Racjonalista - Strona głównaDo treści


Fundusz Racjonalisty

Wesprzyj nas..
Zarejestrowaliśmy
200.142.488 wizyt
Ponad 1065 autorów napisało dla nas 7364 tekstów. Zajęłyby one 29017 stron A4

Wyszukaj na stronach:

Kryteria szczegółowe

Najnowsze strony..
Archiwum streszczeń..

 Czy konflikt w Gazie skończy się w 2024?
Raczej tak
Chyba tak
Nie wiem
Chyba nie
Raczej nie
  

Oddano 305 głosów.
Chcesz wiedzieć więcej?
Zamów dobrą książkę.
Propozycje Racjonalisty:
Sklepik "Racjonalisty"

Złota myśl Racjonalisty:
"Religia jest jak robaczek świętojański, potrzebuje ciemności, żeby błyszczeć"
 Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)

Copywriter [3]
Autor tekstu:

SCENA TRZECIA

Gdy scena znów zostaje oświetlona, nie ma już na niej tronu, a w jego miejscu znów pojawia się prezydialny stół. Za stołem, twarzą w kierunku widowni, siedziPiotr, mający po prawej ręce Agnieszkę, a po lewej Janusza. Wszyscy troje mają na swoich ubraniach firmowe identyfikatory. Na stole piętrzą się teczki personalne kandydatów.

Noc siedzi nieruchomo na swoim miejscu, nie zauważana przez nikogo. Trzyma przed sobą płonącą lampkę.

Agnieszka wstaje, podchodzi do samego końca sceny, staje. Rozgląda się uważnie po widowni ażdo chwili, gdy odnajduje wzrokiem kolejnego kandydata.

Agnieszka: — Teraz pan, panie… Józefie. Zapraszam.

Z jednego z siedzeń podnosi się postawny,dwudziestoparoletni młodzieniec w garniturze. Wolnym krokiem idzie między rzędami, wchodzi na scenę.

Agnieszka: — (z uśmiechem wita się z Józkiem) Proszę bardzo, niech pan siada. (wskazuje Józkowi krzesło, a potem wraca na swoje poprzednie miejsce, siada)

Józek podchodzi do krzesła, siada. W milczeniu spogląda na trójkę, siedzącą za stołem.

Agnieszka:- (przeglądając teczkę kandydata) Jest pan z wykształcenia fizjoterapeutą. To znaczy?

Józek: — No, wie pani — masaże, ćwiczenia, rehabilitacja zdrowotna...

Janusz: — (z przekąsem) To nie ma nic wspólnego z tą pracą, o która teraz pan się ubiega...

Józek: — Tak, to prawda, ale… Chciałbym spróbować.

Agnieszka: — (wskazuje palcem na jeden z dokumentów) Widzę, że ma pan ukończony kurs komputerowy… Czy często korzysta pan z internetu?

Józek: — Internet lubię. I to bardzo. Tyle, że jest drogi, więc nie zawsze mam możliwość, żeby poczatować. Przepadam za tym… Siostra mówi, że powinni mnie podłączyć do internetu na stałe, jak pod kroplówkę.

Janusz: — Poczatować? A czy przegląda pan jakieś informacyjne portale? Albo strony zagraniczne?

Józek: — Informacyjne? Rzadko, chyba że chcę sprawdzić wynik meczu. A zagranicznych stron nie odwiedzam, bo nie znam języków...

Agnieszka: — Szkoda. Języki bardzo się przydają. Także u nas. Zwłaszcza angielski.

Piotr: — Panie Józku, myślę, że powinniśmy już przejść do testu, bo to jest najważniejsze. (tonem wyjaśnienia) Podam panu jakiś hipotetyczny temat, a pan mi przedstawi swój pomysł na scenariusz reklamowego filmiku. Zgoda?

Józek: — Tak, oczywiście. Spróbuję.

Piotr: — Taki test przechodzą wszyscy kandydaci, więc proszę się nie niepokoić… Niech pan na przykład zareklamuje ...mydło. Grupa docelowa, czyli potencjalni nabywcy to kobiety.

Józek: — (nieco zdegustowany) Mydło? Może coś innego? Dlaczego akurat mydło?

Janusz: — Dlaczego? W tej branży nie ma takiego pytania. Po prostu przychodzi do pana klient, producent mydła, i mówi: spada mi sprzedaż, zróbcie coś, ratujcie mnie. Nagrajcie reklamę dla telewizji, ja zapłacę… No i musi pan coś zrobić, nie powie mu pan: „dlaczego mydło", „może coś innego"… (podnosi wskazujący palec ku górze) Ale jeśli pan mu naprawdę pomoże, to ten klient nigdy tego panu nie zapomni. I nie pójdzie do żadnej innej agencji reklamowej.

Piotr: — (potakuje) Nic dodać, nic ująć. Nie może pan zostawić klienta z niczym, niezależnie od tego, czy podoba się panu jego produkt. (po chwili) No, dobrze. Teraz niech mi pan poda swój scenariusz. Czas do namysłu: pół minuty. Ogląda pan reklamy w telewizji, więc coś pan wymyśli. (spogląda na zegarek) Czas, start!

Józek milczy w skupieniu, nerwowo przebierając palcami.

Piotr: — (wciąż spogląda na zegarek. gdy mija pół minuty, podnosi dłoń ku górze) Czas minął. Słucham!

Józek:- (rozkłada bezradnie ręce) Mało czasu… Za mało. Próbowałem coś wymyśleć, ale… Nie umiem tak od razu… Tu trzeba zastanowienia...

Piotr: — Ale coś panu chyba przyszło dogłowy? Jakiś pomysł, scenka? Może hasełko?

Józek: — No, tak. To znaczy...(zastanawia się) Że mydło jest czyste… I ładnie pachnie… Kobieta myje ręce tym mydłem i się uśmiecha...

Janusz: — (zdegustowany) Mydło czyste? Tego by jeszcze brakowało, żeby mydło było brudne! Wszystko, co się zetknie z tym mydłem, ma się od razu stawać czyste. To podstawa. I żeby było tanie. Tak, to by może wystarczyło dla mężczyzn. Ale dla kobiet to za mało: trzeba w reklamie podkreślić, że zetknięcie się skóry z tym mydłem jest i przyjemne, i zdrowe. Musi w tym być jakiś powiew luksusu… To dla kobiet bardzo ważne...

Józek: — Nie pomyślałem o tym… Nie, ja się chyba nie nadaję do tej pracy...

Janusz: — Chyba nie. Dobrze, że jest pan przynajmniej szczery.

Józek — Ale może mielibyście dla mnie jakąś inną posadę? Może jakaś praca biurowa...

Piotr: — (zaskoczony) Co takiego? Nie, nie mielibyśmy. Niestety. Dziękujemy panu, to już wszystko.

Józek: — (wstaje, kłania się) Dziękuję. (rusza w kierunku drzwi, ale po chwili zatrzymuje się) A może mógłbym pracować w ochronie?

Piotr: — (z życzliwym uśmiechem) Niestety, nie mamy żadnych wolnych etatów. Ale życzę powodzenia gdzie indziej...

Józek uśmiecha się smutno i schodzi ze sceny. Siada na swoim poprzednim miejscu. Rozpina garnitur, rozluźnia krawat.

Piotr: — (sam do siebie) Sympatyczny chłopak. Mam nadzieję, że kiedyś coś sobie znajdzie...

Agnieszka: — Swoją drogą, co za determinacja… Przyszedł tutaj, chociaż dobrze wiedział, że nie ma tu czego szukać… (przez chwilę nasłuchuje, a potem spogląda w kierunku, gdzie siedzi Noc) Czy nie wydaje się wam, że ktoś tutaj jest? Od dłuższego czasu mam takie wrażenie...

Piotr: — Wydaje ci się! To ze zmęczenia. Mi też się miesza w głowie...

Agnieszka: — Pewnie tak.

Piotr: — (ziewa) Wiecie co? Zabierzemy te teczki i zaniesiemy je do biura. Zostawimy je tam, a potem pójdziemy do bufetu na kawę. W bufecie pogadamy o dzisiejszych kandydatach, a jak wrócimy, to wreszcie ogłosimy wyniki...

Agnieszka: — Dobra myśl!

Janusz: — A ja przy okazji coś zjem. Głodny jestem, jak cholera.

Wszyscy troje zbierają teczki na trzy kupki, a potem każde z nich zabiera swoją część dokumentów. Wychodzą. Agnieszka idzie pierwsza, za nią Piotr, a na końcu Janusz.

SCENA CZWARTA

W sali nikogo nie ma, tylko Noc siedzi nieruchomo obok stołu, z lampką w dłoniach. Do izby wchodzi Kronikarz, a za nim Skryba, dźwigający w dłoniach średniowieczne przybory do pisania. Obaj stają jak wryci na widok wielkiego, prezydialnego stołu.

Kronikarz: — Na świętego Wawrzyńca, mego patrona! (z obawą spogląda na stół i na stojące obok krzesła) A cóż to takiego?

Skryba: — Stół! I stołki do siedzenia...

Obaj uważnieprzyglądają się meblom. Kronikarz dotyka je, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno zostały wykonane z drewna.

Kronikarz: — Stół! Skąd on się wziął w naszej kancelaryi? (rozgląda się wokół) A gdzie się podziały tamte zydle i ławy? To niesłychane!

Skryba: — To musi jakieś czary! (żegna się pospiesznie) Apage, satanas! Apage!

Kronikarz: — Głupiś! (po chwili, uspokajającym tonem) To tylko drewniany stół i parę krzeseł! W tym zamku nic się nie może wydarzyć bez zgody naszego księcia. To pewnie on kazał tu wstawić ten stół. Siadaj więc chłopcze i pisz. Będę ci dyktował. Czy zabrałeś z sobą wszystko, co potrzebne?

Skryba: — Tak, panie, mam wszystko. Nawet pióro zaostrzyłem. (z pewną obawą siada na najbliższym krześle, a potem starannie rozkłada przed sobą na stole przybory do pisania) Uff! Ależ to ciężkie… (kładzie przed sobą papier, zanurza czubek gęsiego pióra w kałamarzu) Jestem gotów. Możesz już dyktować, panie.

Kronikarz: — Dobrze. Tylko pamiętaj, że to jest list szczególnej wagi, dlatego pisz starannie. Przecież to list do cesarza! (wolnym krokiem przechadza się po pokoju, z dłońmi splecionymi za plecami) Będę dyktował chodząc, bo wtedy łatwiej mi myśleć… Sam wielki Arystoteles był przecież perypatetykiem… (staje na moment) W którym miejscu stanęliśmy?

Skryba: — (czyta) ...z dawna o tym zamyślał i życzył sobie tego nasz Książę jegomość, aby krainę sobie przez Boga powierzoną widzieć w całości i w szczęśliwości...

Kronikarz: — Dobrze. Idźmy więc dalej… (rusza powoli przed siebie. dyktuje, chodząc w kółko po pokoju) Za czym po długim namyślaniu się i deliberowaniu, tandem uznał Książę, iż zwłoka dalsza ekstraordynaryjną groźbę przynieść może… A to za sprawą knowań księcia Filipa, nieustannie na pokój nastającego...

Skryba: — (pisze starannie, powtarzając półgłosem każde słowo) ...na pokój nastającego… (do Kronikarza) Co dalej?

Kronikarz: — (staje na chwilę) Nie przerywaj mi, bo uronię koncept! (znów rusza przed siebie, dyktuje powoli i monotonnie) Z przyrodzonym męstwem nastąpił więc nasz Książę na gród Vearn i zdobył go w walnym starciu… Bytność Księcia w tym grodzie szlachetne oblicze naszego monarchy unaocznić pomogła, albowiem wojsku rabunków zabronił, rzezimieszków miejscowych na gardle karać polecił i porządek nie mieszkając zaprowadził, a sam zadowolił się zwykłą w takich przypadkach kontrybucyją od miasta… Podczas oblężenia bito do miasta z wielu dział, przez co szkodę niemałą uczyniono… Którą to szkodę, po zajęciu tego grodu, nasz Książę jegomość z własnej szkatuły miastu powetował, dając przez to mieszczanom poznać wspaniałomyślność swoją… Stąd urosło w mieszkańcach grodu Vearn lube przekonanie, iż pod tego monarchy panowaniem będzie się im wiodło lepiej i bezpieczniej, niźli za rządów niegodnego wspomnienia Filipa… Tą życzliwością mieszczan k'sobie barzo pobudzony, postanowił nasz Książę dalszych wojennych kroków na razie poniechać, w roztropności swej i modestyi kontentując się przyłączeniem grodu Vearn do swojego księstwa, by tym ochotniej błogie frukta pokoju spożywać, ku ozdobie i szczęśliwości całego świata… O którego to przyłączenia akceptacyję chciałby niniejszym, z całą czołobitnością, Waszą Cesarską Mość usilnie prosić… (odchrząkuje, chodzi przez chwilę w milczeniu) Wiadomo bowiem od dawna, iż wiele jest miast, które się zalecają ze względu na swą świetność, świętość lub wyjątkowość, aliści gród Vearn...


1 2 3 4 5 Dalej..

 Po przeczytaniu tego tekstu, czytelnicy często wybierają też:
Diamentowe serce
Dysputa


« Jednoaktówki (L.B.)   (Publikacja: 14-12-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)

 Wyślij mailem..   
Wersja do druku    PDF    MS Word

Lech Brywczyński
Ur. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu).
 Strona www autora

 Liczba tekstów na portalu: 13  Pokaż inne teksty autora
 Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI!
Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl. Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie, bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
str. 2104 
   Chcesz mieć więcej? Załóż konto czytelnika
[ Regulamin publikacji ] [ Bannery ] [ Mapa portalu ] [ Reklama ] [ Sklep ] [ Zarejestruj się ] [ Kontakt ]
Racjonalista © Copyright 2000-2018 (e-mail: redakcja | administrator)
Fundacja Wolnej Myśli, konto bankowe 101140 2017 0000 4002 1048 6365