Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
204.038.700 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 654 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"
Friedrich Nietzsche - Antychryst
Mariusz Agnosiewicz - Zapomniane dzieje Polski

Złota myśl Racjonalisty:
"Nie wiemy, skąd się wzięła w puli memów... Przypuszczalnie powstała wiele razy na drodze niezależnych mutacji. W każdym razie z pewnością jest bardzo stara. W jaki sposób się replikuje? Słowem mówionym i pisanym, wspomaganym przez wspaniałą muzykę i wielkie dzieła sztuki. Czemu ma tak wysoką przeżywalność?... Udziela prawdopodobnie brzmiącej odpowiedzi na głębokie i dręczące pytania o sens istnienia...
 Filozofia » Filozofia religii

Wiara, realizm i poznanie [2]
Autor tekstu:

Ja spotkałem nowe, dość wierne wcielenie uczonego ks. Kłósaka. Sposobem udowodnienia niedorzeczności tej argumentacji jest nie tyle wykazanie jej formalnej błędności, gdyż tym sposobem nierzadko można bronić największych bzdur, lecz ukazanie jej materialnej absurdalności.

1. Pierwszym nadużyciem jest ukazanie wiary jako przeciwieństwa wiedzy. Z braku wiedzy wynikać ma wiara. Np. mówisz: „Wiem, że istnieją Pigmeje, bo je widziałem; nie wierzę w anioły, bo żadnego nie spotkałem, ani nie znam nikogo kto by spotkał, a ponadto kłóci się to z rozumem". Na to scholastyk odpowiada ci: „Zatem wierzysz, że anioły nie istnieją" (sprytne, ale niedozwolone logicznie przestawienie negacji). Wiara wobec wiedzy jest innym aspektem epistemologicznego stosunku do czegoś, ale nie prostym przeciwieństwem, alternatywą.

2. Najważniejszym nadużyciem jakie widzimy, jest rozmycie pojęcia 'wiara', poprzez rozciągnięcie jego denotacji. Wykoślawienie zakresu znaczeniowego pojęcia powoduje, że w sądach naszych wpadamy często w logiczny błąd ekwiwokacji [ 4 ], który wedle mojego Scholastyka znamionować miał światopogląd ateistyczny, oraz sprowadzamy praktyczne znaczenie takiego pojęcia ad absurdum.

Tak na przykład na użytek polemiki teolog podważa świadectwo zmysłów i rozumu jako jedynych narzędzi poznawczych, mówiąc, że nie dają one pełnej wiedzy o rzeczywistości [ 5 ], gdyż niektóre jej aspekty im się wymykają (skąd to wie? — wierzy… i odrzuca „domniemanie naturalne"). Dalej konkluduje: „a zatem wierzysz w swoją rzeczywistość poznawaną na sposób sensualno-racjonalny; podobnie ja wierzę w rzeczywistość, która oprócz świadectwa zmysłów i rozumu opiera się na świadectwie Objawienia" (o sprzeczności Objawienia ze świadectwem rozumu przezornie nie wspomina, ani tym bardziej o ułomności samego Objawienia). I kończy: „widać więc, że obaj jesteśmy ludźmi wiary", mój Scholastyk dopowiedziałby: „Popularne zawołanie ateisty 'nie wierzę!' warte jest funta kłaków". To właśnie była ekwiwokacja (dwa różne znaczenia wyrazu wiara).

Gdzie leży błąd? „Każdy światopogląd musi opierać się na niesprawdzalnych podstawach" — mówi scholastyk i wnioskuje: „Każdy więc opiera się na wierze". Jednak myli się tutaj ograniczoną i ułomną wiedzę (ale jednak wiedzę!) z wiarą. Natura nasza podała nam naturalne nasze domniemanie: otaczającą cię rzeczywistość poznajesz zmysłami i rozumem. Dlaczego? Dlatego, że tymi jedynie narzędziami udaje nam się zdobywać wiedzę o otaczającej nas rzeczywistości, która jest wiedzą praktyczną, czyli weryfikowalną (też w zakresie praktyki) i funkcjonalną. Można wprawdzie sobie wyobrazić inny rodzaj poznania, ale nigdy jeszcze nie udało się na jego podstawie osiągnąć zbliżonej choć funkcjonalności, jak w przypadku narzędzi sensualno-racjonalnych. Intuicja może nam pomóc w jakimś pojedynczym przypadku (albo może się nam tak wydawać), ale przecież nie uda nam się wieść życia na jej podstawie. Zatem to jest „domniemanie z natury", ale dlatego mówimy, iż jest to wiedza ułomna, gdyż ma charakter niejako aksjomatyczny, którego człowiek rozumny nie będzie podważał (z konieczności naturalnej), ale umysł nasz może stworzyć koncepcje alternatywne. Tak samo nieweryfikowalne, ale jednak bez „sankcji naturalnej" (np. koncepcja, że nasze poznanie powinno się opierać na sadze Sapkowskiego, Biblii, itd. — równie trudno jest udowodnić, że jednak nie istnieją budzące sympatię elfy, czy anioły stróże pętające się wszędzie za nami, jak i to, że rzeczywistością jest świadectwo naszych zmysłów; przecież nie powiesz, patrząc na główkę szpilki, że z absolutną pewnością nie tańczą na niej setki czy tysiące diabłów i że taka jest na pewno obiektywna rzeczywistość; powiesz za to: nie ma tutaj żadnych zgromadzeń diabelskich, bo ich nie widzę; jeśli jesteś przesadnym formalistą, możesz dodać: taka jest moja wiara. [ 6 ] Jednak nie musisz tego dodawać, gdyż dla swojego twierdzenia masz podpowiedź natury, świadectwo zmysłów i rozumu. Jeśli pomimo tego dodałbyś to, wówczas przyczepi się do ciebie jakiś scholastyk, który wprawdzie na uzasadnienie swego stanowiska nie ma podobnych argumentów, ale przyciągnie go słowo "wierzę". Otóż sobie pomyśli, że skoro ty wierzysz zmysłom, a on Objawieniu, tedy wasze stanowiska jakoś ze sobą korespondują epistemologicznie. Ja wierzę, ty wierzysz… Obaj jesteśmy fideistami...

Istota pomieszania pojęć polega na tym, że „wiedza naturalna" (jak można określić sposób i treść myślenia i rozumienia narzucony nam przez naturę) nie ma u swych początków żadnego realnego aktu wiary. Stosunek do przedmiotu owych naturalnych domniemań w żaden sposób nie jest związany ze słowem 'wierzę', które występuje w twierdzeniu: „wierzę, że bóg istnieje". Użycie do tego określenia „wierzę" jest pewnym skrótem myślowym, ale by zwątpić w ten głos natury należy przedtem złamać domniemanie, czyli uwierzyć, że jest jakiś inny rodzaj poznania, choć nie ma na to żadnych przekonujących racjonalnie dowodów. Inaczej nasze „wierzę w świat…" jest „wiedzą naturalną". Kiedy już wpadniemy w najczarniejszy sceptycyzm co do niej, wówczas i tak nie można używać w jednym wnioskowaniu „wierzę w boga" z „wierzę w świat…". Oba pojęcia mają ze sobą "dokładnie tyle wspólnego, co egzorcyzmy z medycyną". Tymczasem właśnie taki, wyraźnie ekwiwokacyjny sposób rozumowania przedstawił Scholastyk:
1. Wiara to przyjmowanie czegoś bez dowodu
2. Nie potrafisz udowodnić podstaw swojego światopoglądu
3. Wynika stąd wprost i trywialnie, że twój światopogląd opierasz na wierze
4. Wierzysz w świat bez Boga
5. Ja wierzę w świat z Bogiem  
6. Obaj jesteśmy fideistami

Nędzę i jałowość teoretyczną, jak i praktyczną takich rozważań widać na pierwszy rzut oka, pomimo jednak tego cały tabun teologów gotów jest argumentować w ten właśnie sposób ("Ateista wierzy w świat bez boga", itd.). Frazeologia ta reprezentuje zupełną nicość jakościową, lecz korzystając z nauk formalnych produkuje naukowo brzmiące argumenty. Jest czymś doprawdy żenującym słyszeć naukowy żargon od kogoś kto wierzy w plejady anielskie i resztę teologicznych baśni, lecz oni "lubią chełpić się swoją naukowością i nieprzejednaniem wobec wszelkiego irracjonalizmu; proces demaskatorski może w zasadzie poprzestać na ukazaniu irracjonalnych, fideistycznych treści ukrytych pod pseudonaukowym kostiumem, a to przeciwstawienie wykwintnej fasady i spróchniałego wnętrza wystarczająco obnaża istotny sens takich systemów (...) pojawiają się zrozumiałe wątpliwości, skoro stajemy w obliczu doktryny… której fundamentalne dzieła trudnią się szczegółowym omawianiem dziewięciostopniowej hierarchii aniołów, podają wiadomości dotyczące udziału diabła w sztukach czarnoksięskich oraz informują drobiazgowo o wieku i płci ludzi zmartwychwstałych na sądzie ostatecznym i o duchach poruszających ciała niebieskie" (L. Kołakowski)

4. Konsekwencją punktu 3. jest sprowadzenie pojęcia 'wierzę' ad absurdum. Absurd objawia się w tym, że zrównany zostaje sąd: „wierzę, że aniołów nie ma", z sądem: „wierzę, że anioły istnieją", jako po prostu dwa rodzaje wiary. „Wiara" ateisty „w świat", zrównana została z wiarą teisty w boga. Ateista nie tyle wierzy, co nie do końca może mieć pewność, a teista na tej podstawie przyrównuje do tego swoje fantazje o zaświatach. "Wiara w ukryte moce jest tak samo absurdalna i zabobonna jak wiara, że słownik kryje w sobie mnóstwo niewidzialnych słów, które jakimś sposobem wpływają na znaczenia i użycie słów widzialnych" (Don Cupitt)

Wygląda to tak: nie mamy danych empirycznych na temat bytu. W byt ten wierzy ktoś, a drugi wierzy, że bytu nie ma — to nie są wiary równoważne, gdyż wiara drugiego wprawdzie nie ma potwierdzenia ostatecznego, ale przecież jakieś ma. Nie można się o czymś przekonać, wiec pewnie nie ma tego. Moje przekonanie nie jest wiarą, a już na pewno nie jest wiarą którą można zrównać z przekonaniem tego co wierzy, że to jest. Mówimy o rzeczywistości z bogiem: badam rzeczywistość „nie widać" boga. Mówimy o rzeczywistości bez boga: badam rzeczywistość i boga nie ma. Czy da się racjonalnie zrównać te postawy? Stanowisko pierwszego nie uzyskało absolutnego potwierdzenia, stanowisko drugie — nie ma potwierdzenia jakiegokolwiek, trwa tylko z racji braku absolutnego zaprzeczenia. Równowaga teoriopoznawcza miałaby miejsce wtedy gdyby dwie osoby opowiadały się za dwoma różnymi nieempirycznymi bytami, albo między dwoma osobami, które opowiadałyby się przeciw takim rożnym bytom. Równowaga więc jest między wiarą w nieistnienie Kryszny i wiarą w nieistnienie Jahwe. Tak samo można się zgodzić na równowagę teoriopoznawczą w przypadku podzielania wiary w dwóch tych bohaterów świętych ksiąg. Między teistą i ateistą nie ma równowagi teoriopoznawczej wobec boga, lecz niemożliwość ostatecznego potwierdzenia sądów, a jest to coś innego niż równowaga.

O tej kwestii Kołakowski wspominał w eseju „Nauka przed sądem Ciemnogrodu": "Filozofia kościelna nader często korzysta z tej właśnie argumentacji: kto dowiedzie, że boga nie ma. Jest to rzeczywiście pytanie zabójcze dla ateisty. W istocie: kto dowiedzie, że nad głową księdza Wettera nie unosi się milion szatanów, kto dowiedzie, że w jego głowie, nie żyje tuzin niewidzialnych i nieprzestrzennych duchów, kto dowiedzie, że nie ma krasnoludków, kto dowiedzie, że nie istnieje we wszechświecie takie ciało niebieskie, gdzie żyją gryfy, chimery i centaury, kto mógłby dowieść, że nie ma bytów absolutnie niepoznawalnych? I nie znajdzie się mąż taki, który dowiódłby tej rzeczy, albowiem mógłby dowieść jedynie własnego nieuctwa. Nie można oczywiście na serio, poza murami klasztorów, spierać się o istnienie i nieistnienie obiektów nieprzestrzennych i pozaczasowych i nauka od dawna nie troszczy się o nie."


1 2 3 4 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Wobec religii
Ja, wierzący ateista...

 Zobacz komentarze (7)..   


 Przypisy:
[ 4 ] We wnioskowaniach używamy jednego pojęcia dwukrotnie, które w istocie mają różne znaczenia
[ 5 ] Choć warto zaznaczyć, że prawowierny katolik nie może w tego typu polemice użyć argumentu, że zmysły wodzą nas za nos, a rozum oszukuje. Nie może np. powiedzieć, że wszystko to matrix, a nasze postrzeżenia oddają nam rzeczywistość całkiem zafałszowaną — od czasu potępienia Kartezjusza za tego typu supozycje, odcięcia się od subiektywistycznych idealistów w dziewiętnastym wieku oraz wyklęcia modernistów w wieku dwudziestym — wierzyć w podobne rojenia jest herezją lub co najmniej błędem w wierze (chodziło o to aby nie deprecjonować ziemskiej misji kościoła). Prawowierny katolik może sobie pozwolić na powiedzenie, że zmysły i rozum nie oddają nam pełnej rzeczywistości, choć oddają ją w swym zakresie w sposób poprawny
[ 6 ] Jak np. fizyk Sheldon Glashow: „Wierzymy, że świat jest poznawalny, że istnieją proste reguły rządzące zachowaniem materii i ewolucją wszechświata … (oraz że) każda inteligentna istota, w jakiejkolwiek części wszechświata by nie żyła, zastosowałaby te same logiczne reguły myślenia do wyjaśnienia struktury protonu lub natury gwiazd supernowych. Tego twierdzenia nie potrafię ani udowodnić, ani uzasadnić — taka jest moja wiara". W 1979 otrzymał wraz z S. Weinbergiem nagrodę Nobla. Weinberg dodałby jeszcze do tego: „Religia jest obrazą ludzkiej godności"; „Religia jest kompletnym nonsensem i okropną szkodą dla ludzkiej cywilizacji"

« Filozofia religii   (Publikacja: 29-10-2002 Ostatnia zmiana: 07-02-2005)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Mariusz Agnosiewicz
Redaktor naczelny Racjonalisty, założyciel PSR, prezes Fundacji Wolnej Myśli. Autor książek Kościół a faszyzm (2009), Heretyckie dziedzictwo Europy (2011), trylogii Kryminalne dzieje papiestwa: Tom I (2011), Tom II (2012), Zapomniane dzieje Polski (2014).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 952  Pokaż inne teksty autora
 Liczba tłumaczeń: 5  Pokaż tłumaczenia autora
 Najnowszy tekst autora: Oceanix. Koreańczycy chcą zbudować pierwsze pływające miasto
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2005 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365