Kultura » Sztuka » Teatr » Jednoaktówki (L.B.)
Copywriter [3] Autor tekstu: Lech Brywczyński
SCENA TRZECIA
Gdy scena znów zostaje oświetlona, nie ma już na niej tronu, a w jego
miejscu znów pojawia się prezydialny stół. Za stołem, twarzą w kierunku
widowni, siedziPiotr, mający po
prawej ręce Agnieszkę, a po lewej Janusza. Wszyscy troje mają na swoich
ubraniach firmowe identyfikatory. Na
stole piętrzą się teczki personalne kandydatów.
Noc siedzi nieruchomo na swoim miejscu, nie zauważana przez nikogo.
Trzyma przed sobą płonącą lampkę.
Agnieszka wstaje, podchodzi do samego końca sceny, staje. Rozgląda się
uważnie po widowni ażdo chwili,
gdy odnajduje wzrokiem kolejnego kandydata.
Agnieszka: — Teraz pan, panie… Józefie. Zapraszam.
Z jednego z siedzeń podnosi się postawny,dwudziestoparoletni młodzieniec w garniturze. Wolnym krokiem
idzie między rzędami, wchodzi na scenę.
Agnieszka: — (z
uśmiechem wita się z Józkiem) Proszę
bardzo, niech pan siada. (wskazuje Józkowi krzesło, a potem wraca na swoje
poprzednie miejsce, siada)
Józek podchodzi do krzesła, siada. W milczeniu spogląda na trójkę,
siedzącą za stołem.
Agnieszka:-
(przeglądając teczkę kandydata) Jest pan z wykształcenia fizjoterapeutą.
To znaczy?
Józek: — No, wie pani — masaże, ćwiczenia, rehabilitacja
zdrowotna...
Janusz: — (z przekąsem) To
nie ma nic wspólnego z tą pracą, o która teraz pan się ubiega...
Józek: — Tak, to prawda, ale… Chciałbym spróbować.
Agnieszka: — (wskazuje palcem na
jeden z dokumentów) Widzę, że ma pan ukończony kurs komputerowy… Czy
często korzysta pan z internetu?
Józek: — Internet lubię. I to bardzo. Tyle, że jest drogi, więc nie
zawsze mam możliwość, żeby poczatować. Przepadam za tym… Siostra mówi,
że powinni mnie podłączyć do internetu na stałe, jak pod kroplówkę.
Janusz: — Poczatować? A czy przegląda pan jakieś informacyjne
portale? Albo strony zagraniczne?
Józek: — Informacyjne? Rzadko, chyba że chcę sprawdzić wynik meczu. A zagranicznych stron nie odwiedzam, bo nie znam języków...
Agnieszka: — Szkoda. Języki bardzo się przydają. Także u nas. Zwłaszcza
angielski.
Piotr: — Panie Józku, myślę, że powinniśmy już przejść do testu,
bo to jest najważniejsze. (tonem wyjaśnienia)
Podam panu jakiś hipotetyczny temat, a pan mi przedstawi swój pomysł na
scenariusz reklamowego filmiku. Zgoda?
Józek: — Tak, oczywiście. Spróbuję.
Piotr: — Taki test przechodzą wszyscy kandydaci, więc proszę się nie
niepokoić… Niech pan na przykład zareklamuje ...mydło. Grupa docelowa, czyli potencjalni nabywcy to kobiety.
Józek: — (nieco zdegustowany)
Mydło? Może coś innego? Dlaczego akurat mydło?
Janusz: — Dlaczego? W tej branży nie ma takiego pytania. Po prostu
przychodzi do pana klient, producent mydła, i mówi: spada mi sprzedaż, zróbcie
coś, ratujcie mnie. Nagrajcie reklamę dla telewizji, ja zapłacę… No i musi
pan coś zrobić, nie powie mu pan: „dlaczego mydło", „może coś
innego"… (podnosi wskazujący palec ku
górze) Ale jeśli pan mu naprawdę pomoże, to ten klient nigdy tego panu
nie zapomni. I nie pójdzie do żadnej innej agencji reklamowej.
Piotr: — (potakuje) Nic dodać,
nic ująć. Nie może pan zostawić klienta z niczym, niezależnie od tego, czy
podoba się panu jego produkt. (po chwili)
No, dobrze. Teraz niech mi pan poda swój scenariusz. Czas do namysłu: pół
minuty. Ogląda pan reklamy w telewizji, więc coś pan wymyśli. (spogląda
na zegarek) Czas, start!
Józek milczy w skupieniu, nerwowo przebierając palcami.
Piotr: — (wciąż
spogląda na zegarek. gdy mija pół minuty, podnosi dłoń ku górze) Czas minął. Słucham!
Józek:- (rozkłada bezradnie ręce) Mało czasu… Za mało. Próbowałem
coś wymyśleć, ale… Nie umiem tak od razu… Tu trzeba zastanowienia...
Piotr: — Ale coś panu chyba przyszło dogłowy? Jakiś pomysł, scenka? Może hasełko?
Józek: — No, tak. To znaczy...(zastanawia
się) Że mydło jest czyste… I ładnie pachnie… Kobieta myje ręce tym
mydłem i się uśmiecha...
Janusz: — (zdegustowany) Mydło
czyste? Tego by jeszcze brakowało, żeby mydło było brudne! Wszystko, co się
zetknie z tym mydłem, ma się od razu stawać czyste. To podstawa. I żeby było
tanie. Tak, to by może wystarczyło dla mężczyzn. Ale dla kobiet to za mało:
trzeba w reklamie podkreślić, że zetknięcie się skóry z tym mydłem jest i przyjemne, i zdrowe. Musi w tym być jakiś powiew luksusu… To dla kobiet
bardzo ważne...
Józek: — Nie pomyślałem o tym… Nie, ja się chyba nie nadaję do
tej pracy...
Janusz: — Chyba nie. Dobrze, że jest pan przynajmniej szczery.
Józek — Ale może mielibyście dla mnie jakąś inną posadę? Może
jakaś praca biurowa...
Piotr: — (zaskoczony) Co
takiego? Nie, nie mielibyśmy. Niestety. Dziękujemy panu, to już wszystko.
Józek: — (wstaje, kłania się) Dziękuję.
(rusza w kierunku drzwi, ale po chwili zatrzymuje się) A może mógłbym
pracować w ochronie?
Piotr: — (z życzliwym uśmiechem)
Niestety, nie mamy żadnych wolnych etatów. Ale życzę powodzenia gdzie
indziej...
Józek uśmiecha się smutno i schodzi ze sceny. Siada na swoim
poprzednim miejscu. Rozpina garnitur, rozluźnia krawat.
Piotr: — (sam do siebie) Sympatyczny
chłopak. Mam nadzieję, że kiedyś coś sobie znajdzie...
Agnieszka: — Swoją drogą, co za determinacja… Przyszedł tutaj,
chociaż dobrze wiedział, że nie ma tu czego szukać… (przez chwilę nasłuchuje, a potem spogląda w kierunku, gdzie siedzi
Noc) Czy nie wydaje się wam, że ktoś tutaj jest? Od dłuższego czasu mam
takie wrażenie...
Piotr: — Wydaje ci się! To ze zmęczenia. Mi też się miesza w głowie...
Agnieszka: — Pewnie tak.
Piotr: — (ziewa) Wiecie co?
Zabierzemy te teczki i zaniesiemy je do biura. Zostawimy je tam, a potem pójdziemy
do bufetu na kawę. W bufecie pogadamy o dzisiejszych kandydatach, a jak wrócimy, to wreszcie ogłosimy wyniki...
Agnieszka: — Dobra myśl!
Janusz: — A ja przy okazji coś zjem. Głodny jestem, jak cholera.
Wszyscy troje zbierają teczki na trzy kupki, a potem każde z nich
zabiera swoją część dokumentów. Wychodzą.
Agnieszka idzie pierwsza, za nią Piotr, a na końcu Janusz.
SCENA CZWARTA
W sali nikogo nie ma, tylko Noc siedzi nieruchomo obok stołu, z lampką w dłoniach. Do izby wchodzi Kronikarz, a za nim Skryba, dźwigający w dłoniach
średniowieczne przybory do pisania. Obaj stają
jak wryci na widok wielkiego, prezydialnego stołu.
Kronikarz: — Na świętego Wawrzyńca, mego patrona! (z obawą spogląda na stół i na stojące obok
krzesła) A cóż to takiego?
Skryba: — Stół! I stołki do siedzenia...
Obaj uważnieprzyglądają
się meblom. Kronikarz dotyka je, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno zostały
wykonane z drewna.
Kronikarz: — Stół! Skąd on się wziął w naszej kancelaryi? (rozgląda się wokół) A gdzie się podziały tamte zydle i ławy? To niesłychane!
Skryba: — To musi jakieś czary! (żegna się pospiesznie) Apage,
satanas! Apage!
Kronikarz: — Głupiś! (po
chwili, uspokajającym tonem) To tylko
drewniany stół i parę krzeseł! W tym zamku nic się nie może wydarzyć bez
zgody naszego księcia. To pewnie on kazał tu wstawić ten stół. Siadaj więc
chłopcze i pisz. Będę ci dyktował. Czy zabrałeś z sobą wszystko, co
potrzebne?
Skryba: — Tak, panie, mam wszystko. Nawet pióro zaostrzyłem. (z pewną obawą siada na najbliższym krześle, a potem starannie rozkłada przed sobą na stole przybory do pisania) Uff!
Ależ to ciężkie… (kładzie przed sobą papier, zanurza czubek gęsiego
pióra w kałamarzu) Jestem gotów. Możesz już dyktować, panie.
Kronikarz: — Dobrze. Tylko pamiętaj, że to jest list szczególnej wagi, dlatego pisz
starannie. Przecież to list do cesarza! (wolnym krokiem przechadza się po pokoju, z dłońmi splecionymi za
plecami) Będę dyktował chodząc, bo
wtedy łatwiej mi myśleć… Sam wielki Arystoteles był przecież
perypatetykiem… (staje na
moment) W którym miejscu stanęliśmy?
Skryba: — (czyta)
...z dawna o tym zamyślał i życzył
sobie tego nasz Książę jegomość, aby krainę sobie przez Boga powierzoną
widzieć w całości i w szczęśliwości...
Kronikarz: — Dobrze. Idźmy więc dalej… (rusza powoli przed siebie. dyktuje, chodząc w kółko po pokoju) Za
czym po długim namyślaniu się i deliberowaniu, tandem uznał Książę, iż
zwłoka dalsza ekstraordynaryjną groźbę przynieść może… A to za sprawą
knowań księcia Filipa, nieustannie na pokój nastającego...
Skryba: — (pisze
starannie, powtarzając półgłosem każde słowo) ...na
pokój nastającego… (do Kronikarza) Co
dalej?
Kronikarz: — (staje
na chwilę) Nie przerywaj mi, bo uronię
koncept! (znów rusza przed siebie, dyktuje powoli i monotonnie) Z przyrodzonym męstwem nastąpił więc nasz Książę na gród Vearn i zdobył go w walnym starciu… Bytność Księcia w tym grodzie szlachetne
oblicze naszego monarchy unaocznić pomogła, albowiem wojsku rabunków zabronił,
rzezimieszków miejscowych na gardle karać polecił i porządek nie mieszkając
zaprowadził, a sam zadowolił się zwykłą w takich przypadkach kontrybucyją
od miasta… Podczas oblężenia bito do miasta z wielu dział, przez co szkodę
niemałą uczyniono… Którą to szkodę, po zajęciu tego grodu, nasz Książę
jegomość z własnej szkatuły miastu powetował, dając przez to mieszczanom
poznać wspaniałomyślność swoją… Stąd urosło w mieszkańcach grodu
Vearn lube przekonanie, iż pod tego monarchy panowaniem będzie się im wiodło
lepiej i bezpieczniej, niźli za rządów niegodnego wspomnienia Filipa… Tą
życzliwością mieszczan k'sobie barzo pobudzony, postanowił nasz Książę
dalszych wojennych kroków na razie poniechać, w roztropności swej i modestyi
kontentując się przyłączeniem grodu Vearn do swojego księstwa, by tym
ochotniej błogie frukta pokoju spożywać, ku ozdobie i szczęśliwości całego
świata… O którego to przyłączenia akceptacyję chciałby niniejszym, z całą
czołobitnością, Waszą Cesarską Mość usilnie prosić… (odchrząkuje,
chodzi przez chwilę w milczeniu) Wiadomo
bowiem od dawna, iż wiele jest miast, które się zalecają ze względu na swą
świetność, świętość lub wyjątkowość, aliści gród Vearn...
1 2 3 4 5 Dalej..
« Jednoaktówki (L.B.) (Publikacja: 14-12-2002 Ostatnia zmiana: 06-09-2003)
Lech BrywczyńskiUr. 1959. Studiował chemię i historię; pracował w wielu zawodach, m.in. jako tłumacz, wydawca, dziennikarz lokalnej prasy, animator życia kulturalnego; dramatopisarz (dramaty publikowane m.in. w: czasopiśmie Res Humana, szczecińskich Pograniczach, w gdańskim Autografie, w elbląskim Tyglu, w magazynie Lewą Nogą, i in.); w 2002 r. ukazała się jego książka Dramaty Jednoaktowe (sponsorowana przez Urząd Miejski w Elblągu). Strona www autora
Liczba tekstów na portalu: 13 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Lewica a wiara rodzima, czyli... POGANIE DO AFRYKI! | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2104 |