|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
« Felietony i eseje Racjonalność czy faktyczność? [1] Autor tekstu: Carl L. Becker
fragment
wykładu prof. Carla L. Beckera wygłoszonego na Wydziale Prawa Uniwersytetu w Yale, w ramach Fundacji Storrsa w końcu kwietnia 1931 r. [ 1 ]
I(...) To, czy jakieś argumenty uzyskają akceptację, czy też nie, zależy
nie tyle od ich wartości logicznej, ile od klimatu opinii, którego są wytworem, i do
którego przynależą. To nie błędna logika czy brak inteligencji sprawia, że argumenty Dantego i definicja [praw natury] św. Tomasza są dla nas niezrozumiałe, lecz średniowieczny klimat opinii — owoczesne instynktowne przedzałożenia, ów Weltanschauung, światopogląd — który niejako
narzucał Dantemu i św. Tomaszowi szczególny sposób używania inteligencji oraz specjalny rodzaj
logiki. Aby pojąć, dlaczego tyle trudności sprawia nam podążanie za myślą Dantego czy św. Tomasza,
należy wpierw spróbować zrozumieć (w takim stopniu, w jakim to tylko możliwe) naturę owego klimatu
opinii.
Wiadomo powszechnie, że światopogląd średniowiecza, mający swoje źródła w greckiej logice i mitologii chrześcijańskiej, został ukształtowany przez Kościół, który na przeciąg wielu
wieków narzucił swój autorytet izolowanemu i anarchicznemu społeczeństwu zachodniej Europy.
Współczesna umysłowość, wszystko rejestrująca i pieczołowicie opisująca, potrafi opisać również
ów klimat opinii, pomimo że należy on bezpowrotnie do przeszłości. W średniowiecznym klimacie
opinii niepodważalne było przekonanie, że świat i człowiek, który go zamieszkuje, zostali
stworzeni w ciągu sześciu dni przez Boga Ojca, wszechwiedzącą i szczodrobliwą inteligencję, i że musiał mieć On w tym jakiś wielki, skoro nieodgadniony cel. Człowiek został stworzony
jako istota doskonała, ale dopuszczając się nieposłuszeństwa, odrzucił Bożą łaskę, zbłądził
na ścieżki grzechu i ściągnął na siebie karę wieczystego potępienia. Wszelako przebłagalna
ofiara Syna Bożego Jednorodzonego otworzyła przed nim drogę pokuty i zbawienia. Człowiek,
sam z siebie niezdolny do odwrócenia sprawiedliwego Bożego gniewu, dzięki jego miłosierdziu
otrzymał szansę uzyskania przebaczenia i odpuszczenia grzechów poprzez życie w pokorze i posłuszeństwie wobec Jego woli. Życie na ziemi to, w tym ujęciu, tylko etap pośredni na drodze
prowadzącej do najbardziej pożądanego celu, doczesna próba dzięcięctwa Bożego. W czasie
wyznaczonym przez Boga, Państwo Ziemskie osiągnie swój kres, a ziemię pochłoną płomienie ognia. W tym ostatnim dniu źli i dobrzy ludzie zostaną ostatecznie rozdzieleni. Zbuntowanym przeciwko
Bogu przeznaczone zostało miejsce wieczystego cierpienia; natomiast wierzący zostaną zebrani w Państwie Bożym, gdzie w szczęściu i doskonałej harmonii zamieszkiwać będą po wsze czasy.
Średniowieczny człowiek postrzegał zatem ludzką egzystencję jako kosmiczny dramat, napisany
przez Wielkiego Dramaturga, osnuty na pewnym centralnym wątku i zbudowany na całkowicie
racjonalnym planie. Ukończony w zamyśle, nim stało się to w rzeczywistości, spisany aż do
ostatniej zgłoski odmierzonego czasu, nim jeszcze powstał świat dramat ów był niezmiennym
losem zarówno dobrych, jak i złych. Należało to przyjąć do wiadomości i niezależnie od
wszystkiego po prostu wziąć udział w przedstawieniu — od pierwszego do ostatniego aktu.
Powinnością człowieka, skoro i tak nie miał na to wpływu, było zaakceptowanie przygotowanego
scenariusza i odegranie przeznaczonej mu roli. Aby mógł ją odegrać zgodnie z Bożym tekstem,
zostały ustanowione instytucje — Kościół i Państwo — pośredniczące między Bogiem i człowiekiem.
Sprawując sprawiedliwe rządy z woli Bożej, miały wdrażać ludzi do posłuszeństwa oraz pouczać
ich o właściwym sposobie życia. Inteligencja była czymś ważnym i niezbędnym, skoro sam Bóg
wyposażył w nią człowieka. Jednak pole jej zastosowań było ściśle ograniczone. Była
bezużyteczna jako narzędzie poznania tajemnicy początku i końca stworzenia, ponieważ
była to dziedzina Boskiej wiedzy, a człowiekowi winno wystarczyć to, czego dowiadywał
się z Objawienia. Była bezużyteczna, a nawet bezbożna, jeśli usiłowała przeniknąć tę tajemnicę,
jako że tylko Bóg w pełni ją ogarnia. Zadaniem inteligencji było więc dowodzenie prawdziwości
wiedzy objawionej, pogodzenie potocznego doświadczenia rzeczywistości z racjonalną wizją
świata, którą oferowała wiara.
Pod przemożnym wpływem owego klimatu opinii najwybitniejsze osiągnięcia myśli w tym czasie
przybrały formę całkowicie racjonalistyczną. Zdaję sobie sprawę, że XIII stulecie przyjęto
nazywać wiekiem wiary i przeciwstawiać stuleciu XVIII, które uważa się za wiek udzielnego
panowania rozumu. Takie rozróżnienie nie jest pozbawione sensu, ponieważ słowo „rozum",
podobnie jak wiele innych słów, ma rozmaite znaczenia. Odkąd osiemnastowieczni pisarze
posłużyli się rozumem, aby zdyskredytować dogmaty chrześcijańskie, „racjonalista" zaczął w mowie potocznej znaczyć tyle, co „niewierzący" — ktoś, kto zaprzecza prawdom głoszonym
przez chrześcijaństwo. W tym sensie Voltaire był racjonalistą, a św. Tomasz — człowiekiem
wiary. Wszelako takie użycie owego słowa wydaje się niefortunne, ponieważ przesłania fakt,
iż rozumem można się posługiwać równie dobrze dla umocnienia wiary, co dla jej podważenia. Z pewnością wiele dzieliło Voltaire’a i św. Tomasza, ale mimo wszystko mieli oni ze sobą
dużo wspólnego. Wspólne im było głębokie przeświadczenie, że ich przekonania mogą być rozumowo
udowodnione. O XVIII stuleciu można śmiało powiedzieć, że było w tym samym stopniu wiekiem
wiary, co rozumu, a o XIII — że było wiekiem rozumu w tej samej mierze, co wiary.
To nie paradoks. Przeciwnie, żarliwa wiara i wysublimowany racjonalizm często ze sobą się
łączą. Większość ludzi (zastrzegam, że nie mówię tu o ludziach prostych ani o autentycznych
mistykach) — większość inteligentnych ludzi, którzy szczerze wierzą, że Bóg jest w niebie, a świat jest z gruntu dobry — czuje potrzebę posiadania przekonującego uzasadnienia swojej
wiary, tym większą, jeśli zakradły się do niej jakieś wątpliwości, które nie dają im spokoju.
To być może jeden z powodów, dla których myśl czasów Dantego była tak bezwzględnie
racjonalistyczna. Wiara była jeszcze nienaruszona, to pewne; ale już przestawała być czymś
instynktownym — jej najzagorzalsi wyznawcy właśnie zaczęli sobie uświadamiać, że była tylko
wiarą. Stąd większa potrzeba rozstrzygających dowodów. Święty Tomasz wierzył w boski porządek
świata i właśnie dlatego potrzebował, dla spokoju ducha, niezbitego, racjonalnego dowodu na
istnienie boskiego porządku świata. Nigdy by nie powiedział, jak Tertulian: „Wierzę w to, co
niedorzeczne". Natomiast zapewne powtórzyłby za św. Anzelmem: „Wierzę, aby wiedzieć". Mógłby
też dodać: „Byłbym wielce strapiony, jeśli nie zdołałbym w sposób racjonalny udowodnić tego,
co wiem".
Uzgodnienie potocznego doświadczenia z racjonalną wizją świata nie jest łatwym zadaniem, nawet
jeśli doświadczenie jest niewielkie, a wiedza niezbyt rozległa. Jest zadaniem wręcz niemożliwym
do wykonania, jeśli logika nie będzie skłonna wsłuchać się również w głos serca, o którym rozum
nic nie wie. To właśnie odkryli współcześni Dantego. Stworzenie wysoce skomplikowanej dialektyki
było dla nich, rzecz jasna, sprawą najwyższej wagi, ale zarazem nie to było ich największym
zmartwieniem — nawet z pomocą logiki Arystotelesowskiej wciąż nie zawsze można było wytłumaczyć
to, co William James nazwał „nieredukowalnymi, pierwotnymi faktami", w systematycznych
kategoriach wiary. Niejednokrotnie zatem należało szukać ukrytych sensów poza dosłownymi
znaczeniami świętych tekstów. Wszelako do tych ukrytych sensów dotrzeć można było jedynie
za pomocą interpretacji symbolicznej.
Litera gesta docet; quid credas, allegoria; moralis quid agas; quo tendas anagogia — to słynna formuła, którą scholastycy ukuli na szkolny użytek. W wolnym przekładzie brzmi
ona następująco: Litera to jest to, co wiemy,
Anagogia — nadzieja, którą żyjemy;
Wiary nas uczą alegorie,
Dobrych uczynków — zbożne historie.
Tak oto, posługując się zaawansowaną dialektyką, wspomaganą czasem przez
symboliczną interpretację rzeczywistości, w XIII wieku objaśniano ludziom ścieżki Boga. W rozumieniu tamtego stulecia — raj utracony i raj odzyskany — stanowiły centralny temat
dramatu ludzkiej egzystencji; i wybitne umysły owego czasu całkowicie zadowalały się tego
rodzaju wyjaśnieniem. Teologia powiązała wszystkie wydarzenia w historii świata w zrozumiałą
całość. Filozofia stała się nauką, która na racjonalnym gruncie pogodziła naturę z historią.
Logika wyposażyła zarówno teologię, jak i filozofię w adekwatną metodologię. Skutkiem tego,
obok niezliczonych innych dzieł, odziedziczyliśmy Sumę teologiczną, bez wątpienia
jeden z najbardziej zadziwiających wytworów ludzkiego umysłu. Można śmiało powiedzieć, że
nigdy przedtem ani nigdy potem wszechświat nie został tak starannie opisany i tak wszechstronnie
objaśniony. Ani wcześniej, ani później nikt nie uczynił tego z równą subtelnością,
pieczołowitością i ufnością w prawdziwość tego objaśnienia, ujmując zarazem całość
wszechświata w spójnej i przekonującej formule.
Wystarczająco długo pozostawaliśmy w średniowiecznym klimacie opinii. Zstąpmy teraz
ze szczytów XIII na niziny XX wieku, a zatem do tych warstw atmosfery, w których — jako
silniej nasyconych faktami czujemy się lepiej i oddychamy z większą swobodą.
II
Cóż więc możemy pojąć — my, naukowcy, historycy, filozofowie XX wieku — z owej teologio-historii, filozofo-nauki i dialektyko-metodologii XIII stulecia ? Możemy — a właściwie musimy, ponieważ mamy to we krwi — niezwykle uważnie i powściągając emocje,
przestudiować „gęste" stronice Sumy i dzieł jej podobnych, obecnie troskliwie przechowywanych w bibliotekach. Mimo że nic nie jest nam obce i rzadko cokolwiek nas zaskakuje — możliwe,
że jednak będziemy nieco zaskoczeni niezawodnym smakiem, nieskończoną cierpliwością,
nadzwyczajną pomysłowością i przenikliwością autorów tych dzieł. Być może nawet uda nam
się zrozumieć to, co napisali, w stopniu wystarczającym, by niezdarnie przełożyć ich myśl
na język, którym dzisiaj się posługujemy. Jedno nam się z pewnością nie uda nigdy nie zdołamy
zmierzyć się z argumentami Sumy św. Tomasza na ich własnym gruncie. Nie potrafimy ich ani
zaakceptować, ani odrzucić. Nawet tego nie próbujemy uczynić, ponieważ instynktownie czujemy,
że w klimacie opinii, który je zrodził, nie potrafimy już prawie oddychać. Wnioski formułowane
na ich podstawie nie są dla nas ani prawdziwe, ani fałszywe, lecz tylko niedorzeczne; z kolei
wydają się nam niedorzeczne, ponieważ światopogląd, z którym są tak ściśle splecione, nie
wywołuje już w nas żadnej — ani emocjonalnej, ani estetycznej — reakcji.
Przy najlepszej woli z naszej strony nie potrafimy już traktować egzystencji
jako napisanego przez Boga dramatu, którego początek i koniec jest z góry wiadomy, i którego znaczenie zostało raz na zawsze objawione. Dobrzy czy źli, zmuszeni jesteśmy
postrzegać świat w kategoriach ciągłej zmiany, jako nieprzerwany i nieskończenie złożony
proces niszczenia i tworzenia, przez co „wszystkie rzeczy i prawa, które nimi rządzą",
nie mogą być traktowane inaczej niż jako „zmienne tryby i wzory", jako „odnawiane co pewien
czas współdziałanie sił, które prędzej czy później znowu się rozdzielą". Początek tego
nieprzerwanego procesu okrywa nieprzenikniona mgła; jego zakończenie wydaje się bardziej
pewne, ale mało zachęcające. Według J.H. Jeansa:
1 2 Dalej..
Przypisy: [ 1 ] w: „Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów" — Carl L. Becker, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1995 « Felietony i eseje (Publikacja: 02-08-2002 Ostatnia zmiana: 20-01-2014)
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 1650 |
|