i to tylko o ile wciąż utrzyma wsparcie ze strony Iranu i Rosji), wtedy Turcja dokonała
reorientacji i wkroczyła w pełni zdecydowana ze swoją operacją „Euphrates
Shield".[123]
XIII.
Zakończenie i podsumowanie postawionej tezy
Podkreślając te wszystkie różnice dzielące
terytorium dzisiejszej Syrii i Iraku, wyznaczone pierwotnie ponad głowami
narodów, ludów i plemion — wielkie mocarstwa w traktacie Sykes-Picot z 16 maja
1916 roku; okazuje się, iż trzy miesiące po dokładnej rocznicy stulecia tego
układu, narzucone podziały są takim samym uciemiężeniem jakim były przez cały
upływający wiek. Cesarstwo Austriacko-Węgierskie złożone z tak wielu ludów
potrzebowało swojej La Grande Guerra i wielkiego szoku związanego z wojną, aby
mógł rozpaść się twór który nie mógł funkcjonować w nowym stuleciu. Według Ocalan'a i jego dzieła The Road Map, Syria i Irak zostają grzebane poprzez to,
co pogrzebało wcześniej podstawy Austro-Węgier, a później cały system: obudzenie
się narodów. To samo budzenie się narodów można obserwować na całym Bliskim
Wschodzie, tylko problem zaczyna się w momencie, gdy w koncepcji narodu
próbowaliśmy odgórnie go wytworzyć według granic które nie istniały, albo raczej
istniały w zupełnie innych miejscach. Jednak nikt ich nie szukał, zostały
wyznaczone. Rozważa w swoich dziełach więziennych odpowiedź na pytanie, co by
było gdyby autorów Sykes-Picot wrzucić do jednego państwa i pozwolić ich
społeczeństwom się obudzić. Jak długo utrzymałoby się państwo
brytyjsko-francuskie, czy nie zakończyłoby się — pisze dalej — stuletnią wojną,
którą się zakończyło tworzenie czegoś na ten kształt w historii? Jak można
inaczej nazwać stulecie które minęło od tego traktatu, jeśli nieprzerywanymi
krótkimi okresami pokoju wewnętrznymi konfliktami, które bez dyktatur, więzień i tortur dawno kończyłyby się wojnami wewnętrznymi trwającymi bez ustanku, na
kształt obecnej wojny. Z rąk kolonizatorów powinny wypaść wodze Bliskiego
Wschodu, jak to widzi Ocalan, a same ludy, narody i zbieżne religijnie organizmy
powinny wreszcie okrzepnąć i dać się narodzić tym, których narodziny opóźniono,
dając innym pierwszeństwo, albo jak Turkom, którzy obronili swoje prawa do
narodzin siłą, albo jak sztucznym tworom Syrii, czy państwu Iraku, które nigdy
nie istniały w oczach autochtonów i do dziś się nie wykształciły, a poprzez
których wojnę znajdują się dalej od ich utworzenia, niż przed stu laty.
Tak chce to widzieć — dla wielu — Ojciec
Kurdów, dla innych Ojciec Terroru.
Na początku roku 2016, gdy największe miasto
Syrii było bezlitośnie bombardowane przez floty powietrzne Rosji i Syrii
(Syryjskiego reżimu), Stany Zjednoczone wystosowały notę o planie B na wypadek,
gdyby nie udało się powstrzymać nalotów i poszerzania rosyjskiej strefy wpływów.
Ten sam "plan B" miał oznaczać rozważenie podziału Syrii w przypadku braku
większych sukcesów misji genewskich rozmów pokojowych. Rosja oficjalnie
wystosowała notę wyrażającą zdecydowaną niezgodę na takie rozwiązanie, jednak
sama wtedy lub za kilka miesięcy może zacząć do tego dążyć, jeżeli Turcja będzie
poruszać się dalej w głąb terytorium Syrii pozwalając FSA zajmować kolejne
pozycje i doprowadzając do upadku zarówno Federacji Rojava, jak i alawickiego
reżimu. Nikt nie wie, jak potoczy się dalej ta wojna, jednak każdy bliżej
zaznajomiony z tematem zgadza się, iż amerykański Sekretarz Stanu mógł mieć
rację: nie zakończy się ona zdecydowanym zwycięstwem militarnym jednej strony.
Jednak alternatywa — rozmowy pokojowe, nie pojawi się dopóki jedna ze stron nie
będzie miała rzeczywistej sposobności zupełnego zwycięstwa i albo nie zaciągnie
pozostałych stron do stołu dysput, albo sama nie zostanie zaciągnięta przez
popierające je mocarstwo. To zaś oznacza co najmniej kolejnych pięć lat ciężkiej
wojny, czyniącej z oaz Syrii to, czym jest przeważająca jej część — pustynię. W takim zaś przypadku mocarstwa mogą dojść do wniosku o rzeczywistej potrzebie
zakończenia tej wojny na zasadzie uti
possidentis. Ta zasada czyniłaby po wyeliminowaniu jednego czynnika, który
nie może zostać i nigdy nie zostanie zaproszony do stołu rozmów — ISIS,
dokładnie niemal to, czym jest rozwiązanie oparte na zasadzie rozbicia granic
dzisiejszej Syrii i Iraku.
Czy zatem trwały pokój w Syrii i Iraku może
istnieć i trwać? Autor tej pracy widzi odpowiedź na to pytanie, jako odpowiedź
twierdzącą, jednak tylko pod specyficznymi warunkami ich podziału i jedynie
kiedy ten podział weźmie pod uwagę ogromne różnice mentalne, religijne,
etniczne, językowe, dotyczące tradycji, zwyczajów i kultury regionów, a na
obecnym poziomie rozwoju — również ideologii tymi terytoriami kierujących.
Taki podział opierałby się w większej mierze
na zniesieniu traktatu Sykes-Picot, oparciu nowego wyznaczania granic na
zasadzie „sectarian borders", uwzględniając w większej mierze stan uti
possidentis stron konfliktu, oraz pozwalając decydować na zasadzie referendalnej
ludności terenów spornych, w kilku miejscach poprzez powołane do tego komisje UN z odpowiednimi mandatami, pozwalając ludności z obozów dla uchodźców wrócić tam,
skąd pochodzili lub chcą osiąść na stałe i po pięciu latach przeprowadzić
referendum w tych miejscach, które zostałyby przez te komisje uznane za
„szczególnie wyludnione" przebiegiem działań wojennych. Poza więc tymi
mniejszymi późniejszymi dostosowaniami dokładnych granic na stałe, utworzone
zostałyby kolejno państwo alawicko-druzyjsko-chrześcijańskie, pod kontrolą
rodziny Assada, sam obecny prezydent musiałby stanąć przed trybunałem za
zbrodnie przeciw ludzkości. Oparte w większości na granicach posiadanych dziś
przez siły reżimu i na przyznaniu temu państwu terytoriów z dominującym
procentem ludności alawickiej, druzyjskiej, lub szyickiej, lub chrześcijańskiej,
tym samym dokonanie przesiedleń ludności przez kolejne komisje UN, na tej
podobnej zasadzie do przesiedleń po II wojnie światowej w Europie, lecz ze
znacznie większymi środkami bezpieczeństwa i na bardziej dowolnej zasadzie.
Drugim państwem byłoby państwo Sunnickie składające się z prowincji Idlib,
środkowej i południowej i wschodniej Syrii, wraz z prowincją Iracką Anbar i Salah ad-Din, oraz południową Niniwą. Kolejnym utworzenie niepodległego
Kurdystanu z Federacji Rojava, oraz autonomii irackiego Kurdystanu, o ile
ludność tych dwóch ciał w referendum by się za tym opowiedziała. Tutaj ponownie
należałoby powołać komisje UN odpowiedzialne za bezpieczne i ochotnicze
przesiedlanie ludności Sunnickiej jeżeli by tego chciały konkretne wioski i społeczności miejskie, oczywiście do nowo powstającego i największego z dotychczasowych — państwa Sunnitów ze stolicą w największym mieście państwa i centralnie położonym — Deir ez-Zor. Kolejnym i ostatnim już krajem, którego
powstanie zostałoby ogłoszone, zostałoby państwo Mezopotamii, dosłownie
odpowiadające nazwie, o ludności niemal wyłącznie szyickiej z pozostałej części
Iraku, ze stolicą w dzisiejszym Bagdadzie.
Tak skonstruowany nowy podział Syrii i Iraku
nie naruszałby jednocześnie żadnej z granic pozostałych państw, których korzenie i tożsamość narodowa zostały już silnie uformowane z opisanych już względów.
Myślę, iż jedynie ten sposób wymagający współpracy wszystkich przedstawicieli
Zgromadzenia UN, miałby szansę przynajmniej częściowo rozwiązać problemy tych
terytoriów i ludności je zamieszkującej. Prawdopodobnie nie jest to podział
idealny, zawsze można by przecież dokonać kolejnych podpodziałów, czy
przeprowadzić je z uwzględnieniem innych czynników. Jednakże wojny nie pojawiają
się znikąd, zawsze mają jakieś głębsze podłoże, nawet jeżeli wojna wybucha o coś
zupełnie innego, jak Wiosna Arabska, czy zamach na Arcyksięcia, zawsze w ostateczności jej głównymi aktorami na terytoriach objętych walką stają się ci,
którzy najbardziej w nią wierzą z powodów które z oryginalnym mogą nie mieć już
nic wspólnego, a wynikają ze skrywanych pod cienką warstwą jednolitości -
burzących i niedających się pogodzić różnic. Również nie jest przypadkiem, iż od
ponad trzech lat nie zmieniła się w znaczący sposób, oraz to, że zaczęła układać
się zaledwie po kilku miesiącach po wybuchu, na zasadzie podziałów opartych na
podziałach religijno-wyznaniowych, a po odbijaniu terytoriów północnej Syrii z rąk IS począwszy od 2014 roku również etnicznych w przypadku Kurdów. Oczywiście
podziały te nie są wszystkimi przyczynami konfliktów, jednak ze statystyk
wiadomo, iż kiedy społeczeństwo dotykają ciężkie czasy, to konflikty pojawiają
się najpierw tam gdzie były one jedynie uśpione. Tak jest z granicami tych dwóch
państw, które nigdy nie powinny były się narodzić w obecnej formie, jedynie ich
zmiany mogą przynieść trwałe owoce pokoju, jednak kiedy te zmiany będą miały
zaistnieć, czy ta wojna wystarczy, czy będzie musiała wybuchnąć kolejna, aby do
nich doprowadzić, to pokaże jedynie przyszłość, działania jednostek i całych
społeczeństw.
1 2 3 4 5 6 7 Dalej..
« Stosunki międzynarodowe (Publikacja: 01-12-2016 )
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 10068 |
|